❀ Rozdział 11 ❀

- Teraz cicho, aby nas nie...

Rozległ się okropnie głośny huk, a chwilę później zza regału z książkami wyszła bibliotekarka, pani Pince. Kiedy zobaczyła Harry'ego, Rona, Rose i Hermionę stojących nieporadnie pośrodku pomieszczenia, jej oczy zwęziły się wściekle, a zapalona różdżka o mało nie wypadła z ręki.

- Co wy tu robicie? Czy wy wiecie, która jest godzina?! - warknęła przez zaciśnięte zęby, poprawiając zgniłozielony szlafrok.

- Właściwie to my już wychodziliśmy...

- I bardzo dobrze! Biblioteka jest zamknięta od piętnastu minut! - krzyknęła, dobierając miotły do zamiatania, opartej o jeden z regałów. - Wynocha! Już!

Zaczęli więc na ślepo kierować się do wyjścia, bo żadne z nich nie odważyło się zapalić różdżki. Przy wyjściu z biblioteki, kiedy już prawie odetchnęli z ulgą, usłyszeli jeszcze raz chrapliwy głos kobiety.

- Ej ty! - ryknęła, a cała czwórka odwróciła się w jej stronę. - Wypożyczyłeś tę książkę? Nie? Więc zostaw ją, bo cię wypatroszę.

Ron z niemrawą miną odłożył książkę na jeden z podłużnych regałów, mrucząc coś pod nosem. Natychmiast wyszli z biblioteki.

O tej godzinie korytarze były opustoszałe, bez żadnego śladu życia. Szli więc w ciszy, nie mając ochoty na szlaban, tym bardziej teraz, kiedy mieli tyle na głowie. Swobodnie poczuli się dopiero pod portretem Grubej Damy. Spojrzeli po sobie, a wtedy nie udało się im powstrzymać parsknięcia śmiechem. To była jedyna zabawna chwila w ich obecnej, bardzo nieciekawej sytuacji.

Pokój wspólny również nie tętnił życiem tak bardzo jak za dnia. Usiedli obok syczącego kominka na czterech wygodnych fotelach w barwach beżu, szarości i szkarłatu.

- Szkoda że nie udało nam się zabrać tej książki. Może tam byśmy coś znaleźli - westchnęła Hermiona, wpatrując się w wesoło trzaskające płomienie.

- Zadanie jest dopiero w środę, co znaczy że mamy jeszcze jutro. Wrócimy tam i na pewno uda się coś znaleźć.

Jednak następnego dnia też nie szło im za dobrze. Od razu po śniadaniu poszli do biblioteki, gdzie pani Pince prześwietliła ich wrednym wzrokiem i burknęła coś pod nosem.

- Myślicie, że udało nam się przejść inspekcję? - spytał Harry, patrząc na oddalającą się kobietę.

W między czasie Hermiona zaprowadziła ich do miejsca pomiędzy dwoma regałami, w którym nie było nikogo. Ten kąt, zamknięty z prawie każdej strony, wydawał się idealnym miejscem- był pełen ciszy, spokoju oraz miał wystarczającą ilość miejsca dla ich wszystkich. Szatynka odłożyła rzeczy przy stoliku biegnącym wzdłuż regału i zostawiła ich, w poszukiwaniu przydatnych im ksiąg.

- Nie no, bez niej to my się tu przecież zgubimy - jęknął Ron, a zdanie było tak trafione, że Harry i Rose zachichotali.

- Może was to zdziwi, ale byłam tu już kilka razy w tym roku - przyznała Rose, upinając przy tym włosy w niskiego koka. Rozejrzała się orientacyjnie, więc nie dostrzegła tego, jak Ron zagapił się na nią przez chwilę.

Już kilka minut później wróciła Hermiona z górą książek, więc zaczęli żmudne wertowanie starych stronnic. Nawet nie wiedzieli kiedy mijały kolejne godziny, a każde z nich powoli traciło już entuzjazm.

Książki przyniesione przez Hermionę znikały w szybkim tempie, a gdy ostatnia z nich została zamknięta z głuchym hukiem, Rose zaproponowała poszukać czegoś nowego. Z ulgą wyprostowała zdrętwiałe kończyny i ruszyła na poszukiwania.

Mijała mnóstwo tytułów, raz na jakiś czas zatrzymując się i sięgając po nie. W pewnym momencie pokrył ją czyiś cień, więc odwróciła się. Przed nią stały dwie identyczne postacie, te, które zawsze pojawiały się w najmniej oczekiwanym miejscu.

- Hej - powiedział Fred, po czym zaśmiał się kiedy Rose odruchowo zrobiła krok do tyłu i wpadła w jeden z regałów.

- Fred, George? Co wy tu robicie? - uśmiechnęła się.

- Spacerujemy sobie po tym pięknym miejscu, jakim jest biblioteka - powiedział George, a Rose zachichotała.

- No i czemu się śmiejesz? Co, myślisz że ja i George nigdy nie byliśmy w bibliotece? - zapytał Fred, patrząc na nią ze zmrużonymi oczami.

- Nic takiego nie powiedziałam, Fred. Teraz to sam się przyznałeś.

Już otwierał usta aby się odgryźć, ale przerwał mu George.

- Do rzeczy. Są tu z tobą Ron i Hermiona?

- Tak, a czemu pytacie? - zapytała, biorąc wszystkie książki i idąc razem z bliźniakami w stronę jej stolika.

- Zaprowadzisz nas do nich? - poprosił George.

- Nie - zaśmiała się, wchodząc prosto do wnęki, w której siedzieli jej przyjaciele.

- Witamy ludzi pracujących - powiedział Fred, a wszystkie trzy głowy spojrzały na niego i George'a.

- Och, Rose, miałaś przynieść tylko książki, a nie moich braci - zażartował Ron, kręcąc głową załamany.

- No wiesz co, Ron? - oburzył się George. - Właściwie to szukaliśmy ciebie. I na pewno nie spodziewaliśmy się zastać cię w bibliotece.

- W takim razie czemu tu przyszliście?

- Bo Hermiona mogła tu być, ale właściwe dobrze że obydwoje jesteście. Ron, Hermiono, McGonagall chce was widzieć.

Chwila głuchej ciszy, a potem dźwięk strzelających palców Hermiony.

- Dlaczego? 

- Nie wiemy, ale wyglądała niezbyt.

- My mamy was tylko zaprowadzić do jej gabinetu.

Ron i Hermiona spojrzeli na pozostałą dwójkę, jakby szukając jakiegoś innego rozwiązania. W końcu szatynka westchnęła i wstała.

- Dobrze, zaraz wrócimy. Jeśli to się przedłuży, weźcie ze sobą do pokoju wspólnego tyle książek, ile dacie radę - oznajmiła Hermiona, po czym razem z Ronem i bliźniakami poszła do wyjścia.

Ale nie wrócili. Nie wrócili za godzinę, ani za dwie, ani kiedy pani Pince o ósmej wieczorem znowu wyganiała ich z biblioteki. Zgodnie z instrukcją Hermiony wypożyczyli tyle książek ile byli w stanie unieść i tyle na ile pozwoliła im bibliotekarka.

Ostatnia resztka nadziei umarła, gdy okazało się, że Ron i Hermiona nie czekali na nich w salonie. Usiedli w ciszy, dalej szukając rozwiązania w księgach, a reszta uczniów stopniowo zaczęła opuszczać pomieszczenie. Około północy Harry w końcu odłożył ostatnią książkę i ukrył twarz w dłoniach.

- To już koniec, Rose - powiedział żałośnie. - Naprawdę dziękuję ci za pomoc, ale już nic nie zrobimy.

- Na pewno jest jakiś sposób. Może warto jeszcze kogoś popytać? - zaproponowała, wyrzucając z głowy wszystkie pomysły które jeszcze miała.

- Jest środek nocy, każdy już śpi.

- A Syriusz? Możemy jakoś spróbować się z nim skontaktować...

- Po prostu tam pójdę i powiem, że nie przystąpię do tego zadania. Chodźmy już spać - poprosił Harry, a Rose nie miała już siły się z nim kłócić; zabrali swoje rzeczy i poszli do dormitoriów.

❀❀❀

Rano Rose wstała, ubrała się i zeszła na śniadanie, czując się okropnie. W pokoju wspólnym nie spotkała Harry'ego, Rona ani Hermiony, więc zdziwiła się, gdy nie dostrzegła ich też w Wielkiej Sali. Nie tknęła się nawet jedzenia, tylko usiadła koło Neville'a, Seamusa i Deana.

- Cześć - powiedziała, siląc się na słaby uśmiech.

- O, cześć, Rose - powiedział Dean. - Coś się stało?

- Właściwie to mam pytanie. Czy Harry i Ron byli wczoraj wieczorem i dziś w dormitorium? - zapytała. Zaczęła się już naprawdę martwić o Rona i Hermionę, którzy nie wrócili wczoraj do pokoju wspólnego, a teraz jeszcze nieoczekiwanie zniknął Harry.

- Właśnie o tym rozmawialiśmy. Ja nie widziałem ich od wczorajszego popołudnia. Wiesz co z nimi? - zapytał Neville.

- Nie mam pojęcia. Dobra, dzięki, pójdę ich poszukać - powiedziała i wyszła Wielkiej Sali, nie tknąwszy nawet śniadania.

Była wszędzie. Na dziedzińcu, wszystkich korytarzach, nawet na zaśnieżonych błoniach, ale nigdzie nie znalazła swoich przyjaciół. Wszyscy uczniowie szli już na drugie zadanie, do którego zostało tylko dziesięć minut. Jeszcze przez chwilę przemierzała korytarze, coraz bardziej martwiąc się o przyjaciół.

Postanowiła, że jeśli za kilka minut ich nie znajdzie, to pójdzie już na trybuny. Kiedy mijała ostatni zakręt, nagle na kogoś wpadła.

To był Harry.

- Harry! - krzyknęła, łapiąc go za rękę i kierując się w stronę wyjścia z zamku. - Gdzie ty byłeś?

- Zaspałem. Ale to nie ważne, wiem jak mogę wytrzymać przez godzinę pod wodą!

Rose aż zatrzymała się z wrażenia, patrząc na bruneta oczami o średnicy galeonów.

- Och, naprawdę?! - wysapała, a chłopak pokiwał głową. - To cudownie! Co musisz zrobić?

- Nie ma czasu, powinienem od dwudziestu minut być nad jeziorem. Zaufaj mi!

Wybiegli z zamku, mając wrażenie że zaraz wyplują płuca. Zostały okrągłe trzy minuty.

Dwie minuty.

Jedna.

- Tutaj się rozdzielamy! - krzyknęła Rose, wskazując na trybuny, do których droga skręcała wcześniej. - Uda ci się, po prostu zrób to co wymyśliłeś! Trzymam kciuki!

Wspięła się na widownie, a chwilę później była świadkiem, jak Harry wbiega między reprezentantów. Odetchnęła z ulgą i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Znalazła nawet dwie. Fred i George siedzieli kilka rzędów dalej.

- Cześć - powiedziała, siadając na ławce; bliźniacy przesunęli się trochę, aby zrobić jej miejsce. - Dzięki.

- Czemu ty i Harry się spóźniliście? - zapytał od razu George.

- Cicho, zaczyna się - powiedział Fred, a chwilę później całe trybuny zamilkły.

Ludo Bagman pokrótce wyjaśnił na czym polegać będzie konkurencja, a chwilę później reprezentanci zaczęli zanurzać się w wodzie. Był to jeden z najciekawszych momentów, bo chwilę później nie pozostało im nic innego jak siedzieć i patrzeć na lekko falującą taflę wody.

- Emocje jak na grzybobraniu - podsumował Fred, po kilkunastu minutach ciągłego gapienia się w wodę.

- Mam nadzieję, że z Ronem i Hermioną wszystko w porządku - przyznała Rose, patrząc w dół sennym wzrokiem.

- Co? - zapytał George, spoglądając na nią kątem oka. - Czemu coś miałoby być z nimi nie tak?

- Odkąd wczoraj zabraliście ich do McGonagall, nie wrócili.

- Rzeczywiście dziwne - rzekł Fred, drapiąc się po karku. - Spokojnie, na pewno... O patrz, coś się dzieje!

Rose szybko uniosła, w sam raz aby zobaczyć jak sędziowie wyprowadzają Fleur na pomost. Dziewczyna szarpała się i krzyczała coś, czego nie dosłyszeli przez gwar uczniów.

Przez całą następną godzinę, Rose trzymało napięcie i stres. Gdzieś z tyłu głowy pomyślała, co będzie jeśli jej przyjaciele się nie wydostaną, po czym bezskutecznie próbowała pozbyć się tej świadomości. Nagle rozszedł się wrzask widowni, więc szybko spojrzała w jezioro. Właśnie wynurzyły się jakieś dwie osoby, chłopak z twarzą rekina i dziewczyna z bujnymi brązowymi włosami. To była Hermiona.

Rose zerwała się na równe nogi i przepraszając bliźniaków, zbiegła na pomost. Tam akurat Krum pomagał Hermionie wspiąć się na molo, a pani Pomfrey natychmiast okryła ich dwójkę ciepłymi kocami. Rose rzuciła się aby uściskać przyjaciółkę.

- Rose - pisnęła, kiedy poczuła jak ktoś ją obejmuje i zobaczyła burzę czarnych loków.

- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam. Wszystko w porządku? Ron też był tam z tobą, czyli jego też musi ktoś wyciągnąć?

- Tak, ale spokojnie, to zupełnie jakbyś spała. Nic nawet nie czułam - wyjaśniła, mocniej opatulając się kocem. - A co z Harrym?

- Jeszcze nie wrócił - westchnęła Rose, patrząc na przyjaciółkę ze zmartwieniem. - To pewnie on ma wziąć ze sobą Rona.

- To znaczy, że się udało?! Co zrobiliście? - zapytała, patrząc na nią wielkimi, przejętymi oczami.

- Harry coś wymyślił, sama nie wiem co - przyznała, czując się trochę głupio, że nie udało jej się pomóc przyjacielowi.

W między czasie powrócili Cedrik z Cho, więc z reprezentantów został tylko Harry. Mijały minuty pełne napięcia, ale nic się nie działo - nie było ani śladu Pottera. Rose widziała zamieszanie przy stole sędziów, którzy chyba rozważali zakończenie konkurencji. I wtedy właśnie jeszcze dwie osoby pojawiły się nad poziomem wody. Rose i Hermiona natychmiast spojrzały w tamtą stronę, ale...

- To moja siostra! - krzyknęła Fleur Delacour, gwałtownie przepychając się przez tłum gapiów.

Miała rację. Obok Rona była jakaś młodsza dziewczynka, ale nigdzie nie było śladu Harry'ego. Ron rozejrzał się dookoła, pomagając dziewczynce dopłynąć do pomostu i wspiąć się na niego.

Kiedy tylko rudowłosy wyszedł na molo, Rose dobiegła do niego i natychmiast zamknęła w mocnym uścisku. Objął ją w talii, czując jak nagle coś bardzo mocno rozgrzewa go od środka.

- Jak dobrze, że jesteś - wyszeptała w jego ramię. - Teraz aby tylko jeszcze Harry wypłynął, proszę. Jakim cudem w ogóle jesteście tu bez niego?

- Nie mam pojęcia, nic nie pamiętam - odparł Ron, lekko zachrypniętym głosem. Hermiona podała mu koc, o który wytarł sobie włosy.

I wtedy jako ostatni pojawił się Harry. Nagle wszyscy ucichli, a chwilę potem trybuny zawrzały od oklasków. Kiedy chłopak wyszedł na pomost, trójka przyjaciół natychmiast go otoczyła.

- Udało ci się! - zawołała Hermiona, cała rozpromieniona. - Wiedziałam, że się uda! Jak to zrobiłeś?

Harry chyba miał zamiar coś powiedzieć, ale zamiast tego zachłysnął się, a z jego ust wyleciała woda. Ron klepnął go w plecy.

- Daj mu chwilę odsapnąć, Hermiono - zaproponował Ron, z uśmiechem poklepując przyjaciela. - Ale zaraz musisz nam wszystko opowiedzieć, stary.

- Świetna robota, Harry! - zawołała Rose, a Harry uśmiechnął się ze zmęczeniem.

Chwilę po tym ogłoszono punktację, Harry zajął drugie miejsce. Bliźniacy naśmiewali się z jego, jak to ujęli sędziowie, postawy moralnej, a Rose odetchnęła z ulgą. Teraz była pewna, że wszyscy są już bezpieczni, zmierzając na imprezę w pokoju wspólnym.

❀❀❀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top