+Bungou Stray Dogs+ Fiodor Dostojewski
Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Odbija w lewo, potem ostro w prawo i wyrównuje lot.
Lecą kolejne pociski, wróg siedzi jej na ogonie.
Marszczy brwi, myśli co zrobić, jak go zgubić.
Coraz szybszy oddech. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech...
W powietrzu nawet chmury działają przeciwko tobie. W każdej chwili wyłonić się z nich może nie przyjaciel a sam wróg. Czasami nie wiesz czy zaraz nie zakończysz żywota. Na ziemi przynajmniej masz zarośla i wzniesienia za którymi się ukryjesz. Tutaj? Zostają tylko ty, samolot, naboje i bezgraniczne pole walki. Jesteś jak Ikar, zniżysz się zginiesz, wzlecisz zginiesz.
- Gogol! Potrzebuję pomocy, ten gnojek dalej siedzi mi na ogonie! - wysłałaś szybkie powiadomienie. Niestety odpowiedziała ci cisza. To oznaczała tylko jedno. Coś złego stało się twojemu przyjacielowi. Przeklnęłaś zerkając w lusterko, które po chwili zostało oderwane przez pocisk wroga.
- (Imię), ostro w górę - rozbrzmiał znajomy jej głos w odbiorniku. Co prawda nie był to jej przyjaciel, ale ktoś inny. Jej przełożony, sam kapral podniebnej jednostki, którego znała od małego dzieciaka.
- Rozumiem! - odparła i jak na komendę wzleciała w górę cudem unikając pocisków z naprzeciwka oraz zderzenia z samolotem swojej strony. Tym razem uniknęła problemu i dołączyła do swojego dowódcy misji. Kiedy tak lecieli obok siebie dał jej jeden, znaczący znak migowy.
"Odwrót"
W odpowiedzi potrząsnęła głową na zgodę. Sytuacja wyglądała krytycznie. Samoloty latały na rezerwie, musieli odwołać akcję. Po jakimś czasie dołączyli do nich kilku pozostałych pilotów. Utworzyli zwarty klucz przekradając się na swoją stronę konfliktu przez chmury. Niestety ten konflikt pochłoną o wiele więcej ofiar niż ostatnio. Jednostka malała w żołnierzach a jej przyszłość wisiała na włosku. Na chwilę obecną posiadała ona trzynastu doświadczonych pilotów w tym (Nazwisko) oraz samego kapitana, Dostojewskiego.
Kiedy wylądowali na ziemi kobieta odetchnęła chwilowo z ulgą. Wyszła ze swojej lekko uszkodzonej maszyny rozglądając się za wszystkimi wytrwałymi uczestnikami ataku na wroga. Posmutniała widząc jak bardzo ich liczebność się zmniejszyła.
- Gwiazdeczko, ty jeszcze żyjesz! - na jej ramionach zawiesił się nie kto inny jak Nikołaj Gogol, jej kolejny przyjaciel z jednostki. Jej nietypowe przezwisko było powszechnie znane. Nie codziennie w końcu widzi się kobietę za sterami samolotu na wojnie.
- Przecież nie mam zamiaru umierać - wywróciła oczami z cieniem uśmiechu. - Gdzie byłeś jak wołałam o pomoc? - spytała zmartwiona.
- Sam miałem kłopoty z dwoma draniami, ale od czego ma się Sigme przy sobie? - zaświergotał rzucając okiem na zmierzającego do nich osobnika. Był w wyraźnie gorszym stanie niż pozostała dwójka. Na widok jego rannego ramienia kobieta lekko spanikowała wydostając się spod objęć Nikołaja.
- O mój Boże, Sigma jesteś ranny! - doskoczyła do niego oglądając z uwagą jego ranę postrzałową. Ten zaśmiał się bagatelizując problem.
- To nic takiego, bywało gorzej! Zdecydowanie za bardzo się martwisz o nieistotne rzeczy - skomentował zerkając na zbliżającego się kaprala. Poklepał po ramieniu kobietę, która zaprzestała oglądania jego rany. - Powinnaś zerknąć na prawdziwy problem - zauważył ze współczuciem w głosie.
- Uwaga, będziesz miała ręce pełne roboty, co? - wtrącił się Gogol do swojej przyjaciółki. Ta tylko westchnęła krzyżując spojrzenia z Fiodorem. Gdyby tylko jej przyjaciele wiedzieli ile tej pracy jej teraz czeka. Prawda była taka, że jej osoba jest ważna, ważniejsza nawet od samego kaprala.
- Nie jesteś ranna, prawda? - spytał spokojnie kiedy był blisko niej. Jego fiołkowe oczy wydawały się zmęczone i niewzruszone przegraną walką. Jednak jakieś pozory musiał utrzymać, przynajmniej wśród swoich ludzi. Pokiwała głową występując z uformowanego rzędu pilotów. - Świetnie. Idziesz ze mną. Reszta, rozejść się - odpowiedział idąc dalej. Wstrzymała powietrze, aby nie wybuchnąć płaczem. Na pożegnanie dostała kopniaka w pośladki ze strony Gogola w ramach dodania jej otuchy i szczęścia. Rzuciła mu spojrzenie ukaranego szczeniaczka po czym kontynuowała drogę do namiotu Fiodora.
Tam z podniebnego pola walki zmieniała się w jego asystentke oraz prawą rękę w planowaniu następnych ataków. Oboje byli dobrymi strategami dlatego chętnie przydzielano ich do współpracy. Zasiadła na wolnym krześle zerkając na swojego kaprala. Wyjął z munduru notes i otworzył go na pewnej stronie wypełnionej szybkimi zapiskami.
- To udało nam się przechwycić. Posługują się kodem, jesteś w stanie to odczytać? - spytał z nutą wyzwania. Zapewne już znał odpowiedź na kod, ale w jego naturze leżało testowanie inteligencji swojej pomocnicy. Przejmując zapiski Dostojewskiego zaczęła starannie je analizować oraz łączyć poszczególne fakty z wiedzą jaką mają do tej pory.
- Niech mi pan da chwilkę - wydukała pod nosem zaczynając coś bazgrolić na wolnej kartce papieru. Mamrotała cicho wszystko co miała na myśli zapominając o obecności Fiodora obok. Ten nie tracił czasu i usiadł na przeciwko niej zajmując się innym zadaniem.
Całość zajęła jej godzinę. Jak na tak skomplikowany kod dotyczący wielu dziedzic poszło jej szybciej. Najwyraźniej jej wróg posługuje się kodami z dawnych wierzeń. Wszystko zgrabnie i szczegółowo przedstawiła Fiodorowi, który nie inaczej odkrył to wcześniej od niej.
- Dobra robota. Teraz przejdźmy do planu następnego ataku - odpowiedział skromnie rozkładają na stoliku mapę ich rozległego pola walki.
- Nie trzeba najpierw przekazać wiadomości o złamaniu kodu? - spytała nieśmiało trzymając swoje zapiski blisko serca. Patrzyła na kaprala ze zmartwieniem.
- Przekażemy im wszystko od razu. A teraz skup się na tym, co tutaj mamy - zalecił rzucając na nią czuje oko. Kiwnęła na zgodę głową i odkładając złamany kod do teczki wyjęła kilka figurek i postawiła na mapie. To samo uczynił Dostojewski.
Planowanie następnego zamachu przypominało im trochę szachy. Rozgrywka pomiędzy dwoma graczami ustawiającymi swoje pionki po planszy. (Imię) zawsze była odpowiednim przeciwnikiem dla Fiodora. Potrafiła być kompletną fajtłapą na codzień w najprostszych czynnościach, ale w planowaniu i przewidywaniu była najlepsza ze wszystkich.
Sprawnie przekazała swojemu "przeciwnikowi" kopię informacji o pogodzie na najbliższe dni i tygodnie. Po dokładnym przejrzeniu dokumentów to on wykonywał pierwszy ruch, jako reprezentant ich strony.
- Nalot dokładnie za tydzień - oznajmił pozwalając odnaleźć pilotce odpowiedni dzień z pogodą.
W taki sposób zaczynała się ich zabawa.
Spokojny wdech i wydech.
Czujne i mądre spojrzenie.
Palce u dłoni przenoszą przedmiot na inny obszar.
I tak w koło. Co noc, odważnie szukali wyjścia z sytuacji i stworzenia nowego planu działania.
Pewnego razu cały dzień tak wykończył dwójkę, że byli zbyt zmęczeni na długą zabawę w "wojnę". Zamiast niej udali się na "patrol". Nie był to zwykły patrol, chociaż taka była oficjalna wersja. W rzeczywistości był to lot na wybrzeże położone między terenami spornymi a ich ziemią. Samoloty dwójki były dobrze kamuflowane przez roślinność oraz klif pod jakim mieli już przyzwyczajenie odpoczywać.
Spokojny lot należał do najprzyjemniejszych. Nie obchodzi cię wróg na ogonie, pociski i ucieczka czy gonitwa. Lecisz spokojnie, w swojej maszynie na tle nocnego nieba. Obok ciebie twój wierny towarzysz z którym dzielisz poglądy i swoje zdanie na wiele tematów.
Kiedy wreszcie znajdowali się na miejscu z ulgą ukrywali swoje samoloty pod klifem i siadali na skrzydle jednego. (Imię) zawsze zamyślona machała nogami wpatrzona w gwieździste niebo.
Zerkający na nią Fiodor zostanawiał się jak ona może znajdować się w takim miejscu i okolicznościach. Nie raz była bardziej niezdarną osobą w szeregach, miała tendencję do zamyślania się i bujania w obłokach a mimo to, jakaś niewidzialna siła cały czas nad nią czuwała oraz nie pozwalała zginąć takiej niewinnej istocie. Zadziwiające, prawda? Codziennie ktoś umierał a ona po prostu nie mogła.
- Słyszałeś o puszce Pandory? - spytała nie obrzucając go swoim spojrzeniem. Podarowała je za to gwiazdom na niebie. Dostojewski podążył za jej wzrokiem i westchnął. Doskonale znał mit o fatalnej puszce.
- Tak, słyszałem.
- A słyszałeś o tym, co Pandora umieściła na samym dnie puszki?
- Były w niej wszystkie nieszczęścia.
- Otóż nie - z jej ust zniknął na moment rozmarzony uśmiech. - Na samym dnie znajdowała się nadzieja. Miała ona ostatnia umknąć z puszki po jej otworzeniu.
- Jaki z tego morał? - spytał beznamiętnie brnąc głębiej w temat narzucony przez kobietę. Prychnęła aż wreszcie spojrzała w jego fiołkowe oczy.
- Dzisiaj widziałam ogrom nieszczęść w twoich oczach. Wiem, że coś cię martwi, ale nie zamierzam wyciągać tego z ciebie. Wiedz tylko, że nawet w sytuacji bez wyjścia jest nadzieja, a nadzieja to początek sukcesu - wyjaśniła przypominając sobie jego smętny wzrok podczas ćwiczeń jak i ogromne zmęczenie psychiczne.
- Ciebie również męczy wojna - odparł nie zdziwiony jej spostrzegawczością. Mogła być niezdarą od czasu do czasu, ale do spraw psychiki nie było jej równych.
- Nie miałam wyboru. Musiałam iść do wojska.
- Dlaczego? Twoja rodzina powstrzymywała cię przed takim losem - odpowiedział pytaniem, jakie zawsze sobie zadawał. Odkąd pamięta ją nigdy nie śniło mu się, że skończy w wojsku. Była za delikatna i fajtapowata. Znał ją już od dziecka, a mimo to bardzo zaskoczyła go swoją decyzją. Była tak bardzo nie w jej typie.
- Nie mogłam ciebie tutaj samego zostawić. Potrzebowałeś chociażby obecności kogoś, kto zrozumie cię lepiej niż reszta - uśmiechnęła się pod nosem mówiąc takie rzeczy. Była z nim tak blisko, że rozumiała potrzebę samego bycia przy bliskiej osobie nawet jeśli nie wliczano w to samej rozmowy. Fiodor patrzył na nią jak na wariatkę. Jednak z drugiej strony to, że jest tutaj tylko i wyłącznie dla niego napawał go niespotykaną radością i przeczuciu o...
- Zrobiłaś to wszystko dla mnie, tak? Czemu nie pomyślałaś o sobie?
- Cóż, pomyślałam o sobie. Tylko przy tobie czuję się najlepiej i najswobodniej, więc nie ważne gdzie byśmy byli będę się czuć dobrze bo ty ze mną jesteś - spojrzała na niego z dziecięcym, głupowatym uśmiechem. Było to urocze. Wtedy jednym, zgrabnym ruchem znalazł się nad nią. Złapał jej obie dłonie w swoje palce.
- Chyba znalazłem nadzieję - ku jej zdziwieniu ucałował jej ręce. Płynnym i dość wolnym a przy tym zmysłowym posunięciem położył je nad jej głową na grzbiecie samolotu o który do tej pory opierali się.
- Fiodor? - spytała cicho kiedy zniżył się nad nią oraz zaczął bawić się oddechem przy jej karku i uchu. Jedną ręką zabezpieczał ręce (Imię), aby dalej były na swoim miejscu a drugą ekplorował jej talię, boki i biodra przez ubrania dopóki nie podwinął munduru i koszulki kobiety. Z jej ust uciekł jęk, kiedy poczuła zimną dłoń Dostojewskiego na swojej skórze. On za to uśmiechnął się przygryzając płatek jej ucha.
Potem przeniósł pieszczoty na usta i szyję (Nazwisko). Słyszał jej szybko oddech, czuł jak wije się pod nim z przyjemności nogą zachaczając okazjonalnie o krocze swojego kaprala. Na moment zrobili sobie przerwę, aby pozbyć się ubrań.
(Imię) po szybkim zrzuceniu z siebie munduru zostawiła na sobie jedynie podkoszulek i bieliznę zbliżyła się do partnera pielęgnując jego usta swoimi. Zgrabnie pomogła mu z guzikami u koszuli.
- Nie ma drogi odwrotu, kochanie - wymruczał pomiędzy pocałunkami. Zajął swoje dłonie szukaniem sposobu na pozbycie się jej biustonosza.
- Nawet o niej nie pomyślałam - odpowiedziała zdejmując z jego ramion koszulę. Odrzuciła ją na bok dostając wreszcie dostęp do jego ciała.
- Oznacza to, że mnie kochasz? - spytał uśmiechnął się cwaniacko czekając na jej odpowiedź zanim kontynuuje.
- Tak, tak samo jak ty mnie - po tej odpowiedzi już żadne z nich nie wstrzymywało się w okazywaniu uczuć wobec siebie nawzajem.
***
Po elekryzującej nocy razem para nie wróciła do obozu. Byli zbyt zmęczeni, aby lecieć dlatego przenocowali wtuleni w siebie. Poranny patrol na pewno będzie ich szukał. Jednak coś było nie tak.
Kiedy Fiodor się obudził zaczął szukać obok siebie swojej ukochanej. Przejeżdżał po miejscu obok, ale jedyne co czuł to zimny piasek. Zaniepokojony otworzył oczy rozglądając się. Nigdzie nie znalazł (Imię) chociaż jej rzeczy były porozrzucane dookoła po nocnych igraszkach.
- (Imię)? - niechętnie podniósł się zaspany i założył na siebie resztę swojej garderoby. Wstał z piasku rozciągając zastałe mięśnie. Wyruszył na poszukiwania partnerki. Nie było jej w maszynie ani na plaży przy morzu. - (Imię)! - zawołał. Wtedy zauważył coś jeszcze. Na szybkie jego samolotu znajdował się świstek papieru.
"Masz za swoje, potworze"
Przeszły go nieprzyjemne ciarki. Nie znał tego charakteru pisma, więc nie należał do żadnego członka jego załogi. Potworem nazywali go głównie jego przeciwnicy. Nie miał litości do drugiej strony konfliktu. Wtedy do niego dotarło co się stało. (Imię) została porwana kiedy głęboko spał wykończony po stosunku. Zgniutł wiadomość w dłoni.
Usłyszał wtedy znany silnik. Poranny patrol wylądował na plaży. Z dwóch maszyn wyłonili się Nikołaj i Sigma. Złość w Fiodorze niebezpiecznie rosła, ale nietypowo dla tego stanu pojawiły się u niego ogromne pokłady strachu o stan ukochanej. W czasie tego zamyślenia dwójka żołnierzy dotarła do niego.
- Kapralu, wszyscy się o ciebie martwili w obozie! Co się stało? Gdzie (Imię)? - zaczął Sigma. Gogol rozejrzał się po otoczeniu. Już miał się uśmiechnąć dwuznacznie i zaatakować sprośnym komentarzem, ale następne słowa jego dowódcy przeszkodziły mu.
- Została porwana, trzeba jak najszybciej przedostać się do siedziby wroga - rzucił kawałek papieru w piach szykując swój samolot do odlotu. Długowłosy żołnierz przykucnął zbierając z ziemi kartkę. Przeczytał wiadomość.
- Kapralu, tutaj są jej ubrania... Czyli--
- To nie czas na wygłupy, (Imię) jest w niebezpieczeństwie - groźny ton głosu Fiodora zmroził krew w żyłach Nikołaja. Nawet on, wielki Gogol, przeraził się na widok wizji porwania kobiety w tak bezczelny sposób.
- Musimy wrócić do obozu i zmobilizować oddział - zaproponował gorączkowo Sigma.
- Nie, nie, nie. Oni na to czekają. To pułapka - zaoponował jego towarzysz. Dostojewski przysłuchiwał się nim. Gorycz jaką przyszło mu przeżywać była okropna. Dlaczego jemu musiało się to przytrafić?
Nie ma ratunku dla ludzi. Wszyscy są tak samo zepsuci i fałszywi. Chcą władzy i cierpienia drugiej jednostki. Czy taki gatunek w ogóle zasługuje na życie?
Od tamtej pory Fiodor nieustannie próbował odnaleźć ukochaną. Po wielu walkach dostał się do siedziby przeciwnika, ale tam nie znalazł nawet ciała (Nazwiska). Torturował wielu zakładników, aby powiedzieli mu prawdę, ale żaden z nich nie dał mu tego, czego chciał. Szedł po trupach w poszukiwaniu śladu po porwanej nadziei.
W końcu nie mógł wiedzieć, że żołnierze jacy ich wtedy napotkali zabrali (Imię) nie do siedziby a w głąb lądu, gdzie zanim ją zabili zadbali, aby cierpiała nieziemskie katorgi. Potem bez najmniejszych skrupułów zakopali jej ciało napełnieni satysfakcją ze swojego wynaturzonego zachowania.
Fiodor znienawidził ludzi. Pragnął zguby dla wszystkich. Po wojnie dalej nie pozbierać się po stracie i wierzył, że (Imię) nie poddała się bez walki i do końca go kochała. W końcu przyznała wtedy, że kocha go tak samo jak on ją. W obecnym stanie zguba ludzi da mu wewnętrzny spokój.
Umm, staram się pisać często, ale szkoła... Przepraszam, jak zawsze.
Taki rozdzialik wyjaśniający chęć Fiodora do pozbycia się wszystkich ludzi. Why not? Ludzie to potwory i tyle XD
Rozdział na zamówienie Wonderful_Sinner , mam nadzieję, że trafiłam w twoje oczekiwania ;3;
Następny będzie weselszy, obiecuję. A przynajmniej postaram się...
Do następnego, z góry dziękuję za cierpliwość!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top