+Bungou stray dogs+ Ango Sakaguchi

Zawsze lubiłaś pracować. Czasami zdarzało ci się to robić zbyt długo i ciężko, ale nic nie było w stanie przebić przepracowania twojego znajomego. Ango był pracoholikiem większym od ciebie. Przez to często wprowadzał cię w stan białej gorączki, kiedy przez całe dnie był w stanie wytrzymać na jednym, marmym posiłku jakim było jabłko lub coś w tym stylu. Znaleźliście się kilka miesięcy. Odwiedzałaś go regularnie mimo, że praca jako sekretarka nie zobowiązywała cię do tego.

Weszłaś do jego mieszkania bez większych problemów. Miałaś jako jedyna klucz zapasowy do jego domu. Tylko tobie ufa na tyle, aby dać ci kluczyki. Odłożyłaś teczkę na bok wchodząc do małej, skromnej kuchni. Postanowiłaś przygotować mu coś do jedzenia. Kupiłaś już wszystkie składniki, więc przystąpiłaś do przyrządzania potrawy.

Zgodnie z tym, o co się obawiałaś Ango spóźniał się coraz bardziej. Zaczynałaś się już niepokoić, więc zaczęłaś do niego wydzwaniać. Nie odbierał a obiad stygł. Chodziłaś po pokoju w kółko starając się zachować spokój, choć było to dla ciebie na prawdę trudne. Wreszcie usłyszałaś dźwięk otwieranych drzwi i wyskoczyłaś do nich jak z procy.

            - Sakaguchi Ango, jeśli jeszcze raz spędzisz dzień w pracy na nadgodzinach osobiście udam się do naszego szefa o przymusowy urlop dla ciebie pod stałą obserwacją! Zrobiłam specjalnie obiad dla ciebie, dzwoniłam z dziesięć razy na twoją komórkę, której łaskawie nie odebrałeś zostawiając mnie w kompletnym zmartwieniu i obawach! - zaczęłaś swoje ogromne przemówienie, którego mężczyzna obawiał się najbardziej po dniu takim jak dzisiaj. Niemal bał się wracać do domu widząc ogrom nieodebranych połączeń od ciebie.

             - Specjalnie starałem się wyjść wcześniej, ale--

             - Nie ma "ale", masz migiem zjeść obiad, bo zapewne znowu nic nie jadłeś! - przerwałaś mu brutalnie.

             - ... Portowa Mafia - te dwa słowa wystarczyły, aby uciszyć twoją złość. Przestałaś na niego krzyczeć ustępując mu miejsca w przejściu. W ciszy poszłaś do salonu. Czekałaś, aż twój towarzysz dołączy do ciebie, ale po chwili usłyszałaś trzask w toalecie. Udałaś się tam.

             - Wszystko w porządku? Ango? - zapukałaś w drzwi, lecz nie otrzymałaś odpowiedzi od razu.

             - ... Pomocy - mruknął pod nosem. Słyszałaś w jego głosie, że jest zakłopotany. Weszłaś do łazienki szukając wzrokiem problemu. Z szafki wypadły gaziki i bandaże, których w tym momencie potrzebował Ango, ale przez ranę nie mógł się po nie pofatygować. Siedział bezradny na toalecie patrząc wszędzie, tylko nie na ciebie. Biała koszula przesiąknięta była krwią i odpięta do połowy. 

             - Co ci tym razem zrobili? Objecali zostawić cię podobno w spokoju - bąknęłaś podnosząc rozrzucona rzeczy. Uparządkowałaś je w miarę i przystąpiłaś do opatrywania ran Sakaguchi'ego.

             - Kilku agentów dalej się nie podporządkowało najwidoczniej. Ale czego innego można się było po nich spodziewać, (nazwisko)? - westchnął zmęczony starając się nie ruszyć, abyś mogła w spokoju zabandażować go.

             - Nie jesteśmy w pracy, Ango. Rozmawialiśmy o tym - przerwałaś czynność spoglądając na niego surowo.

             - ... (I... Imię) - zaczął kasłać z zakłopotania. Nie lubiłaś,kiedy zwracał się do ciebie formalnie. Unikałaś nazywania cię formalnie przez innych ludzi. Po wszystkim pomogłaś mu wstać i dojść do salonu, gdzie czekało już odgrzane jedzenie. Zjedliście je starając się rozmawiać.

Ango nie miał nic przeciwko spędzania czasu z tobą, jednak nie lubił momentów kiedy byłaś wściekła. A zwłaszcza na niego. Gdyby mógł uciekłby jak najdalej od ciebie w takich momentach. Szczerze mógł przyznać, że gdyby nie ty jego praca mogłaby go dosłownie zabić z powodu przemęczenia. Doceniał twoje starania i, a zwłaszcza to, że robiłaś przepyszne jedzenie. Nie marnował nawet ziarenka ryżu na talerzu kiedy było to jedzenie wykonane przez ciebie.

             - Na prawdę starałeś się wyjść wcześniej? - spytałaś wreszcie kiedy skończyłaś jeść.

             - Oczywiście... Wiedziałem, że skończysz wcześniej a że denerwujesz się kiedy nie przychodzę na czas... Wyszedłem wcześniej z pracy - wyjaśnił również kończąc posiłek. Uśmiechnęłaś się pod nosem. Może jak tak dalej pójdzie doprowadzisz tego człowieka do normalnego stanu? Posprzątałaś po waszym posiłku dostając nagle wiadomość od twojego znajomego Dazaia. Dzisiajszego dnia opiekował się twoim małym pupilkiem. 

Wytarłaś dłonie z wody sięgając po komórkę. Osamu wysłał ci zdjęcie jak twój zwierzak dosłownie próbuje zdobyć władzę nad ludzkością zaczynając od właśnie ów maniaka samobójcy. Zaśmiałaś się patrząc na biednego mężczyznę z podpisem "Pomocy!". Nawet nie zauważyłaś, kiedy domator zjawił się za tobą dostrzegając zdjęcie i twoją roześmianą twarz.

                 - Znowu (Imię zwierzaka) próbuje zabić jakiegoś człowieka? - spytał przyprawiając cię o dreszcze. Obejrzałaś się za siebie chowając telefon za plecy do kieszeni spodni.

                - Nie moja wina, że Dazai nie ma przekonania u mojego pupila. Mimo wszystko muszę wracać, aby ratować dobre imię (Imię zwierzaka) - uśmiechnęłaś się omijając ciemnowłosego w przejściu. Ubrałaś już swoje buty a na ramiona narzuciłaś marynarkę z pracy. 

                - Jesteś blisko z Dazaiem - usłyszałaś swojego przyjaciela obok ciebie. Spojrzałaś w jego ciemne oczy. Był zły? Bardzo możliwe, ale dlaczego? Nie miałaś bladego pojęcia, gdzie popełniłaś błąd.

                - Wiem, że kiedyś był w mafii, ale teraz jest chyba niegroźny... A przynajmniej dla mnie - Ango zbliżył się do ciebie marszcząc brwi. 

                 - Chyba masz z nim lepsze kontakty niż ze mną, co? - wokół niego rozpromieniła się dziwna aura. Był smutny i zazdrosny. Był trochę jak twój zwierzak. Rozszarpałby wszystkich dookoła ciebie, gdyby zbliżali się do ciebie zbyt blisko. Jednocześnie chciał, abyś była szczęśliwa i uśmiechnięta... Najchętniej przy nim a nie przy Dazaiu. 

                 - To nie tak, że Dazai jest dla mnie na prawdę bliski czy abym była w nim zakochana jeśli o to mnie podejrzewasz. Dazai jest dobrym człowiekiem, ale nie jest w moim typie i tyle. Biorąc to wszystko pod uwagę o wiele lepszy kontakt mam z tobą, więc się nie bój - poklepałaś go po ramieniu. Mógł odetchnąć z ulgą teraz, kiedy wiedział, że nie masz nic wspólnego z Dazaiem. 

                 - To świetnie.

                  - A więc do jutra. Przyjdę specjalnie wcześniej, żebyś znowu nie zostawał po nadgodzinach - pożegnała się otwierając drzwi z uśmiechem. 

                  - I jeszcze jedno - zatrzymał cię łapiąc cię za rękę na klamce. Wszystko trwało bardzo szybko. W mgnieniu oka pochylił się w twoją stronę i ucałował cię w usta. Trwało to dość długo. Nie był to krótki, pierwszy pocałunek i szczerze cieszyłaś się, bo inaczej zastanawiałabyś się czy możesz go zaliczyć do pocałunku. - Wszystkiego najlepszego, (Imię).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top