+Bungou stray dogs+ Chuuya Nakahara

W Yokohamie słynęła pewna dobra i sławna winnica do której sprowadzano najlepsze wyroby prosto ze stolicy win. Nie każdy może posiadał pieniądze, aby zasłużyć sobie na takie wykwintności, ale każdy kto choć raz słyszał o (Nazwa firmy) wie, że za taką cenę nie płaci się bez powodu.

Chuuya Nakahara, egzekutor Portowej Mafii, za swoje wynagrodzenie w pracy czasami kupował produkty z ów firmy. Czy z jakiejś okazji, czy tak po prostu. Opłacało mu się podwójnie, ponieważ najbliższy sklep z winami znajdował się blisko jego domu. Lubił tą firmę nie tylko ze względu na dobre trunki, lecz także z twojego powodu. Znałaś go przecież doskonale z młodzieńczych lat.

Razem z nim byliście w Sheep. Jako dwójka najmocniejszych członków często organizowaliście wspólne wypady i akcje. Jednak wszystko potoczyło się źle, kiedy na waszej drodze stanął pewien dziwny mężczyzna. Shibusawa Tatsuhiko. Wybił wasz gang jak świnie na rzeź. Sheep było dla ciebie jak druga rodzina. Każdy cię lubił i szanował. Wszyscy zostali wybici. Z tej ogromnej masakry uszłaś z życiem jedynie ty i Chuuya.

Po wszystkim wasze drogi na pewien okres rozeszły się. Nakahara dołączył do Mafii a ty odziedziczyłaś wielki biznes po swoim wujku. Uczyłaś się zarządzania firmą i biznesu. Na szczęście twoje umiejętności chłonności wiedzy wystarczyły, aby utrzymać świetność biznesu na wysokim poziomie. Nie zmieniało to faktu, że dalej pamiętałaś o ofiarach Shibusawy.

Jednak ostatecznie ten mężczyzna został pokonany. Niecały rok temu dowiedziałaś się od Chuuyi, że został ostatecznie wykończony i zapłacił za swoje uczynki. Odetchnęłaś z ulgą czując, że duszę twoich przyjaciół mogły wreszcie odpocząć w spokoju.

Teraz, jako dorosła kobieta cieszyłaś się zyskami i wykonywaną pasją. Mimo wszytsko biznes winny okazał się dość ciekawy i przyjemny. Lubiłaś degustować nowe produkty i tworzyć nowe. W zbieraniu informacji na temat gustów swoich klientów pomagała ci twoja tajna broń.

Byłaś uzdolniona. Miałaś moc czytania w ludzkich myślach. Nie raz przekonałaś się, że słowa to nie cała prawda. Ktoś mógł chwalić twoje wyroby, ale zawsze dodawał swoje uwagi w myślach. Wykorzystywałaś swój skromny dar do prowadzenia firmy.

Tego wieczora siedziałaś w swojej pracowni chcąc wykonać nowy produkt na sprzedaż. Z degustacji pewnego smakosza wywnioskowałaś, że wino powinno być bardziej słodsze a byłoby idealne. Pracowałaś w pocie czoła, aby uzyskać jak najlepszy wynik prac. W swoim sklepie, zamkniętym od kilku godzin, nie oczekiwałaś żadnych gości. Przeliczyłaś się jednak.

Twoje zdziwienie ukazało się, kiedy usłyszałaś pukanie do drzwi wejściowych. Mimo późnej godziny domyślałaś się kto może być twoim gościem. Wychyliłaś się zza pracowni. Twoja intuicja nie myliła się tym razem. Na usta wypłynął ci uśmiech satysfakcji, więc podbiegłaś do drzwi otwierając je. Uchyliłaś wejście przed rudowłosym przyjacielem.

             - Witaj, Nakahara. Dzisiaj przychodzisz na prawdę późno - przywitałaś się uradowana widokiem swojego przyjaciela. Dopiero teraz zauważyłaś, że coś było nie tak z jego stanem. Może i uśmiechnął się, ale był to tak bardzo wymuszony uśmiech, że szkoda mówić. Chuuya ledwo stał na nogach i trzymał się za bok. W ciemnościach nie widziałaś zbyt dużo.

             - (Imię)... Wygląda na to, że będę musiał potrzebować twojej pomocy - wydukał pod nosem chcąc zamaskować swoje wyczerpanie i ból. Szybko odsunęłaś się z przejścia pozwalając mu wejść do środka.

             - Co się stało? - spytałaś, kiedy kulawy wszedł do pomieszczenia i otoczyło go światło z twojej pracowni. Jego stan mówił sam za siebie. Użył Korupcji. - O mój Boże! - w mgnieniu oka podleciałaś do niego, aby nie pozwolić mu na upadek. Szybko zaprowadziłaś do wolnego miejsca przy blacie, gdzie obsługiwałaś gości.

             - Przepraszam za... Problem - wysyczał trzymając się mocno za ranę. Ruszyłaś do drzwi zamykając je a następnie po apteczke. Nie mogłaś pozwolić, aby rana dalej krwawiła, bo zagrażałoby to jego zdrowiu. Błyskawicznie wróciłaś do rudowłosego egzekutora.

             - Trzeba opatrzyć ranę. Muszę ściągnąć ci koszulę, jasne? - powiedziałaś spoglądając mu w niebieskie oczy. Spojrzał na ciebie zaskoczony.

"Ściągać koszulę? Rozbierać się przed (Imię)?"

Niechcący przeczytałaś jego myśli. Widocznie nie chciał tego robić, jakby się wstydził przed tobą. Nie mogłaś zwlekać, więc podczas kiedy zapatrzył się w twoich (kolor) oczach ostrożnie pozbyłaś się z jego ramion płaszcza.

             - Poczekaj, umiem to sam zrobić - ocknął się wreszcie dzięki czemu marynarki i koszuli pozbył się własnoręcznie. Aby nie patrzeć cały czas na ciebie intensywnym spojrzeniem odwrócił wzrok na półkę z winami obok niego.

             - Czemu Dazai nie pomógł ci wrócić do mafii, żebyś dostał tam pomoc? - mruknęłaś pod nosem podczas oczyszczania rany. Mężczyzna spiął się cały niemal krzycząc z bólu. Zacisnął dłonie na blacie i jednej z półek.

             - Cholera, (Imię), nie tak brutalnie z tym! Dazai... Dazai to Dazai. Nie oczekiwałem od niego wiele - odpowiedział przenosząc wzrok na ciebie. Widząc z jaką uwagą przyglądasz się jego ranie a przy okazji umięśnionemu brzuchowi egzekutora obleciały go ciarki, ale także jakieś dziwne zadowolenie. Wiedział, że nie wygląda źle, wręcz dobrze, więc skąd ta nieśmiałość?

             - Przepraszam, przepraszam. Powinieneś bardziej uważać - upomniałaś zaczynając owijać bandaż wokół jego pleców i brzucha. Aby bandaż obtoczył także odcinek kręgosłupa, musiałaś zbliżyć się bardziej do ciała przyjaciela. Widziałaś jak jego mięśnie napinają się w takim momencie.

             - Mogę wino? - spytał w pewnym momencie. Dwa słowa wystarczyły, abyś wiedziała jak to się skończy.

             - Nie.

             - Odrobinę, aby nie było bólu.

             - Nakahara - posłałaś mu jeden z poważniejszych i bardziej ponurych spojrzeń. Wino w jego dłoni na powrót przywitało się w drewnianą półką a na usta Chuuyi wypłynął pełen przeprosin i przerażenia uśmiech. Doświadczył już twojej złości i chciał tego unikać.

             - Dobrze, jak wolisz.

             - Dla ciebie mam specjalną półkę - wskazałaś na jedną z nich stojącą dalej. Wypełniona była pokazowymi butelkami win.

             - To uroczo z twojej strony, że zrobiłaś specjalny dział dla mnie - nie ukrywał radości i ekscytacji. Jednak kiedy zobaczył tytuł półki i twój śmiech w tle mina mu zmizerniała. - "Wina bezalkoholowe"?

             - Nie ukrywaj, oby dwaj mamy słabe głowy do alkoholu, więc ten dział jest dla nas perfekcyjny - drażniłaś się, aby zająć go rozmową na czas ostatnich czynności opatrzenia jego rany.

              - Bezalkoholowe są dla dzieciaków, nie dla mnie - spoważniał nie chcąc zbyt szybko wybuchnąć złością.

             - Nie przesadzaj, sam kiedyś powiedziałeś, że są dobre.

             - W twoim wykonaniu. Cała reszta jakaś mdła - skomentował pod nosem. W tym czasie udało ci się opatrzyć jego ranę i zaprowadzić do toalety z tyłu sklepu, gdzie mógłby się odrobinę odświeżyć i zmyć brud, abyś mogła lepiej określić gdzie jeszcze jest poraniony. Następnie odstawiłabyś go do domu. Co innego mogłaś w tej sytuacji zrobić? Jego życie jest ważniejsze niż nowe wino.

             - Dzięki, (Imię). Jestem trochę zmęczony... Jeśli pozwoliłabyś mi zdżemnąć się tutaj byłbym wdzięczny - wydukał kiedy już przemył twarz i wrócił z tobą do wystawy win.

             - Chciałabym już zamknąć sklep. Odwiozę cię do domu, wtedy po drodze będziesz mógł się zdrzemnąć - odpowiedziałaś pomagając mu się utrzymać na równych nogach. Widziałaś jak bardzo był wyczerpany. Już widziałaś twój przyszły telefon do Dazaia w tej sprawie. Niech się lepiej boi o swoje marne życie samobójcy.

             - Ale zostaniesz jeszcze trochę ze mną potem? - wymamrotał pod nosem nie patrząc ci prosto w oczy.

"Może i żenująco tak przychodzić do niej w takim stanie... Ale chciałbym, aby trochę ze mną pobyła. Rzadko się widujemy przez prace"

Słysząc te myśli zrobiło ci się głupio. Zdarzało ci się odmawiać wspólnych spotkań dla pracy i nawet nie zauważyłaś jak bardzo ograniczałaś wasze kontakty. Uśmiechnęłaś się więc do niego.

             - Z przyjemnością. Powinno mi się udać dostać na jutro wolne, więc spędze z tobą trochę więcej czasu niż zazwyczaj. W końcu wiem, że nie zadbasz o to zbyt dobrze - rzuciłaś okiem na jego bok. Mimo wszystko uśmiechnął się do ciebie promiennie.
    
             - Chyba nie zrezygnujesz z pracy dla mnie, co?

             - A skąd wiesz?

             - O nie. Nie rób tego. Tak wiele byś straciła i ja też bym stracił. To wspaniała rzecz mieć takie kontakty w najlepszej sieci win - rzucił kierując się z tobą do wyjścia i na parking, gdzie stało twoje auto.

             - Popatrz na plusy! Co by doszło w twoim życiu - zaśmiałaś się radośnie pomagając mu wejść do środka pojazdu. Zamknęłaś mu drzwiczki i udałaś się z drugiej strony, aby usiąść za kierownicą obok przyjaciela. Będąc już w środku mężczyzna pochylił się w twoją stronę. Zdążyłaś jedynie odchylić się o milimetr zanim on zatrzymał cię swoją dłonią od ucieczki. W jednej chwili poczułaś na ustach jego wargi. Zamrugałaś kilka razy. Bawił się twoimi własami podczas kiedy obdarzył cię miłym i zaskakująco przyjemnym całusem. Ta chwila mogła trwać wieczność.

Sekretnie, kiedy nikt nie patrzył, wzdychałaś do Nakahary. Jednak przekonanie, że jesteście jedynie przyjaciółmi nie dawało ci zrobić kolejnego kroku.

"Mam nadzieję, że to nie był błąd. Mam nadzieję, że to nie był błąd... O cholera, obym nie stracił (Imię) po tym. Niech przynajmniej da mi powiedzieć, że szalenie ją kocham!"

             - Same plusy, jednak mimo to, zostań w swojej pracy. Nie musisz odchodzić z niej, abym cię kochał, (Imię) - powiedział, kiedy rozłączył wasze usta, aby spojrzeć ci głęboko w oczy. Taki niepewny, zmieszany, ale i głęboko zakochany w tobie. Nie wiedział jeszcze o twoich uczuciach.

             - Skoro tak mówisz, to nie będę odchodzić - zrobiłaś przerwę, aby wciągnąć powietrza do płuc. Uśmiechnęłaś się do niego promiennie. - Też cię kocham, Nakahara.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top