Rozdział 26: Święta Zimowego Księżyca
- Co?! Co?! Co on zrobił?!
Darła się Arinela, na co Melissa aż skrzywiła się lekko.
- Nie krzycz tak. No mówię przecież, że skręcił mi nadgarstek. Ale już jest dobrze. Panna Griffin wyleczyła mi to w kilka sekund.
Elfka cała kipiała z wściekłości i podciągnęła rękawy swojej bluzki.
- Już ja mu skopię dupę! Dlaczego właśnie w ten dzień musiałam się rozchorować?! Gdybym była wtedy w szkole, to Liam już by leżał na ziemi z podbitym okiem!
Melissa westchnęła głęboko zakłopotana. Mogła przewidzieć, że przyjaciółka tak właśnie zareaguje. Po kilku dniach nieobecności Arinela wróciła do szkoły jak zawsze radosna, pełna energii i łobuzerskiego błysku w oczach. Ale na opowieść Melissy wpadła w taki gniew, że dziewczyna ledwo ją powstrzymała, by naprawdę nie pobiegła do pokoju Czwórki, by zrobić iście dantejską awanturę.
- Uspokój się, Ari. Naprawdę wszystko jest już dobrze. Profesor Greenwood zainterweniował, a nawet jakby go nie było, to i tak Liam pewnie nie ośmieliłby się na serio wszcząć walki w szkole, tak sądzę. To moja wina, że go sprowokowałam.
Arinela sypała jeszcze obelgami w stronę wampira, na co Aranel szepnął rozbawiony do Felana:
- Pokazała swoją prawdziwą twarz.
Wilkołak stłumił pod nosem śmiech, ale Arinela i tak to usłyszała i spiorunowała ich groźnie wzrokiem. Jej brat od razu uniósł dłonie w geście pojednania, ale wciąż usta mu drżały ze śmiechu.
W końcu dziewczyna wciągnęła głęboko oddech i zaczęła się uspokajać.
- No dobra, najważniejsze, że nie posunął się dalej. Ale swoją drogą, jesteś wielka, Mel, że tak mu nagadałaś. Sama lepiej bym tego nie zrobiła. Aż dumna jestem.
Mrugnęła do niej okiem. Melissa uśmiechnęła się szeroko.
- Bez przesady. Więcej już pewnie nie odważę się na taką akcję. Po prostu emocje wzięły górę.
- Jednakże dziwi mnie, że Liam nie dostał kary za ten wyskok. Mógł ci nawet złamać rękę! Wampiry są bardzo silne, nawet przy swoich szczupłych ciałach. Nauczyciele zdecydowanie są zbyt pobłażliwi - Dodała Arinela z goryczą.
- Może Greenwood uznał, że skoro nie doszło do jednoznacznego złamania regulaminu, a Melissa nie została poważnie ranna, to odpuści tym razem Liamowi - Rzekł Aranel.
Arinela prychnęła wymownie.
- To jakaś kpina, że w ogóle taki dupek zasiada w zarządzie akademickim. Przecież jedyne co on robi, to szukanie sposobu jak jeszcze bardziej dopiec mieszańcom!
- Z tego co mówił Chris, kiedyś taki nie był. A przynajmniej nie aż tak - Odparła Melissa z namysłem - Zaczęło mu odbijać na początku roku.
- Sodówka uderzyła mu do głowy - Pokręciła głową elfka.
Melissa popatrzyła na swój nadgarstek, który jeszcze kilka dni temu był całkiem opuchnięty i zaczerwieniony. Nigdy chyba nie zapomni tych lodowatozimnych, szarych oczu i chłodnej dłoni na jej ręce. Ale nie żałowała tego, co powiedziała. Zapewne była pierwszą osobą w szkole, która mu się postawiła. W głębi duszy troszkę napawało ją to dumą.
W ciągu kolejnych dwóch tygodni okazało się, że Aranel miał rację i wszystko wskazywało na to, że Liam nie miał zamiaru jeszcze dokończyć wcześniejszej awantury. Kiedy wcześniej marszczył nos pogardliwie na jej widok przechodząc choćby korytarzem, tak teraz wpatrywał się w nią dziwnym wzrokiem lub wręcz udawał, że jej nie widział. Dziewczyna patrzyła na niego podejrzliwie, zdziwiona tym nietypowym jak na niego zachowaniem, ale cieszyła się, że póki co wampir chyba odpuścił wszelkie konfrontacje. Może rzeczywiście to, iż wydarła się na niego wtedy coś poskutkowało. A może po prostu Liam był tak pełen dumy, że nie chciał wywoływać awantury w szkole pod samym nosem nauczycieli. Było jej wszystko jedno, jaka była przyczyna, dopóki ten książę ciemności od siedmiu boleści traktował ją jak powietrze. Nie ukrywała, że nieco jej ulżyło. Nawet inne wampiry przy nim zdawały się być sympatyczne.
Jednocześnie przez ten czas Melissa coraz częściej rozmawiała z Chrisem i już nie były to krótkie jedynie wymiany zdań pod zaczarowaną tablicą, ale przyjacielskie pogawędki podczas przerw lub nawet w stołówce, gdzie Chris już dwa razy zaproponował jej wspólne jedzenie drugiego śniadania, czy też wypicie kawy. Melissa po każdym takim spotkaniu była tak w dobrym humorze, że przez resztę dnia chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha i bywało, że nie mogła się skupić na wykładach przez nieustanne myślenie o minionej rozmowie. Rzecz jasna i Chrisowi wspomniała pobieżnie o swojej małej awanturze z Liamem, na co chłopak zareagował niemal dokładnie tak samo jak Arinela i znowu Melissa musiała zapewnić, że nie stało się nic poważnego uspokajając tym w końcu przyjaciela.
✨
Dni mijały, a zima w Lavernii zapanowała już na dobre. Przenikliwe zimno otaczało każdy zakamarek i już miasto nie tętniło tak życiem jak jeszcze miesiąc temu. Również kwiatowa wizytówka stolicy zubożała. Ostatnie letnie i jesienne kwiaty zwiędły i zostały zastąpione skąpymi, zimowymi roślinami. Jedynie jeszcze gdzieniegdzie na tle ubogiej zieleni wybijały się czerwone róże, będące specjalną odmianą kwitnącą nawet w okresie zimowym.
Tym samym pomału zbliżały się największe święta tego roku, czyli Święta Zimowego Księżyca. Były to obchody trwające trzy dni i miały one na celu pożegnanie starego roku oraz przywitanie nowego. A wszystko to było celebrowane bardzo hucznie, obficie i rzecz jasna, uroczyście. Oprócz zabaw i tradycyjnej wymiany prezentami, składano modlitwy pomyślności i dobrobytu na następny rok bogini księżyca Lunary, która była jednym z najważniejszych bóstw. Wierzono, iż wraz ze swoim bratem Soleo, który był bogiem słońca, trzymała pieczę nad naturalnym życiem i magią. W stolicy Lavernii bardzo pieczołowicie przygotowywano się do świąt, a więc już na wiele dni przed, pomału dekorowano miasto w tradycyjne barwy świąt, czyli zieleń i srebro. Wieszano mnóstwo wstążek, wielkie girlandy, ostrokrzewy ze srebrnymi jagodami, szklane ozdoby w kształcie magicznych stworzeń i zwierząt, czy też dekorowano świerkowe drzewka przeróżnymi kolorowymi ozdobami. A na samym mieście się nie kończyło, bo oczywiście każdy mieszkaniec stolicy jeszcze nie szczędził podobnych zdobień w swoim domu. Jak łatwo się domyśleć, wszyscy uwielbiali Święta Zimowego Księżyca. I nie inaczej było ze studentami Królewskiej Akademii. Kiedy Noc Duchów była imprezą pełną przebieranek i groteskowej oprawy, księżycowe święto było dosłownie wielkim balem. Znacznie bardziej uroczyste i eleganckie, wieńczone pod koniec magicznymi fajerwerkami. Bal był iście wytwornym wydarzeniem godnym Akademii. Nawet obowiązywały na nim eleganckie stroje balowe, tak więc wszyscy z niecierpliwością czekali już na rozpoczęcie świąt.
Podobnie jak wcześniej, tak i teraz sala taneczna przyozdabiana była odpowiednimi dekoracjami. Na ścianach wisiały nawet sztuczne, wyczarowane zaklęciem płatki lodu. Ozdoby były zbliżone do tych, które rozkładano w mieście, łącznie z wielką choinką przytarganą przez Edmunda i jego kolegów. W ciągu tych kilku dni, poprzedzających bal, sala błyszczała się od srebrnych i kolorowych ozdób.
- To takie piękne - Zachwyciła się Melissa, która oniemiała po raz kolejny na widok sali tanecznej.
- Ano, prawda - Przytaknęła Arinela - Choć jak dla mnie trochę przesadzili z tymi brokatowymi balonami. Niemniej zapowiada się fajna zabawa. A myślałam, że po Nocy Duchów już nic nie może mnie zaskoczyć.
- Och, skąd ja wezmę suknię balową? - Zakłopotała się nagle Melissa - Nie mam na takie stroje figury, nie mówiąc o koszcie. Na pewno takie suknie kosztują mnóstwo złota.
Arinela popatrzyła na nią z rozbawieniem.
- Przesadziłaś z tym brakiem figury. Jesteś zgrabna, a drobne krągłości tylko dodają ci uroku. Zobaczysz jak świetnie suknia podkreśli jeszcze twoje atuty. A co do złota, jak chcesz mogę ci pomóc wybrać coś szykownego, ale nie drogiego. Znam wszystkie sklepy ze strojami wieczorowymi w tym mieście. Jeszcze dziś możemy się przejść coś wybrać. Mamy kilka dni na to.
Dziewczyna popatrzyła na nią z nadzieją.
- Ojej, dzięki, to miłe z twojej strony. Dodatkowa porada drugiej kobiety na pewno się przyda. Ja się nie znam na takich strojach.
- A ja też mogę iść z wami? - Dołączył się Aranel, który zauważył jak dziewczyny rozmawiają pod salą.
Arinela natychmiast posłała do niego oburzone spojrzenie.
- Chyba z drzewa spadłeś. Żebyś się gapił jak Mel się przebiera? Zajmij się własnym strojem, zboku!
Melissa parsknęła śmiechem nim zdążyła się powstrzymać. Elf spojrzał na siostrę obrażony.
- A kto tu mówi o podglądaniu?? Ja tylko chciałem wam potowarzyszyć. Może w tym samym sklepie też bym znalazł coś dla siebie.
- Właściwie... - Zaczęła już Melissa, ale Arinela machnęła ręką prędko.
- Nie ma mowy! To jest babski wypad i koniec kropka! A tak na marginesie, mam nadzieję, że nie kupisz znowu jakiegoś żenującego stroju elfiego księcia, pełnego tych fikuśnych cekin. Nie mam zamiaru się z tobą pokazywać, jeśli przyjdziesz w tym gównie!
Aranel przewrócił oczami niecierpliwie.
- Na słodkich bogów, ale z ciebie maruda. Nie jestem głupi, wiem, że ten kostium to była klapa. Tym razem ubiorę frak. Może być?
Elfka zadarła głowę, jakby z namysłem i odparła:
- Dobra, może być.
Aranel pokręcił jeszcze głową do siebie zrezygnowany i poszedł sobie.
- Ech, co ja z nim mam - Westchnęła Arinela z lekką irytacją - Założę się, że i tak ubierze coś fikuśnego, bo on bez cekin i brokatu nie przeżyje.
Melissa zaśmiała się lekko znowu.
- A więc idziemy po ostatnim wykładzie?
Arinela uśmiechnęła się szeroko.
- Dokładnie tak. Chyba, że śpieszysz się do domu...
- Nie, nie. Będzie idealnie. Mogę zjeść obiad później. Mamy mnóstwo czasu, aby przejść się po sklepach.
- No to jesteśmy umówione.
I obie dziewczyny w doskonałych humorach powędrowały na zajęcia.
Jak się okazało, Arinela rzeczywiście znała najlepsze sklepy z eleganckimi strojami, choć sama nie przepadała za sukienkami. Wskazywała palcem na witryny sklepowe, na których piętrzyły się manekiny ubrane w wymyślne sukienki i kostiumy. Nie brakowało również szat magów, spódnic dla szlachcianek czy też sukien ślubnych. Melissa wchodziła do każdego sklepu, jaki się nawinął i po kolei oglądała wystawione stroje. Ale gdy tylko dostrzegała karteczki z wypisaną na nich ceną, wychodziła rozczarowana ze sklepu ciągnąc za sobą Arinelę, która już chciała wręczyć jej wielką, bufiastą suknię wyszywaną maleńkimi diamentami.
Przyjaciółki przemierzały centrum miasta od ponad godziny i wciąż nic nie odpowiadało Melissie. Głównie ze względu na cenę. Choć te suknie, które były tańsze, jednocześnie były skrojone wyraźnie z gorszych materiałów i bardzo niewygodne. Aż w końcu Melissa przyuważyła mały sklepik ze strojami wieczorowymi na uboczu, schowany pomiędzy domami mieszkalnymi. Na witrynie widniało jedynie parę manekinów ubranych w aksamitne sukienki, a na starym szyldzie nad drzwiami kołysał się napis: „Suknie i sukienki Madame Collette". Arinela skrzywiła nieco nos patrząc na odrapaną farbę sklepiku i okurzone manekiny, ale weszła za Melissą, która była już tak zdesperowana, że stan butiku jej nie odstraszył.
Wewnątrz sklep prezentował się znacznie lepiej niż zewnątrz. Wszędzie piętrzyły się kolejne manekiny i wieszaki pełne kolorowych strojów, w kątach pomieszczenia postawiono ogromne donice z kwiatami, a na ścianach wisiały lekko zakurzone obrazki przedstawiające królewski zamek lub jakieś szlachcianki w bogatych sukniach. Ledwo dziewczyny weszły, a już podskoczyła ku nim wysoka kobieta ubrana w elegancki strój wyszywany cekinami układającymi się we fikuśne wzorki, które zresztą pruły się w niektórych miejscach. Uśmiechnęła się szeroko prezentując olśniewająco białe zęby.
- Witam serdecznie, szanowne panienki! Czym mogę służyć?
Melissa odwzajemniła uprzejmie uśmiech i odparła:
- Poszukuję jakieś niedrogiej, ale pięknej sukni balowej. Powiedzmy by nie była jakaś bardzo mocno ozdobna, ale i nie odkrywająca za dużo. Ma pani coś takiego?
- Ależ oczywiście! Zaraz pokaże nasze najnowsze modele! - Zaświergotała natychmiast kobieta i szybkim krokiem powędrowała do wieszaków.
- Jesteś pewna, że tu znajdziesz suknię? Mam wrażenie, że od dawna ten sklep nie widział klientów. Coś to musi znaczyć - Szepnęła Arinela.
- Daj spokój, pozory mogą być mylące. Może jej suknie są specyficzne w jakiś sposób - Odparła Melissa.
- Albo się rozlatują... - Powiedziała ze skrytym rozbawieniem elfka.
Po chwili ekspedientka wróciła z pierwszą suknią.
- Może to zainteresuje panienkę. Suknia typu La Rose. Jedwab, tiul oraz atłas, wyszywana cekinami w kształcie róż.
Melissa popatrzyła uważnie na suknię. Była rzeczywiście śliczna. Na błyszczącym, różowym materiale wyszyto dużą ilość równie różowych cekin; góra była zrobiona z tiulu i atłasu i odsłaniała sporą część dekoltu. Ale dziewczyna nie była pewna czy taka kreacja pasowała do niej. Arinela trąciła ją łokciem.
- Przymierz, może będzie idealna.
W końcu Melissa wzdrygnęła ramionami i chwyciła suknię zmierzając do części sklepu zakrytą kotarą. Ubranie takiej sukni zajęło jej sporo czasu. Balowe kreacje mają to do siebie, iż są wielowarstwowe, ciężkie i trudne w zapięciu. Musiała po prosić przyjaciółkę o pomoc, by zapięła jej suwak na plecach. Przez cały ten czas koło niej krzątała się energicznie Madame Collette w każdej chwili gotowa, by sypać dalej atutami sukni. Gdy Melissa była gotowa, popatrzyła na siebie w lustrze przekrzywiając głowę.
- Pięknie wygląda na panience! Ma panienka doskonałą talię. Jedwab podkreśla każdą część ciała kobiety! - Zaśpiewała ekspedientka.
- No w sumie całkiem nieźle - Stwierdziła Arinela marszcząc brwi w zamyśleniu - A ty jak się czujesz, Mel?
- Sama nie wiem. Trochę za bardzo błyszcząca jak dla mnie.
Obróciła się dookoła siebie, a wielowarstwowa tkanina zaszeleściła w ruchu.
- I trochę uwiera na brzuchu. Mogę przymierzyć jeszcze jakąś?
- Oczywiście, zaraz przyniosę! - Odparła Madame Collette i powędrowała dziarsko do kolejnych wieszaków.
- Może nawet lepiej, cekiny od razu mi przypominają Aranela - Szepnęła Arinela, na co Melissa zachichotała wesoło.
Ekspedientka przyniosła jeszcze cztery suknie, a każda była bardziej wymyślna od drugiej. Czarna sukienka pełna koronek, czerwona obfitująca w małe, różowe wstążeczki, biała suknia z wyszywanymi koralikami, czy też zielona, na której wyszyto dziwny wzór w kształcie jakiegoś magicznego stworzenia. Wciąż to nie było to, o co chodziło Melissie.
W końcu zmęczona tymi przebierankami wyszła z przymierzalni i zaczęła krążyć po butiku próbując sama coś znaleźć ciekawego. Niezrażona wybredną klientką Madame Collette raz po raz podsuwała jej wzory sukien, które jej zdaniem pasowałyby dziewczynie. Melissa tylko mruczała pod nosem w odpowiedzi i przyglądała się manekinom. Wtem w rogu sklepu dojrzała suknię, która skryta była niepozornie pomiędzy donicami z kwiatami. Ledwo Melissa się do niej zbliżyła i natychmiast poczuła, że to jest ta. Suknia była zachwycająco piękna, a zarazem zdawała się skromna i niewyrafinowana. Zrobiona została w całości z delikatnego, półprzeźroczystego tiulu, który składał się z kilku warstw tworzących szeroki dół. Z kolei ostatnia, wierzchnia warstwa, była wyszywana gęsto srebrną nicią we wzory w kształcie kwiatów, które pięły się niczym bluszcz od rąbka sukni do mniej więcej połowy brzucha. Gorset z kolei był wykonany z błyszczącej się tkaniny poprowadzonej elegancko wokół biustu oraz kończył się na ramionach. Również i ta część sukni została opatrzona mnóstwem kwiecistych ornamentów, a całość była w jasnobłękitnym kolorze. Melissie dosłownie oczy się zaświeciły.
- Ale piękna!
Madame Collette od razu uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę, że ma panienka dobry gust. To suknia balowa typu Silver Blue Bird. Kilka warstw cienkiego tiulu, gorset z atłasu oraz srebrna nić tworząca wiosenne kwiaty.
- To prawda, jest zachwycająca, choć nie wygląda na suknię balową - Powiedziała Arinela dotykając palcami delikatny tiul - Dziwi mnie, że manekin z tą suknią stoi w takim miejscu. Nikt jej nie chciał?
Madame uśmiechnęła się cierpliwie do niej.
- Pierwotnie była zrobiona na zamówienie dla pewnej szlachcianki, ale klientka zrezygnowała z niej stwierdzając, iż suknia nie wystarczająco podkreśla przepych i elegancję. Tiulowe kreacje są zwiewne i bardzo lekkie, ale nie tak wyrafinowane jak jedwabne i atłasowe, dlatego niektórym kobietom się one nie podobają.
- Jest idealna - Powiedziała cicho Melissa, która nie mogła oderwać spojrzenia od sukni - Zechce pani ją zdjąć? Przymierzę ją.
- Oczywiście!
Kobieta podeszła do manekina i ostrożnie odpięła suknię ściągając ją z drewnianej postaci.
Gdy Melissa przebierała się za kotarą w kreację, jej zachwyt był coraz większy. Największym atutem sukni było to, iż zdumiewająco lekka tkanina układała się idealnie na jej ciele, ani nie uciskając w tali, ani nie odsłaniając zbyt głęboko dekoltu, choć powabnie zarysowano linię piersi. Suknia sięgała aż do samych kostek i nie włóczyła się po ziemi. Z kolei srebrne kwiaty mieniły się w świetle lamp rzucając delikatne iskierki.
Odsłoniła kotarę i Arinela popatrzyła na przyjaciółkę szerokimi oczami, jak i podobnie Madame Collette.
- O cholerka, miałaś rację, Mel. Ta suknia jest boska! Wyglądasz w niej jak księżniczka! - Zawołała elfka.
Melissa zarumieniła się na policzkach i zaszeleściła suknią.
- Właśnie takiej szukałam. To nic, że nie jest zbyt bogata, o to właśnie mi chodziło. Inne suknie były albo zbyt strojne, albo zbyt brzydkie. Mam wrażenie jakby czekała właśnie na mnie!
Pisnęła z zachwytu i obracała się przed lustrem niczym mała dziewczynka.
- Wspaniały wybór, panienko! - Zawołała kwiecistym głosem Madame Collette - Pasuje do panienki idealnie! Rozmiar też się zgadza? Czy chciałaby panienka dokonać jakiś poprawek?
Melissa pokręciła głową.
- Wszystko jest perfekcyjne. Ile ona kosztuje?
- Dla szanownej panienki mogę trochę spuścić z ceny, jako że suknia została odrzucona przez pierwotną klientkę. Tylko pięć tysięcy sztuk złota.
Dziewczyna wciągnęła lekko powietrze. Cena nie była tak wygórowana jak w innych salonach sukien, ale też i nie najniższa.
- Czy mogłaby pani odłożyć mi ją na jutro lub pojutrze? Muszę jeszcze to skonsultować, ale prawie na pewno ją kupię.
- Oczywiście - Zgodziła się uprzejmie Madame Collette - Będzie na panienkę czekała do siedmiu dni maksymalnie. Jeśli będę mieć klientkę na nią, a panienka się nie zjawi, to będę zmuszona ją sprzedać.
- Dobrze, rozumiem. Dziękuję bardzo.
Melissa zdjęła z siebie suknię i niewiele później wyszła z Arinelą ze sklepu. Elfka od razu uśmiechnęła się do niej.
- Masz lepszego nosa do sklepów niż ja, Mel! Nigdy bym nie przypuszczała, że w takim odrapanym butiku znajdziesz swoją wymarzoną suknię.
Melissa wyszczerzyła się szeroko.
- A widzisz? Miałam rację, że pozory bywają mylące. Naprawdę bardzo mi się podoba ta suknia. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie chciał jej kupić. Jest doskonała!
Arinela zachichotała wesoło.
- Skromna suknia dla skromnej dziewczyny. Rzeczywiście jak uszyta dla ciebie. Ale zgadzam się. Te kwiaty są zachwycające. No i kolor pasuje do twoich oczu. Na szkolny bal jest wystarczająca.
Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą.
- Ale i tak ci dziękuję za pomoc. Bez ciebie nie wiedziałabym, gdzie szukać.
- Choć koniec końców to ty znalazłaś ten sklep.
- Ale poradziłaś mi na co zwracać uwagę i co na mnie pasuje. Sama pewnie długo bym błądziła po mieście.
Obie dziewczyny uśmiechnęły się wesoło do siebie.
- Wiesz co, jednego nie mogę się już doczekać - Dodała po chwili Arinela - Miny Chrisa, gdy cię zobaczy w tej sukni. Szczęka opadnie mu do samej ziemi. Może od razu ci się oświadczy.
Melissa poczerwieniała cała na twarzy.
- Przestań! Wcale nie chodzi mi o takie rzeczy. Wiesz, że nie lubię się wyróżniać. Chcę tylko dobrze wyglądać na tym balu. Wszyscy będą mieć piękne suknie i stroje. Wtopię się w tłum i może trochę potańczę i to wszystko.
Arinela roześmiała się szczerze.
- Oj, Mel. Drugiej takiej dziewczyny jak ty ze świecą szukać. Co ja z tobą mam?
Młoda półnimfa uśmiechnęła się i znów powróciła myślami do pięknej sukienki czekającej w sklepie. Teraz jeszcze bardziej niecierpliwiła się na bal. Nigdy nie miała prawdziwej sukni balowej i poniekąd nie mogła się już doczekać, aby w niej iść do Akademii. Mimo wszystko Arinela miała rację co do jednego: troszeczkę w głębi serca niecierpliwiła się, by Chris zobaczył ją w takiej kreacji. Miała cichą nadzieję, że i jemu się ona spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top