Rozdział 22: Wilki i wampiry

Noc zalała całe miasto po najmniejszy zakamarek. Choć już dawno zapalono olejne lampy uliczne, i tak ciemności ogarniały wszystko bez wyjątku. Tej nocy na niebie nie było księżyca, który rzucałby dodatkowo srebrne promienie tam, gdzie nie sięgały już latarnie. Jednakże dla niektórych ras zupełnie nie stanowiło to przeszkody. Wyczulone zmysły pozwalały im dostrzec to, co niedostrzegalne dla zwykłych ludzi. Jedni wykorzystywali tą zaletę, by prowadzić szemrane interesy lub inne sekrety, a inni, właśnie przez wzgląd na ten fakt, patrolowali uliczki, by zdusić w zarodku każde najmniejsze zagrożenie. Wtapiając się w nocną ciszę, grupa ludzi na czele z potężnym, śniadym młodzieńcem ze spokojem przemierzała ulice wypatrując czegokolwiek, co odbiegało od normalności. Choć większość tak naprawdę ziewała już z nudów i ogarniającej ich senności.
- Ej, Edmund, przypomnij mi, po co łazimy po mieście o tej porze? W sensie wiem, że patrol i te sprawy, ale czego właściwie szukamy? - Zapytał jeden z młodych mężczyzn.
Edmund odparł spokojnie, nawet nie oglądając się na kolegę:
- Profesor Greenwood po prosił nas byśmy czasem pospacerowali w porach nocnych po dzielnicach, w których ostatnio zaczęło dochodzić do tajemniczych napadów na ludzi. Mówi się, że to zwykłe ataki na tle rabunkowym, ale on sądzi, że kryje się za tym coś więcej. Mamy to zbadać.
- Aż się prosi, by podejrzewać o to wampiry. Założę się, że znowu zaczęły swoje polowania na ludzi - Odezwał się chłopak o rudych włosach.
Edmund zmarszczył nieco czoło.
- Też tak myślę. Choć z braku wyraźnych ofiar, trudno coś im udowodnić. Albo dobrze zacierają po sobie ślady, albo rzeczywiście to tylko zwykłe zamieszki i nic więcej. W tym mieście nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć.
- W takim razie łowcy muszą być dziwnie zdesperowani, skoro po prosili nas o pomoc - Rzekł wcześniejszy wilkołak, którego głowa była skryta pod kapturem.
- Hm, może mają za mało ludzi. Sprawdzimy jeszcze parę ulic i zwijamy się - Odparł Edmund.
I powędrowali dalej rozglądając się czujnie, choć bez większego przekonania. Ale zmysły muskularnego młodzieńca były wyostrzone na maksymalny poziom. Skoro profesor Greenwood postanowił zaangażować wilkołaki do nocnych patroli, to musi być coś na rzeczy. Przeczucie podpowiadało mu, że nie chodziło tu o żadne napady na tle rabunkowym. Czymś takim zajmują się gwardziści, a nie łowcy. A tym bardziej nie wilkołaki. Zmarszczył głęboko brwi. Co się dzieje takiego w tym mieście?
Odpowiedź przyszła jednak szybciej niż się tego spodziewał. Edmund od niechcenia spojrzał w bok w stronę maleńkiej uliczki, która kończyła się wysokim murem, i gwałtownie stanął. Coś leżało w głębokim cieniu. Jakiś niewyraźny kształt, ale z daleka nie było widać co to jest. Wręcz zdawało się, że to jeden z licznych śmieci, które walały się dookoła. Ale chłopak wkroczył w uliczkę, by dla pewności przyjrzeć się bliżej. Gdy w końcu zorientował się, czym była ta rzecz, stanął i zaczerpnął oddech rozwierają szeroko oczy. Tym czymś niekształtnym okazało się być ludzkie ciało. Ponadto było to wyraźnie martwe ciało. Jakiś nieznany mężczyzna, najprawdopodobniej mieszkaniec miasta, o wykrzywionej twarzy i szeroko otwartych oczach, które ziały pustką. Leżał na brzuchu i Edmund pochylił się jeszcze, by sprawdzić puls. Stwierdził, że faktycznie mężczyzna nie żyje i zdecydowanie nie wyglądało to na naturalną śmierć. W tym momencie podeszli również bliżej i jego koledzy, po czym wszyscy osłupieli na widok ciała.
- Cholera, jednak ten elf miał rację. Co tu się wydarzyło? - Syknął jeden z wilkołaków.
- Napad? - Zasugerował inny.
Edmund przekręcił ostrożnie ciało na plecy i zesztywniał nieznacznie rozumiejąc już, co było przyczyną śmierci.
- Nie. To robota wampirów. A jednak mieliśmy rację.
Wskazał palcem szyję mężczyzny, na której wyraźnie odznaczały się dwie maleńkie, brunatne kropki. Ślad po kłach.
- Ktoś zrobił sobie z niego późną kolację - Dodał młodzian - Ciało jest jeszcze ciepłe, a więc atak musiał nastąpić dopiero co. Może nawet tuż przed tym nim tu przyszliśmy.
- Szlag, co z nimi nie tak? - Skrzywił się rudy chłopak - Panuje pokój i ponadto surowy zakaz ataków, a te przeklęte bydlaki urządzają sobie krwawe orgie jakby nigdy nic!
- Jestem prawie pewien, że te ataki nie dzieją się bez powodu - Odparł Edmund i instynktownie uniósł wzrok w górę. I w tym momencie jego oczy skrzyżowały się ze sprawcą owego zdarzenia. Wampir siedział na murku przyczajony niczym kot i uważnie obserwował grupę wilkołaków. Nie odezwał się nawet jednym słowem, a jedynie wyszczerzył się szeroko, gdy Edmund na niego spojrzał. Nagle, nim ten zdążył zareagować, zeskoczył zgrabnie z murka i błyskawicznie wyminął młodych mężczyzn uciekając z uliczki. Wszyscy podskoczyli gwałtownie na ten ruch, a Edmund krzyknął:
- Za nim!
W jednej chwili przemienili się w wilki i natychmiast rzucili w pogoń za uciekinierem. Teraz w świetle latarni wyraźnie było już widać kogo gonią. Napastnikiem okazała się młoda kobieta. Biegła znacznie szybciej niż przeciętny człowiek, a jej czarny, obcisły kostium zlewał się z cieniami. Obejrzała się za siebie i tylko uśmiechnęła szeroko na widok stada wilków depczących jej po piętach.
Edmund zawołał telepatycznie do pobratymców:
- Odetnijcie jej drogę. Carl, biegnij w lewo, a Charlie w prawo.
Wilkołaki skinęły głową i oddzieliły się biegnąc w boczne uliczki. Wampirzyca niestrudzenie biegła przed siebie, ale ścigający byli niemal równie szybcy. Edmund spiął mięśnie do jeszcze szybszego biegu i wysunął się na przód, prawie doganiając dziewczynę. Ta znowu się obejrzała i zachichotała. Wykonała kilka zgrabnych skoków o latarnie, wspinała się na murki, a nawet próbowała zmylić pościg wdrapując się na niektóre budynki. Ale grupa wilkołaków wciąż była tuż za nią. W końcu nie takie rzeczy robili ćwicząc tropienie zwierzyny w lasach. Edmund stwierdził, że choć wampirzyca była szybka, to bardzo lekkomyślna. Jakby to była dla niej dziecinna zabawa.
W końcu zatrzymała się gwałtownie gdy z bocznych uliczek wyskoczyły dwa wilki, które wcześniej okrążały ją, by odciąć jej drogę. I teraz każdy stanął naprzeciw niej szczerząc groźnie kły. Dziewczyna odwróciła się i znów uśmiechnęła. Nawet nie była zdyszana szaleńczym biegiem. Odgarnęła lekko grzywkę czarnych włosów z czoła i popatrzyła uważnie na wilkołaki.
- Szybcy jesteście. Przyznaję. Pochlebia mi, że goniła mnie aż czwórka mężczyzn. Słodcy jesteście.
Edmund zmrużył lekko oczy i powiedział poważnie:
- Cieszę się, że dobrze się bawiłaś. A teraz powiesz nam, dlaczego zabiłaś tego człowieka.
Wampirzyca oparła dłoń o biodro nie przestając się uśmiechać.
- A jeśli nie powiem, to co wtedy? Skąd poza tym wiecie, że to ja go zabiłam? A może tylko sobie spacerowałam dla relaksu po mieście?
- Uważaj, bo ci uwierzymy - Odparł Charlie warcząc lekko - Zbiegiem okoliczności siedziałaś w zaułku i patrzyłaś sobie na leżącego na ziemi faceta, co?
- A czemu by nie? - Wyszczerzyła się.
Szary wilk prychnął wymownie.
- Nie rób z nas idiotów, wampirze. Mężczyzna miał na szyi ślad po ugryzieniu.
Dziewczyna wzdrygnęła ramionami.
- No i? W końcu w stolicy żyje dość sporo wampirów. Może któryś zgłodniał? Nie jesteście chyba najbystrzejsi.
Wilkołaki zawarczały jeszcze bardziej i zbliżyły się do niej jeżąc sierść na grzbietach. Wampirzyca nie przejęła się tym, tylko wyprostowała się dumnie i oblizała lekko wargi pokryte czarną szminką.
- Chyba jednak nie zostaniemy przyjaciółmi. No to chodźcie, pieseczki. Zabawimy się chociaż.
I uniosła dłoń, w której błysnęły szkarłatne runy. Wilki wyszczerzyły kły i przez chwilę jeszcze wpatrywały się uważnie w dziewczynę, gdy nagle na uliczce pojawiła się kolejna postać.
- Valerie, co to za zamieszanie?
Wampirzyca odwróciła lekko głowę i znów się uśmiechnęła. Spokojnym krokiem zbliżył się do niej Liam. Spojrzał na stojące w pobliżu wilkołaki, jakby to było stadko nic nieznaczących, puchatych królików.
- Co wy tu robicie?
Edmund wrócił do swojej ludzkiej postaci i spojrzał ze skrytą niechęcią na Liama.
- O to samo mógłbym ciebie zapytać. Również spacerowałeś sobie dla zdrowia w środku nocy?
Chłopak zmrużył oczy.
- Nie twój interes. Ale jak już musisz wiedzieć, nie, nie spacerowałem. Miałem coś do załatwienia. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego grozicie mojej przyjaciółce?
Wilkołaki, które nadal pozostały w wilczej formie, zawarczały w stronę Liama, na co ten zmrużył oczy jeszcze bardziej, nic sobie z tego nie robiąc.
- Tak się składa, że dziewczyna zabiła niedawno człowieka. Wyssała z niego krew i zostawiła w zaułku. Wiesz coś o tym?
Liam spojrzał na Valerie, która cały czas stała nieruchomo i tylko przyglądała się swoim polakierowanym paznokciom.
- Hm, a masz jakiś dowód, że to ona to zrobiła? Widzieliście jak go zabijała? - Zapytał Edmunda ze stoickim spokojem.
Śniady chłopak westchnął lekko.
- Nie. Jednakże była na miejscu zdarzenia. Obecnie jest jedyną i najbardziej podejrzaną osobą. Wiemy, że szlacheckim nie podoba się ten zakaz ataków. Postanowiliście znowu podjąć próbę zniesienia go? Który to już raz? Sto dwudziesty drugi?
Liam zbliżył się do niego i wykrzywił pogardliwie usta.
- Wciąż tylko wysuwacie oskarżenia bez pokrycia, a dowodów nie macie żadnych. Tak jak Valerie nie udowodnicie, że to ona stała za tym zabójstwem, tak samo wciąż uważacie, że wszystkiemu są winne szlacheckie wampiry. Dowody, Humphrey. Lepiej wracaj ze swoimi kundlami do lasu i poganiaj ptaszki, zamiast grozić moim przyjaciołom.
Edmund wpatrywał się w niego nieruchomym wzrokiem, a na jego twarzy malował się cichy gniew. Obaj stali tak blisko siebie, że niemal stykali się twarzami, a żaden nie mrugnął okiem nawet na sekundę. Liam wiedział, że Edmund nie należy do ludzi, którzy wycofają się z podkulonym ogonem. Przeciwnie. Podczas gdy Christopher był typem wrażliwego dżentelmena, Edmund był prawdziwym wilkiem alfa. Silny, zdecydowany i inteligentny, reprezentował sobą wszystkie najważniejsze cechy przywódcy. To on w zarządzie podejmował najważniejsze decyzje, a gdy trzeba było interweniować, był zawsze cennym wsparciem dla Chrisa. I choć młody zaklinacz też potrafił bez wahania przejąć pałeczkę, to Edmund był największą podporą Elitarnej Czwórki. Liam wpatrywał się chwilę w jego ciemnobrązowe oczy i wyczuł, iż tą walkę na ciche gromy wygrał wilkołak. Tym razem sam postanowił się wycofać. Ale nie miał zamiaru dawać mu zbytniej satysfakcji. Odsunął się kilka kroków i przygładził dłonią włosy.
- Skoro to już wszystko, to pozwolę sobie wrócić do domu. Jak zauważyliście, jest prawie środek nocy. Nawet nam, wampirom, udziela się czasem zmęczenie. Miło się gadało. Do zobaczenia w szkole, Humphrey.
I odwrócił się do nich plecami ignorując uważne i groźne spojrzenia pozostałych wilkołaków.
Valerie pomachała do nich dłonią dźwięcząc się na wszystkie strony i z szerokim, pogardliwym uśmiechem podążyła za Liamem.
Gdy oboje oddalili się na dobre, Edmund rozluźnił nieco napięte mięśnie i zaklął pod nosem. Pozostali również nie omieszkali wyrazić swoją frustrację w stronę dwójki wampirów, gdy wrócili już do swoich ludzkich postaci.
- Szlag, a już prawie ich mieliśmy - Powiedział Carl uderzając pięścią o dłoń.
- Liam to niezły spryciarz. Oczywiście wywinął się bez mrugnięcia okiem. Założę się, że to również zaplanowali - Dodał Charlie.
Edmund westchnął lekko.
- Niestety, tym razem miał rację. Nie możemy w żaden sposób udowodnić, że ta dziewczyna jest zabójczynią. Samo to, że przebywała na miejscu, to o wiele za mało. Ugryzień wampirów nie da się identyfikować tak, by można było rozpoznać kto to zrobił. A też nie miała na sobie nawet kropelki krwi. Jeśli to zrobiła, to wiedziała jak zatrzeć ślady. Ale jeśli się pomyliliśmy, to szlacheccy mogą wywołać nam awanturę.
- To niech się awanturują, co nam do tego? I tak nic nie zrobią. Klany wilkołaków mają równie wielkie wpływy w tym kraju, co szlachta, jak nie większe. Mogą nam tyłki całować - Dołączył się kolejny młodzian, na co wszyscy pokiwali zgodnie głową.
- To też prawda - Zgodził się po chwili Edmund - W każdym razie nic tu po nas. Wracamy. Marzę o ciepłym łóżku. Jutro mam zajęcia.
Grupka wilkołaków niespiesznie podążyła przed siebie, by potem każdy rozdzielił się w swoją stronę wracając do domu. Mimo wszystko Edmund musiał stwierdzić, że pogłoski o tym, jakoby szlacheckie wampiry coś kombinowały, chyba nie były dalekie od prawdy. I z całą pewnością Liam też coś ukrywa. Obiecał sobie mieć go na oku.
Ziewnął szeroko i znów pomyślał o ciepłym łóżku i ulubionej poduszce czekających w domu.

Melissa zbudziła się gwałtownie, otwierając szeroko oczy. Szybko oddychała, a jej dłonie mocno zaciskały się na kołdrze. Tym razem sen nie należał do zbyt przyjemnych. Zaczął się tak jak zwykle: nieznana jej nimfa powtarzała do znudzenia te same słowa, gdy nagle coś zmieniło. Białe lilie zmieniły kolor na szkarłatne, jak i też woda, która płynęła w tej dziwnej, eterycznej przestrzeni, zrobiła się czerwona niczym krew. Porządnie to przeraziło Melissę, i gdy została zasypana czerwonymi płatkami, koszmar skończył się w końcu. Dziewczyna usiadła na łóżku i znów poczuła dziesiątki pytań w głowie. Teraz jeszcze bardziej nie rozumiała o co chodzi. Czy nimfy rzeczywiście są na nią złe? Wyraźnie poczuła w śnie niepokój, ale od tamtej nimfy biły spokój i dobroć, a nie gniew. Zdecydowanie miała już tego dość. Te dziwne sny muszą się w końcu skończyć. Jeśli te krwawe jezioro, czy co tam to było, oznaczało kolejną wiadomość od nimf, koniecznie musi się dowiedzieć, co chcą jej powiedzieć. Melissa westchnęła głęboko i potarła oczy.
W końcu wstała z łóżka i wyszła z pokoju, by wziąć z kuchni kubek wody. Po drodze wciąż myślami była przy koszmarze i w pewnym momencie złapała się na tym, że zapragnęła przytulić się do kogoś, aby lepiej zasnąć. Niemal zawstydziła się sama do siebie tą myślą. Odkręciła kran i nalała zimnej wody do kubka. Gdy zaczerpnęła spory łyk, odetchnęła z ulgą i popatrzyła w okno, za którym panowała głęboka noc. Tak, z pewnością zasypiając w czyjś ramionach sen był znacznie przyjemniejszy i może nawet koszmary idą w zapomnienie. Czasem chciałaby, aby ktoś był obok niej. Nie tylko w nocy. Im była starsza, tym coraz bardziej docierało do niej, jak bardzo brakuje jej kogoś bliskiego...
Melissa pokręciła do siebie głową i wróciła do pokoju ściskając wciąż kubeczek z wodą. Wgramoliła się pod kołdrę i po krótkiej chwili wpatrywania się zamyślonym wzrokiem w sufit przekręciła się na bok i ponownie zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top