Rozdział 14: Noc Duchów

Przygotowania do następnej zabawy zaczęły się już na kilka dni przed. W przeciwieństwie do zwykłego wieczorku zapoznawczego, Noc Duchów traktowano szczególnie pieczołowicie. Owa noc była znana w całym kraju, jako staroletni zwyczaj z dawnych czasów. Wierzono, iż tej jednej nocy granica pomiędzy światem ludzkim a światem duchów staje się szczególnie cienka, więc oba światy mogą przenikać się wzajemnie. Co też oznaczało, że do świata żywych mogą przedostawać się duchy i istoty niekoniecznie o pokojowych zamiarach. Z tego względu ludzie zaczęli organizować huczne, wesołe zabawy, które mają na celu odpędzić złe duchy, a zachęcić do wspólnej zabawy te dobre, jak i też składano im podarki w postaci słodyczy. Choć obecnie mało kto wierzył w te opowieści, zwyczaj wyprawiania biesiad i zabaw przyjął się po dziś dzień. W ten sposób postanowiono połączyć święto jesiennych zbiorów ze starym świętem Nocy Duchów. I co za tym idzie, była to jedna z najbardziej ulubionych zabaw studentów Królewskiej Akademii. Do przystrajania sali tanecznej zatrudniono odpowiednich do tego ludzi, a jednocześnie całość nadzorowała Elitarna Czwórka, która szczegółowo opracowała plan zabawy. Jako że prace odbywały się przez prawie cały dzień, wielu studentów zakradało się pod salę, aby popatrzeć z ciekawością na krzątających się ludzi. Nawet Melissa nie mogła oprzeć się pokusie, by nie spojrzeć na te przygotowania. Już w obecnej chwili sala wyglądała wspaniale. Dekoracje obsypywały niemal każdy zakamarek. Od ścian po sufit. Kilku ludzi zawieszało właśnie papierowe girlandy w kształcie duszków i nietoperzy, a inni przyczepiali kolorowe balony. Pod ścianami z kolei ustawiono już długie stoły, na których w dniu zabawy będzie leżało jedzenie. Jako że sala taneczna była ogromna, praktycznie tej samej wielkości co aula, przystrajanie jej zajmowało sporo czasu.
- Fajnie się zapowiada - Powiedziała z uznaniem Arinela - Nie mogę się już doczekać! Krążą plotki, że mają zatrudnić prawdziwe zombie, które będą krążyć po Akademii i straszyć!
Melissa uśmiechnęła się szerzej rozbawiona.
- Lepiej nie, nie mam zamiaru być przez nich ugryziona. Od tego mamy już wampiry. Wiesz już jaki założysz kostium?
- Jeszcze się zastanawiam - Odparła elfka - Może postawię na zwykłą, wieczorową suknię albo przebiorę się za wiedźmę?
- Wiedźma do ciebie pasuje - Rzucił Aranel podchodząc do dziewczyn - Jesteś równie wredna, co one.
Arinela spojrzała na niego spod łba i walnęła go pięścią w ramię.
- A ty w co się ubierzesz, zboczony narcyzie? Widziałam sklep idealny dla ciebie, w którym sprzedają błazeńskie czapki z dzwoneczkami.
Melissa parsknęła lekko ze śmiechu, a z kolei młody półelf zrobił naburmuszoną minę.
- Nie powiem ci w takim razie, skoro mnie obrażasz. To będzie mój sekret.
I odgarnął zamaszyście swoje długie włosy.
Cała trójka skierowała się do następnej sali na zajęcia, podczas gdy pracownicy uwijali się dalej, taszcząc pudła z ozdobami. Wszystkiemu przyglądał się Edmund, jedząc tym razem lukrowanego pączka. Wpatrywał się w wiszące girlandy i poważnie zastanawiał się, czy jednak pomysł z tresowanymi nietoperzami nie byłby taki najgorszy. Te wszystkie papierowe dekoracje zdawały się być przestarzałe.
- Może byś tak mi pomógł, zamiast opychać się kolejnym pączkiem? - Zawołała Scarlett, niosąc ciężkie pudło pełne małych, glinianych dyń.
Edmund popatrzył na nią obojętnie i ugryzł kolejny kawałek słodkiego wypieku.
- To po co się męczysz? Mało masz adoratorów, którzy dali by się pociąć byle tylko spełnić każde twoje życzenie?
Różowowłosa dziewczyna postawiła pudło i wsparła dłonie o biodra zadzierając nos.
- Jakbyś nie zauważył, wszyscy obecnie są zajęci czymś innym i nikt nie ma czasu, aby siedzieć w sali. Za mało mamy pracowników. Gdzie jest Liam i Chris? Czemu ta dwójka zawsze gdzieś znika, gdy są potrzebni??
Wilkołak tylko wzdrygnął ramionami.
- Przecież wiesz, że pomoc w przystrajaniu sali to ostatnie co by zrobił Liam. Ten pompatyczny książę wampirów od siedmiu boleści nigdy nie zniży się do ciężkiej pracy. A Chris pewnie znowu wyżywa się na placu treningowym.
Scarlett westchnęła ciężko i wzięła do ręki jedną z dyń.
- Czy to nie będzie przesada? Dużo w tym roku mamy tych dekoracji. Większość ludzi i tak nie zwraca na nie uwagi, bo obchodzi ich tylko to, co podamy do jedzenia i picia.
- Pewnie masz rację, ale dekoracje sprawiają wrażenie, że impreza wydaje się być bardziej bogata, atrakcyjna. I podoba się to szczególnie dziewczynom.
Scarlett wydęła usta w zamyśleniu.
- No w sumie, też je lubię.
- To może zaczarujemy prawdziwe dynie, by śpiewały straszne ballady - Rozległ się nowy głos.
Chris podszedł do przyjaciół, którzy na jego widok uśmiechnęli się lekko.
- Dobry pomysł, stary - Wyszczerzył się Edmund - Poszukam w książce odpowiedniego zaklęcia.
- Wy tak na serio? Śpiewające dynie?? - Skrzywiła się Scarlett.
- A czemu nie? Będzie przynajmniej coś nowego - Odparł wilkołak, po czym zwrócił się do Chrisa - Dobrze, że wpadłeś. Właśnie Scarlett marudziła, że nie ma kto jej pomóc z ozdobami.
- Raczej ty nie chcesz mi pomóc, leniu - Naburmuszyła się dziewczyna - Ech, gdzie się podziali ci dżentelmeni!
Edmund ugryzł pączka niewzruszony.
- Utknęli w tych twoich cukierkowych książkach o miłości.
Scarlett posłała mu mordercze spojrzenie krzyżując ręce na piersi. W końcu podszedł do niej Chris, kryjąc pod nosem rozbawienie tą małą scenką, i chwycił pudło.
- Gdzie mam je zanieść?
Scarlett zatrzepotała do niego słodko rzęsami.
- Och, chodź za mną, pokażę ci, gdzie postawić te dynie. Chociaż jeden dżentelmen jest w tej sali!
Dodała głośno nie patrząc na Edmunda, który znowu wzruszył tylko ramionami, z ustami pełnymi nadziewanego pączka. Chris uśmiechnął się szerzej do siebie ciesząc się w duchu, że ta dwójka zawsze wie jak rozweselić atmosferę dookoła i powędrował za Scarlett grzechocząc delikatnie glinianymi dyniami.

                                                                 ✨

Melissa uśmiechała się do siebie w lustrze szeleszcząc swoją nową sukienką. Koniec końców nie miała zbytnio pomysłów na kostium, więc wybrała to, co zawsze wybierała na zabawę z okazji Nocy Duchów: kolorową suknię pasującą do ogólnojesiennego klimatu. Dolna część sięgała jej lekko poza kolana i lekko marszczyła się podczas ruchu. Pod spodem były dwie warstwy halki, dzięki czemu spódnica była nieco obszerniejsza i jeszcze bardziej szeleszcząca. Pas przyozdobiono dużą, czarną kokardą spod której wystawały dwie wstęgi. Taka sama kokarda, ale nieco mniejsza, zdobiła róg głębokiego dekoltu górnej części kreacji. Całość natomiast była intensywnie pomarańczowa. Sukienka przylegała ściśle do ciała i biustu dziewczyny, ale nie powodując dyskomfortu. Pomimo tak eleganckiego stroju, i tym razem Melissa zrezygnowała ze wszelkiego makijażu i ograniczyła się jedynie do założenia naszyjnika po swojej babci. Westchnęła do siebie zadowolona. Długo szukała w mieście odpowiedniego stroju i bardzo jej się on podobał. Ale by nadać jeszcze klimat kreacji, kupiła tradycyjny kapelusz czarodziejki w tych samych pomarańczowo-czarnych kolorach. Melissa założyła go na głowę i zachichotała do siebie. Szerokie rondo lekko opadało jej na czoło, a marszczony czubek kołysał się zabawnie, gdy kręciła głową.
- Dobrze. Jest idealnie.
Stwierdziła w końcu i wyszła z pokoju.
Na parterze czekała na nią już jej mama, która widząc córkę w nowej sukience uśmiechnęła się szeroko.
- Przepięknie wyglądasz, córciu. Przez moment zastanawiałam się, czy w ogóle pójdziesz na zabawę skoro poprzednia niezbyt się udała.
Melissa odwzajemniła uśmiech.
- To co innego. Impreza z okazji Nocy Duchów to wyjątkowe wydarzenie. Nie mogłabym na nie nie iść. I na szczęście nie odbywa się w pobliżu basenu.
Pani Evans skinęła głową.
- Cieszę się, że nie kryjesz się już w domu. Udanej zabawy! Tylko nie wracaj zbyt późno.
- Jasne, mamo. Do zobaczenia później! - Zawołała Melissa i wyszła z domu.
Na zewnątrz zaczerpnęła oddech czując w powietrzu rześki zapach nadchodzącego wieczoru. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale pomimo pory, powietrze było wciąż ciepłe. Melissa spojrzała w niebo i dostrzegła księżyc, który pomału już zaczynał swoją wędrówkę po niebie. Jak na życzenie, był tego dnia w pełni. Idealnie nadawało to dodatkowy mistyczny klimat zabawie. Z szerokim uśmiechem powędrowała niespiesznie do Akademii.
Od razu można było zauważyć, że amatorów dobrej zabawy nie brakowało. Do gmachu szkoły zmierzała cała fala ludzi poprzebierana w przeróżne stroje i kostiumy. Wielu z nich rzeczywiście przebrała się za wymyślne straszydła, od szkieletów po mumie, zombie czy nawet wampiry. Ale byli też i tacy, którzy podobnie jak Melissa, ograniczyli się do zwykłego, wieczorowego stroju w kolorach jesieni. Przed głównym wejściem ustawiono ogromne, wydrążone dynie, których groteskowe uśmiechy witały każdego, kto wchodził do szkoły. Melissa uśmiechnęła się do dyń i podążyła dalej, kierując się do sali tanecznej. Wcześniej umówiła się z przyjaciółmi, by spotkać się wszyscy razem przed wejściem i jak zauważyła, prawdopodobnie była pierwsza. Dziewczyna, już nim się zbliżyła, nie dostrzegła żadnej znajomej twarzy, a jedynie przed otwartymi szeroko drzwiami gromadzili się inni studenci. Głównie to byli chłopcy, którzy zapewne czekali na swoje partnerki, ale było też i parę dziewczyn, które szczebiotały do siebie z entuzjazmem. Szczególnie one miały na sobie iście fantazyjne stroje. Była nawet wiedźma ubrana w rajstopy w krzykliwe czarno-pomarańczowe paski i długą, strzępioną, czarną sukienkę. Melissa zatrzymała się i zaczęła niecierpliwie się rozglądać i w tym momencie podeszła do niej owa wiedźma w rajstopach.
- Mel! Szybko przyszłaś!
Półnimfa drgnęła i zamrugała szybko oczami spoglądając na dziewczynę.
- Arinela??
Elfka wyszczerzyła się szeroko.
- No a kto? Nie poznałaś mnie?
Melissa oniemiała ze zdumienia.
- Wierz mi lub nie, ale zupełnie cię nie rozpoznałam w tym stroju. Wyglądasz obłędnie!
Arinela zachichotała wesoło. Wyjątkowo na ten wieczór rozpuściła swoje długie, blond włosy, a na głowie miała czarny kapelusz z podobnym, marszczonym czubkiem, co kapelusz Melissy, dodatkowo jeszcze ozdobiony wielką, srebrną klamrą z boku. Czarna sukienka miała głęboki dekolt i mieniła się leciutko w świetle aksamitnym materiałem.
- O to chodziło! Aranel ciągle powtarzał, że strój wiedźmy pasuje do mnie, więc kupiłam go, by zrobić mu trochę na złość, hi, hi. Stoi przed tobą najbardziej nieziemska wiedźma w królestwie!
Rozłożyła ręce szeroko, na co Melissa zaśmiała się nieco.
- Nie da się ukryć. Super wyglądasz. Ja nie miałam pomysłu w co się przebrać, więc założyłam tylko tą sukienkę.
- I tak jest dobrze, Mel! Strój perfekcyjnie na ciebie leży. A kapelusz jest uroczy! - Zawołała od razu Arinela.
Melissa uśmiechnęła się szerzej.
- Dzięki, dzięki. Ciekawe jak będą wyglądać chłopcy.
- Też nie mogę się doczekać. Aranel aż do teraz nie chciał mi pokazać swojego stroju i czekał aż ja wyjdę z domu pierwsza - Przewróciła oczami elfka z lekką irytacją - Jeszcze bardziej mnie ciekawi, co on wymyślił.
Po jakiś dziesięciu minutach czekania w końcu nadszedł brat Arineli, krocząc dumny krokiem. Na jego widok obie dziewczyny na chwilę zastygły, po czym zaczęły krztusić się ze śmiechu. Chłopak miał na sobie mocno krzykliwy kostium szlachcica pełen srebrnych zdobień i z białym, koronkowym kołnierzem pod szyją. Do tego założył błyszczącą drobnymi cekinami żółtą pelerynę, która biła po oczach, gdy młody półelf szedł przez korytarz. Również inni studenci wpatrywali się w niego z rozdziawionymi ustami i śmiejąc się pod nosem. Aranel stanął przed Melissą i Arinelą i wykonał głęboki ukłon zamaszyście odgarniając cekinową pelerynę.
- Witam, szanowne panie!
Arinela zgięła się w pół dusząc się ze śmiechu jeszcze bardziej.
- Na brodatych bogów, co ty założyłeś, u licha, na siebie??
Elf wyprostował się dumnie.
- Nie widać? Przebrałem się za księcia! To będzie najlepszy kostium dzisiejszego wieczoru, droga siostro! Może wygram jakąś nagrodę na najlepszy strój!
Arinela roześmiała się donośnie.
- Chyba nagrodę dla największego pajaca! Więcej cekin już się nie dało?
Aranel uniósł głowę prychając lekko.
- Jeszcze zobaczysz, Ari! Nikt nie będzie miał takiego stroju jak ja!
- Oj, w to nie wątpię!
Melissa pokręciła lekko głową do siebie z rozbawieniem. Aranel naprawdę robił wszystko, byle tylko być w centrum uwagi i domyślała się już, że na ten strój będzie podrywał inne dziewczyny.
- A Felan nie przyszedł razem z tobą? - Zapytała wodząc jeszcze spojrzeniem po studentach zmierzających do sali.
Aranel spoważniał nieco.
- On nie przyjdzie. Dziś jest pełnia.
- Ach, rzeczywiście. Biedny - Powiedziała Arinela posępnie.
Melissa chwilę na nich patrzyła zdziwiona, ale w końcu przypomniało jej się, że przecież Felan jest wilkołakiem.
- Och, czyli to oznacza, że nie może wyjść na zewnątrz?
- Otóż to. Gdy promienie księżyca na niego padną, natychmiast się przemieni - Wyjaśniła Arinela.
- Ale wilkołaki mają te małe ampułki przeciwko zmianie, prawda? Czemu po prostu ich nie weźmie?
- Nie chce ryzykować - Westchnął Aranel - Ampułki nie zawsze zadziałają. U Felana i tak dochodzi do częściowej przemiany i choć po zażyciu leku ma wciąż kontrolę i nie szaleje, to jednak obawia się, że pod wpływem zabawy i ogromnego tłumu ludzi może stracić panowanie nad sobą. Kiedyś już tak mu się zdarzyło. Więc woli przeczekać pełnię w domu. Tak na wszelki wypadek.
Melissa posmutniała nieznacznie i spojrzała w okna, gdzie robiło się już coraz bardziej ciemno. Dziwnie się czuła wiedząc, że oni będą się bawić aż do późnych godzin nocnych, podczas gdy Felan jest zmuszony siedzieć sam w czterech ścianach.
- Nie martw się, Mel - Dodał Aranel widząc jej przygnębione spojrzenie - On i tak, jak wiesz, nie przepada za imprezami. Wcale nie żałuje, że nie może przyjść. Założę się, że poszedł w tym czasie spać i nawet nie myśli o tym, co się dzieje w szkole.
Melissa uśmiechnęła się lekko, ale jednak wciąż jej myśli krążyły wokół przyjaciela, który nawet nie może wychylić nosa zza drzwi. Musiała przyznać, że wilkołaki też nie mają lekko.
W końcu Arinela popędziła ich, by weszli do sali i dziewczyna skupiła się na oglądaniu dekoracji. Tak jak wcześniej podpatrzyli, sala obfitowała we wszelkie możliwe ozdoby jakie tylko przyjdą na myśl. Pod sufitem było pełno girland, wstążek i unoszących się w powietrzu świec, które oświetlały mocno salę. Pod ścianami oraz na nich piętrzyły się wiązanki balonów, sztuczne pajęczyny, papierowe nietoperze i kolorowe wiązanki z jesiennych liści. Z kolei w kątach pomieszczenia ustawiono wiele świecących się, wyrzeźbionych w przeróżne wzory dyń.
- Super - Uśmiechnęła się Arinela unosząc nieco rondo kapelusza, aby uważniej ogarnąć otoczenie.
Aranel natychmiast oddał się wesołej atmosferze i furkocząc swoją błyszczącą peleryną, powędrował do samotnie stojących grup dziewczyn. Zabawa właśnie się rozpoczynała i słychać było muzykę graną przez niewielki zespół muzyczny, który na tą okazję przebrał się w czarne fraki i krawaty, a twarze i oczy muzycy wymalowali białą oraz czarną farbą. Melissa i Arinela uśmiechnęły się do siebie i najpierw podeszły do stołów pełnych jedzenia.
- Wiedziałam, że jak zwykle będzie dużo żarcia! - Powiedziała elfka zacierając ręce - Myślisz, że z tej okazji będzie prawdziwa krew do picia?
Melissa wzdrygnęła się lekko i uśmiechnęła.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że nie. O, zobacz, dali kilka butelek piwa miodowego.
Przyjaciółki sięgnęły po kubki, które miały przyczepione papierowe skrzydełka nietoperzy i nalały sobie do nich piwa. Przekąski rzecz jasna były tak klimatyczne, na ile pozwoliła bujna wyobraźnia cukierników. Od wielkich tortów udekorowanych lukrowanymi duszkami i dyniami po upiorne ciasteczka, bloki czekolady, cukrowe nietoperze, lizaki w kształcie pająków, dyniowe ciasta i wiele innych słodkości. Melissa rozglądała się uważnie po zgromadzonym tłumie. Wciąż do sali przybywali następni ludzie, ale nie było aż tak tłoczno, by zrobił się ścisk. Sala taneczna była przestronna i pośrodku niej pozostawiono nieco wolnego miejsca dla tych, którzy od razu zaczęli tańczyć do rytmu wesołej, groteskowej muzyki. Ledwo Melissa upiła parę łyków piwa, a Arinela podskoczyła do niej z entuzjazmem.
- Chodź zatańczyć, Mel!
- Co? Ale ja nie umiem tańczyć... - Zakłopotała się.
Elfka machnęła dłonią.
- Nie szkodzi, nie będziemy przecież tańczyć walca. No chodź!
Pociągnęła ją za rękę, więc Melissa odłożyła kubek na stół i dała się poprowadzić przyjaciółce na środek parkietu. Arinela zaczęła od razu kołysać się i potrząsać na wszystkie strony włosami pląsając w miejscu, na co w końcu Melissa zaczęła robić to samo. Również inni studenci tańczyli w swoim własnym rytmie, każdy na swój sposób bez żadnego planu. Wszyscy najzwyczajniej płynęli z nurtem szkolnej zabawy.
W pewnym momencie paru ludzi stanęło w miejscu i pokazywali sobie coś wzajemnie, patrząc w stronę wejścia do sali. Arinela i Melissa zauważyły to i również przerwały tańce. Szybko zrozumiały, co tak przykuło nagle uwagę ludzi.
- Oho, idzie nasza złota czwórka! Ale się wystroili! - Zawołała elfka.
Melissa wpatrywała się onieśmielona w Elitarną Czwórkę, która wkroczyła właśnie na salę. Na czele grupki szedł o dziwo Liam, jak zawsze z wyniosłą, nonszalancką miną pełną pogardy. Na sobie miał ulubioną kamizelkę z czerwoną różą, pod spodem kremową koszulę, a na jednym ramieniu przewieszoną długą, czarną pelerynę wiązaną aksamitnym, czerwonym sznurkiem. Peleryna furkotała lekko za idącym wampirem niczym wielkie skrzydło nietoperza. Wiele dziewczyn wpatrywało się w chłopaka rozmarzonym spojrzeniem i próbowały zwrócić na siebie jego uwagę. Ale Liam szedł przed siebie ignorując wszystkich dookoła. Za nim podążał Edmund, ubrany z kolei w zwyczajny czarny żakiet i kamizelę pełną wyszytych białych czaszek. On za to szeroko uśmiechał się i machał dłonią do innych studentów. Tuż obok niego szedł Chris, który również lekko się uśmiechnął i wydawał się wręcz nieco zawstydzony tak dużą uwagą ze strony ludzi. Na sobie miał tradycyjną szatę zaklinacza, która składała się z długiej, niebieskiej tuniki wiązanej w talii fioletowym paskiem, spodni w tym samym kolorze, a całość stroju nosiła parę zdobień w kształcie bluszczu i gwiazdek. Szata miała też kaptur, którego chłopak nie założył na głowę. Na samym końcu szła Scarlett, która zdecydowanie przyciągała najwięcej spojrzeń. I tak i tym razem wielu chłopaków natychmiast zagwizdało w jej stronę wpatrując się w nią z szaleńczym zachwytem. Podczas, gdy dziewczyna już na co dzień uwielbiała stroić się w różowe sukienki i długie spódnice, tak teraz miała na sobie prawdziwą balową kreację. Długa, wielowarstwowa suknia w żółtym kolorze była przyozdobiona cekinami i koronkami, układającymi się na wzór srebrnych pajęczyn, na stopach widoczne były szpilki w tym samym kolorze, a na głowie dziewczyna nosiła różowy kapelusz ozdobiony kolejnymi srebrnymi, maleńkimi pajęczynkami. Jednakże jeszcze większą uwagę niż kreacja przykuwało małe stadko prawdziwych, żywych wróżek, które fruwały koło Scarlett trzepocząc malutkimi skrzydełkami i sypiąc wszędzie drobniutkim, złotym pyłkiem. Wszyscy patrzyli na dziewczynę i towarzyszące jej wróżki z rozwartymi szeroko ustami i oczami, na co sama Scarlett zachichotała dumna w duchu, że odniosła zamierzony efekt i mrugała zalotnie oczami do wpatrzonych w nią chłopców. Edmund i Chris spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wilkołak uniósł oczy do góry z rozbawieniem.
Arinela gwizdnęła cicho pod nosem.
- O kurczę, ci to naprawdę wiedzą jak się zaprezentować. Scarlett dała czadu z tymi wróżkami. Ona i Aranel chyba by znaleźli wspólny język.
Melissa zaśmiała się lekko i zgodziła się z przyjaciółką. Nieraz widziała maleńkie wróżki, które licznie zamieszkiwały łąki i lasy poza terenami ludzkimi, ale i tak pomysł Scarlett, aby wziąć ze sobą parę wróżek na zabawę, był oszałamiający. Cała Czwórka emanowała dostojnością, elegancją i mistycznością godną elity Akademii. Trudno jej było nie przyznać, że nawet pompatyczny Liam wyglądał bardzo przystojnie i szlachecko, co z pewnością też było celowym zamiarem. Nim sala otrząsnęła się z tego wielkiego wejścia grupki młodych ludzi, minęło dobre kilka minut, aż w końcu wszyscy powrócili do przerwanej zabawy. Członkowie Czwórki przyłączyli się do świętowania i wmieszali się już w tłum.
- To co? Tańczymy dalej? - Zawołała znowu Arinela uśmiechając się do Melissy - Jeszcze się nie wyszalałam, a noc dopiero się zaczęła!
Melissa przytaknęła ochoczo i obie dziewczyny powróciły do radosnego kręcenia się wśród innych uczestników imprezy, a muzyka wciąż podsycała atmosferę, nieustannie wygrywając melodię za melodią rozbrzmiewającą w całej Akademii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top