Rozdział 9: Elitarna Czwórka

Profesor Julius Brandeburg patrzył przez okno swojego gabinetu na dziedziniec rozpościerający się przed nim. Wielu studentów korzystało z uroków dobrej pogody i siedziało na ławkach wesoło rozmawiając, czy też po to, aby zjeść drugie śniadanie. Niektórzy siedzieli na murku przy fontannie, a jeszcze inni wylegiwali się bezpośrednio na trawie. Dzień jak co dzień, można by rzec. Mimo, iż był poniedziałek, najbardziej nielubiany dzień tygodnia pośród młodych ludzi, i tak atmosfera dookoła była spokojna i pogodna. Jednakże na twarzy profesora Brandeburga widoczne było zatroskanie. Zmarszczki na czole zdawały się być głębsze niż zwykle, a błyszczące zwykle energią jasne oczy, teraz były jakby ciemniejsze. Mężczyzna westchnął cicho do siebie.
Nagle do drzwi gabinetu rozległo się pukanie i profesor Brandeburg zawołał głośno:
- Wejść!
Drzwi otworzyły się i spokojnym krokiem wszedł drugi z nauczycieli.
- Pan dyrektor wzywał?
- Witaj, Elenirze. Wejdź proszę.
Młodszy nauczyciel zamknął za sobą drzwi i stanął pośrodku pokoju od niechcenia wodząc wzrokiem dookoła. Elenir Greenwood był wysokim, dobiegającym do czterdziestki półelfem o jasnej skórze, choć delikatnie opalonej i długich, jasnych włosach spiętych w luźną kitkę. Ubrany był w kostium w zielonych i brązowych kolorach, a na nogach nosił wysokie, wiązane buty. Ze względu na swoją profesję, potrafił idealnie wtapiać się w otoczenie, szczególnie leśne i poruszać się niemal bezszelestnie. Jego twarz zdradzała lekkie zaciekawienie wezwaniem profesora Brandeburga, aczkolwiek Elenir domyślał się, jaka to była sprawa. Popatrzył na dyrektora, który w tej chwili odwrócił się do niego i uśmiechnął serdecznie.
- Napijesz się czegoś? Whisky, piwa, wina?
Elf uniósł dłoń.
- Dziękuję, panie dyrektorze, obejdzie się. Ostatnio piwo zbyt mocno przytłumiło mi zmysły i staram się nie pić za często.
Profesor Brandeburg kiwnął głową i tylko wskazał mu krzesło, aby młodszy mężczyzna usiadł. Sam zasiadł za biurkiem i odłożył na bok swój wysoki, fioletowy kapelusz. Splótł dłonie przybierając znów poważny wyraz twarzy.
- Jak się posuwają twoje badania?
- Wszystko idzie zgodnie z planem, panie dyrektorze - Odparł bez emocjonalnie profesor Greenwood - Na razie panuje spokój, ale cały czas mamy ich na oku. Sądzę, iż na razie pozostaną w cieniu dopóki nie będą gotowi.
Starszy mężczyzna skinął głową.
- Istotnie. Jeśli faktycznie to jest to, co myślimy, zapewne jeszcze nie przystąpią do działania. Tak. Jeszcze nie.
- Według moich zwiadowców, ich działania pasują do naszych domysłów, jednakże wciąż nie wiemy ilu dokładnie jest w to zaangażowanych, kiedy możemy spodziewać się pierwszej akcji i przede wszystkim, na jak wielką skalę. Ale pewne jest, że przynajmniej dwa rody nawiązały ze sobą kontakt.
Profesor Brandeburg znów skinął głową w zamyśleniu, po czym sięgnął po mały kieliszek whisky. Upił łyczek i uniósł spojrzenie na Elenira.
- Dobrze. A więc kontynuuj obserwacje. Gdyby zrobili jakiś znaczący ruch, natychmiast mnie o tym powiadom.
- Oczywiście - Odparł spokojnie profesor Greenwood - Jak rozumiem, pan zajmie się nim?
Dyrektor zmarszczył głęboko brwi.
- Hm, jeśli jest w to zaangażowany, podejmę odpowiednie kroki. Na razie niech nie wie, iż jest obserwowany, choć chłopak ma inteligentny i bystry umysł. Zapewne niedługo się domyśli. Ale na dzień dzisiejszy niech dalej robi swoje. Jestem pewien, że w razie problemów pozostali ostudzą jego zapał. Tak jak to się stało niedawno.
- Ma pan na myśli tą szkolną imprezę przy basenie?
- Owszem. Nie podoba mi się jego zachowanie, nie będę tego ukrywać. Ale ufam pozostałym z zarządu. Szczególnie pan Lawrence to wielki talent. Czuję, że może być dla nas najcenniejszą siłą.
- Sądzę, że ma pan rację. Jest też paru studentów z pierwszego roku, którzy wyróżniają się na tle innych - Dodał profesor Greenwood - Minął ledwie tydzień, a już szczególnie o jednej studentce sporo się mówi w murach szkoły.
Profesor Brandeburg uśmiechnął się lekko.
- Owszem, doleciało co nieco do moich uszu. Od wielu lat nie było takiej adeptki w Królewskiej Akademii. Bardzo to interesujące. Całkiem możliwe, że nawet...
Zawahał się na moment pogrążając się w myślach, aż młodszy mężczyzna ponaglił go delikatnie.
- Tak?
Dyrektor pokręcił głową raz jeszcze się uśmiechając.
- Już nie ważne. Czas pokaże, co z tego wszystkiego wyjdzie. Możesz odejść, Elenirze. Dziękuję ci za raport.
Półelf wstał z krzesła, skłonił się lekko, po czym odwrócił się zmierzając do drzwi. Gdy wyszedł z gabinetu, profesor Brandeburg podszedł do okna i uchylił je nieco wdychając rześkie, jesienne powietrze. Pogładził z namysłem białą brodę i szepnął do siebie:
- Tak, niezwykle interesujące...
Lekki powiew wiatru wpadł do gabinetu i poruszył plikiem kartek rozłożonych na biurku. Większość z nich to były karty z informacjami o studentach. Kopie dokumentów dostarczonych przez sekretariat. Wśród nich były karty trzech osób: Liama von Drake, Christophera Lawrence'a oraz Melissy Evans. Kartki potoczyły się po blacie biurka cicho szeleszcząc.

                                                                   ✨

Melissa wpatrywała się w zaczarowaną tablicę marszcząc głęboko czoło. To niemożliwe. Była pewna, że jeszcze w piątek dobrze spisała rozkład zajęć. Zawsze to sprawdzała trzy razy. A więc o co chodziło?? Dziewczyna po raz kolejny spojrzała na swoje notatki i znów na tablicę. Ewidentnie przy nazwie następnego wykładu było puste miejsce, natomiast przedmiot, który miał być półtorej godziny później, miał prawidłowo wpisany numer sali. Czyżby więc naprawdę odwołali zajęcia z magizoologi? Ale w takim razie wykład powinien widnieć przekreślony i z dodanym napisem: „Odwołane".
- Co, u licha. Skoro nie odwołali, to czemu nie ma numeru sali?? - Powiedziała do siebie Melissa. Mogła rzecz jasna pójść tak czy inaczej pod salę według rozpiski, jaką sama zrobiła. Ale zawsze oprócz tego rzucała okiem na zaczarowaną tablicę, aby mieć pewność, iż nie nastąpiły jakieś nagłe zmiany. Brak numeru sali przy magizoologi wyglądał bardzo dziwnie. Coś tu było nie tak...
- Sala dwieście piętnaście. Jestem pewna, że dobrze ją spisałam... - Szepnęła znowu.
Nagle rozległ się obok niej głos, aż dziewczyna podskoczyła zaskoczona:
- Ta sala jest w remoncie. Grupa ze specjalizacji Alchemii miała jakiś wypadek wieczorem w piątek i całą salę pokrywa lepiąca się, zielona breja. Dlatego odwołali na razie w niej wykłady.
Do Melissy podszedł Chris, który popatrzył spokojnie na tablicę.
- Zaraz powinna pojawić się zmiana w rozkładzie. O, już jest.
Melissa uniosła głowę i rozwarła nieco oczy. Rzeczywiście. Ledwo Chris wspomniał o zmianie sali, a już przy magizoologii pojawiły się cyfry układające się w numer osiemdziesiąt siedem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą i popatrzyła ponownie na Chrisa.
- Dzięki. Już myślałam, że coś źle spisałam.
- Nie ma sprawy. Czasami trzeba poczekać aż tablica naniesie zmiany w rozkładzie. Chyba jej zaklęcie od czasu do czasu szwankuje. Muszę o tym wspomnieć w zarządzie.
Melissa przyjrzała się chwilę młodzieńcowi. Znów miał na sobie olśniewająco białą koszulę z dokładnie spiętym kołnierzykiem, niebieskie spodnie oraz marynarkę, którą trzymał tylko w ręku opierając ją o ramię. Drugą dłoń trzymał w kieszeni. Dziewczyna bezwiednie pomyślała, że Chris zawsze wyglądał na wyluzowanego, jak i było w nim coś, co sprawiało, iż czuło się do niego sympatię od pierwszej chwili. Niemal perfekcyjnie usposabiał sobą swoją pozycję jako członka Elitarnej Czwórki, ale bez wydumanego ego.
- A gdzie znajdę tą nową salę? - Zapytała go jeszcze.
- Na parterze, w prawym skrzydle. Kilka kroków dosłownie od holu - Odparł.
Melissa uśmiechnęła się w podziękowaniu i odwróciła się biegnąc do sali numer osiemdziesiąt siedem. Jej jasnobrązowe włosy, przywodzące na myśl barwę miodu, powiewały za nią, gdy biegła przez korytarz. Chris chwilę jeszcze patrzył za nią, po czym odwrócił się i podszedł do schodów prowadzących na piętro budynku.
Po niedługiej chwili zbliżył się do bardziej ozdobnych drzwi, na których wisiała mała plakietka, po czym nacisnął na klamkę.
- Cześć - Rzucił krótko do ludzi znajdujących się wewnątrz przestronnego pokoju.
Na wielkiej, skórzanej kanapie siedział barczysty chłopak z długimi dredami na głowie, opierając nogi o niski stolik, a na fotelu obok, również obitym czarną skórą, siedziała z kolei dziewczyna z burzą różowych warkoczyków na głowie, w tej chwili zajęta poprawianiem makijażu na twarzy.
- Siemka, Chris - Odparł Edmund, nie opuszczając książki, którą właśnie czytał.
Scarlett Rossalin tylko machnęła lekko dłonią w stronę kolegi, nie odrywając spojrzenia od lusterka.
Chris zamknął za sobą drzwi i powiesił marynarkę na wieszaku tuż obok.
- Też macie „okienko"?
- Ano. Dobrze się składa. Muszę dokończyć czytanie, bo ta stara wiedźma z biblioteki znowu będzie się darła, że zbyt długo przytrzymuję książkę - Powiedział wilkołak.
Chris odłożył szkolną torbę pod ścianę i podszedł do szafki na końcu pokoju. Zaczął w niej grzebać w poszukiwaniu czegoś do picia.
- Znowu? A myślałem, że nie lubisz czytać. I zabieraj te kopyta ze stołu. Masz od tego przecież pufy walające się wszędzie.
Edmund mruknął tylko coś pod nosem, ale nie zdjął nóg ze stolika.
- A żebyś wiedział, że lubię czytać - Rzucił w końcu - No dobra, Olivia poleciła mi parę książek, bo twierdzi, że to pozytywnie wpłynie na moją naukę.
- I pewnie ma rację. Jak dotąd twoja dziewczyna zawsze miała dobrą intuicję - Odparł Chris podchodząc z butelką soku jabłkowego, którego jeszcze nikt nie tknął.
Usiadł na wolnym fotelu i odpiął dwa guziki przy kołnierzu, aby rozluźnić nieco koszulę. Rozparł się wygodnie z głośnym westchnięciem i upił łyk soku.
- Sugerujesz coś? - Zapytał Edmund unosząc lekko wzrok znad książki, patrząc na kumpla.
- Nie. Mówię tylko jak jest. Miałeś zdjąć te brudne buty ze stołu - Odrzekł niebieskowłosy chłopak bardziej stanowczo.
Wilkołak machnął dłonią.
- Dobra, dobra, nie marudź. Później wytrę, panie pedantyczny.
- Swoją drogą, tablica znowu szwankuje. Kto ostatni poprawiał te zaklęcie? - Rzucił Chris.
- Scarlett poprawiała je przed rozpoczęciem roku - Odparł Edmund.
Różowowłosa dziewczyna nawet nie przerwała pudrowania już i tak gęsto pokrytych proszkiem policzków.
- To słabe zaklęcie. Nawet dobrze wypowiedziana komenda nie gwarantuje, że tablica zareaguje tak jak powinna. Trzeba ją nasycić większą dawką magii.
Chris westchnął znowu.
- Dobra, później się tym zajmę.
Oparł głowę o fotel i przymknął na chwilę oczy.
- Liam jest jeszcze na zajęciach?
Edmund wzdrygnął ramionami.
- A bo ja wiem? Znając go, pewnie znowu się gdzieś szlaja po szkole ze swoją snobistyczną paczką i dokucza pierwszorocznym.
Chris otworzył oczy i zmarszczył lekko brwi.
- Muszę znowu z nim pogadać. Ostatnio za dużo sobie pozwala.
- Powodzenia - Prychnął nieco Edmund - Wiesz, że cię nie posłucha. Już podczas imprezy był wściekły, gdy kazaliśmy mu spadać. Odwala mu coraz bardziej.
- Taa, od początku był gorącokrwisty jak na wampira - Przytaknął Chris i wychylił butelkę biorąc spory łyk.
Odchylił głowę i popatrzył na kremowy sufit nad sobą. Znów przed oczami zamajaczyły mu falujące, złoto-brązowe włosy, które pośpiesznie oddalały się korytarzem. I ten nieśmiały uśmiech... Pokręcił szybko głową odpychając od siebie te wspomnienie. To tylko kolejna studentka jakich wiele w Akademii. Zapewne taka sama jak każda inna. Zawsze są takie same...
- Ej, tak w ogóle - Odezwał się wpatrując wciąż w sufit - Jak się nazywa ta nimfa, o której wszyscy gadają w szkole?
Edmund opuścił książkę i spojrzał nieco zdziwiony na Chrisa.
- Nie mam pojęcia. Chyba coś na „L", albo na „S". Nie wiem. A dlaczego pytasz?
Chłopak wzdrygnął ramionami.
- A tak po prostu.
Scarlett przerwała w końcu nakładanie cienia nad powiekami i popatrzyła na niego z małym uśmieszkiem.
- Chris, czyżby w końcu jakaś dziewczyna wpadła ci w oko?
Edmund popatrzył na kumpla z jeszcze większym zdziwieniem.
- Serio? A to by była sensacja.
Młody zaklinacz zarumienił się na twarzy.
- Co wy pierdzielicie, nikt mi nie wpadł w oko. Przecież nawet nie widziałem jej na oczy. Zwyczajnie ciekawi mnie, czemu wokół niej jest tyle szumu.
Scarlett schowała swoje przybory do makijażu do torebki i zamknęła małe, zdobione lusterko.
- To oczywiste. To półnimfa. Nie słyszałeś, że potomkowie nimf są ogromną rzadkością w tym kraju? A każdy wie jaką niezwykłą mocą te istoty dysponują. W Akademii od dawna nie było żadnej półnimfy, dlatego ciekawi ona każdego, kto choć odrobinę kojarzy temat.
- Istotnie. Dziewczyna robi się sławna. Pewnie bardzo jej to pochlebia - Dodał Edmund kartkując od niechcenia książkę.
Chris oparł się z powrotem o fotel i pogrążył się na chwilę w myślach. Tak, dziewczyny uwielbiają być w centrum uwagi. Nie chciał wszystkie oceniać w powierzchowny sposób, jednakże wcześniejsze doświadczenia powodowały, że od pewnego czasu trzymał się na dystans od kobiet. Choć jak na ironię, nie było to łatwe, gdy wciąż dostawał kolejne propozycje matrymonialne tylko dlatego, że jest jednym z najlepszych uczniów Akademii i członkiem Czwórki. Westchnął do siebie głęboko. Mimo wszystko czuł w sercu dziwną pustkę. Pustkę, której nie umiał nazwać. I mimo, że ową pustkę próbował zapełnić ostrymi treningami magii, wciąż to nie wystarczało. Może powinien znaleźć sobie jakieś hobby?
- Co tak wzdychasz, Chris? Stało się coś? - Zapytał Edmund odkładając w końcu nudną książkę na bok.
- Nic takiego. Idę do stołówki coś zjeść, bo umrę tu z nudów.
Po czym wstał z fotela i powędrował do drzwi, tym razem nie zabierając ze sobą marynarki. Gdy wyszedł z pokoju, Edmund i Scarlett wymienili między sobą spojrzenia.
- Dziwnie się ostatnio zachowuje, nie sądzisz? Jakby był bardziej zamyślony niż zwykle - Zaczął młody wilkołak.
Scarlett wyjęła z torebki truskawkowego cukierka i wepchnęła go sobie do ust.
- Brakuje mu tego, choć sam przed sobą nie chce się do tego przyznać.
Edmund uniósł wysoko brwi.
- Czego mu brakuje??
Półwróżka chwilę ssała cukierka, po czym odparła zdawkowo:
- Tego.
I nic więcej nie powiedziała, na co Edmund popatrzył jeszcze bardziej zdziwiony na dziewczynę, ale rozumiejąc, iż niczego więcej się nie dowie, sięgnął ponownie po książkę i z cichym westchnięciem powrócił do czytania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top