❀ Rozdział 4 ❀

Rano Rose wybiegła z dormitorium jeszcze wcześniej niż zwykle. Tak jak wczoraj ustaliła z Hermioną, miała zamiar porozmawiać z Ronem o wczorajszym zajściu. Dziewczyny postanowiły, że lepiej nie dopuścić na razie chłopaków do konfrontacji, więc Rose musiała spotkać Rona zanim Harry to zrobi. 

Przez większość dzisiejszej nocy nie spała. Cały czas miała w głowie wydarzenia z poprzedniego dnia i przemyślała wiele ważnych spraw. Wiedziała też jak mniej więcej podejść Rona, a mimo to wciąż czuła niepokój.

Wory pod oczami nie były bardzo widoczne, dzięki delikatnemu makijażowi, który nałożyła przed wyjściem z dormitorium. Była zmęczona i zmartwiona, ale nie chciała przestraszyć Rona

Weszła do Wielkiej Sali i wtedy go zobaczyła. Rude włosy opadały mu na czoło i również miał ogromne wory pod oczami. Wyglądał na mocno przygnębionego i zmęczonego - pewnie też mało spał. Przy stole Gryffindoru było o tej godzinie bardzo mało osób, więc Rose bez problemu się do niego przysiadła.

- Hej - przywitała się, a Ron odmruknął jej coś z zapałem gumochłona.

- Ładna dziś pogoda - rzuciła pierwsze zdanie, które przyszło jej do głowy, aby zacząć rozmowę. Dyskretnie spojrzała na sklepienie Wielkiej Sali i natychmiast zaczęła żałować swoich słów. Całe niebo co do centymetra pokrywały ciemne, burzowe chmury. Na szczęście jeszcze nie padało, bo wtedy cały plan poszedł by w odstawkę.

Ogarnij się!, krzyknęła do siebie w myślach. Zrobiło się jej strasznie głupio przez tę wpadkę, ale wzięła głęboki oddech i popatrzyła na Rona.

Przez chwilę miała wrażenie, że kącik jego ust drgnął lekko w górę, jednak od razu opadł.

- Jak kto woli - mruknął i rzeczywiście lekko się uśmiechnął.

Po kilku minutach słabo klejącej się rozmowy, Ron skończył swoje śniadanie i wstał od stołu. Rose jednak nie dała mu tak łatwo odejść.

- Czekaj! - zawołała. - Eee... przejdziesz się ze mną po błoniach?

Przez chwilę patrzył się z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, ale potem skinął głową.

- Wspaniale!

Uśmiechnęła się do niego tak szczerze, że ten uśmiech był najpiękniejszą rzeczą, jaką Ronald widział tego dnia. Poczuł się trochę lepiej, tym bardziej teraz, kiedy miał tak słaby humor. Zupełnie jakby jego problemy okazały się wcale nie być tak istotne, jakby dała mu jakiś powód do szczęścia. Co nieco dziwiło go jej zachowanie, ale postanowił nie wnikać. W głębi serca wiedział, że potrzebował z kimś porozmawiać i był jej za to wdzięczny.

- No jasne, w końcu jest taka ładna pogoda - zaśmiał się, a Rose mu zawtórowała.

Szkolne błonia jednak szybko ugasiły ich entuzjazm. Spacerowali w męczącej ciszy, odbiegając myślami do obecnych wydarzeń. Z każdą chwilą atmosfera między nimi zagęszczała się coraz bardziej, jak przed burzą. Po kilku minutach obydwoje mieli już dość milczenia, które przerwał Ron. 

- Naprawdę myślisz, że on tego nie zrobił? - wybuchnął. Rose wiedziała o czym mówi, w końcu myślała o tym pół nocy.

- Co? - chciała, aby sprecyzował co ma na myśli. Natychmiast odparł:

- Że Harry nie wrzucił imienia do Czary Ognia?

Rose spojrzała mu prosto w oczy i zdawało jej się, że przez chwilę mignęła tam odrobina poczucia winy.

- Jasne, że mu wierzę. I wiem że ty też, tylko próbujesz sobie wmówić, że jest inaczej.

Ron miał zdezorientowaną minę.

- Co? - burknął. - Przecież ci mówię jak myślę. Jak miałby wziąć udział w turnieju, jeśli nie wrzucił nazwiska? Albo poprosił kogoś aby to za niego zrobił. Kiedy o tym gadaliśmy, powiedział, że w sumie chciałby być reprezentantem. I proszę, cel osiągnięty!

Rose zamrugała kilka razy. Było gorzej niż myślała.

- Oh, Ron - westchnęła, bardzo dokładnie dobierając słowa. - Nie przeczę, że ktoś mógł wrzucić jego nazwisko. W końcu my najlepiej wiemy, że w Hogwarcie czasami dzieją się dziwne rzeczy. Ale, jak już mówiłam nie wierzę że Harry poprosił kogoś, aby to za niego zrobił. Pewnie marzył o tym po kryjomu, tak jak my wszyscy, ale nie sądzę, aby naprawdę chciał wziąć udział. A tym bardziej nie po tym, jak Dumbledore zabronił.

Ucichła na chwilę, po czym kontynuowała tak ostrożnie, jakby rozmawiała z tykającą bombą.

- Od zawsze wiedzieliśmy, że Harry jest bardzo popularny w świecie czarodziejów. Wszyscy go znają, itepe. Tylko że pomyśl, czy ci wszyscy ludzie coś znaczą? Niby cały świat go uwielbia, a tak naprawdę nie ma prawie nikogo. Są w życiu ważniejsze wartości niż sława i jedną z nich jest miłość i przyjaźń. Na kogo Harry ma liczyć jak nie na nas?

Po tych słowach podświadomie spodziewała się jakiegoś wybuchu. Jednak nie nastąpiło nic, kompletnie nic. Ron stał obok niej, wbijając spojrzenie lazurowych tęczówek w ziemię.

- Na ciebie, Ron. Jesteś mu najbliższy. On cię potrzebuje.

Rose naprawdę wolałaby, aby Ron jakkolwiek zareagował na jej słowa.

- Ron! - zawołała. Rudowłosy w końcu podniósł na nią wzrok.. - Jesteś moim przyjacielem i może nawet o tym nie wiesz, ale jesteś dla mnie cholernie ważny, Ron. Możesz na mnie liczyć. Tak samo jak na Hermionę i Harry'ego. I przyjmij do wiadomości, że nigdy nie powinieneś był, poczuć się inaczej.

Ron zmieszał się trochę, mimo że w środku zrobiło mu się naprawdę ciepło. Mimo tego nie rozumiał za bardzo co ten temat ma do zaistniałej sytuacji.

- A co to ma wspólnego z Harrym? - zapytał głupio. 

Cała złość już z niego uszła, zresztą wcześniej też nie złościł się na Rose. Był zły na siebie. 

Na to, że nic nie osiąga i że zawsze jest tym najgorszym. Na to, że nigdy nie był pierwszy czy najlepszy w czymkolwiek, że zawsze był ofiarą żartów swoich braci, a w szkole też nie osiągał dobrych wyników. I tak jak teraz o tym pomyślał- tak, zazdrościł Harry'emu. Jego przyjaciel miał wszystko, o czym on kiedykolwiek marzył.

Popatrzył uważnie na Rose, zastanawiając się, skąd wiedziała co on czuje. Był naprawdę... zaskoczony? Trochę było mu wstyd, bo poczuł się jakby jakiś jego upokarzający sekret wyszedł na jaw. 

Ale z drugiej strony, zrobiło mu się lżej na sercu, jakby Rose wzięła połowę tego ciężaru na własne barki. To było takie... miłe. 

Ron stał w miejscu już od kilku minut, ale kompletnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Tymczasem Rose widziała na jego twarzy mieszaninę uczuć, myśląc, co ma w głowie. Ron wcale nie był zły. Po prostu nie poradził sobie z emocjami.

Następnie mocno go przytuliła, chyba pierwszy raz w życiu. Ron najpierw drgnął dziwnie, ale zaraz oparł głowę o jej ramię, myśląc co teraz.

Ego nie pozwalało mu pójść do Harry'ego, kiedy kilkanaście godzin wcześniej zarzucił mu kłamstwo. Ale był jego przyjacielem i już tego poranka, kiedy wyszedł z dormitorium zamiast obudzić okularnika, odczuł boleśnie, że coś jest nie tak. Zagryzł nerwowo wargę.

Bo w końcu tak ciężko jest się przyznać do błędu, nawet wiedząc, że się ten błąd popełnia.

❀❀❀

Minął pierwszy, a potem drugi tydzień, a Harry musiał w końcu zaakceptować swój udział w turnieju i zacząć realnie o tym myśleć. W szkole doszło do wielu nieprzyjemnych sytuacji. Dracon Malfoy, Ślizgon z roku Rose miał kolejne preteksty, aby wyśmiewać się z Harry'ego. Do tego dobrała się do niego Rita Skeeter - wyjątkowo wstrętna i wścibska dziennikarka pracująca dla Proroka Codziennego. Przez jej zakłamany wywiad z Potterem cała szkoła huczała o plotkach o nim.

Natomiast Ron i Harry nadal ze sobą nie rozmawiali. Z daleka wyglądało to jakby ich przyjaźń całkowicie się rozpadła, ale Rose widziała w nich odrobinę żalu i tęsknoty. Albo może jedynie chciała widzieć, właściwie sama już nie była pewna.

Cała ta sytuacja zaczęła odbijać się na niej i Hermionie, którym strasznie brakowało towarzystwa ich przyjaciół. Spędzały ze sobą bardzo wiele czasu, często zwyczajnie siedząc obok siebie w głuchej ciszy. I tak doskonale rozumiały się bez słów.

Z pozoru u Rose wszystko było w porządku, ale tak naprawdę miała coraz mniej chęci i energii. Bardzo starała się posklejać wszystkie kawałki ich rozwalonej grupki, ale z biegiem czasu strasznie ją to męczyło. Tak bardzo jej na tym zależało, tak bardzo Harry, Ron i Hermiona byli dla niej ważni, że dalej nie traciła nadziei.

Przez ten cały czas pewnym ratunkiem stali się dla niej Fred i George, z którymi zaczęła spędzać więcej czasu. Nigdy nie pomyślałaby że będzie przebywać z bliźniakami częściej niż ze swoimi przyjaciółmi, tym bardziej że nie była z nimi w bliskiej relacji. W ostatnim czasie ich drogi jednak się połączyły, a Rose zauważyła, że przy nich czuję się znacznie bardziej beztrosko, zapewne za sprawą ich charyzmatycznych osobowości.

Takim sposobem wszystko się pokomplikowało i zaczęło być naprawdę nieciekawie. Na dodatek Harry musiał szybko przygotowywać się do pierwszego zadania. Były to smoki, o których dowiedział się od Hagrida. Postanowił, że do walki potrzebuje miotły. I właśnie to był teraz ich największy problem.

Według zasad turnieju, zawodnik w pojedynku może mieć przy sobie tylko różdżkę. Dlatego właśnie przez cały dzień Harry, Rose i Hermiona siedzieli zamknięci w starej sali od transmutacji, próbując opanować zaklęcie przywołujące.

- Naprawdę nie musicie tego wszystkiego dla mnie robić - bąknął Harry pewnego wieczoru. - Ty i Hermiona. Już naprawdę dużo mi pomogłyście.

- To nic takiego, Harry. Przynajmniej ja też nauczyłam się tego zaklęcia, zobacz! - Rose wstała, uniosła różdżkę i odchrząknęła krótko. - Accio książka!

Opasły tom leżący na drugim końcu klasy uniósł się i zaczął lecieć w stronę dziewczyny. Kiedy był już na kilka stóp przed nią, nagle runął prosto w dół, nie dolatując do celu. Rose popatrzyła się głupio przed siebie, a po chwili odchrząknęła.

- No prawie - powiedziała, a Harry się zaśmiał. - Nie wspominaj lepiej o tym Hermionie, okej?

Chichocząc, skinął głową.

Nagle, jak na zawołanie, w drzwiach do sali stanęła Hermiona. W ramionach trzymała górę tostów, a za nią lewitował słoik dżemu i trzy noże.

- No w końcu! - zawołał Harry na widok przyjaciółki. Kiedy tylko Hermiona położyła jedzenie na biurku, wziął jednego tosta i zaczął go pochłaniać. - Wielkie dzięki, Hermiono, ratujesz nam życie.

- Nie ma sprawy. Ja umiem zaklęcie przywołujące, a wy musicie jeszcze trochę poćwiczyć. Tym bardziej ty, Harry, to już pojutrze - W tym momencie wstała, a pod jej nogami znalazła się wielka książka, którą wcześniej próbowała przywołać Rose. Hermiona zmarszczyła brwi. - Och, Harry, tak średnio ci to wyszło. Musisz się bardziej skupić.

Szatynka zaczęła udzielać Harry'emu przydatnych wskazówek, nie zdając sobie sprawy z sytuacji zaistniałej pod jej nieobecnością. Zanim jednak zdążyłaby się na dobrze rozgadać, wtrąciła się Rose, aby uratować Harry'ego od kolejnych wykładów przyjaciółki.

- Późno już, powinniśmy się zbierać. Mamy jeszcze jutro - przypomniała. Zebrali swoje rzeczy, wzięli resztę tostów i wyszli na opustoszały już korytarz.

- Tak w ogóle, to jutro jest wyjście do Hogsmeade. Co powiecie? - zapytała Rose, patrząc z nadzieją na pozostałą dwójkę. Harry nie zareagował, co nawet już jej nie zdziwiło. Przez ostatnie tygodnie wolał bardziej chować się w miejscach, gdzie znajdowało się mało osób, bo większość szkoły dalej go wyśmiewała.

- Zadanie jest już pojutrze - przypomniała Hermiona. - Harry powinien jeszcze trochę poćwiczyć.

- Trochę odpoczynku przed pierwszym zadaniem też się przyda - odparła Rose.

Harry milczał.

- Pójdę - odparł po chwili zastanowienia. - Ale biorę ze sobą pelerynę-niewidkę.

I natychmiast przyspieszył kroku, nie dając im szansy się sprzeciwić.

Następnego dnia warunki nie były wcale dobre na wycieczkę do wioski czarodziejów. Deszcz tworzył pewnego rodzaju ścianę, do tego wiatr wiał tak mocno, że ledwo co udało im się dotrzeć pod Trzy Miotły. Z ulgą weszli do środka, chcąc choć na chwilę się ogrzać.

- Jak mamy z tobą rozmawiać, Harry, skoro cię nie widzimy? - zapytała podirytowana Hermiona. - Nie możesz po prostu zdjąć tej peleryny?

- Lepiej nie - stwierdziła Rose, dyskretnie wskazując głową na stolik kilka metrów dalej. Siedzieli tam sami Ślizgoni, w tym Draco Malfoy.

- Oj dajcie już spokój, nie możesz się wiecznie ukrywać, Harry.

- To ja pójdę coś nam zamówić - powiedziała Rose i poszła w stronę kolejki, rozcierając zdrętwiałe palce. W pubie jak zwykle był tłok, stworzony głównie przez uczniów Hogwartu.

- Poproszę trzy piwa kremowe - poprosiła sprzedawczynię, gdy udało jej się przepchnąć do lady, a Madame Rosmerta od razu odeszła, aby zrealizować zamówienie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła kogoś, kogo z pewnością się tam nie spodziewała - Rona. Przypadkowo złapała jego spojrzenie, więc uśmiechnęła się i przyjaźnie pomachała mu ręką. On odmachał jej sztywno, nawet nieśmiało odwzajemniając uśmiech. Przez chwilę miała wrażenie, jakby chciał jej coś przekazać, ale w tym momencie chłopaka zasłoniła kobieta z jej zamówieniem. Zapłaciła więc i wróciła do swojego stolika.

Hermiona rozłożyła na blacie kilka pergaminów, sprawiając wrażenie że się uczy, a tak naprawdę rozmawiając półgębkiem z Harrym. Rose postawiła na blacie trzy kubki, przysuwając jeden Hermionie, a drugi Harry'emu.

- To dla was. Harry, schowaj je po pelerynę, zasłonię cię - I tak też zrobiła, udając, że szuka czegoś w torebce.

Po zaledwie kilku minutach zobaczyli rudą postać zbliżającą się w ich stronę. Dziewczyny popatrzyły na siebie porozumiewawczo - to mogła być jedyna okazja do pogodzenia Harry'ego i Rona.

Ron podszedł sztywno do ich stolika i stanął obok. Stres emanował z niego tak mocno, że nawet Rose go wyczuła, zaledwie spojrzawszy w jego stronę.

- Cześć - powiedział, wykrzywiając usta w czymś, co prawdopodobnie miało przedstawiać uśmiech. Rose też się uśmiechnęła, próbując dodać mu otuchy. - Jest z wami Harry?

Już otwierała usta by potwierdzić, kiedy Harry mocno kopnął ją w nogę po stołem. Syknęła cicho z bólu.

- Nie ma - odparła chłodno Hermiona, a Rose popatrzyła na nią ze zdziwieniem.

- A to... dobrze, chyba - bąknął. - Mogę się dosiąść?

- Jasne, siadaj - powiedziała Rose, wskazując mu krzesło obok. - Więc co tam u ciebie?

- W sumie to chciałem porozmawiać

Nastąpiła chwila bardzo niekomfortowej ciszy. Hermiona uniosła lekko głowę z kamienną miną.

- Tak? Więc o czym chcesz z nami porozmawiać, Ron? 

Ron przełknął ślinę.

- Właściwie to chciałem was przeprosić. Zachowałem się jak kretyn, wiem, a ty, Rose, miałaś rację od początku, po prostu byłem zbyt głupi, żeby...

Zatrzymał się na chwilę, zapewne myśląc nad dalszym doborem słów. Widać, że ciężko przychodziło mu otworzenie się na emocje. Poruszył się nerwowo.

- W porządku.

To była Hermiona. Patrzyła na niego, a wyraz jej twarzy nawet lekko ocieplał. Ron za to wyglądał, jakby ktoś uderzył go w twarz.

- Co? - zapytał zdezorientowany. - Przez dwa tygodnie zachowywałem się jak czubek, nie powiecie mi, że już wszystko jest okej.

- To prawda - stwierdziła Rose. - Mówimy, że nie mamy ci tego za złe, ale nie że wszystko gra. Bo jest ktoś, kto trochę bardziej zasługuje na te przeprosiny od nas.

Ron wbił wzrok w podłogę, a emocje na jego twarzy co chwilę się zmieniały. W czasie gdy nie odpowiadał, do ich stolika dotarł gwar innych rozmów, tak że ledwo słyszeli siebie nawzajem.

- Wiem - rzekł tak cicho, że jego głos prawie utonął w tłumie. - Wiem. Przeproszę go, naprawdę, chciałem to zrobić już od dawna, ale nie mogłem się na to zdecydować. Odwróciłem się od niego, kiedy najbardziej potrzebował przyjaciela, jak totalny idiota. Harry nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Strasznie mi głupio.

- Jak z nim porozmawiasz, na pewno ci wybaczy - zapewniła go Rose, uśmiechając się smutno. 

Ron pokiwał głową.

- No to świetnie! - powiedziała rozpromieniona Hermiona. Wymieniła z Rose spojrzenie, którym w sekundę przekazały sobie wszystko, a przede wszystkim ogromną ulgę. Oparła głowę na jej ramieniu, wiedząc, jak ciężko jej było z wcześniejszą rozłąką przyjaciół.

Ale oprócz tego był jeszcze Harry, któremu wciąż huczały w głowie słowa Rona. On też za nim tęsknił. Co nie znaczyło, że nie był na niego zły.

❀❀❀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top