+Bungou stray dogs+ Ranpo Edogawa

Tamtego wieczoru siedziałaś na komendzie policji. Otoczona mężczyznami w mundurach policyjnych spięłaś się jeszcze bardziej. Wreszcie przełamałaś się i uderzyłaś dłonią o biurko.

             - Jestem niewinna! - broniłaś się wpatrując się w komendanta przed sobą. Prychnął pod nosem odwracając do ciebie zdjęcia z miejsca zbrodni.

             - Została pani znaleziona z narzędziem zbrodni na miejscu zbrodni przy ofierze. Była tam pani sama. Coś jeszcze ma pani do powiedzenia na ten temat? - na zdjęciu było ciało zastrzelonej kobiety na dywanie w domu. Obok leżała broń palna jaką trzymałaś kiedy policja znalazła cię.

             - Jestem niewinna. Mówiłam, że zostałam wrobiona w morderstwo - warknęłaś groźnie zirytowana tym, że nikt ci nie wierzy w tym pokoju. Zacisnęłaś mocniej dłonie w pięść czekając na odpowiedź policji.

             - Jako jedyna byłaś tam. Miałaś w dłoni pistolet z którego kula została wystrzelona w głowę zamordowanej. Masz czelność jeszcze próbować się bronić? - spytał beznamiętnie starszy mężczyzna. Już chciałaś podnieść się z krzesła, kiedy ktoś przemówił wchodząc do pomieszczenia.

             - Sierżancie, to nie ona - zaskoczona tymi słowami po prostu odwróciłaś się za siebie. W drzwiach stał znany detektyw w mieście. Jako jedyny dotychczas postawił się w twojej obronie. On. Edogawa Ranpo.

Wiedziałaś, że jeśli jakimś cudem masz tego człowieka po swojej stronie możesz udowodnić swoją niewinność. Jego zdanie zawsze liczyło się jako to z najważniejszych. Cieszyłaś się słysząc jego słowa u progu pokoju przesłuchać.

              - Detektyw Ranpo... - pokerowa twarz sierżarnta szybko przybrała bardziej bladszych odcieni udekorowanych gramem strachu.

             - Ta kobieta jest niewinna. Sprawca uciekł z miejsca zbrodni i jest na wolności - dodał utwierdzając innych w przekonaniu, że mogłaś faktycznie nie kłamać.

             - Więc skąd broń w jej rękach? - policjant nie dawał za wygraną. Detektyw przepchnął się przez tłum bliżej ciebie i komendanta. Chowając dłonie po kieszeniach uśmiechnął się.

             - Mówiła już wam jak - wiedziałaś, że Ranpo mówił o tobie. Zrozumiałaś, że miałaś wielkie szczęście, ponieważ taki detektyw jak on zauważył twoją sprawę i postanowił działać.

             - Ofiara była moją znajomą z pracy. Gorzej się czuła, więc postanowiła ją odwiedzić i przy okazji przekazać papiery z pracy od szefa. Kiedy weszłam do środka zauważyłam, że nad ciałem (Imię koleżanki) stoi zamaskowana osoba, która w mgnieniu oka rzuciła do mnie broń i wybiegła oknem. W tym samym czasie policja weszła do środka - wytłumaczyłaś któryś raz z kolej. Zapanowała cisza.

             - Do czasu znalezienia mordercy zajmę się nią - poczułaś na ramieniu czyjąś dłoń. Kiedy odwróciłaś się, aby ujrzeć do kogo ona należy twoje spojrzenie skrzyżowało się z przenikliwymi zielonymi tęczówkami Edogawy.

              - Z pańską pomocą na pewno uda nam się szybko odnaleźć prawdziwego sprawcę--

             - Kto powiedział, że będę wam lrzy tym pomagał? Działacie beze mnie, wystarczająco już wam pomogłem - przerwał komendantowi detektyw. Spojrzałaś na czerwoną ze złości twarz polcjanta. Tak bardzo starał utrzymać spokój, że aż trudno było ci się nie zaśmiać.

             - Więc... Jestem wolna? - spytałaś, kiedy starszy mężczyzna za biurkiem chciał coś skomentować po słowach Ranpo. Uniósł już palec do góry jakby zamierzał go upomnieć, ale spojrzał na ciebie. Westchnął kładąc oby dwie dłonie na biurku.

             - ... Tak. Przepraszamy za kłopot panienko Poe - ze spuszczoną głową reszta ekipy policjanta również przeprosiła za swoją pomyłkę. Odkiwnęłaś wstając z krzesła, aby wyjść z komendy razem z detektywem u twojego boku.

Kiedy już byliście na zewnątrz było już ciemno. Rozejrzałaś się dookoła wdychając powietrze do płuc.

             - Poe? Jesteś siostrą Edgara? - zwrócił się do ciebie Ranpo. Spojrzałaś na niego. Nie było to pytanie na które nie znał odpowiedzi. Chciał po prostu usłyszeć odpowiedź z twoich ust.

             - Znasz mojego brata? - spytałaś podejrzliwie. - Znęcasz się nad nim? Odpowiedz mi! - nagle do twoich żył wpłynęło więcej adrenaliny. Wiedziałaś, że Edgar nie miał dużo przyjaciół więc skoro ktoś go zna mógł go po prostu gnębić za twoimi plecami. Miałaś syndrom nadopiekuńczej siostry. Na pierwszym miejscu zawsze stawiałaś dobro aspołecznego brata.

             - (Imię)! Hm? Ranpo? - nagle za twoimi plecami rozległy się spowalniane kroki. Stawały się one coraz głośniejsze, więc odwróciłaś się za siebie. Był to twój kochany brat.

             - Edgar? Znasz go? - skierowałaś palec na Ranpo.

~6 miesięcy potem~

Po tak długim czasie udało się policji znaleźć mordercę, który siedział za kratkami już pięć miesięcy. Mimo, że sprawa została rozwiązana utrzymywałaś wspaniałe kontakty z detektywem. Razem ze swoim bratem często spędzaliście razem czas. Zdarzało się, że Ranpo odwiedzał cię w twojej pracy.

Pracowałaś w wydawnictwie książek. Pomagałaś wielu pisarzą, którzy wreszcie odważyli się opublikować swoje dzieła na papierze. Cieszyłaś się z tego powodu. Lubiłaś patrzeć jak ich dzieła zbierają potężne żniwa.

Tego dnia twój kochany detektyw przyszedł do twojego biura z paczką słodyczy. Zajadał się nimi przysiadając na biurku obok ciebie. Miałaś przerwę w pracy, więc mogłaś sobie pozwolić na większą swobodę.

             - Hej, może pójdziemy jutro do parku rozrywki? - zaproponował delektując się kolejnym cukierkiem. Uśmiechnęłaś się.

            - Z miłą chęcią. Jednak obawiam się, że Edgar nie będzie chętny - dodałaś wzdychając. Edgar Allan nie przepadał za takimi atrakcjami, gdzie jest dużo ludzi i adrenaliny. Obawiałaś się, że może zejść na zawał przy pierwszej, lepszej kolejce.

             - Da sobie radę bez ciebie! Pójdziemy razem, jasne? - machając nogami odwrócił głowę w twoją stronę z szerokim uśmiechem.

             - Oczywiście! - odwzajemniłaś gest. W pewnej chwili zauważyłaś odrobinkę ciastka na wardze mężczyzny. Prychnęłaś pod nosem. - Jesteś jak dziecko, Ranpo - sięgnęłaś bez ostrzeżenia dłonią do ust ciemnowłosego aby pozbyć się kciukiem okruszka. Kiedy się go pozbyłaś spojrzałaś na oczy przyjaciela.

             - To nie mężczyzna powinien robić takie rzeczy? - spytał retorycznie.

             - Od kiedy trzymamy się takich stereotypów? Dziewczyna też może takie rzeczy robić - wywróciłaś oczami rozbawiona. Detektyw westchnął wstając na równe nogi obok ciebie. Odwrócił się do wyjścia.

             - Jak wolisz. Mam jeszcze coś do zrobienia. Do jutra! - pomachał do ciebie i wyszedł tak po prostu. Zaskoczona wpatrywałaś się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał. Zorientowałaś się też, że twoja przerwa się skończyła, więc ze zmieszanymi uczuciami wróciłaś do oracy widząc nadchodzącego klienta.

Ranpo w tym czasie udał się do leżącego blisko wydawnictwa domu pani z wydawnictwa. W środku czekał na niego nie kto inny jak Edgar. Nie zdziwił go widok detektywa. Wszystko to było zaplanowane.

             - Więc jednak przyszedłeś - skomentował pisarz przygotowując w kuchni coś do pocia dla gościa i siebie. Ranpo usiadł przy stoliku odrobine zamyślony.

             - Zgodziła się jutro iść do parku rozrywki.

             - Park rozrywki? Przecież te kolejki są takie niebezpieczne-- - odwrócił się do detektywa. Napotkał jego ostry wzrok przez który po kręgosłupie pisarza przeleciały zimne ciarki. - To świetny pomysł. Na pewno będzie się tam świetnie bawić - dokończył szybko. Zalał herbaty i podał jedną przybyszowi.

             - Więc mówiłeś, że zna się na kwiatach... W sensie ich znaczeniu - zaczął Edogawa kompletnie nie zapoznany z tematyką miłosną. Edgar kiwnął twierdząco głową. Szop wskoczył na parapet okna i ułożył się w swoim legowisku wygodnie.

             - Tak, (Imię) jest w tym bardzo dobra. Jeśli chcesz dać jej kwiaty musisz bardzo uważać jakie one są - poradził mu Edgar.

             - Dlaczego nie mogą to być zwykłe róże i słodycze? - mruknął pod nosem Edogawa mieszając herbatę łyżeczką.

             - Zależy jak kochasz (Imię).

            - Aż tak ważne to może być? - nie myślał, że będzie musiał opowiadać o swoich uczuciach jakie wywiera na nim twoja osoba. Wolał zachować to dla siebie.

             - Kwiaty oznaczają inne rodzaju uczuć, więc żeby ci pomóc muszę je poznać - wytłumaczył Poe. Ranpo musiał się chwilę namyślić aby ubrać słowa w odpowiednie zdania. To, co do ciebie czuł było tak mocne i nie do opisania, że było to na prawdę trudne zadanie.

             - Cóż... (Imię) bardzo mnie fascynuje. Czyni mój świat piękniejszym i... Chyba jest dla mnie bardzo, bardzo ważna. Hmm... Chciałbym też być lojalny według niej i dawać jej szczęście? Tak, coś jakiego - mimo swojego zastanawiania się był w stanie złożyć jedynie takie chaotyczne zdania. Nie był tak wspaniały w opisywaniu swoich uczuć jak rozgryzaniu kolejnych zagadek.

             - Więc musisz jej dać bukiet z tulipanów, gerbarów i białych goździków - odparł po chwili pisarz z cieniem uśmiechu na ustach.

              - Jesteś pewien?

             - (Imię) często mówi mi o znaczeniu kwiatów ze swojej fascynacji więc trochę wiem o tych rzeczach - Ranpo upił łyk ciepłej herbaty i w zamyśleniu patrzył na swoje odbicie w niej.

             - (Imię) jest na prawdę ciekawą osobą - wydukał do siebie cicho.

Jeszcze trochę przesiedział z Edgarem wyciągając z niego kolejne informację o tobie, jednak czas zleciał im tak szybko, że lada moment miałaś wrócić do domu. Edogawa szybko wyszedł i z pewnymi trudnościami wrócił do swojego domu. Umówiliście się telefonicznie o godzine i miejsce dokładne spotkania po czym zostało wam już tylko czekać na jutrzejszy dzień.

Po przespanej nocy wstałaś i postanowiłaś spędzić trochę czasu z bratem a potem, po obiedzie udać się na spotkanie przed parkiem. Była wspaniała pogoda. Czekałaś na swojego towarzysza odrobinę zdenerwowana. To była ta nieliczna sytuacja kiedy miałaś spędzić z nim więcej czasu niż w pracy na przerwie bez swojego brata. Będziecie tutaj w dwójkę.

             - Jak zwykle przed czasem - usłyszałaś z lewej strony. Odwróciłaś się w bok napotykając detektywa w swoim bardziej luźnym i zwyczajnym stroju. Lekko zaskoczona przywitałaś się z nim i ruszyliście do kasy. Po kupieniu biletów mieliście cały park do swojej dyspozycji.

Uwielbiałaś takie miejsca pełne takich atrakcji. W przeciwieństwie do swojego brata nie byłaś aż tak aspołeczna. Po prostu nie przejmowałaś się innymi tak bardzo podniecona kolejkami jakie już na ciebie czekały.

Chodziliście z jednej atrakcji do następnej bawiąc się świetnie. Dla swojego zdrowia dołożyliście jedzenie na sam koniec pobytu w parku rozrywki. Nigdy byś nie pomyślała, że możesz tak dobrze bawić się z detektywem, który sześć miesięcy temu uratował ci skórę.

Nie spodziewając się tego, co miało za chwilę nastąpić usiadłaś w jednej z restauracji przy stoliku czekając aż wasze zamówienia przybędą. Komentowałaś z Edogawą każdą przebytą kolejkę z podekscytowaniem opowiadając swoje wewnętrzne przeżycia. Mężczyzna jeszcze w życiu nie widział tak radosnych, (kolor) oczu u człowieka jak u ciebie. Bawiło to jego serce.

Wreszcie po posiłku nadszedł punkt kulminacyjny. Ranpo odszedł od stolika udając się do taolety na moment. Przeglądając się w lustrze starał się uspokoić przed tym, co zaraz zrobi. Kelner z jakim dzisiejszego dnia współpracował przyniósł mu świeżo zrobiony bukiet kwiatów o których mówił Edogawie Edgar. Podziękował za pomoc i poprawiając ostatni raz ubrania wyszedł z łazienki chowając puchaty bukiet za plecami.

Przeglądając telefon nie byłaś w stanie zobaczyć na początku niespodzianki mężczyzny. Twoją uwagę wzbudziłby szepty i westchnienia innych gości. Podniosłaś głowę, aby zobaczyć stojącego na przeciwko ciebie Ranpo. Wyłonił zza siebie bukiet wręczając ci go.

             - Dla najpiękniejszej ze wszystkich - dodał z uśmiechem. Schowałaś telefon zasłaniając usta z wrażenia swoimi dłońmi. Wstrzymałaś oddech nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Ludzie zaczęli pogwizdywać waszą dwójkę i szeptać słodkie słówka o was. Wreszcie przemogłaś się i przyjęłaś kwiaty od niego.

              - Tulipany, gerbery i białe goździki... Czemu one? - spytałaś doskonale pamiętając ich znaczenie. Nie wiedziałaś czy był to zwykły przypadek czy coś więcej.

              - Mówiłem, że musiałem coś załatwić - zaśmiał się drapiąc swój kark. - Więc? Powiesz to magiczne "tak"? - na to pytanie niektórzy parsknęli śmiechem. Ta scena była urocza. Ty również wybuchłaś krótkim, wzruszonym śmiechem. Odłożyłaś kwiaty na stolik, aby wskoczyć w objęcia twojego kochanego detektywa.

             - Tak!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top