❀ Rozdział 43 ❀

Sumy zaczęły się w poniedziałek.

- Wstawaj, Rose - Hermiona potrząsnęła nią lekko o siódmej rano, kiedy Parvati i Lavender jeszcze spały.

Rose poruszyła się, czym obudziła śpiącego na niej Biszkopta. Jej kot natychmiast zaczął dreptać po jej brzuchu, przez co nie mogła już myśleć o ponownym zaśnięciu.

Wstała, dla wygody związała włosy w ulizanego koka i nawet zrobiła lekki makijaż, wierząc, że jeśli będzie wyglądać dobrze, będzie się czuła lepiej i może przełoży się to na trochę szczęścia na egzaminach.

Tymczasem Hermiona była strasznie spięta. Pochłaniała Wybitne osiągnięcia w czarowaniu tak intensywnie, że w ogóle się nie odzywała. W końcu Rose poszła jej tropem i również powtórzyła zaklęcia. Do tego suma czuła się dobrze przygotowana i cieszyła się, że na początek zaplanowano względnie łatwy egzamin, ale mimo to odczuwała stopniowo rosnący stres.

- W ogóle nie mogłam zasnąć - jęknęła Parvati, przeciągając się na łóżku. - Nie wiem, czy dam radę się skupić.

- Pewnie wszystko okaże się łatwiejsze, niż nam się teraz wydaje - odparła Rose, próbując pocieszyć zarówno Patil jak i samą siebie. - Chciałabym już mieć to z głowy.

Na śniadaniu atmosfera była napięta. Ginny podeszła do nich i życzyła im powodzenia, ale nie została z nimi aby zjeść. Pewnie nie chciała nasiąknąć tą negatywną energią. Część stołu przy której siedzieli piątoklasiści była dziś wyjątkowo cicha.

Harry i Ron wyglądali w miarę normalnie, a Hermiona wciąż siedziała nad książką. Oczy biegały jej po literkach tak szybko, że Rose zastanawiała się jakim cudem jej przyjaciółka rozumie coś z tekstu. 

- Jak tam? - spytała Rose chłopaków. Hermiona i tak ich nie słuchała, a ona czuła ogromną potrzebę porozmawiania z kimś.

- Stabilnie - odpowiedział krótko Harry. 

- Po dzisiejszym będzie już z górki, mówię wam - przekonywał ich Ron, wymachując widelcem. - Jutro już nie będzie stresu.

- A bardzo się stresujesz?

- Nie, no co wy. W porównaniu z meczami to pestka - odparł beztrosko Ron, a Harry zaśmiał się. Rose też nie mogła powstrzymać uśmiechu. 

W końcu wszyscy uczniowie zaczęli opuszczać Wielką Salę, która miała być przygotowywana na teoretyczny egzamin. Kiedy oni też wstali od stołu, Ron podał jej rękę i razem wyszli na dziedziniec.

- Ty uspokajałaś mnie, gdy stresowałem się przed meczem, więc ja teraz spróbuję pomóc tobie - wyjaśnił jej. 

Gdy Umbridge wyszła do grupy uczniów, szybko się od siebie oddalili, nie chcąc ryzykować kolejnym szlabanem. Ta wezwała najpierw siódmoklasistów, więc oni na swój egzamin musieli jeszcze chwilę poczekać. Rose odwróciła się do Rona.

- Poczekaj chwilę, dobra? Chcę coś zrobić - powiedziała i zniknęła w tłumie ludzi, szukając swojej przyjaciółki. - Hermiono!

Szatynka stała sama, pewnie dlatego że wyglądała jakby nie miała ochoty na rozmowę z nikim. W tej sytuacji jednak Rose tym bardziej nie mogła zostawić jej samej. 

- Powodzenia, Hermiono! Wiem, że dasz radę. Kto jak nie ty? - powiedziała, kładąc dłonie na ramionach Hermiony i uśmiechając się pokrzepiająco. 

Ta jednak nie odwzajemniła uśmiechu.

- Nie wiem, Rose... Nie zdążyłam przeczytać rozdziału o przeciwzaklęciach, a poza tym miałam powtórzyć lewitowanie przedmiotów...

- Przecież znasz Wingardium Leviosa na pamięć! - przerwała jej nagle, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem. - Pamiętasz jak w pierwszej klasie załatwiliśmy tym trolla górskiego?

Mimo starań Rose, Hermiona ciągle była potwornie spięta, więc po prostu przytuliła ją, jeszcze raz życzyła powodzenia, zapewniła że wszystko będzie dobrze i zostawiła ją samą ze swoimi myślami.

Sum z zaklęć, zarówno teoretyczny jak i praktyczny, poszedł im całkiem dobrze. Rose była pewna, że zdała. Następnego dnia, we wtorek, miał odbyć się egzamin z transmutacji, a o tą Rose akurat mogła być spokojna. Więc kiedy Harry, Ron i Hermiona gorączkowo powtarzali skomplikowane formuły zaklęć, ona postanowiła lepiej przygotować się do zielarstwa.

- To jest gorsze niż eliksiry - przyznał w pewnym momencie Harry. - Gdyby nie Snape, naprawdę chętniej uczyłbym się ich niż transmutacji. 

Mimo słów Harry'ego, kiedy przyszło co do czego, transmutacja nie okazała się taka zła. Po egzaminie praktycznym Rose liczyła na "wybitny". Na kolacji sama McGonagall zainteresowała się tym, jak im poszło. Rose usłyszała od niej, że o jej wynik profesorka się nie martwi, co było największą pochwałą, jaką kiedykolwiek od niej usłyszała.

W środę było zielarstwo, czyli jej tegoroczna zmora. Przez ostatnie miesiące kuła na zmianę właśnie ten przedmiot i eliksiry. Przeczytała cały podręcznik chyba ze trzy razy, dzięki czemu po sumie mogła być z siebie zadowolona. Następnego dnia, na obronie przed czarną magią, furorę robili wszyscy byli uczestnicy Gwardii Dumbledore'a, a Umbridge patrzyła na to z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany piątek. Tego dnia Harry, Ron i Rose nie mieli żadnego suma, a Hermiona pisała starożytne runy. Przed obiadem wróciła do pokoju wspólnego w paskudnym humorze.

- Jak ci poszły runy? - spytał Ron, przeciągając się na fotelu.

On i Harry grali w czarodziejskie szachy, a Rose wertowała podręcznik od eliksirów. Naburmuszona Hermiona usiadła obok tej ostatniej. 

- Źle przełożyłam "ehwaz" - odpowiedziała ze złością. 

- Daj spokój, to tylko jeden błąd, i tak dostaniesz...

- Och, zamknij się, Ron - warknęła Hermiona. - Od tego jednego błędu może zależeć, czy zdałam.

- Na pewno zdałaś - wtrąciła Rose, patrząc na nią znad książki. - Nie ma co już tego rozpamiętywać, do wyników jeszcze tyle czasu, że nie powinniśmy się tym przejmować. 

- Ja mam jeszcze numerologię, a to chyba najcięższy przedmiot ze wszystkich! - żachnęła się.

Wstała, wściekła jak osa, i poszła w stronę dormitoriów dziewcząt, trzaskając za sobą drzwiami.

Harry, Ron i Rose spojrzeli po sobie.

- Taka miła, opanowana dziewczyna - mruknął Ron.

- To dla niej bardzo ważne, dlatego cały czas jest zdenerwowana - odpowiedziała Rose, czując naturalną potrzebę bronienia przyjaciółki. - Niedługo jej przejdzie.

- Wiemy, Rose. To Hermiona - powiedział Harry, w czasie gdy królowa Rona zbijała jego skoczka.

Rose miała całe, długie popołudnie na naukę eliksirów. Potem zeszli do Wielkiej Sali, gdzie porozmawiała z Hermioną, której emocje zdążyły już trochę opaść. Dosiadła się do nich też Ginny. Do wieży wrócili o dziewiątej.

- Chyba jeszcze trochę poczytam - postanowiła Rose, kiedy przeszli przez dziurę w portrecie Grubej Damy.

- Lepiej odpocząć. Mamy cały weekend - przypomniał Ron. 

Rose nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się i zamknęła na chwilę oczy. 

- Przetrwaliśmy już cały tydzień! I jeszcze tylko cztery sumy - powiedziała beztrosko, błogo rozkładając się na fotelu koło kominka.

Harry postawił tego wieczoru na dobry sen i już niedługo zniknął w dormitorium, a Hermiona zapewne dalej męczyła się z numerologią. Ron jednak nie miał ochoty już się kłaść. Nie, kiedy mógł spędzić trochę czasu w pokoju wspólnym z Rose.

Mijały godziny, a niebo za oknem zaczynało ciemnieć. Kiedy wybiła cisza nocna, Gryfoni zaczęli powoli zbierać swoje rzeczy i wracać do dormitoriów. Rose popatrzyła na Rona pytająco.

- Daj spokój, nie wygonią nas - zapewnił ją. - Tyle razy już siedzieliśmy w nocy.

-No tak. Ale myślałam że może ty chcesz już wracać.

Ron pokręcił głową i popatrzył na nią badawczo.

- A chce ci się spać?

- Jeszcze nie. Ale bolą już mnie plecy - jęknęła Rose, rozprostowując kości i przeciągając się. W jej błękitnych tęczówkach błysnęła mała iskierka. - Mogę się położyć?

- Co to za pytanie, Rose. Mam się przesunąć?

Zaśmiała się.

- Siedź.

Przysunęła się do Rona i oparła się o niego, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Ron, bardzo z siebie zadowolony, przełożył rękę nad jej szyją, tym samym obejmując ją. Leżeli tak, przytuleni, jeszcze jakiś czas. Rose tylko udawała że czyta, bo po całym tygodniu sumów ta książka od eliksirów jakoś sama już ją odpychała. Jedynie śledziła wzrokiem kształt literek. Ron nie mógł przestać patrzeć na jej skupioną twarz, długie rzęsy i lekko zmarszczone brwi. Nawet nie zauważył kiedy bez żadnych skrupułów zaczął bawić się jej włosami. 

Po pewnym czasie usłyszeli skrzypienie schodów i do salonu weszła jakaś osoba. Ron wyprostował się lekko, a Rose podniosła głowę.

❀❀❀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top