+Bungou Stray Dogs+ Saigiku Jouno
W tym one-shocie Saigiku nie jest ślepy. Postanowiłam tak... Bo w sumie czemu nie? Dajmy mu pooglądać świat w tej historyjce!
Od samego początku coś było między nimi nie tak. Byli zbyt podobni do siebie w pewnych kwestiach. Zbyt blisko osadzone charaktery nie powinny przebywać obok siebie a zwłaszcza a takim temperamentem jak Saigiku i (Nazwisko). Byli spokojni, najlepiej ułożeni w oddziale. Jednocześnie dzielili tą samą osobliwą aurę wokół siebie. Szybko podłapali to u siebie. Zainteresowali się sobą nawzajem, obserwowali jak para drapieżników chodzących wokół siebie przed atakiem.
Mieli nawet podobne moce. On miał wyczulony słuch a ona wzrok. Dostrzegała wszystko z kilku kilometrów niezależnie od pory dnia czy nocy. Jej otoczenie nazywało ją Sokolim Okiem.
Po pewnym czasie ich relacja stała się... Głębsza. Z ciekawskich zerknięć przeszli do wygłodniałych spojrzeń podczas spotkań z resztą oddziału. Ich wspólne zaczepki stały się bardziej osobliwe i widoczne. Było między nimi to dziwne napięcie. Nie mówili o swoich uczuciach głośno i otwarcie, choć ich myśli krzyczały do bólu płuc.
Chcę cię. Pragnę cię tu i teraz. Mój umysł mówi nie, ale ciało krzyczy tak.
Ani jedno z nich nie zrobiło jednak kroku do przodu przez pewien czas. Czekali aż któreś z nich pęknie pierwsze. Była to zabawa w podchody. Nie narzekali na nudę.
Ten fizyczny pociąg nie był do nich podobny. Jedno drugie było w stanie zahipnotyzować swoimi ruchami, kształtami ciała czy gestami. Nie wiadomo kiedy i jak pojawiło się to uczucie.
Podczas pewnej misji zdarzył się pewien incydent. Jedno z nich wyraźnie dało znać drugiemu czego chce i nie może już dłużej czekać. A więc było wtedy jedno z cieplejszych wakacji. Misja przebiegła pozytywnie, oboje wracali do bazy. W tle cały czas słychać było marudzenie kobiety. Zdołała już trzy razy powtórzyć jak ciepło jej jest.
- Jeśli jeszcze raz powtórzysz jak bardzo jest gorąco to przysięgam, że dam ci odpowiedni powód do pocenia się - mruknął jej prosto w twarz Jouno. Początkowo patrzyła na niego zaskoczona, ale uśmiech jaki miał na twarzy zdradzał wszystko. Był to nieczysty flirt.
- Ach tak? Udowodnij to - rzuciła mu wyzywające spojrzenie z uśmieszkiem pod nosem. Przystąpiła bliżej do niego o pół kroku. Wyglądało na to, że mężczyzna znajdował się między ścianą a nią. Co za przypadek...
- Z taką wygadaną twarzyczką daleko nie uciekniesz - uniósł jej podbródek wyżej. Musiał odrobinę się pochylić, aby niebezpiecznie blisko znaleźć się jej ust. (Imię) nie cofnęła się, zamiast tego pewna siebie wpatrywała się w jego oczy.
- Ty również. Wygląda na to, że lubisz igrać z ogniem, Jouno - wyszeptała stając na palcach, aby wypowiedzieć te słowa prosto do jego ucha. Prychnął pod nosem zgrabnie zabierając jej dłoń ze swojej piersi. Szarpnął ją o ścianę, przywarł do jej ciała szczelnie, jedno kolano między jej nogami.
- Słyszę bicie twojego serca, (Imię). Czemu bije tak szybko? - uniósł jedną brew do góry.
- Bardzo dobre pytanie! - zaśmiała się niewinnie. Jej dłonie powędrowały na jego boki masując je delikatnie. - Na prawdę dobre pytanie - wyszeptała mrukliwie muskając wargami jego skórę za uchem. Następnie spojrzała mu w oczy wzrokiem tak seksownym jak nigdy wcześniej. Jasnowłosy czuł ekscytację. Jakby nagle jego usta stały się kompletnie suche, spragnione jej odpowiedniczek a dłonie jakby same rwały się do skradnięcia jej ciała. Tu i teraz. Bez przejmowania się gapiami. Widząc jego wygłodniały wzrok umieszczony na jej ustach przygryzła zmysłowo wargę przemieszczając się z dłońmi na jego dobrze zbudowany tors.
Przygryź tą wargę jeszcze raz a zastąpie cię w tym, pomyślał starając się oprzeć wielkiej pokusie.
- Podobno nasze źrenice rozszerzają się kiedy patrzymy na coś kochanego. Twoje są ogromne, Jono - widziała dobrze jego twarz pomimo półmroku. Nic dziwnego z jej mocą. Działo to niestety na niekorzyść mężczyzny. - Wygląda na to, że patrząc na mnie widzisz-- - przerwał jej dość raptownym pocałunkiem. Nie odwzajemniła go początkowo, nawet nie miała czasu na to. Jego palce zacisnęły się na jej biodrach. Uśmiechnęła się z satysfakcją pogłębiając pocałunek. Nie zawahała się oblizać jego wargę a potem nadgryźć ją nie za mocno.
Ich oficjalny, pierwszy pocałunek należał do bardziej nieprzewidzianych, gwałtownych ale na pewno bardzo pobudzających. Nie przyznali tego na głos, ale był to najlepszy pocałunek jaki mogli sobie zażyczyć. Ich ciała wiły się walcząc o dominację. Tak, ani jedno z nich nie było tutaj ofiarą. Byli drapieżnikami. Nie dawali za wygraną od tak sobie. Musieli mieć do tego dobry powód.
- Jouno - wysapała kobieta przerywając namiętną chwilę. W odpowiedzi dostała ciche warknięcie na które się uśmiechnęła rozbawiona. - Szef nie będzie zadowolony jeśli nie wrócimy na czas z raportem - jednym, pewnym ruchem odepchnęła się od niego przecierając usta rękawem munduru. Nie okłamie go, jej ton głosu i rytm serca mówiły co innego. Chciała więcej.
- Wierny kundel - prychnął pod nosem puszczając ją przodem. Poprawił swój strój zanim ruszył w dalszą podróż. Używając swojego dobrego wzroku mogła zauważyć jego wzrok. Niby zgodził się z nią, ale jego wygłodniały wzrok wyrażał wyraźny sprzeciw.
Bawili się zbyt dobrze, żeby zapomnieć o kontynuacji.
I tak też było. Kiedy nikt nie patrzył zaczepiali się kontynuując zaczętą zabawę. Mieli przy tym wiele ubawu a zwłaszcza podczas oszukiwania swoich kolegów z oddziału, nawet kapitana.
Niestety nagle coś przerwało ich beztroskie igraszki. Dzisiejszego dnia na misję przybył Saigiku oraz Tachihara. Misja, którą miał wykonać z (Nazwisko) a nie z młodszym towarzyszem. Początkowo nie pytał o przyczyny zamiany. Nie musiał, dostał odpowiedź od Michizou. Podobno potajemna partnerka jasnowłosego źle się czuła i została w domu. Z tą informacją w głowię udał się na misję z młodszym kolegą.
- Saigiku? - jego uwagę zdobył po jakiś czasie właściciel bursztynowych oczu. - Wielu ludzi z oddziału zastanawia się czy coś cię łączy z (Nazwisko) - Tachihara zdobył się na odwagę i powiedział co myślał o całej sytuacji. Nie tylko on. Ludzie faktycznie podejrzewali tą dwójkę o romansowanie.
- Interesujące plotki. Jeszcze takich nie słyszałem - obdarzył rozmówcę ponurym uśmiechem z przymkniętymi oczami. Ramiona Tachihary spięły się na ten widok. Nie rozmawiali po tym zbyt dużo. Skupili się bardziej na wykonaniu zadania i rozstaniu się, bowiem atmosfera była sucha, zdolna podrażnić ich układ oddechowy.
Po zdaniu raportu Fukuchiemu faktycznie rozeszli się w swoje strony. Jeden do swojego domu, drugi... Do domu (Imię). Musiał z nią porozmawiać, zobaczyć. Po prostu czuł taką potrzebę. Dzień bez widzenia jej, bez słuchania jej głosu był taki dziwny, osobliwy. Wiedział gdzie iść. Zdarzyło im się kiedyś zatrzymać po drodze do siedziby pod jej domem. Był skromny, ale nie wyglądał źle.
Stojąc przed budynkiem widział blade światło w oknie na piętrze. Nie musiał się nawet trudzić z dostaniem do środka. Drzwi nie były zamknięte na klucz czy inne zabezpieczenia. Niemądrze z jej strony.
Jednak co zmusiło ją do takiego rozkojarzenia? Jono mógł jedynie podejrzewać. Nie była kobietą roztrzepaną, zamyśloną czy chaotyczną. Była tą spokojną, mądrą, cholernie mądrą, kobietą.
W środku panowała cisza. Światło było zgaszone, zrozumiałe. (Imię) nie potrzebowała go z tak wyczulonym wzrokiem. Ostrożnie, w półmroku zmierzał na piętro. Uważał, aby nie robić przy tym zbędnego hałasu. Słyszał dzięki swojej zdolności jej bicie serca, płytki oddech, szelest metalu. W jego głowie krążyły różne scenariusze. Co takiego robi? Ciekawość pchała go coraz dalej.
Lokalizując jej pokój po jej biciu serca wszedł do środka. Światło, jakie widział z zewnątrz dobiegało z lampki na biurku. Dawała ona widok na pokój swoim delikatnym światłem. Zauważył, że na podłodze panował chaos. Nie miał bowiem czasu na podziwianie tego artystycznego nieładu, bo zimne ostrze znalazło swoją drogę do jego gardła.
- Chryste panie, Jouno. Od kiedy jesteś nocnym włamywaczem? - (Imię) odstawiła scyzoryk od jego skóry. Na jego twarz wypłynął uśmiech a z płuc wydusił cichy śmiech.
- Nie jestem. Drzwi były otwarte. Wszedłem tutaj jak dżentelmen - podniósł rękę do ściany znajdując włącznik światła.
- A, a! - zatrzymała jego rękę zyskując jego uwagę. W bladym oświetleniu zauważył, że kobieta ma na sobie podkoszulek z krótkimi rękawkami. Wydawał się on o wiele za szeroki na jej rozmiar. Mógł się jedynie domyślać czy pod podkoszulkiem kryją się spodenki czy sama bielizna. - Nacieszyłeś oczka już? - spytała muskając jego podbródek palcem.
- Podobno źle się czułaś - zmienił temat ściągając z nakrycie głowy i odłożył je na szafkę, tym samym wpraszając się do środka. Zauważył na parapecie i podłodze butelki alkoholu.
- Martwiłeś się? Jak uroczo - prychnęła podchodząc do parapetu, gdzie oparła się, zgarnęła kieliszek wina i upiła łyk. - Ale jak widzisz nie umieram, więc wszystko jest w porządku.
- Ach tak? Zawsze tutaj tak było? - spytał ogarniając wzrokiem bałagan. (Nazwisko) wzruszyła ramionami.
- To się nazywa abstrakcjonistyczne myślenie - wydukała obserwując jak podchodzi do niej, opiera dłonie na parapecie po obu stronach jej bioder. Patrzy jej w oczy z uśmiechem.
- Hm. Moim zdaniem przypomina to bardziej martwą naturę - pochylał się nad nią, kiedy ostrożnie przygryzała kieliszek. Zaśmiała się gorzko. Może była odrobinę zamglona przez alkohol, ale nie pijana. Wiedziała, że jego dłoń podróżująca z uda w górę oznacza jedno. Powoli zbliżał usta do jej szyi, jego włosy gilgotały jej skórę. Zatrzymała go uderzeniem (ostrożnym) w pierś ręką.
- Nie dzisiaj. Jeśli przyszedłeś tutaj w tak dżentelmeński sposób tylko po to, to radzę już się pożegnać.
- Zmuś mnie - muskał ustami jej szyję. Odkrył przy okazji, że pod podkoszulkiem ma bieliznę.
- Jouno, mówię poważnie - jeszcze mocniej pchnęła dłoń w jego pierś. Zanim podniósł głowę, aby spojrzeć na nią westchnął. - Lepiej wyjdź. Zanim oboje tego pożałujemy.
- Co ci takiego dolega, że nie przyszłaś na misje? - dalej utrzymywał dłonie na jej talii.
- Żałoba. Aż mnie dziwi, że Fukuchi jeszcze tego nie wygadał wszystkim - smutny uśmiech ozdabiał jej zmarniałą twarz. Dopiero z bliska zauważył cienie pod jej oczami. - Ale z drugiej strony... On był jego przyjacielem. Chyba nasz szef potrafi zachować się od czasu do czasu poważnie - dodała mieszając w kieliszku czerwone wino zanim znowu je upiła. Saigiku odrobinę wyprostował się, poważniejszy wyraz twarzy przyozdabiał jego obliczę.
- Powiesz o co chodzi? Zanim postaram się pocieszyć twoją smutną osóbkę - jego kciuki gładziły jej skórę pod podkoszulkiem. Poznawał jej delikatność.
- Szlachetnie z twojej strony - odłożyła kieliszek na bok. - Mój ojciec umarł ostatniej nocy w szpitalu. Ciężko chorował na serce - przyznała dość oschle choć w głębi powodem tego było gnijąca dusza i uczucia. Jej rodzic był dla niej jedynym oparciem w tym świecie. Matki nigdy nie znała. Ojciec ofiarował jej całe swoje życie. Mimo, że postąpiła wbrew jego woli i wstąpiła do oddziału dalej wspierał ją jak tylko mógł. Szkoda, że jego serce nie wspierało jego.
- To powód twojego smutku? - spytał wydając się zdziwiony jej słowami. Podniosła na niego martwy wzrok. Jakby wszystkie emocje uleciały z niej świstem jak z balona.
- Tak. Żałosne, prawda? - prychnęła odpychając go od siebie, aby przejść na łóżko na którym usiadła zmęczona. - Wielka (Imię) załamana po śmierci swojego starego. Nieźle brzmi, aż sama się zaśmiałam.
- Brzmi tragicznie a nie nieźle - poprawił ją. Obserwował ją. Jej ramię było odsłonięte, włosy w nieładzie, wykończony błysk w oczach. - Wyglądasz tak samo jak twoje słowa - dodał siadając obok niej.
- Romantyk z ciebie - westchnęła. - Wiesz co jest lepsze? - runęła na łóżku wpatrując się w sufit. - Że ostatnią wolą mojego ojca jest zerwanie kontaktów z Psami Myśliwskimi - leżąc tak bezwładnie na miękkim materacu wyglądała jak zmęczona, bezbronna istota bez woli życia. - Jako dobra córeczka jestem gotowa spełnić jego życzenie.
- Ach... - mruknął wreszcie Jouno rozumiejąc jej przekaz. - Więc próbowałaś upić swój żal? Nie chcesz opuszczać naszego oddziału. Jesteś urocza - przewrócił się na bok znajdując się nad nią. Wpatrywała się w niego intensywnie.
- To niczego nie zmieni. Rozmawiałam z Fukuchim. Pozwala mi odejść w cichy sposób - Saigiku owijał wokół palca kosmyk jej włosów. - Więc wczorajszy dzień w pracy był moim ostatnim. (Imię) (Nazwisko) zginęła w swoim domu z powodu wykrwawienia.
- Więc po to był ci scyzoryk? Do samobójstwa?
- Najwidoczniej przydał się również do zastraszenia nieproszonego intruza - posłała mu cień uśmiechu. - Pewnie nie rozumiesz mojego cierpienia. Rodzic to stary degenerat nie rozumiejący potrzeb nowoczesności swojego dziecka. Moja relacja z ojcem była niepowtarzalna. Jedyna w swoim rodzaju. Czysta. Dlatego mnie to tak boli, bardziej niż martwienie się swoim dobrem - mówiła coraz to cichszym tonem.
- Egoistka.
- ... Nie słuchałeś mnie? Gdybym myślała o sobie to cieszyłabym się ze spadku po ojcu i tym podobne.
- Mam dać ci wystarczający powód abyś nie skorzystała ze swojego scyzoryka? - pochylił się jeszcze bardziej nad nią. Stykali się nosami. Jego wzrok przeszywał ją lodowatymi pociskami jednocześnie ekscytując ją dziwnie. Niestety nie była to ekscytacja skłaniająca do brudnych czynów.
- Powiedziałam, że nie mam ochoty, parszywy psie - przechyliła głowę na bok widząc jego dłoń przy jej włosach. - Czasami nie używaj swoich klejnotów przy mnie tylko głowy, bo teraz najmniej ich potrzebuje - nie zwracając na niego uwagi obróciła się na bok składając szybkiego całusa na jego dłoni.
- No proszę, jak delikatna dziewica - prychnął schodząc z nad jej ciała. Na chwilę jeszcze był na nogach zdejmując z siebie większość umundurowania z pracy.
- Zamknij się. Mówiłam poważnie, jeśli nie chcesz żebym użyła scyzoryka to zostań przy mnie. Bez podtekstu seksualnego - wymamrotała jakby speszona tymi słowami. Został w koszuli i spodniach. Położył się obok niej na boku podpierając głowę o rękę. Początkowo na niego zerknęła ale potem jej wzrok lądował na wszystkim ale nie na nim. Sięgnęła po jego wolną rękę.
- Na prawdę. Nie przypominasz tego wilka z misji. Bardziej potulną, smutną owieczkę - złączyła ich dłonie zaciskając ją lekko.
- Jestem martwą byłą członkinią Psów Myśliwskich. Wiesz, że mogę cię zabić bez obaw? Martwej osoby nie można sądzić.
- Tak, tak - czy Jouno właśnie przewrócił na nią oczami rozbawiony?
- Jesteś kawałem nieczułego chama - skomentowała początkowo oschle, ale z czasem prychnęła pod nosem z uśmiechem. - Ale moim kawałem nieczułego chama - pokiwała z niedowierzaniem głową. Jak bardzo upadły jej standardy w płci przeciwnej?
- A ty moją groźną ale smutną i potulną owieczką.
- Poczekaj aż tej "owieczce" przejdzie żałoba i pokaże ci kto rządzi w tym związku.
- Mmhm - mruknął obojętnie pod nosem. Była to jej kolei do wywrócenia oczami. Nie skomentowała tego zachowania zbierając myśli przed następnym krokiem.
- Jutro jest pogrzeb - zmieniła po chwili tej głuchej ciszy temat. Dość istotny.
- Chcesz żebym z tobą poszedł?
- Cud, czasami faktycznie myślisz o czymś innym niż o zbereźnych rzeczach przy mnie.
- Dalej o nich myślę.
- Zapamiętaj, że jeśli nie mam ochoty to NIE MAM OCHOTY - podsunęła kolano do jego krocza tak nagle, że mężczyzna drgnął.
- Uważaj, możesz otrzymać efekt kompletnie odwrotny od zamierzonego takimi zagrywkami - westchnął, jakimś cudem uśmiech w ogóle nie schodził z jego twarzy. - Ale zgoda. Pójdę z tobą na pogrzeb. Zadowolona? - spytał całując czoło swojej ukochanej.
- Bardzo. Więc może poczekasz na mnie krócej. Jak dalej będziesz się dobrze zachowywał - puściła mu zalotne oczko. On ostrożnie wysunął ostrze z kieszonki podkoszulka.
- Co powiesz na to, że umyje się najpierw i dołączę się? - powoli zgarniał się z łóżka nie odrywając od niej wzroku.
- Świetny pomysł.
- Zaraz będę z powrotem - otworzył okno na moment i wyrzucił przez nie ostrze. Przechodząc obok zaskoczonej kobiety ponownie ucałował jej czoło i poczochrał włosy. Zniknął w ciemnym korytarzu.
- Łazienka po lewej - nakierowała go kiedy ocknęła się z zamyślenia. - Uroczy ale napalony głupek - prychnęła cicho przytulając się do poduszki z idiotycznym uśmiechem.
- Słyszałem...
Ja... Ja nie wiem co to jest. Miałam napisać wam niespodziankę lemonika a wyszło... To... Mimo, że w tle słuchałam playlisty Chase Atlantic to i tak obyło się bez 18+. Dziwne. Chyba pierwszy raz jestem tak zmieszana napisanym rozdziałem że nie wiem co wam powiedzieć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top