Rozdział 7: Miasto Kwiatów
Melissa spała długo. Jako że okna zaciągnęła zasłonami, a siebie samą szczelnie okryła kołdrą, nawet nie zorientowała się, że słońce dawno już wzbiło się ponad horyzont i było coraz wyżej na nieboskłonie. Dziewczyna wychyliła nieco głowę spod grubej kołdry i sennym wzrokiem spojrzała na klepsydrę, w której pomalutku przesypywał się żółty piasek. Wyrysowane cyfry na szklanej powierzchni klepsydry zaznaczały dwunastogodzinną część doby. Jedna kolumna symboli na dzień, a druga na porę nocną. Melissa odczytała, iż zbliża się godzina jedenasta. A więc naprawdę długo przeleżała w łóżku. Opadła z powrotem na poduszkę i mimo wszystko nie miała ochoty wstawać. Zamknęła oczy i wsłuchiwała się w odgłosy na zewnątrz. Ćwierkanie ptaków, stukot wysokich obcasów, klekot przejeżdżających ulicą konnych dorożek. Gdzieś szczekał jakiś pies, a jeszcze gdzie indziej rozległ się głośny płacz dziecka. Miasto już od paru godzin było na nogach. Jego mieszkańcy krzątali się dookoła zajęci swoimi sprawami. Mimo, że była niedziela, to i tak wielu ludzi pracowało w ten dzień, a inni korzystali z wolnego dnia i chodzili na zakupy. Dziewczyna przypomniała sobie, że Arinela zaproponowała by iść na miasto i powłóczyć się dla rozrywki. Nadal nie była pewna czy miała na to ochotę. Nim położyła się wczoraj do łóżka, jeszcze rozpłakała się po drodze i dopiero wtedy zmęczona i zdołowana wgramoliła się pod kołdrę, by usnąć w ciągu pięciu minut. Głupio jej było przed sobą samą. W dzieciństwie często płakała i nie minęło jej to choć ma już osiemnaście lat. Czasem się zastanawiała, jakim cudem Arinela i reszta paczki tak szybko ją zaakceptowali. Obdarzyli przyjaźnią po ledwie pierwszym dniu. Jednakże dziś nie miała nastroju, aby się z nimi spotkać. Wciąż wczorajszy dzień ściskał jej w gardle.
Nagle usłyszała na dole kołatanie do drzwi, po czym kroki jej mamy, która zapewne podeszła, aby otworzyć nieznajomym. Jakieś głosy, chyba kilku ludzi, pani Evans coś odpowiadała, po czym Melissa usłyszała kroki zmierzające do jej pokoju. Kolejne pukanie i drzwi otworzyły się.
- Melisso, przyszli twoi przyjaciele. Dlaczego jesteś ciągle w łóżku?? Prawie południe! - Rozległ się kobiecy głos.
Dziewczyna nawet nie spojrzała na nią, tylko zakryła głowę kołdrą i odparła:
- Niech sobie idą. Źle się czuję.
Jej matka westchnęła przeciągle.
- Dobrze cię już znam, Melisso. Gdy tak mówisz, to znaczy, że znowu coś cię gryzie. Zadręczasz się tą wczorajszą zabawą, z której szybciej wróciłaś? Zupełnie nie rozumiem co się z tobą dzieje. Wstań i ubierz się. Twoi przyjaciele czekają na ciebie na dole. Bardzo chcą cię zobaczyć.
- No to tracą czas. Nigdzie nie idę – Powiedziała Melissa stłumionym przez kołdrę głosem.
Usłyszała jak kobieta znowu westchnęła zrezygnowana, po czym rozległ się kolejny głos, znacznie bardziej dziewczęcy:
- Proszę pani, proszę nam pozwolić z nią porozmawiać. My wiemy o co chodzi. Zapewniam panią, że zaraz Melissa stanie na nogi.
- No dobrze, próbujcie. Doprawdy z tą dziewczyną...
I wycofała się z pokoju. Kolejne kroki skierowały się do łóżka.
- Mel, to ja. Odsuń kołdrę, proszę. Nie możesz cały dzień leżeć w łóżku. Wstawaj.
Usłyszała cichy, ale stanowczy głos i Melissa pomału odsunęła kołdrę z głowy. Tuż przy jej poduszce pochylała się głowa młodej półelfki, która w tej chwili uśmiechnęła się szeroko.
- Hej, dzień dobry!
Melissa zarumieniła się lekko zawstydzona, że przyjaciółka widzi ją w takiej sytuacji.
- Hej – Odparła cicho.
- Skoro w końcu na mnie spojrzałaś, to teraz wstajemy. Raz, raz!
Arinela jednym szarpnięciem odgarnęła kołdrę i odkryła Melissę, która zbulwersowana tym brutalnym aktem skuliła się na łóżku.
- Co robisz??
Elfka podparła ręce na biodrach i popatrzyła na nią rozbawiona.
- Śpioch z ciebie, co nie? Mamy dziś taki piękny dzień! Mel, daj spokój, musisz iść z nami do centrum! Nie wyjdę z twojego pokoju dopóki nie weźmiesz się w garść!
Dziewczyna westchnęła ciężko i usiadła pomału na łóżku. Przetarła oczy i uniosła nieco głowę, ale zaraz pisnęła i zakryła się z powrotem kołdrą. Arinela obróciła się za siebie i zobaczyła, że zza drzwi pokoju wychylają się głowy Aranela i Felana. Obaj patrzyli z ciekawością na dziewczyny, ale nim zdążyli coś powiedzieć, elfka chwyciła jedną z poduszek leżących na łóżku i cisnęła ją w drzwi.
- Ej! Wynocha, zboczuchy! Nie ma podglądania!
Głowy szybko się schowały i tylko rozległ się śmiech Aranela. Drzwi zamknęły się i Melissa odetchnęła z ulgą. Może i naga nie była, ale mimo wszystko poczerwieniała cała na twarzy wiedząc, że chłopcy i tak zdążyli zobaczyć, że była jedynie w krótkiej koszulce nocnej, przez którą prześwitywało dość sporo ciała. Na szczęście miała pod spodem bieliznę.
- Ech ten Aranel. Mieli czekać na dole, ale oczywiście nie mogli się oprzeć. Zboki – Powiedziała z irytacją elfka, po czym odwróciła się z powrotem do Melissy.
- No to jak będzie, kochana? Wstajesz? Czy chcesz brać zły przykład z Felana i cały dzień spać?
Melissa znów westchnęła i odsunęła kołdrę.
- Oczywiście, że nie chcę, ale... naprawdę nie jestem dziś w humorze, wybacz. Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym co się wydarzyło. Już nawet nie chodzi o to, co zrobił Liam i jego kumple, ale to, że wszyscy zobaczyli moją drugą naturę. Mój sekret, który starałam się ukrywać przed wszystkimi.
Arinela spoważniała i usiadła obok niej na pościeli.
- Mel, powiedz mi o co chodzi. Może naprawdę będę mogła ci pomóc. Wiesz, że możesz na mnie i chłopaków liczyć. A jeśli to dla ciebie tak trudny temat, to zostawię to dla siebie. Obiecuję.
Melissa przez chwilę wbijała wzrok w podłogę, po czym podwinęła kolana pod brodę i zaczęła:
- Jak wiesz, nimfy są silnymi istotami, które doskonale wiedzą jak sobie radzić z innymi rasami, szczególnie ludźmi. Pamiętasz co mówił Aranel o nimfach? Że potrafią uwodzić mężczyzn, którzy tracą dla nich głowę. Jest w tym ziarenko prawdy. Piękno nimf rzeczywiście powoduje, że mają silny wpływ na mężczyzn, ale one nie robią wcale tego celowo. Nie jest to żadna ich technika, aby zabijać śmiertelników. Chyba, że oczywiście w samoobronie. Nimfy taką już mają naturę. Ludzie sami doprowadzają się do szaleństwa próbując pozyskać względy nimfy, której nie interesują takie zaloty. Dlatego krąży wiele o nich mrocznych i smutnych historii, że nimfy lubią uwodzić mężczyzn dla zabawy. To tylko zwykłe bujdy.
Arinela kiwnęła głową w zrozumieniu. Melissa zaczerpnęła oddech i mówiła dalej:
- W każdym razie, mówi się, że gdy nimfa wyjdzie na ląd, przeistacza się częściowo w ludzką kobietę. A przynajmniej tak mi mówiła mama o mojej babci. Dlatego nimfy dzięki temu mogą wchodzić w bliskie interakcje z ludzkimi mężczyznami. Ale niewiele z nich się na to decyduje. No i zmierzając dalej, gdy nimfa urodzi ludzkie dziecko, rzecz jasna ono dziedziczy pewne cechy jak magia wody, czy uroda. Ale jest też i pewna „wada". Półnimfa zawsze, gdy znajdzie się w wodzie, częściowo przeistacza się w prawdziwą nimfę. Innymi słowy, dochodzą do głosu geny tych istot, czego przejawem są różne zmiany: od koloru włosów, po nawet kolor skóry. W moim przypadku, jak zauważyłaś, włosy zmieniają kolor na biały, oczy stają się jeszcze jaśniejsze, a skóra mieni się magią. Moja moc z kolei znacznie się zwiększa. Jednakże bywa, że też i emocje są silniejsze. Gniew, radość, pewność siebie czy nawet agresja. Również nasze zmysły się wyostrzają. Jest to efekt mieszanki genów i u każdego półkrwi, będącego potomkiem nimfy, mieszanka ta daje większe lub mniejsze efekty.
- Rozumiem – Powiedziała Arinela, która cały czas przysłuchiwała się z uwagą – Ale wciąż mnie zastanawia, dlaczego jest to taki sekret? Czemu się tego wstydzisz?
Melissa opuściła głowę jeszcze bardziej i odparła cicho:
- Chodzi o to, że właśnie fakt, iż półnimfy są tak rzadką rasą, wywołuje to zarówno dużo zamieszania, jak i krytycznych spojrzeń. Efekt mieszanki genów zaczął się u mnie przejawiać, gdy miałam około sześciu lat. Początkowo rzeczywiście było to całkiem zabawne, a nawet wręcz napawało mnie dumą i radością, że moje włosy robią się białe i iskrzą. Jednakże później było coraz gorzej. Gdy wychodziłam z wody po pływaniu w morzu, wszyscy patrzyli na mnie zawsze ze zdumieniem, a nawet odrazą. Zaczęli szeptać, plotkować, nawet obawiać się sądząc, że odziedziczyłam po nimfach również upodobanie do uwodzenia mężczyzn i ich zabijania. A w miarę jak dorastałam, te opinie zaczęły przybierać na sile, aż w końcu w liceum coś pękło. Podczas jednej z lekcji na basenie, weszłam do wody wiedząc czym się to skończy, ale zaufałam, że nikt mnie nie wyśmieje i sądziłam, że ludzie wystarczająco mnie zaakceptowali jako półnimfę, więc myślałam, że nie muszę niczego się obawiać. Jednakże, gdy wyszłam z wody i do głosu doszły te geny, w jednej chwili zakochał się we mnie pewien chłopak, który już miał dziewczynę. Wtedy rozpętało się piekło. Tłumaczyłam wszystkim, że to nie było moim zamiarem i nie jestem w stanie w żaden sposób tego kontrolować, ale nikt mnie nie słuchał. Od tamtej pory każdy omijał mnie szerokim łukiem, dziewczyny wyzywały mnie od uwodzicielki manipulującą chłopcami i tak dalej. To były okropne trzy lata. Robiłam wszystko, by wymigać się od lekcji w basenie aby się nie zmieniać i w końcu nawet moja mama musiała porozmawiać o tym z trenerką. Dlatego od tamtej pory nienawidzę tych genów. Nienawidzę bycia półnimfą. Mam przez to tylko przykre doświadczenia i teraz boję się iść jutro do Akademii po tym, co się wydarzyło wczoraj...
Gdy Melissa skończyła opowiadać, przez chwilę między nią a Arinelą zapanowała cisza, aż w końcu elfka odparła poważnie i ze smutkiem:
- Bardzo mi przykro, że cię to spotkało. Nie miałam pojęcia, że półnimfy przechodzą przez coś takiego. To naprawdę okropne.
Melissa wpatrywała się wciąż w swoje kolana nic więcej nie mówiąc i Arinela dodała jeszcze:
- Teraz rozumiem dlaczego tak się obawiasz o tym mówić i pokazywać się po przemianie. Jedno wiem na pewno: masz naprawdę piękną i wspaniałą moc oraz uważam mimo wszystko, że nie musisz się wstydzić tego, kim jesteś. Oczywiście to okropne, gdy ludzie wolą wierzyć w jakieś głupie historyjki zamiast poznać cię bliżej, ale dla mnie nimfy to wspaniałe istoty, jak i też obok mnie siedzi wspaniała dziewczyna.
Uśmiechnęła się szerzej, na co Melissa w końcu uniosła wzrok i spojrzała na nią.
- Naprawdę tak myślisz?
Elfka pokiwała głową.
- Naprawdę. Wystarczy mi to, co widzę. Aranel i Felan też to zobaczyli, a wierz mi, oni też wiedzą, o co chodzi z nimfami, ale nigdy nie oceniają kogoś tylko po tym jakie ma geny. No spójrz sama. Ja też jestem mieszańcem, podobnie jak mój brat. Jak myślisz, dlaczego Aranel zachowuje się jak narcystyczny pajac, który leci na wszystko co ma cycki?
Melissa zaśmiała się lekko.
- Nie mam pojęcia.
- On też w ten sposób radzi sobie ze swoją przeszłością i tym kim jest. Kiedyś, gdy byliśmy dziećmi, też nieraz ludzie krzywo na nas patrzyli, że mamy geny ludzkie i elfie, choć wydawałoby się, że to żadna ujma być potomkiem tak pięknych i szlachetnych istot jak elfy. Ale niestety wciąż jest dużo ludzi, dla których czysta krew nie podlega żadnej dyskusji. Szczególnie wampiry mają hopla na jej punkcie. Powiedziałabym nawet, że wszelka szlachta. My widzimy w tobie nie półnimfę, tylko wyjątkową dziewczynę i przyjaciółkę. Tak więc bądź sobą, Mel, pamiętaj. I nie przejmuj się opinią innych.
Melissa poczuła na te słowa taką falę ciepła na sercu, że znów pod powiekami zapiekły jej łzy.
- Arinelo...
Wstała i powiedziała do niej ściśnięty głosem.
- Bardzo ci dziękuję.
Elfka również się podniosła i z uśmiechem podeszła do niej bliżej, by ją przytulić. Dziewczyna objęła ją, a kilka łez skapnęło na jej ramię.
- I przepraszam – Dodała cicho.
- Nic się nie stało – Odparła Arinela.
Jeszcze przez chwilę obejmowały się, po czym Melissa odsunęła się i otarła oczy.
- A więc jaka jest twoja decyzja? Idziesz z nami? - Zagadnęła wesoło Arinela.
Melissa skinęła głową.
- Dobrze, pójdę. Nie chcę być sama przez cały dzień. Wolę pospacerować.
- I to rozumiem. To zrzucaj tą piżamę i lecimy! - Zawołała elfka, na co Melissa uśmiechnęła się szerzej i sięgnęła do szafy po świeżą sukienkę.
Po chwili obie dziewczyny wyszły z pokoju i od razu natknęły się na Aranela i Felana, którzy cały czas stali pod ścianą obok, cicho między sobą rozmawiając. Od razu obaj spojrzeli na przyjaciółkę.
- W porządku? - Zapytał młody półelf.
Melissa skinęła głową.
- Tak, już wszystko dobrze.
Chwilę na nich patrzyła, po czym nagle podskoczyła i oby dwóch jednocześnie objęła wokół szyi. Młodzieńcy spięli się jak struny na ten gest.
- Dziękuję – Powiedziała tylko i prędko ich puściła.
Aranel i Felan poczerwieniali po czubki uszu i elf odparł lekko zmieszany:
- Nie ma sprawy, ale za co dziękujesz??
Melissa uśmiechnęła się zagadkowo.
- Tak ogólnie. Dajcie mi chwilkę, pójdę tylko się przygotować do wyjścia – Dodała zwracając się też do Arineli i pobiegła do łazienki na końcu małego korytarza.
Chłopcy nadal stali jak zamrożeni tym nieoczekiwanym uściskiem Melissy i w końcu Aranel powiedział cicho do kumpla:
- Mnie objęła mocniej niż ciebie.
- Wcale nie, bo mnie mocniej – Odparł młody wilkołak.
- Właśnie, że mnie.
- Nie, bo mnie.
I tak zaczęli przekomarzać się między sobą, na co Arinela tylko pokręciła do siebie głową rozbawiona.
Gdy Melissa wróciła już z łazienki, cała czwórka zeszła na parter domu gdzie stała jeszcze matka dziewczyny. Popatrzyła uważnie na córkę.
- Już lepiej? Widzę, że twoi koledzy rzeczywiście pomogli wyjść z łóżka.
Melissa uśmiechnęła się lekko zakłopotana.
- Tak, pogadaliśmy trochę i już jest lepiej. Przepraszam, mamo.
Kobieta uśmiechnęła się szerzej.
- To dobrze. Tak myślałam, że to nic poważniejszego. Masz dobrych przyjaciół, Melisso.
Ta spojrzała na Arinelę, która wyszczerzyła się wesoło.
- Chcecie coś zjeść zanim pójdziecie do miasta? Dla Melissy w sumie to będzie pierwsze śniadanie – Dodała pani Evans lekko kąśliwie.
Dziewczyna zarumieniła się nieco i już miała odpowiedzieć, gdy Arinela ją ubiegła:
- Nie trzeba, proszę pani. Zjemy wszyscy na mieście. Proszę się nie martwić, dopilnuję, aby Mel zjadła sute śniadanie!
I objęła ją ramieniem wesoło. Z kolei Aranel odgarnął zwyczajowo grzywkę z czoła robiąc szeroki łuk ręką.
- Zadbamy o pani córkę. Zrobimy wszystko, by Mel tym razem wróciła do domu w dobrym humorze!
- Przestańcie, zawstydzacie mnie – Odparła Melissa jeszcze bardziej zakłopotana.
Pani Evans uśmiechnęła się znowu i popatrzyła po wszystkich ucieszona tymi słowami.
- Dobrze. Wiem, że jest w dobrych rękach. Sporo mi o was opowiadała. W liceum niestety Melissa nie miała zbyt wielu przyjaciół, praktycznie wcale, więc raduje mnie, że w Akademii trafiła na was. Obawiałam się trochę jak zostanie przyjęta na takiej uczelni.
Arinela uśmiechnęła się pogodnie.
- Nie każdy jest tam taki jak my, nie ukrywam tego, ale trzymamy się razem i to najważniejsze.
Popatrzyła na chłopaków, którzy zgodnie pokiwali głowami zgadzając się z nią. Gdy przekroczyli próg domu, matka Melissy zawołała jeszcze:
- Przyjemnej zabawy!
Melissa uśmiechnęła się do niej i wszyscy podążyli w stronę centrum miasta.
- Swoją drogą, czy coś jeszcze ciekawego się wydarzyło podczas wczorajszej imprezy? - Zapytała młoda półnimfa.
Arinela wzdrygnęła ramionami.
- Właściwie to niespecjalnie. Kiedy już ta wampirza banda sobie poszła, Czwórka zorganizowała krótkie, proste gry. Były zgadywanki i granie w piłkę w basenie. Poza tym wszyscy sami sobie wymyślali w sumie rozrywki.
- Nikt nie był w stanie przyćmić mego blasku! - Zawołał Aranel idący z tyłu za dziewczynami.
Melissa odwróciła do niego głowę.
- Oczywiście, że nie. Błyszczałeś bardziej niż ta woda w basenie. Choć woda nie podkreśla swojej urody co pięć minut.
Arinela roześmiała się i trąciła łokciem przyjaciółkę.
- Dobre, Mel! Dobre!
Aranel tylko prychnął ostentacyjnie pod nosem, ale uśmiechnął się, nie biorąc do siebie żartu Melissy. Ta z kolei lekko zarumieniła się dumna w duchu, że ośmieliła się w końcu rzucić jakiś żarcik w stronę młodego elfa, nawet jeśli był on dość cienki.
Po jakimś czasie paczka przyjaciół dotarła do centrum. Rzecz jasna szczególnie tutaj Miasto Kwiatów obficie podkreślało swoją dumę, z którego słynęło. Kwiatowe dekoracje wiły się wszędzie, gdzie tylko się dało. Kwieciste girlandy, donice z różami czy bujne krzewy to tylko niektóre z pięknych symboli owego miasta. Melissa nie mogła się oprzeć, by po raz setny przyglądać się wszystkiemu z zachwytem. Przeprowadziła się tu raptem dwa miesiące temu, a więc wciąż to wszystko było dla niej czymś nowym. Nawet tutejsi mieszkańcy wpasowali się w uroki miasta. Znaczna większość ludzi nosiła kolorowe, eleganckie stroje, szczególnie szlachta, ale nawet i zwykli plebejusze starali się nosić schludnie i z jakąś częścią garderoby w kształcie kwiatu. Z kolei budynki były pomalowane we wszelkie możliwe fantazyjne kolory. Choć stały ciasno jeden obok drugiego, wcale nie sprawiały odpychającego wrażenia. Przeciwnie. Mniejsze domki były bogato dekorowane wiszącymi donicami z kwiatami, natomiast większe budynki miały dekoracyjne elewacje i okna. Niektóre posiadały również zielone i ukwiecone tarasy na dachu.
W pewnej chwili Felan psiknął głośno.
- Za dużo tu kwiatów. Więcej już napchać ich chyba nie mogli w tym mieście.
Wszyscy roześmiali się wesoło.
- Nie marudź. To piękne miasto. Jeszcze dwieście lat temu tak nie wyglądało – Powiedziała do niego Arinela – Dawniej to była zwykła, surowa stolica jakich wiele na kontynencie.
Melissa zaciekawiła się od razu jej słowami.
- Naprawdę? Wtedy jeszcze nie było ono Miastem Kwiatów?
Elfka pokręciła głową.
- Ano, nie było. Wojny, konflikty między rasami i różne takie mocno wyniszczały kraj. Ówczesny król był, mówiąc krótko, do dupy. Miał głęboko gdzieś to jak wyglądała Lavernia. Obchodziło go tylko, by jego skarbiec pękał coraz bardziej od złota. To się zmieniło, gdy w końcu na tron wszedł jego najmłodszy syn, a pradziadek dzisiejszej królowej. To on ustanowił zakaz wojen pomiędzy rasami i po długich politycznych bataliach, zażegnał wszystkie konflikty. To był ogromny przełom w historii kraju.
- Faktycznie, pamiętam coś z lekcji historii – Kiwnęła głową Melissa – Lavernia pod władzą nowego króla szybko zaczęła odzyskiwać dawny blask, a stolica dynamicznie się rozwijała.
- Dużo w tych zmianach miały swój udział elfy – Dodał Aranel uśmiechając się z dumą – Nim odpłynęły do Księżycowych Krain, pomagały temu królowi w odbudowie kraju i swoimi czarami sprawiły, że stolica bujnie rozkwitała zielenią.
- Och, to cudownie! - Zachwyciła się Melissa – I to wtedy miasto stało się takie słynne?
- Właściwie dopiero za panowania królowej Lilianny tak się stało – Powiedziała Arinela – To ona zapoczątkowała różane ogrody, jak i też róże stały się symbolem miasta. Nie inaczej stało się z Akademią, która wcześniej nazywała się po prostu Królewską Akademią. Dopiero królowa obmyśliła dla niej dodatkową nazwę i herb, którym jest biała róża.
Melissa uśmiechnęła się szeroko.
- Jak zwykle dużo wiecie. Mogę się od was więcej dowiedzieć niż na zajęciach z historii.
Elfka zachichotała lekko.
- Bez przesady. Po prostu dużo czytamy książek. Bardzo dużo. Dlatego wiemy co nieco o tym mieście.
- Ja dopiero się do niego przyzwyczajam. Jeszcze nie byłam we wszystkich miejscach.
- A więc dziś to nadrobimy! – Dodała wesoło Arinela – Gdzie byś chciała pójść najpierw? Znam dobre karczmy i kawiarenki!
Felan ziewnął głośno.
- Nuda.
Arinela spojrzała na niego krytycznie.
- Zamknij się. Jak ci się nie podoba, to idź pohasać po lesie.
- O nie, nie ma mowy! - Zawołał Aranel chwytając pod ramię kumpla – Ledwo wyciągnąłem go z domu, więc nie przeganiaj mi go teraz do lasu!
- Upierdliwi jesteście – Powiedział młody wilkołak przesuwając machinalnie dłonią po rozczochranych, czarnych włosach.
Melissa zaśmiała się głośno, na co Arinela i chłopcy uśmiechnęli się do siebie widząc, że dziewczynie coraz bardziej wraca dobry humor. To było ich pierwszym celem na liście dzisiejszego dnia.
Arinela odwróciła się jeszcze raz i zaczęła iść tyłem uśmiechając się jednocześnie.
- No dobra, to lecimy najpierw do najlepszej kawiarenki w mieście, w której serwują wyśmienite szarlotki i różaną herbatę! Nie pożałujecie.
- A co potem? - Zapytał ziewając znowu Felan.
- Możemy pójść do parku. O tej porze jeszcze dają tam małe koncerty.
- Nudy – Odparł krytycznie kędzierzawy chłopak.
Arinela uniosła spojrzenie w górę wciąż idąc tyłem.
- To może park linowy? Możemy tam potrenować.
- O, to już lepsze – Ożywił się Felan, na co z kolei Aranel skrzywił nos.
- Ja wolę koncert w parku.
Elfka odwróciła się do nich plecami i westchnęła głośno.
- Na bogów z wami!
- Możemy pozbierać parę pomysłów i omówimy wszystko jeszcze przy herbacie – Zaproponowała Melissa przysłuchując się rozmowie.
- Racja – Zgodziła się Arinela – Najpierw wlecimy do kawiarenki, a potem obgadamy co dalej.
- Ej, czy to nie jest czasem Erina? - Odezwał się Aranel patrząc na coś przed siebie.
Wszyscy skierowali spojrzenia w stronę, w którą patrzył chłopak i dojrzeli parę metrów od siebie różowowłosą dziewczynę, która stała przed witryną sklepową i oglądała jakąś wystawę.
- Faktycznie to ona – Stwierdziła Arinela i zawołała do niej – Hej, Erina!
Dziewczyna drgnęła i oderwała oczy od witryny. Gdy dojrzała czwórkę młodych ludzi, rozpoznawszy ich pomachała dłonią. Arinela i reszta paczki podeszła do niej i przywitali się krótko.
- Też na zakupach? - Zagadnęła elfka.
- Właściwie spaceruję sobie po mieście. Jest dziś piękny dzień – Odparła dziewczyna i powiodła swoimi fiołkowymi oczami po błękitnym niebie nad głową. Młoda półwróżka miała na sobie tradycyjnie kwiecistą, krótką szatę z dużym dekoltem oraz kolczyki w kształcie żółtych wisienek. Melissa znów sobie pomyślała, że faktycznie półwróżki wyglądają, jakby dopiero co przyfrunęły z jakiejś kwiecistej łąki. Tylko z tą różnicą, iż nie mają skrzydełek. Aranel również nie omieszkał wyrazić od razu swoich ulubionych frazesów w stronę Eriny, na co ona tylko popatrzyła na niego z nieco obojętną miną.
- Może chcesz iść z nami do kawiarenki? - Zapytała znów Arinela.
- Nie mam nic przeciwko. Nie jadłam śniadania – Odparła Erina z zadziwiająco spokojnym głosem, jakby niejedzenie śniadania było dla niej codziennością.
- A to się dobrze składa, bo Mel też jeszcze nic nie jadła. To mamy teraz dwa głodomory do nakarmienia – Mrugnęła okiem wesoło, na co obie dziewczyny uśmiechnęły się lekko.
Arinela wyskoczyła dziarsko na przód i poprowadziła grupkę w stronę kawiarenki. Przy okazji Melissa rzuciła szybko okiem na wystawę, którą oglądała wcześniej Erina. A był to sklepik z kapeluszami i nakryciami głowy dla czarodziejek i szlachcianek. Choć Erina nie nosiła kapelusza, najwyraźniej musiały jej się owe części garderoby bardzo podobać.
W końcu po około dziesięciu minutach marszu Arinela zatrzymała się i wskazała dłonią.
- O to i ona. Najlepsza kawiarnia w mieście. Przynajmniej moim zdaniem.
Wszyscy przystanęli i przyjrzeli się mniej lub bardziej uważnie kawiarence. Budynek był jednopiętrowy, zbudowany z czerwonej cegły, którą pozostawiono w surowym stanie, co nadawało karczmie wiejski klimat. W oknach wisiały pastelowożółte firanki, a na parapetach stały małe doniczki w kwiatami. Z kolei nad drzwiami kołysał się lekko szyld z wymalowanym ciastem przypominającym szarlotkę oraz napisem: „Pod zielonym jabłkiem". Melissa uśmiechnęła się pod nosem stwierdzając, że nazwa karczmy faktycznie oddaje zamysł gospodarza, który przeistoczył ją w kawiarenkę serwującą słodkości. Arinela, cała już rozradowana i pełna wigoru, uśmiechnęła się szeroko i otworzyła drzwi. Pozostali podążyli za nią wchodząc do wnętrza niewielkiego budynku. W środku w nozdrza gości uderzył natychmiast aromatyczny, intensywny zapach owoców i pieczonych ciast. Cała sala była udekorowana suszonymi owocami i laskami cynamonu, a na stoliczkach położono kraciane obrusy i malutkie wazoniki z goździkami.
- Ale tu niesamowicie. I tak ładnie pachnie! - Zachwyciła się na głos Melissa.
- Prawda? Uwielbiam te miejsce. Zawsze tu wpadałam po lekcjach, no i w weekendy – Odparła Arinela.
- Och, to teraz już wiem, gdzie zawsze znikałaś ze swoimi przyjaciółkami na całe popołudnia – Odezwał się Aranel wodząc spojrzeniem po sali.
Elfka znowu się wyszczerzyła.
- Tak wiem, że dla was to pewnie nudne miejsce – Dodała nieco kąśliwie patrząc na chłopaków – Ale zapewniam, że ciasta i desery mają tu nieziemskie! Każdy znajdzie coś dla siebie.
- Bardzo tu ślicznie – Zgodziła się Erina – Kawiarnia przypomina mi domek mojej babci, w którym zawsze było czuć świeżo upieczoną szarlotkę.
- I o to właśnie tu chodzi – Uśmiechnęła się Arinela – Chodźcie. Weźmiemy karty ciast i możemy pójść na piętro. Tam będzie wygodniej dla całej naszej paczki.
Wszyscy podeszli do lady, za którą stała gospodyni, uśmiechnąwszy się do nowych gości, i każdy wziął kartę z menu. Podążyli na schody prowadzące na piętro kawiarenki i zaczęli szukać odpowiedniego miejsca. Sala była zupełnie pusta, jako że większość gości, których i tak było mało, rozsiadła się na parterze. Tak więc szybko przyjaciele wybrali stolik w kącie przy oknie i dosunęli sobie krzesła, aby każdy się zmieścił w jednym gronie. Gdy wszyscy się rozsiedli, na chwilę skupili się na czytaniu karty ciast, aby wybrać dla siebie ulubiony deser. Aranel i Felan od razu zaczęli się przekomarzać cicho, który deser ich zdaniem wygląda najbardziej kusząco. Arinela przytknęła prawie nos do karty, uważnie czytając wszystko, a Erina rzuciła okiem, po czym rozproszył ją jakiś kolorowy ptak za oknem, który przysiadł na gałęzi. Dziewczyna teraz wpatrywała się w niego swoim marzycielskim spojrzeniem oznajmiając tym samym, że już odpłynęła gdzie indziej. Melissa uśmiechnęła się znów do siebie. To był pierwszy raz, gdy siedziała z przyjaciółmi w karczmie i wspólnie z nimi wybierała jedzenie. Może tak naprawdę to nic nie znaczyło, ale dla niej już był to najcudowniejszy dzień w życiu. Schowała twarz w karcie, aby ukryć lekkie rumieńce i jeszcze przemknęła jej przez głowę myśl, aby takich chwil jak ta było jak najwięcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top