❀ Rozdział 31 ❀
W Boże Narodzenie Rose obudziła się o ósmej. Poczuła w nogach jakiś ciężar i bez otwierania oczu wiedziała, że mieści się tam stosik pakunków. Wciąż na wpół śpiąca, wygramoliła nogi spod prezentów, uważając by żadnego nie zrzucić.
Obie jej współlokatorki jeszcze spały, więc starała się zachowywać jak najciszej. Uważając na szelest papieru, sięgnęła po pierwszą paczkę. Pudełko było schludnie opakowane błękitnym papierem i obwiązane świecącą srebrną wstążką. Dwa następne były niedokładnie zaklejone jednakowym papierem w tańczące mikołaje. To musieli być Harry i Ron, a idąc tym tropem, ten pierwszy musiał być od Hermiony. Poza tym była też jedna malutka paczuszka i następna, trochę bezkształtna. Z ciepłem na sercu zaczęła je otwierać.
Jak się spodziewała, od Hermiony dostała książkę. Była to jednak lektura, która sprawiła na jej twarzy niemały uśmiech. Praktyczny prezent, jak to Hermiona miała w zwyczaju, a przy tym bardzo spersonalizowany. Na twardej okładce czarne literki układały się w tytuł: Przydatne zaklęcia lecznicze, o których nie miałeś pojęcia.
Znalazła też liścik napisany na małej karteczce samoprzylepnej.
Pomyślałam, że może Ci się spodoba. Wiem że książka nie jest szczytem Twoich marzeń, ale myślę, że akurat ta będzie dla Ciebie miłym zaskoczeniem. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale uważam, że będziesz niesamowitą uzdrowicielką. Wesołych świąt!
Rose trochę się wzruszyła. Hermiona była taka kochana!
Chwilę później wzięła do ręki dwie identyczne paczki. Jedna z nich była całkiem ciężka i to za nią Rose zabrała się w pierwszej kolejności. Najpierw wyjęła małą karteczkę.
Dla Rosie. Mam nadzieję, że się spodobają ♡
To od Rona, pomyślała i z szybko bijącym sercem zajrzała do środka.
Z pudełka wyciągnęła niewielki flakonik ze szkła barwionego na delikatny róż. U zawężonej szyjki butelki wyrzeźbiono gałązki z kwiatkami, w których rozpoznała swoje ukochane róże. Nieco niżej literki układały się w słowo Rose. Westchnęła patrząc się z zachwytem na butelkę.
Perfumy o zapachu, jak się domyśliła, różanym nie były intensywne. Jej woń delikatnie wybijała się na tle wanilii i jaśminu. Rose rozmarzyła się na parę chwil. Ron tak się dla niej postarał! Kiedyś powiedziała mu, że uwielbia róże i najwidoczniej wciąż to pamiętał. Wybrał coś, co naprawdę kojarzyło mu się z nią.
Ta myśl była tak komfortowa, że z uśmiechem wracała do niej przez następne godziny.
Odpakowała resztę prezentów od Harry'ego, bliźniaków, rodziców. W między czasie Hermiona zaczęła się wiercić, a kiedy otworzyła oczy, Rose rzuciła się obok niej na łóżko.
- Dziękuję! - zawołała, obejmując ją. Hermiona lekko podniosła się i posłała jej uśmiech. - Wstawaj i ty zobacz co ci dałam!
- Już, już - powiedziała zaspana Hermiona, jeszcze trąc oczy.
Ich rozmowa obudziła Ginny, która usiadła na łóżku, podobnie zaspana jak Hermiona. Kiedy zobaczyła Rose, nagle się rozbudziła.
- Rose! Czekaj chwilę, skończył mi się papier, ale mam dla ciebie coś - mówiła rudowłosa, wygrzebując się spod ciepłej kołdry. - A poza tym chciałam zobaczyć twoją reakcję.
- Jejku, Gin, aż się zaczynam bać - zaśmiała się Rose.
Tymczasem Ginny doczłapała do walizki i wyciągnęła z niej jakiś gruby tom, przypadkowo wyrzucając też kilka swoich ubrań. Ostatnim czego Rose się spodziewała po niej, było sprezentowanie jej książki.
- Nie patrz tak na mnie, zobacz co to - podała jej prezent, więc popatrzyła na tytuł.
I miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Hermiona zabrała jej rękę z okładki, żeby też zobaczyć tytuł i roześmiała się tak, że przez dłuższą chwilę nie mogła złapać oddechu.
- Naprawdę, uwielbiam cię, Ginny. Jesteś niesamowita! - Hermiona otarła łzy, które nagromadziły jej się w kącikach oczu od śmiania.
- Wiem, dzięki, Hermiono. Jak tobie się podoba, Rose?
Czarnowłosa spojrzała na nią i przez chwilę po prostu nic nie mówiła. Widząc rudowłosą bawiącą się tak dobrze kosztem jej osoby, uśmiechnęła się z dezaprobatą.
- No co? Przyda ci się. Na mojego braciszka - mówiła dalej Ginny, rozkoszując się jej zażenowaniem. Hermiona wciąż chichotała pod nosem. - No dobra, nie musisz mi dziękować, widzę że ci się podoba.
- Ginny... jesteś nienormalna, dziewczyno - wydukała Rose.
Jeszcze raz spojrzała na książkę, którą trzymała na kolanach i na złoty grawer Jak sprawić, by chłopak oszalał na twoim punkcie bez użycia amortencji.
- Nie no dziękuję, Ginny - kontynuowała zażenowana Rose. - Doceniam za gest. Może się przyda.
- Na pewno się przyda.
- Ale on już szaleje na jej punkcie - zauważyła Hermiona, a Rose schowała twarz w dłoniach.
- No to zawsze może jeszcze bardziej - Ginny poklepała mocno Rose po plecach. - Ruszaj się, ślicznotko. Musisz oczarować dzisiaj Ronalda Billiusa.
❀❀❀
Od samego rana ciążyło mu jakieś dziwne napięcie. Nie do końca nawet wiedział, dlaczego. Ron z westchnieniem wcisnął policzek w pięść.
Rose. Co jak prezent od niego to przesada? Albo jak zapach jej się nie spodoba? Albo jak ten chłopak od listów dał jej coś lepszego?
Ale jak mógłby być jakiś inny chłopak, skoro za każdym razem kiedy patrzył jej w oczy, to wydawało mu się, że jest między nimi to niewypowiedziane uczucie?
Przecież Rose na pewno nie bawiłaby się jego uczuciami. Ona taka nie była.
Mocno się zamyślił i nawet nie zdawał sobie sprawy, że już kilka minut siedział w bezruchu.
- Ron! - Harry pstryknął mu przed nosem, patrząc na niego z lekką irytacją. - Stary, marnie ci idzie z tymi kielichami. Nie mam zamiaru wycierać wszystkich za ciebie.
Ron westchnął i chwycił mokrą szmatę. Przed nim piętrzyła się góra srebrnych naczyń, które jego mama zleciła wytrzeć im dwóm. Pozbycie się kilkunastoletniego kurzu nie należało do łatwych zadań. Syriusz z Lupinem naprzeciwko nich tak samo szorowali sztućce, a ten pierwszy pogwizdywał przy tym cicho.
- Ty za to dobrze odnalazłeś się w tym zajęciu - odgryzł się Ron.
Harry uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Po prostu jestem głodny, Ron. Musimy to wytrzeć, aby było w czym wystawić śniadanie.
Ron przedtem nawet nie myślał o jedzeniu, ale teraz poczuł niemiłe ssanie w żołądku. Musiał przyznać Harry'emu rację, świąteczne śniadanie zmotywowało go w takim stopniu, że od tej chwili szło mu już o wiele sprawniej.
Dopiero dochodziła dziewiąta rano, lecz naokoło okrągłego stołu paliły się wielkie świece. Pani Weasley uznała to za konieczne, by mogli dostrzec każdą najmniejszą plamkę na naczyniach. Niebo na zewnątrz pokrywały grube chmury, a śniegu w okolicy leżało go tak dużo, że gdyby nie byli czarodziejami pewnie baliby się, że ich zasypie.
Zdołali wytrzeć już wszystkie puchary, kiedy rozległy się kroki, dźwięk obijanych butelek i rozmowy. Ron rozpoznał ten głos momentalnie.
Rose weszła do pokoju razem z Hermioną i Ginny. Dwóm dziewczynom udało się dotrzymać planu i nie pozwoliły Rose wyjść z pokoju, dopóki ich zdaniem nie wyglądała tak pięknie, aby Ron mógł zakochać się jednym spojrzeniem.
I tak też się stało. Gdy Ron ją zobaczył, aż odebrało mu oddech. I jeśli mógłby zakochać się na nowo, teraz by się to stało.
Dziewczyna uparła się, aby nałożyć zwykłą spódnicę, bo twierdziła, że w sukience będzie wyglądać zbyt odświętnie. Zrobiła trochę mocniejszy niż zwykle makijaż, pięknie podkreślając swoje długie rzęsy. Żeby nie wyglądać tak blado, Ginny namówiła ją na trochę różu, a na ustach miała jasnoróżowy błyszczyk.
Tak jak zwykle włosy pozostawiła rozpuszczone, dając swoim lokom spokój. Wpięła w nie jedynie dwie niebieskie spinki po obu stronach czoła.
Dziewczyny weszły do jadalni i postawiły na stole butelki, o których zaniesienie poprosiła ich pani Weasley. Wtedy kobieta zawołała je ponownie, aby pomogły w przeniesieniu jedzenia, więc nawet nie zdążyły przywitać się z przyjaciółmi, poza rzuceniem szybkiego "Cześć".
Jeszcze z dziesięć minut krzątały się w tę i z powrotem. Rose ciągle próbowała zaczepić chłopaków i podziękować im za prezenty, ale jej plan ciągle kończył się niepowodzeniem. Albo pani Weasley chciała coś od któregoś z nich, albo rozmawiali akurat z Syriuszem i Remusem, albo Rose musiała zrobić pięć rzeczy na raz i nie miała czasu nawet na nich spojrzeć.
W końcu nadarzyła się idealna sytuacja. W kuchni wszystko było już prawie gotowe, dwaj huncwoci wyszli z jadalni, a Rose, Hermiona i Ginny miały chwilę aby odsapnąć.
- Idziecie? - spytała Rose, kierując się w stronę jadalni.
Hermiona i Ginny spojrzały po sobie.
- Nieee, wiesz co, my zaraz dojdziemy - powiedziała Hermiona i wraz z rudowłosą odwróciły się w stronę schodów.
Rose przewróciła oczami, znając dobrze zamiary swoich przyjaciółek. Mimo to weszła do jadalni, starając się zachowywać jakby nigdy nic.
- Hej, wesołych świąt! - powiedziała radośnie, podchodząc do Harry'ego i Rona.
- Wesołych świąt, Rose - odpowiedział Harry. Jako że stał bliżej, przytuliła go najpierw.
- Dzięki za prezent, Harry!
- Mam nadzieję, że się podobał - zaśmiał się chłopak, obejmując Rose. Cały czas czuł na sobie wzrok Rona, więc wypuścił ją z uścisku, mając przy tym ochotę zapytać przyjaciela co on do cholery wyprawia. - Ja też ci dziękuję.
Rose posłała Harry'emu jeszcze jeden uśmiech, a potem w końcu odwróciła się do Rona. Nie potrafiła nie spojrzeć w jego lazurowe oczy. Rudowłosy patrzył na nią, ale nie ruszał się, jakby czekając na jej ruch.
Zrobiła kilka kroków w jego stronę i oparła głowę na jego klatce piersiowej. Rona wmurowało, gdy poczuł dobrze znany mu zapach róż z dodatkiem wanilii i jaśminu, które sam (z małą pomocą Hermiony) dla niej wybierał. Nie odzywała się kiedy szczelnie objął ją w talii i nieznacznie przybliżył brodę do czubka jej głowy.
Wtedy Ron, walcząc ze starą wersją siebie i rumieńcami wpełzającymi mu na szyję, ten jeden raz odważył przycisnąć usta do czubka jej głowy.
❀❀❀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top