❀ Rozdział 10 ❀

- Pamiętasz jak zawsze żartowaliśmy, że oni kiedyś będą razem? - George zapytał swojego bliźniaka, szturchając go łokciem. Dwaj rudowłosi stali obok siebie, jak zwykle wyglądając identycznie. Obaj wlepiali wzrok z jeden punkt.

Na parkiecie kilkanaście stóp od nich zostało już niewiele par, lecz oni patrzyli uparcie na Rona i Rose, którzy tańczyli, jakby zahipnotyzowani sobą nawzajem. Wyglądali jak para. Ron patrzył na swoją partnerkę z ogromnym zachwytem, a Rose po prostu się uśmiechała.

Fred oparł ręce na biodrach i zawiesił na wspominanej dwójce dziwny wzrok.

- Sam nie wierzę w to, co mówię, ale chyba teraz przestały to być tylko żarty.

❀❀❀

Całą Wielką Salę przeszył jak piorun potężny dźwięk gitary, a potem mocny głos wokalisty. Fatalne Jędze robiły świetną robotę, a prawie cała sala skakała do ich muzyki. Przy stolikach zostali prawie że tylko Rose, Harry i Ron, jednak i oni nie mogli powiedzieć, że nie bawili się dobrze. Parvati zaprosił do tańca jakiś chłopak z Beaxbatons (Harry absolutnie nie miał nic przeciwko), a Hermiona i Krum byli gdzieś w tłumie koło sceny. Fred i Angelina wywijali tak energicznie, że ludzie w popłochu od nich uciekali, w obawie przed oberwaniem jakąś kończyną.

I tak to wyglądało już przez cały bal. Niektórzy wchodzili na parkiet, inni wracali, aby odpocząć lub coś zjeść. Rose przepchała się do Hermiony i spędziła z nią dużą część wieczoru, tańcząc do różnych piosenek. Nawet Harry i Ron później do nich dołączyli, co prawda nie na długo, ale jednak. Atmosfera była fantastyczna, dawno aż tak dobrze się nie bawili.

- Piwa kremowego? - zapytali Fred i George, przysiadając się do ich stolika.

- Zawsze - odparli jednocześnie Harry i Ron. Parsknęli śmiechem.

W czasie kiedy Fred podawał im butelki z piwem, Rose dyskretnie przysunęła się do George'a i szepnęła:

- Nie uwierzę, że nie przechowujecie gdzieś ognistej.

- No i racja. Nie łudź się, nieletnim nie sprzedajemy - powiedział, patrząc na nią znacząco, mimo że bardzo dobrze wiedział, że młodsza dziewczyna i tak nie wzięłaby od nich alkoholu.

- Szkoda - prychnęła sarkastycznie. - Sami nie macie jeszcze siedemnastu lat, tak tylko przypomnę.

- Wydasz nas? - zapytał Fred zaczepnie.

- No co wy - stwierdziła, a Fred poklepał ją po ramieniu z aprobatą. - Zastanawia mnie tylko skąd żeście to wytrzasnęli i kto wam to sprzedał.

- Wiesz, gdybyśmy ci powiedzieli wszystko, to przestalibyśmy cię fascynować - wyjaśnił George i puścił jej oczko.

- Święta racja, Georgie.

Impreza powoli dobiegała już końca, została jedynie godzina do północy. Większość uczniów już wróciła do dormitoriów, ale niektórzy dalej zostawali w Wielkiej Sali. W tej drugiej grupie, o dziwo, znajdywali się Harry, Ron, Rose i Hermiona. Korzystając z każdej ostatniej chwili, we czwórkę skakali na opustoszałym parkiecie, wrzeszcząc tekst piosenki Do the Hippogriff. Przestali już się przejmować tym że inni ich widzą, zresztą każdy kto jeszcze został, właśnie tak się zachowywał. Było cudownie.

Po skończonej piosence czwórka przyjaciół wróciła do stolika, sapiąc i ledwo trzymając się ze zmęczenia na nogach. Mimo to szerokie uśmiechy rozjaśniały ich twarze, a w oczach migotały iskierki szczęścia.

- Ale gorąco - sapnął Harry, łapczywie pijąc zimną wodę.

Rose opadła na ozdobne krzesło. Mimo braku skłonności do rumieńców, teraz jej twarz była lekko zaróżowiona ze zmęczenia. Wyjęła z włosów spinkę, którą wcześniej spięła przednie pasma i roztrzepała włosy, nie dbając już o ułożoną fryzurę.

Podniosła wzrok i zobaczyła, że Ron wpatruje się w nią dziwnym, trochę nieobecnym spojrzeniem. Speszona, zaczęła bawić się palcami.

- Było niesamowicie! - rozpromieniła się Hermiona. Zwróciła się do chłopaków. - Chyba nie żałujecie w końcu, że przyszliście, co?

- Nie. Ale te tańce mogliby sobie odpuścić - powiedział Harry, krzywiąc się na samo wspomnienie. - Co nie, Ron?

Ron zastanowił się przez chwilę i musiał nie zgodzić się z Harrym. On nie żałował. Mimo to skinął głową.

Po chwili Krum dopadł Hermionę, niezadowolony tym, że od niego odeszła. Poza ich czwórką, w sali pozostała już tylko mała grupka uczniów otaczającą Freda i George'a. Parvati, która w oficjalnej wersji była na balu z Harrym, wcześniej wróciła do pokoju wspólnego i całą imprezę przetańczyła z tajemniczym blondynem z Beaxbatons. Najwidoczniej obraziła się na swojego partnera, który nie był zbyt chętny do tańca z nią.

Po oficjalnym zakończeniu, McGonagall wygoniła ich za wielkie drzwi do sali wejściowej. Fred i George próbowali protestami przekonać ją, aby pozwoliła im zostać chwilę dłużej, ale gdy profesorka zagroziła bliźniakom szlabanem, ci jakoś odpuścili. Hermiona pożegnała się z Wiktorem i w szóstkę wrócili do pokoju wspólnego.

Bliźniacy od razu ruszyli do dormitorium, a zaraz za nimi Harry. Następnie Hermiona zniknęła na schodach, przedtem oświadczając że czeka na Rose w sypialni. Rose została tylko z Ronem.

- Więc dzięki za dzisiaj, no i że w ogóle zgodziłaś się ze mną pójść... - zaczął Ron.

- Daj spokój, to ja dziękuję. Było wspaniale - oświadczyła i jakby na udokumentowanie swoich słów wspięła się na palce, po czym delikatnie musnęła ustami policzek Rona. - Dobranoc, Ron.

Posłała mu ostatni uśmiech i zniknęła na schodach do dormitorium dziewczyn. Do ostatniej chwili wyglądała naprawdę pięknie, czarne loki lekko podskakiwały za nią, kiedy zgrabnym krokiem odchodziła. Tymczasem Ron stał dalej w tym samym miejscu, uśmiechając się głupio i zastanawiał się czemu czuje takie dziwne uczucie euforii.

❀❀❀

Przerwa świąteczna minęła szybko. Dla Rose i jej przyjaciół, o wiele za szybko. Nim się obejrzeli, ich błogie dni lenistwa się skończyły i już siedzieli w Wielkiej Sali na śniadaniu w poniedziałek rano.

- Widzę, że humorki dopisują - stwierdził George, podśmiechując razem z Fredem z niewyspanych min ich czwórki.

- Jest całkiem dobrze. Serio. Jest świetnie, tylko muszę się znowu przyzwyczaaaaić - Rose musiała przerwać, gdyż mocne ziewnięcie cisnęło jej się na usta, - do wczesnego wstawania.

- Co mamy pierwsze? - spytał Harry, unosząc zaspane spojrzenie znad swojego talerza.

- Opiekę nad magicznymi stworzeniami - odparła Hermiona. - Dawno nie byliśmy u Hagrida, będziemy mogli z nim pogadać.

- Fajnie wam. My mamy eliksiry - przyznał Fred, marszcząc nos jakby dotarł do niego bardzo nieprzyjemny zapach. - Założę się, że stary Snape nieźle nam dziś dowali. Zawsze jakoś mu gorzej na początkach i końcach semestru.

Kilkanaście minut później zabrali swoje torby, ubrali kurtki i wyszli przez drzwi frontowe. Od razu uderzył w nich długi podmuch lodowatego powietrza. Śnieg nadal pokrywał błonia, jednak nie na całej powierzchni - w wielu miejscach spod warstwy białego, zbitego puchu wystawały zielone kępki trawy. Temperatura zdecydowanie dobiegała bardzo wysokich wartości na minusie.

- Będziemy teraz przez całą lekcję przymarzać do ziemi. Kto wymyślił lekcje na zewnątrz w środku zimy? - westchnęła Rose, kiedy szli przez dziedziniec pod gołym niebem.

- O to się nie martw, sklątki na pewno wymyślą coś żeby nas rozgrzać - stwierdził Ron; na jego twarzy malował się zdeprymowany uśmiech. - Mają sporo możliwości. Myślicie, że zrobi nam się cieplej jak będą nas gonić po grządkach, czy może lepiej od razu podsmażyć nas swoim ogniem? 

Zaczęli się śmiać, jednak szybko przestali, gdy dotarła do nich smutna rzeczywistość słów Rona. 

Na szczęście udało im się przetrwać opiekę i spokojnie dotrwali do końca dnia. Wieczorem usiedli w pokoju wspólnym i zabrali się za odrabianie zaległych prac domowych. Mieli tak dużo do roboty, że patrzyli jak powoli całe pomieszczenie pustoszeje, a Gryfoni zabierają swoje rzeczy i idą do dormitoriów. W końcu Harry i Ron również postanowili pójść spać. 

Kominek syczał cicho, a koty Rose i Hermiony ganiały się wesoło pomiędzy kanapami. Rose pisała wypracowanie na zielarstwo, które co prawda było dopiero na za tydzień, ale wolała mieć już to z głowy. Pisanie przerywało jej ciągłe ziewanie, którym szybko zaraziła Hermionę.

- To chyba znak żeby już się zbierać - zaśmiała się Rose, patrząc jak jej przyjaciółka trze zmęczone oczy.

- Dobry pomysł. Właśnie kończę.

Rose popatrzyła badawczo na Hermionę, która zwijała swoją rolkę pergaminu i zamykała wszystkie otworzone wcześniej książki. Na usta same cisnęło jej się to pytanie:

- Jak tam z Krumem?

Hermiona popatrzyła na nią, trochę zaskoczona, a potem westchnęła.

- Aj, Rose. To skomplikowane - podrapała się po głowie. Krzywołap właśnie wskoczył jej na kolana, więc dała mu się położyć, mimo że właśnie miały wstawać. - Nie wiem, czy tego chcę. A on chyba tak.

- On bardzo chce z tobą być. Nawet ja to widziałam - odpowiedziała Rose. Oparła głowę na ręku. - Ale... nie jest w twoim typie? Czy coś zrobił?

- Chyba po prostu tego nie czuję. I nie wiem, czy jest w moim typie. Rose, mam wrażenie, że on chce, żebym została jego dziewczyną. Dla mnie to za szybko.

Rose pokiwała głową i uśmiechnęła się smutno.

- Gadałaś z nim o tym?

- Coś tam napomknęłam. Ale nie było żadnej poważnej rozmowy, ani nic takiego - Hermiona posłała Rose zrezygnowane spojrzenie. - Nie wiem, co mam robić.

- Jakoś się ułoży. Nie musisz się teraz do niczego zobowiązywać. To normalne, że nie chcesz z nim chodzić już teraz, skoro prawie się nie znacie. Krum powinien to zrozumieć. 

Nastała chwila ciszy.

- A jak nie zrozumie? On ogólnie mało rozumie z tego, co do niego mówię, tym bardziej po angielsku. 

Rose zaśmiała się, pamiętając jak wymawiał jej imię na balu. Hermiona też się uśmiechnęła.

- Jak nie zrozumie, to znaczy, że nie jest odpowiedni na chłopaka. Ale wydawał się być rozsądnym typem. Nie spisuj go od razu na straty - mówiła spokojnie Rose, patrząc w oczy Hermionie. - Ale jeśli nic nie poczujesz, nie zmuszaj się do miłości. Ona sama przyjdzie w odpowiednim czasie.

Hermiona spuściła wzrok na swoje dłonie i westchnęła cicho.

- Dziękuję, Rose. Naprawdę dziękuję, że mogę ci się wygadać - powiedziała i popatrzyła na nią z ciepłym uśmiechem. Rose położyła jej rękę na kolanie. - Swoją drogą, naprawdę jestem pod wrażeniem tego jak pocieszasz. Skąd ci przychodzą do głowy te wszystkie mądre rzeczy?

- Halo, mówi to Hermiona Granger! Najmądrzejsza uczennica czwartego roku - zawołała Rose. Poczuła się naprawdę miło, że przyjaciółka ją tak doceniła.

- Wiedza a inteligencja to co innego.

- Przecież jesteś szalenie inteligentna! - przypomniała Rose, patrząc na Hermionę jakby gadała brednie.

Hermiona zaśmiała się.

- A więc moja inteligencja każe mi zapytać, co z Ronem? Coś się między wami zdarzyło na balu?

Rose trochę wmurowało to pytanie. Nie spodziewała się tak spontanicznej zmiany tematu. Będąc zupełnie szczera, nie bardzo miała ochotę dzielić się z kimś tym wspomnieniem, ale brała pod uwagę to, że Hermiona podzieliła się z nią swoimi uczuciami. Ona też powinna to zrobić. Najgorsze jednak było to, że sama nie wiedziała co powiedzieć.

- W sensie... Wiem o czym mówisz Hermiono. I sama nie do końca wiem, co się wtedy stało. Ale nie, jak piosenka się skończyła, po prostu wszystko wróciło do normalności - wyjaśniła, łapiąc się na tym, że sama uśmiecha się na to wspomnienie. 

Potem pomyślała o Ronie. W tamtej chwili był jakiś taki inny, ale już dawno wszystko wróciło do normy. Tamta chwila była wspaniała, było w niej coś wyjątkowego i była pewna, że zapamięta ten jeden taniec na długo.

Ale... nie, myśląc o nim nie poczuła żadnych motyli w brzuchu.

- Nie, przyrzekam, że nie czuję nic więcej do Rona. Przyjaźnimy się - powiedziała stanowczo.

Hermiona skinęła głową. Również cieszyła się, że przyjaciółka się przed nią otworzyła. Potrzebowały takiej chwili na szczerość.

- Hermiono? Mam dziwne pytanie - zaczęła Rose, uśmiechając się głupkowato. - Jak przyszłaś do Hogwartu, jak jeszcze byłyśmy dziećmi, miałaś takie dziecięce zauroczenie w kimś? I że teraz jak o tym myślisz...

- ...to czujesz zażenowanie. Jeju, Rose, nie przypominaj mi tego nawet - jęknęła Hermiona.

- Kto to był? - spytała Rose ciekawsko.

Hermiona schowała twarz w dłoniach. 

- Co to za wyciąganie brudów z przeszłości - wymamrotała.

- Oj, na pewno nie było gorzej niż u mnie - Rose zaśmiała się, a Hermiona spojrzała na nią z rozbawieniem w oczach.

- Dobra. No to mówimy.

Przyjaciółki skrzyżowały małe palce na znak obietnicy. Hermiona wzięła głęboki oddech i zażenowana, powiedziała:

- Ron. Na drugim roku.

- HHAHAHAHAAHA, WIEDZIAŁAM - zawołała Rose, tak głośno, że Krzywołap uciekł w popłochu. Hermiona, chcąc nie chcąc, też zaczęła się śmiać.

- To było takie głupie! 

- Wszystko w tym wieku było głupie. Nie martw się, słuchaj tego - powiedziała Rose, próbując powstrzymać śmiech.- Mi jak przyszłam do Hogwartu, podobali się bliźniacy.

- OBAJ?!

- Nie wiem, Hermiono! - zawołała rozbawiona Rose. - Miałam jedenaście lat i i tak nie umiałam ich rozpoznać. Co to była dla mnie za różnica?!

Hermiona zaczęła śmiać się tak bardzo, że skuliła się na kanapie, a Rose mimo zażenowania, nie mogła powstrzymać śmiechu. Śmiały się tak intensywnie i długo, że szybko zabrakło im tchu, a mięśnie brzucha zaczęły palić.

- Ała! - pisnęła Rose, łapiąc się za brzuch. - Stop!

Spróbowała się uspokoić. Hermiona też ucichła. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Nagle usłyszała, jak Hermiona obok niej znowu wybucha śmiechem i sama też nie mogła powstrzymać kolejnej fali śmiechu.

- Hermiooono!

Mimo że już wcześniej miały iść do dormitorium, zostały przy kominku jeszcze naprawdę długo. Po tej rozmowie, Rose już bez żadnych wątpliwości mogła potwierdzić, że Hermiona jest najważniejszą osobą w jej życiu. Jako jedyna, wiedziała o niej wszystko. Nawet to, o czym mówić nigdy nie chciała, a jednak poczuła się lepiej, kiedy w końcu mogła się z kimś z tego pośmiać.

❀❀❀

Luty odznaczał się silnym mroźnym wiatrem oraz wyjątkowo niskimi temperaturami. Śnieg co prawda zniknął już z błoni, a jednak mróz sprawiał wrażenie, że ta zima dopiero się zaczynała.

Wraz z tym miesiącem nadeszło coraz więcej stresu spowodowanego drugim zadaniem. Tydzień przed tym wydarzeniem, Harry wyznał Hermionie, Rose i Ronowi, że wcale nie rozwiązał zagadki złotego jaja, jak wmawiał im wcześniej. Rose zrobiło się go szkoda kiedy Hermiona krzyczała w jego stronę wyjątkowo niemiłą i długą reprymendę, więc sama nic na ten temat nie powiedziała, tylko razem z Ronem zaoferowali pomoc.

I takim sposobem cały następny tydzień spędzili w bibliotece, próbując pomóc Harry'emu znaleźć cokolwiek, co mogłoby pomóc mu w zadaniu.

❀❀❀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top