+Bungou Stray Dogs+ Mushitaro Oguri

Oguri nie był typem człowieka, który lubił pracować w grupie. Był samotnikiem a jak już pracował dla jakiejś organizacji to tylko i wyłącznie dla swoich potrzeb. Tak przynajmniej sobie wmawiał. Jest wiecznie samotnym wilkiem i takie życie mu odpowiadało. Próbował sobie to wmówić nawet po poznaniu ciebie, ale przyznajmy sobie szczerze... Nie mógł ukrywać prawdy wieczność, racja? 

Był wtedy deszczowy wieczór. Na jego nieszczęście nie miał ze sobą parasola. Paskudna ulewa zmoczyła jego ubrania i włosy. Nie był w humorze z kimkolwiek rozmawiać, jego twarz nie wyrażała niczego więcej prócz furii. Chciał już znaleźć się w mieszkaniu, wysuszyć się i zapomnieć o tym złym dniu. Jakby przez cały dzień od poranka prześladował go pech.

      - Hej! Proszę pana! - gdzieś za nim rozbrzmiał czyiś głos i szybkie kroki, które stawały się coraz głośniejsze. - Proszę pana! - wołanie powtórzyło się. Przystanął i odwrócił się zirytowany za siebie. Tak, głos mówił do niego. Za nim biegła kobieta, na oko w podobnym wieku, ubrana w liliową sukiennie wieczorową. Faktycznie z tej perspektywy wyglądała jak kwiat. Włosy elegancko upięte, na twarzy zmęczenie ale pogoda ducha. I przede wszystkim parasol w jednej dłoni a w drugiej buty na obcasie. - Przemarznie pan! - dodała podnosząc parasol nad jego głowę. Był na tyle duży, aby zmieścić ich oboje w ukryciu przed deszczem.

      - Nie potrzebuję pani pomocy - mruknął ze zgryzotą. Spojrzała na niego z westchnięciem.

     - Jeszcze mi pan podziękuje! - zauważyła żartobliwie z uśmiechem. - Gorszy dzień? Ma pan to wypisane na czole drukowanymi literami - spytała krzyżując z Ogurim spojrzenia.

     - To chyba nie pani interes - warknął nieprzyjemnie w odpowiedzi.

    - Staram się być miła. W końcu będziemy dzielić ten parasol dopóki nie dotrzemy do pana domu.

     - Nie zajmie nam to długo - stanął przy pierwszym, lepszym bloku sygnalizując, że są na miejscu. Chciał się jej pozbyć ze swojego otoczenia.

     - Proszę udowodnić - uśmiech nie znikał z jej twarz kiedy wskazała kiwnięciem głowy na panel otwierający drzwi po wpisaniu hasła. Mushitaro przeklną w myślach. Przez chwilę bił się z myślami milcząc i zabijając kobietę wzrokiem. - Chyba musimy poszukać tego właściwego domu - oplotła rękę wokół jego przedramienia i pociągnęła do przodu.

      - Hej! - krzyknął w ramach sprzeciwu.

     - Hm? Nie ten kierunek? W takim razie niech pan prowadzi a nie daje prowadzić damie - zaśmiała się pod nosem. Ku swojemu ogromnemu dyskomfortowi wymamrotał kilka niezrozumiałych słów, wydostał rękę z jej uścisku i ruszył przed siebie. Przejął jej parasol, aby nie musiała unosić jej za długo zbyt wysoko.   

      - Nie tylko pan ma zły dzień, panie...

    - Mushitaro - westchnął zmęczony. Nie miał zamiaru się kłócić i drażnić z nią. Po prostu zagra w jej gierkę, dojdzie do domu i będzie miał święty spokój. - Doprawdy? 

     - Ja również miała totalnie nieudany dzień - mruknęła przeciągając się dopóki nie poczuła strzyknięcia w plecach. - Podczas mojego koncertu narzeczony zerwał zaręczyny. Wcześniej się pokłóciliśmy, zjadała mnie trema. Maże o niczym innym tylko o długiej kąpieli z pianą i butelką wina w moim samotnym domu z którego wynosi się mój już były - westchnęła rozmarzona i zamyślona. Przepraszam, że tak pana zaczepiłam. Chciałam pomóc i stracić czas zanim ten kretyn się wyniesie z mojego domu - przyznała otwarcie. Jaki sens miało opowiadanie mu o tym? Racja, ta historia sama w sobie była interesująca, ale nie miało sensu dzielenie się nią? 

       - ... Dlaczego cię zostawił? - spytał pozwalając wygrać ciekawości. 

     - Powiedzmy, że mieliśmy inne poglądy na istotne zagadnienia - stanęli na przejściu dla pieszych czekając na zielone światło. - Ale przynajmniej koncert się udał. Nie pomyliłam się a żadnych utworze - ponownie się uśmiechnęła. Już miał zapytać o jakim koncercie mówi, kiedy kątem oka zauważył plakat na tablicy ogłoszeń. Występ w teatrze znanej pianistki i zdjęcie jego towarzyszki. 

      - (Nazwisko) (Imię)? - spytał na co kiwnęła twierdząco głową. Ruszyli na drugą stronę przejścia. 

     - Dobry z pana detektyw - o nie. Mushitaro był mordercą detektywów, tak mógł siebie nazywać. Dzięki swojej mocy potrafił śledczym stworzyć prawdziwe piekło. Uśmiechnął się pod nosem. Nie powie jej tego na głos, oczywiście, że nie. 

     - Można tak powiedzieć. 

W trakcie drogi do jego domu ulewa nie ustawała. Na szczęście nie zmokli bardziej niż dotychczasowo. Udało im się spokojniej porozmawiać, mimo gburowatego oblicza mężczyzny. Wydawało się, że chyba zdołał się przyzwyczaić do jej charakteru. Stanęli na progu drzwi. Oguri już miał się pożegnać z pianistką.

      - Mam nadzieję, że spotkamy się w bardziej weselszych okolicznościach - pogładziła jego ramię na pożegnanie z serdecznym uśmiechem. Przez kilka sekund wpatrywał się w nią, a kiedy wreszcie odzyskał kontrolę nad swoim ciałem otworzył i zamknął drzwi przed jej nosem speszony niespodziewanym dotykiem. - Hej, moja-- - chciała upomnieć się o parasolkę z którą znikł za drzwiami, ale zrezygnowała. Westchnęła rozglądając się, aby zapamiętać okolicę i wrócić kiedy indziej po swoją własność. Nie była to okolica daleka od jej miejsca zamieszkania. Naciągnęła płaszcz na głowę i szybkim krokiem udała się w kierunku swojego domu.

W tym czasie Oguri jeszcze stał przywarty plecami do drzwi. Czuł szybsze bicie serca. Czym się tak zestresował? Był to zwyczajny dotyk, do jasnej cholery! Wtedy jego oczy spoczęły na mokrej parasolce obok jego nogi.

        - O szlag - mruknął pod nosem podnosząc przedmiot i otwierając drzwi. - Twój para-- - niestety kobiety już nie było. Wychylił się na zewnątrz, jednak nie pomogło mu to w jej zauważeniu. - --sol... - dokończył ciszej. Warknął pod nosem jakieś przekleństwa. Otrzepał parasol w deszczówki, złożył go i wszedł do środka mieszkania. Był zły, ale na siebie. Zachował się jak jakiś aspołeczny dziwak. Wtedy jeszcze nie podejrzewał, że były to pierwsze symptomy miłości.

(Imię) wróciła po swoją własność następnego dnia. Wyglądała jakby jej noc upłynęła nie tylko na kąpieli z jedną butelką wina. Musiało być ich przynajmniej dwie i nieprzespana noc. Widząc ją w takim stanie, dalej uśmiechającą się, zaprosił ją do siebie nie wiedząc dlaczego. Tłumaczył to jako impuls. Impuls, dzięki któremu zbliżyli się do siebie. 

Nie wiadomo kiedy zaczął uczęszczać na jej występy w okolicy zaniedbując odrobinę swoje obowiązki. Dziwnym trafem koncerty były ważniejsze i przyjemniejsze. Ich spojrzenia często krzyżowały się co sprawiało anielski uśmiech na twarzy pianistki i ukojenie samotnego serca Oguriego. Potem spotykali się po koncertach w kawiarniach i pubach. Kolejnym, niezrozumiałym impulsem były spotkania w swoich domach, długie rozmowy przez telefon... W wyniku tego doszło do ich pierwszego, wspólnego pocałunku i wyznania miłości. Tak upłynęło im półtorej roku od pierwszego spotkania.

Kolejne dwa lata spędzali na umacnianie swoich więzi. Doszło w tym czasie do wielkiej zmiany w życiu kobiety, ponieważ zdecydowała się zamieszkać razem z partnerem. Mushitaro okazał się na prawdę świetnym ukochanym. Może nie okazywał swoich uczuć otwarcie, ale jego małe gesty i zachowania mówiły wszystko. Kiedy byliście sami był bardziej wylewny w stosunku do ciebie. Często koiłaś jego nerwy spokojną grą na pianinie. Te dwa lata były wspaniałym okresem w waszym życiu. 

Pewnego wieczoru siedzieli na sofie. Oguri przeglądał jakieś dokumenty z głową opartą na kolanach ukochanej. Ona zaś w spokoju czytała nową lekturę jaką jej ostatnio polecił. 

        - Dalej boli cię głowa? - spytał w pewnym momencie przerywając ciszę. Podniósł na nią wzrok. Początkowo czuł przyjemne uczucie widząc jej łagodną twarz skupioną na czytaniu. Jednak to, co ich oboje wybiło z transu było co innego. (Imię) szybko przyłożyła dłoń do ucha. Na policzek ciemnowłosego spadła kropla czerwonej cieczy. Na palcach kobiety również się znajdowały ślady jej obecności. - (Imię)? - zaniepokoił się widząc ścieżkę świeżej krwi spływającej z ucha po szczęce kobiety. Odłożyła książkę na bok. Mushitaro wstał błyskawicznie przyglądając jej się. 

        - Oguri - wypowiedziała jego imię z takim przerażeniem jak nigdy wcześniej. Rzucił papiery na stolik.

       - Co się dzieję? Jesteś ranna? - udzielił mu jej strach. Faktycznie, jej ucho krwawiło, ale nieznany był powód. 

       - Poczekaj, przyniosę chusteczki - położyła dłonie na jego ramionach i wstała. Kiedy tylko to zrobiła jej ciało opanował nieprzyjemny ból pulsujący w głowie. Syknęła z agonii i zatoczyła się niemal nie upadając głową o kant stolika. Z jej ucha wyciekło więcej krwi. Oguri zdążył ją złapać. Ostrożnie odgarnął jej włosa za ucho i obejrzał je. Nie widział żadnej rany. Co to miało znaczyć?

      - Musisz... Musisz odchylić głowę. Krew musi wypływać inaczej zatka ci ucho - starał się myśleć trzeźwo pomimo tej nagłej sytuacji. Na moment odszedł od niej znajdując chusteczki. 

       - Boli... - wysapała łamliwym tonem. Oguri pierwszy raz czuł się tak zagubiony. Co się działo? - Ucho, głowa... Wszystko... - widok takiego cierpienia bliskiej osoby wywracał jego żołądek do góry nogami. Pocieszał kobietę tym samym pocieszając siebie. 

       - Powinniśmy iść z tym do lekarza. Teraz - mówił głaszcząc jej miękkie włosy.

      - Nie... Za chwilkę mi przejdzie. Miałam tak już raz - przyznała ku jego zaskoczeniu. Spojrzał na nią absurdalnie.

       - I o niczym nie wiem? (Imię)! - zauważył, że podniesiony głos sprawia jej jeszcze większy ból głowy. - Przepraszam...

      - Przed występem. Pamiętasz jak nie mogłam się wybrać i tak długo siedziałam w łazience? - spojrzała na niego. Odstawiła chusteczki od ucha. Już nich nie ciekło. Wydzielina przypominała krwistą ropę. 

       - Mogłaś mi powiedzieć - westchnął wyraźnie przestraszony. Gładził dłonią jej zimny policzek. Uśmiechnęła się do niego.

       - Widzisz? Już nic się nie dzieję. Wezmę tabletki na głowę i wszystko będzie w porządku - Czystą ręką pogłaskała jego policzek na pocieszenie. - Wszystko będzie dobrze. Wiem co robię - z tymi słowami wstali idąc do łazienki aby przemyć ucho i twarz kobiety. 

Podobne sytuację zdarzały się coraz częściej niezależnie od pory dnia i nocy. Raz przy robieniu śniadania nie mogła złapać równowagi i upadła rozbijając kubek z sokiem. Innym razem nie mogła zasnąć przez ból głowy albo nie miała apetytu i traciła na wadze. Miarka się przebrała gdy straciła przytomność podczas występu a z jej uszu ponownie leciała krew. Wtedy przewieziono ją do szpitala, Oguri był cały czas przy niej. Wtedy na prawdę miał atak paniki. Chodził w kółko po korytarzu czekając, aż badania coś wykażą, wzrok niespokojny, spięte ramiona, często przeczesywał swoje włosy. Nieoczekiwanie badania przedłużały się. Lekarze i pielęgniarki nie chcieli zdradzać mu niczego pochodnie. 

Pierwszy raz czuł się taki... Bezsilny. Coś działo się jego największej miłości i nie wiedział nawet co. 

Dopiero po godzinach, które trwały wieczność oznajmiono mu powód jej dziwnych symptomów. Słowa doktora były jak wyrok, kara za jego przewinienia. Nowotwór ucha środkowego. Rodzaj płaskonabłonkowy. Ten złośliwszy. 

O Boże dlaczego spotkała go taka kara? Dlaczego nie może ponieść jej sam tylko jego ukochana? Do tej pory był dumny z dwóch rzeczy. Swojej mocy i kobiety, jednak teraz dałby wszystko, aby pozyskać moc transportowania czyjegoś cierpienia na siebie. Boże... Dlaczego tak go ukarałeś? Nie było innego wyjścia? Wszystko, ale nie ona. Nie (Imię).

Wtedy pękł. Na oczach przechodniów, lekarza i pielęgniarek. Myślał, że zniesie każdy scenariusz, ale nie raka. Nie myślał nawet o tej chorobie. Ukorzył się przed wszystkimi na korytarzu. Nawet klepanie jego ramienia przez doktora nie pocieszało go. Najgorsze było jednak to, że pracownik szpitala nie powiedział mu tego wprost, że dla chorej nie ma ratunku. Była zbyt osłabiona a choroba zbyt rozwinięta. Nie powiedział tego wprost, ale Oguri wyczytał tą wiadomość. Chemioterapia i radioterapia może jedynie uśmierzyć ból. 

Wszedł do sali dopiero po uspokojeniu się. Pianistka została poinformowana o swojej chorobie. Również była wstrząśnięta tą informacją, jednak na widok ukochanego uśmiechnęła się. Pomimo zmęczenie.

      - Mój drogi - przywitała go rozkładając ręce na boki jak matka. Przypięte do nich były kroplówki. Jego oczy ponownie zaszły szklistymi łzami. Wpadł w jej objęcia desperacko, ale ostrożnie. Łkał w jej ramię. Oboje ponownie się rozpłakali. 

Od tamtej pory spędzali ze sobą jak najwięcej czasu. Terapię wtłoczono od razu. Z dnia na dzień obserwowali drastyczne zmiany w jej wyglądzie. Chudła, marniała, na jej szczotce zostawało więcej włosów niż zazwyczaj. Nie opuszczał jej dobry duch, dalej się uśmiechała, żartowała i poprawiała marny nastrój swojego ukochanego, który nieustannie ją przepraszał za swoje bagatelizowanie objawów jej choroby.

      - Hej, to nie twoja wina. Spójrz jakie urocze papcie dostałam od personelu. Takie słodkie, prawda? - mówiła machając nogami z (kolor), ciepłymi kapciami, jakie dostała od pielęgniarki. Nic, nawet śmiertelne choroba, nie wygra i nie odbierze jej pozytywnej energii. 

Poza tym dużo komponowała. Tłumaczyła, że chcę zrobić niespodziankę Mushitaro. Nie zdradziła mu swojego utworu, wystarczyło, że wiedział, że jest pisany dla niego. To jedynie pogłębiało jego rozpacz. 

Z czasem (Nazwisko) poprosiła go o zgolenie resztek włosów. Uczynił to, zgodnie z jej słowami. Widział ból w jej oczach, ale jednocześnie tłumaczyła sobie, że tak musi być. Chodziła z chustą, bądź kapeluszem na głowie i cały czas chwaliła się jak pięknie wygląda. Udawali się na przechadzki po oddziale odwiedzając innych pacjentów. Niosła im radość jakiej mieli mało. 

Wtedy Oguri wpadł na pewien pomysł. Sprawi jej niespodziankę jaką planował od długiego czasu. Po tylu tygodniach spędzonych przy jednym łóżku, w jednym pokoju wreszcie odważył się to zrobić. Przygotował do kilka osób z personelu. Wszystko było gotowe i na oczach pacjentów, lekarzy i pielęgniarek... Oświadczył jej się. Włożyli sobie pierścionki na palce, (Imię) rozpłakała się ze szczęścia i zaskoczenia. Zorganizowano tort, muzykę oraz gości. Cały oddział cieszył się ich szczęściem. 

Była jego jedyną i taką zostanie. 

Kiedy atmosfera się uspokoiła i zostali sami na sali było już ciemno. Kobieta dalej ekscytowała się pierścionkiem i nie mogła przestać obdarowywać ukochanego całusami. Przygotowana do spania zrobiła miejsce na ciasnym łóżku dla Oguriego. Ponownie posłuchał się jej i leżeli wtuleni w siebie pod kołdrą. 

       - Jest dzisiaj gwieździsta noc - westchnęła zamykając powoli z senności oczy. Mushitaro głaskał jej włosy coraz wolniej sam zasypiając. Oczy miał już zamknięte, wydał z siebie jedynie pomruk zgody. - Piękna noc - uśmiechnęła się zamykając oczy. - Kocham cię, Oguri.

Na następny dzień mężczyzna był jedyną osobą, która obudziła się na łóżku. Zdając sobie z tego sprawę nie chciał wypuścić ciała (Imię) ze swoich objęć nawet po śmierci. Na szafce obok łóżka widział jej zeszyt z nutami...

Słuchając utworu, jaki skomponowała dla niego zawsze czuł wzruszenie. Słysząc znajomy dźwięk pianina miał przeczucie, że jego narzeczona jest tutaj, przy nim. Nie ważne o której porze dnia czy nocy przypominał sobie melodię wiedział, że jest tutaj. Obejmuję jego szyję od tyłu i chichota radośnie pod nosem. 

Powiedzmy, że to jest utwór skomponowany od (Imię) dla Oguriego. 

Lubię patrzeć jak cierpicie, wiecie? Bo wiem, że uwielbiacie smutne zakończenia. Kto ich nie lubi? Nie znam takiej osoby! Powinnam mieć dzisiaj e-lekcje od 8 do 13, ale szanownym nauczycielom się nie chciało nic robić, więc stwierdzili, że każą nam wstać a sami się dłużej prześpią. Wykorzystałam ten czas "w szkole" na napisanie tego one-shota całkiem na spontanie. Jak go oceniacie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top