Rozdział 13: Gniew i radość
Miesiąc Liści, zwany też po prostu początkiem jesieni, pomału dobiegał końca. Pierwszoroczni studenci oswoili się już całkiem z nową szkołą i jej tradycjami, a starsze roczniki pozwalały sobie na nieco luzu wylegując się na błoniach, dopóki jeszcze na niebie wisiało ciepłe słońce. Niektórzy byli pochłonięci nauką, a inni trenowali swoje magiczne umiejętności. Wśród nich był Christopher, który zdawałoby się, nigdy nie wiedział, co to odpoczynek. Choć dzisiejszego dnia nie był w dobrym humorze, a trening magii bardziej był sposobem na rozładowanie emocji niż treningiem. Młodzieniec stał na placu na tyłach Akademii i ciskał raz za razem zaklęcia w drewniane tarcze ustawione parę metrów dalej. Cele miały pomalowane farbą kręgi i nosiły na sobie sporo już wyszczerbionych śladów po ćwiczeniach innych studentów. I choć były solidnie wbite w ziemię, chwiały się i uginały od ataków Chrisa, jakby miały zaraz się rozlecieć. Szczególnie, iż chłopak nie ograniczał się w sile swoich zaklęć. A to w tarczę uderzały ogniste kule, a to wodne bicze. Ostrza wiatru przecinały ze świstem powietrze, a piaskowe grudy waliły w cele sypiąc drzazgami. Choć zaklinacze dysponowali nieco słabszymi zaklęciami niż pozostali magowie ze względu na swoją główną domenę jaką jest kontrola duchów, odpowiednio utalentowany zaklinacz potrafił spokojnie dorównywać umiejętnościami magom mający tylko jeden atrybut magii, a nawet ich przewyższyć. Chris korzystał ze zaklęć tylko gdy wyczerpie moc wszystkich czterech duchów, które jednak są jego mocną stroną. Ale w tej chwili nie dbał o to, tylko zwyczajnie wyżywał się na wielkich tarczach, jakby go czymś obraziły. Zdecydowanie nie był dziś w humorze. Nawet jego zwykle pieczołowicie ułożona koszula była teraz pomięta i wystawała jednym kantem ze spodni. Ciemnoniebieskie włosy były całkiem rozwichrzone, a na jego twarzy malował się kwaśny grymas.
W końcu Chris dał upust swej frustracji już na cały regulator i przywołał ducha ognia. Wydał mu cichy rozkaz i ognisty lampart pognał z rykiem na tarcze. W ciągu ledwie kilku sekund bestia powaliła wszystkie tarcze po kolei, uderzając w nie pazurami i roztrzaskując ostrymi zębami. Gdy skończyła, wróciła do swojego mistrza i zniknęła z cichym świstem w płomieniach. Chris sapnął i usiadł na ziemi szybko oddychając. Wbił wzrok w trawę i zacisnął oczy. Dawno nie czuł już takiego gniewu i jednocześnie wstydu. Przez cały rok ciężko pracował, aby być jak najsilniejszy. Gdy został członkiem Elitarnej Czwórki, nie posiadał się z radości i obiecał sobie przykładać się do nauki magii jeszcze bardziej i tym samym dbać o mienie Królewskiej Akademii. Nie zależało mu, aby być najlepszym studentem. Chciał tylko, by ludzie wiedzieli, że Czwórka to siła, która chroni szkołę. Że mogą na nich liczyć w każdej sytuacji. A odkąd otrzymał pierwszy raz karę od samego Brandeburga, poczuł jakby coś się roztrzaskało w jego wnętrzu. Jakby zawiódł nie tylko siebie, ale i tych, którzy pokładali w niego i Czwórkę swoje nadzieje. Nie mógł znieść tych wszystkich spojrzeń niektórych studentów mówiących, jak to bardzo są zaskoczeni, że najlepszy student Akademii wdał się w bójkę. Bezczynność, będąca wynikiem zawieszenia w działalności zarządu, była jak cios w plecy.
Westchnął ciężko do siebie i wsunął dłoń we włosy od niechcenia. Nie zwrócił nawet uwagi na kroki, które nagle zbliżyły się do niego. Dopiero na znajomy głos uniósł głowę.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę. Zawsze jak znikasz z pokoju zarządu, to znaczy, że siedzisz na placu. Albo w stołówce. Choć to już rzadziej.
Chris okręcił się nieco w miejscu i dostrzegł stojącego w pobliżu muskularnego wilkołaka, który uśmiechał się w jego stronę z lekką drwiną. W ręku trzymał jakieś spore, zawijaste ciastko obsypane drobno pokruszonymi orzeszkami.
- Czego chcesz, Edmund? Nie jestem w nastroju na pogaduszki – Odparł lekko opryskliwie.
- Ty w ogóle ostatnio coś nie jesteś w nastroju. Jeszcze trochę i pomyślę, że nabzdyczony humor naszego blondwłosego wampirka ci się udzielił. Pierwszy raz widzę cię w takim stanie. Naprawdę aż tak się przejmujesz tym zawieszeniem? Stary, wyluzuj. Każdemu mogło się to przytrafić. To jeszcze nie jest koniec świata – Powiedział Edmund podchodząc nieco bliżej.
- Nie musisz mi prawić kazań. Wiem o tym. Po prostu mam dość siedzenia w pokoju ze świadomością, że nic nie mogę zrobić. Nic. Popełniłem błąd. Nie powinienem był jednak iść wtedy na błonia. Liam posunął się za daleko i teraz muszę za to zapłacić wraz z nim.
Edmund ze spokojem oderwał palcami kawałek ciastka i wepchnął je sobie do ust.
- Naprawdę za dużo się przejmujesz. Serio uważasz, że mamy do ciebie jakiś żal? Jeśli tak, to jesteś w błędzie. Tak naprawdę daliście niezły pokaz. Szkoła pewnie jeszcze długo będzie gadała o tej bójce. Może nawet trafi ona do kronik historycznych Akademii. Powinieneś się cieszyć. Będziesz jeszcze sławniejszy.
Chris parsknął cicho ze śmiechu.
- Jasne. Zapewne z dopiskiem jak to członkowie Czwórki zrobili z siebie pośmiewisko. Wcale mi nie chodziło o bycie sławnym. Tym to może się pysznić Liam. Ja wolę spokój.
- Taa, wiem, wiem. Ale tak czy inaczej przesadzasz siedząc tu sam i wściekając się na biedne cele treningowe, które jak widzę, zamieniłeś w drobny mak – Powiedział wilkołak sypiąc okruszkami - Jeszcze tylko dziesięć dni i wszystko wróci do normy.
- Może...
Chris popatrzył jeszcze na kumpla marszcząc brwi.
- Co ty, tak w ogóle, wpierdzielasz??
Edmund uniósł ciastko.
- To? A kupiłem w stołówce precla. Bardzo dobry. Chcesz gryza?
Zaklinacz skrzywił się zdegustowany tą propozycją.
- Obejdzie się.
Westchnął lekko do siebie i wlepił wzrok w roztrzaskane tarcze leżące na ziemi.
- A tak na marginesie – Mówił dalej Edmund, zwijając w końcu papierek po preclu – Niedługo odbędzie się impreza z okazji Nocy Duchów. Fajnie by było, gdybyś uczestniczył w zebraniu zarządu, aby omówić przygotowania.
- Przecież, wiesz, że... - Zaczął z irytacją Chris, ale śniady chłopak mu przerwał.
- Niby kto powiedział, że nie możesz słuchać sobie o czym gadamy? Zawieszenie dotyczy jedynie bezpośredniej działalności w zarządzie i wykonywanie obowiązków. A więc tyczy się to wypełnianie papierkowej roboty, spotkań ze studentami czy pomaganie profesorom w zajęciach. Brandeburg nie zakazał ci siedzenia po prostu z nami w pokoju i patrzenia jak odwalamy całą robotę. A zawsze możesz pokiwać chociaż głową, czy na przykład jesteś za tym, aby w tym roku puścić na salę tresowane nietoperze – Mrugnął okiem żartobliwie.
Chris uniósł znowu głowę rozwierając nieco oczy ze zdumienia.
- Tak więc, jeśli chcesz, możemy tak właśnie zrobić i ani nie złamiesz warunków kary, ani też nie zostaniesz wykluczony z zebrania Czwórki. Chyba, że wolisz tu nadal siedzieć i użalać się nad sobą. To jak będzie?
Chris patrzył chwilę na kumpla nie mogąc wyjść z podziwu, że wpadł na tak perfekcyjnie idealny plan. Nie mówiąc już o tym, że wsparcie ze strony jego i Scarlett, pomimo tego jak bardzo, w jego przekonaniu, zawiódł kolegów, bardzo go ujęło. Bardziej niż ośmieliłby się to wyrazić na głos. Zacisnął usta, po czym uśmiechnął się rozbawiony.
- Jesteście niemożliwi.
Wstał w końcu z ziemi i spojrzał na Edmunda, który wciąż uśmiechał się do niego łobuzersko.
- No dobra. Wchodzę w to. Nie zniósłbym myśli, że przygotowujecie imprezę beze mnie. Nawet jeśli nie będę mógł wam pomóc.
Wilkołak wyszczerzył się.
- Spokojnie. Sama twoja obecność będzie bezcenna. Szczególnie, że zapewne Liam będzie miał głęboko w dupie zebranie, jak zawsze, i wątpię, aby się pojawił. Tym bardziej chociaż będzie nas troje.
Chris skinął głową i skierował się z powrotem do gmachu szkoły, a wraz z nim podążył Edmund.
Zaklinacz dodał jeszcze cicho nie patrząc na niego:
- Dzięki.
Barczysty wilkołak uśmiechnął się lekko.
- Nie ma sprawy.
Melissa patrzyła w okno zamyślonym wzrokiem. Choć ktoś by pomyślał, że wręcz rozmarzonym, ale tu ustępowała pola półwróżkom, których marzycielskie spojrzenie było właściwie cechą charakterystyczną. Dziewczyna obserwowała bezwiednie opadające, kolorowe liście, które wisiały jeszcze całą gromadą na drzewie za oknem. Jesień dopiero się zaczęła, więc nim przyjdzie zima, jeszcze przez sporo czasu drzewa będą cieszyć swoimi barwami. Tymczasem profesor de Voux wodziła pałeczką po kamiennej tablicy pokazując wyrysowane magicznie wzory rytuałów i symbole run. Większość z nich była już dobrze znana młodym adeptom magii, a nowe, nauczycielka cierpliwie objaśniała wskazując, które zaklęcia wymagają określonego układu run, jak i też jaka formuła jest potrzebna do aktywacji. Dla Melissy nie było to jakoś szczególnie trudne do zapamiętania, ale długie godziny wpatrywania się w szkice na tablicy i notowania kolejnych formułek niezwykle ją znużyły. Ziewnęła ukradkiem i zaczęła wodzić piórem po zeszycie kreśląc drobne bazgroły nie mające żadnego znaczenia. W tym momencie Arinela, która siedziała obok niej, trąciła ją lekko łokciem i uśmiechnęła się wskazując swoim piórem na kartkę przed sobą. Melissa spojrzała na co wskazuje i lekko rozwarła oczy. Elfka na pustej stronie zeszytu naszkicowała portret profesorki i to z dbałością o każdy detal. Odwzorowała idealnie jej fiołkowy kapelusz pełen piórek, włosy, górną część sukni oraz twarz kobiety, na której malowało się skupienie i charakterystyczne dla wróżek spojrzenie.
- Łał, nie wiedziałam, że umiesz tak rysować – Szepnęła Melissa – I narysowałaś ją w ciągu zaledwie trzydziestu minut?
Arinela wyszczerzyła się.
- To dużo czasu. Czasem potrafię zrobić szkic w ciągu piętnastu minut. Zależy od nastroju i modela. A nasza psorka skomplikowana nie jest do sportretowania.
Melissa uśmiechnęła się z podziwem.
- Super. Często rysujesz?
Elfka wzdrygnęła ramionami.
- Tylko jak się bardzo nudzę, a nie mam książki pod ręką do czytania. Takie tam zabijanie czasu.
- Chciałabym tak umieć. Mnie wychodzą tylko bazgroły.
Arinela spojrzała na jej zeszyt i znów się uśmiechnęła.
- To bardzo ładne bazgroły. Te kwiatki są urocze.
Półnimfa zarumieniła się lekko.
- No, dzięki. W liceum praktycznie każdy zeszyt miałam pobazgrany w ten sposób. Chyba tak już mi zostało.
- Wierz mi, ja miałam tak samo – Mrugnęła okiem elfka i obie dziewczyny zachichotały cicho pod nosem.
- Co wy tam szepciecie? - Spytał cicho Aranel siedzący obok Arineli.
- Nie interesuj się. Kobiece sprawy – Odfuknęła Arinela.
Chłopak przewrócił oczami i wymamrotał pod nosem: „Kobiece sprawy...".
Melissa parsknęła lekko ze śmiechu, na co w końcu profesor de Voux przerwała objaśnianie kolejnej zawiłej formuły zaawansowanego zaklęcia i popatrzyła na trójkę studentów zdegustowana.
Gdy wykład się skończył, wszyscy zwyczajowo skierowali się do następnej sali, przy okazji przecinając po drodze hol. Melissa i Arinela z zapałem opowiadały sobie o swoich ulubionych hobby przeciskując się przez tłum innych studentów zmierzających we wszystkich kierunkach. W pewnym momencie Melissa dojrzała nawet Chrisa, który szedł z nieco przybitą miną przez korytarz wraz z Edmundem. Chwilę powiodła za nim spojrzeniem nim chłopak zniknął jej z oczu wspinając się po schodach.
- Chyba jednak mocno to przeżył, co nie? - Odezwała się Arinela, która również popatrzyła za dwójką członków z Czwórki – Ale co się dziwić. Chyba każdy by tak miał na jego miejscu, szczególnie, gdy jesteś w tak prestiżowej grupie.
Melissa skinęła głową.
- To prawda. Mnie by było zapewne tak wstyd, że może nawet bym zrezygnowała z funkcji członka zarządu.
- To tylko miesiąc, da radę. W końcu to silny chłopak.
Poszły dalej i minęły zaczarowaną tablicę, na której jak zwykle piętrzyły się kolumny liter i cyfr oraz mnóstwo ogłoszeń, które przyczepiają zaklęciem inni studenci, co zresztą powodowało, iż znaczna większość tablicy była już pokryta świecącymi i kolorowymi tekstami. Melissa i Arinela rzuciły kątem oka na ogłoszenia, po czym elfka zatrzymała się na chwilę.
- O, niedługo odbędzie się kolejna impreza. Tym razem z okazji Nocy Duchów. Jest już zapowiedź.
Melissa podeszła bliżej i powiodła wzrokiem do ogłoszenia, na które wskazywała przyjaciółka. Pośród piętrzących się wszędzie kartek, jedna wyróżniała się najbardziej wielkimi, pomarańczowymi i ozdobnymi literami układającymi się w napis: „Noc Duchów". Na kartce była krótka notka zapowiadająca huczną zabawę, na której nie zabraknie emocjonujących atrakcji. Rzecz jasna organizatorzy zachęcają również do przyjścia w kostiumach.
- Brzmi super, o wiele bardziej niż te spotkanie przy basenie – Powiedziała Melissa.
- Też tak myślę. Ponoć to już tradycja, że tutejsze imprezy są bardzo huczne i nie szczędzą na niczym. Skąd oni biorą złoto na to wszystko? - Zastanawiała się Arinela uśmiechając się szeroko.
- Nie podali jeszcze zbyt wielu informacji. Ale przynajmniej wiadomo kiedy będzie – Dodała Melissa patrząc na datę, która oznajmiała, iż zabawa przypada w ostatni dzień miesiąca.
- Ponad tydzień czasu, więc na spokojnie możemy ogarnąć jakieś stroje. Aranel pewnie znowu będzie szalał – Zadrwiła elfka – Może ta zabawa będzie bardziej udana niż poprzednia.
Spojrzała jeszcze znacząco na Melissę, która nieco spoważniała.
- Też mam taką nadzieję. Tym razem chyba nie będzie żadnego basenu w pobliżu.
- Nie ośmieliliby się i tak tego numeru powtórzyć. Liam już dostał za swoje z nawiązką.
Dziewczyna skinęła znowu nic więcej nie mówiąc. Tak czy inaczej perspektywa zabawy z okazji Nocy Duchów zapowiadała się zdecydowanie bardziej ekscytująco. Już w poprzedniej szkole co roku odbywała się tego typu impreza i każdą wspominała bardzo miło. Domyślała się, że organizatorem jest, jak zwykle, między innymi Czwórka. Tak, może choć ta zabawa będzie w końcu udana i pozostawi po sobie przyjemne wspomnienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top