Rozdział 1: Królewska Akademia Róż
Melissa Evans po raz już setny spojrzała na listę, na której wypisane zostały rzeczy potrzebne na uczelnię. Była tak podekscytowana, że ciągle o czymś zapominała, nieustannie myśląc jakie będą zajęcia, jacy ludzie i nauczyciele. I przede wszystkim, jaka będzie sama szkoła. A słyszała o niej wiele dobrych opinii. Nie mówiąc już o tym, że to wymarzone miejsce dla każdego, kto poważnie myśli o swojej przyszłości i rozwijaniu swoich talentów. Dziewczyna przebiegła wzrokiem wymiętoloną pergaminową kartkę i postukała w nią palcem.
- Chyba wszystko mam. Podręczników nie ma zbyt wielu. Przynajmniej nie będzie dużo dźwigania – Powiedziała do siebie.
Gdy zapisywała się na ową Akademię, musiała podać jaką wybrała specjalizację, która będzie jej kierunkiem kształcenia przez trzy lata pobytu w szkole. Wtedy dostała listę podręczników i ksiąg oraz plik różnych dokumentów, w tym regulamin szkoły (który zresztą był dość sporą lekturą). Uśmiechnęła się pod nosem. Choć zajęcia rozpoczynają się dopiero jutro, czuła taki entuzjazm, że trudno jej było usiedzieć w miejscu. Odkąd jej znajomi powiedzieli o tej wyjątkowej szkole, już dwa lata temu postanowiła, że pójdzie do niej kontynuować naukę magii. Dotychczasowe liceum było bardzo prostą szkołą. Uczyło jedynie podstaw różnych dziedzin magicznych, a reszta składała się ze zwykłych nudnych lekcji jakich wiele w każdej szkole. Akademia, do której teraz dziewczyna będzie uczęszczać, to była zupełnie inna kategoria nauki.
- Melisso, jesteś już gotowa? - Rozległ się nagle głos i Melissa drgnęła nieco wyrwana z zamyślenia. Odwróciła głowę i zobaczyła stojącą w progu wysoką kobietę o kasztanowych włosach i z zatroskaną twarzą. Pani Evans westchnęła przeciągle spoglądając na pokój dziewczyny.
- Z tego co widzę, to chyba nie. Znowu bujasz w obłokach? Za godzinę masz rozpoczęcie, a ty siedzisz na podłodze pośród walających się wszędzie ubrań i książek. Jak się spóźnisz, mogą cię ominąć jakieś ważne rzeczy.
Melissa przewróciła oczami z lekką irytacją.
- Mamo, nie przesadzaj, przecież nie ubieram się godzinę i dodatkowo przez kolejne dwie nakładając na siebie grubą warstwę tapety przed lustrem. Sprawdzałam tylko czy wszystko kupiłam z listy.
Kobieta skrzyżowała ręce na piersi niecierpliwie.
- Sprawdzałaś to już chyba z tuzin razy. Wiem, że jesteś podekscytowana, ale rozpoczęcie roku też jest ważne. Nie chcesz chyba jako jedyna przyjść na zajęcia nie wiedząc jakie i gdzie się odbędą.
- Tak, tak, już to mówiłaś. Zaraz się przygotuję, spokojnie – Odparła i wstała z podłogi przeciągając się szeroko.
Pozbierała rozrzucone rzeczy i uporządkowała szybko swój pokój, po czym podeszła do szafy wybierając odpowiednią sukienkę na uroczystość rozpoczęcia nauki w Akademii.
Po niedługim czasie była już gotowa. Melissa stała przed lustrem w pokoju i przyglądała się sobie uważnie. Długie, lekko pofalowane włosy w kolorze miodu dokładnie rozczesała i wpięła w nie jedną spinkę podtrzymującą niesforne kosmyki przed opadaniem na czoło. Zgodnie z tym co mówiła, nie nałożyła żadnego makijażu, ani nawet zwykłego pudru. Nie cierpiała tego typu kosmetyków. Jedynie używała delikatne kremy do twarzy, sprawiające, że jej bardzo jasna cera nie świeciła się w świetle. Sukienka również nie była bardzo ekstrawagancka, ale uznała, że wystarczająco odświętna na taką uroczystość. Błękitna jak jej oczy, z delikatnymi zdobieniami w pastelowym żółtym kolorze. Tak, było idealnie.
- Pięknie wyglądasz – Rozległ się ponownie głos jej mamy, która podeszła do niej uśmiechając się szeroko.
- Cieszę się, że tak szybko zadomowiłaś się w tym mieście. Miałam początkowo obawy, czy to dobry pomysł.
Melissa odwzajemniła uśmiech spoglądając na nią.
- Mówiłam, że będzie dobrze. Te miasto jest piękne. W końcu to stolica. Przeprowadzka tutaj była najlepszym pomysłem w naszym życiu. Nie mogłyśmy wybrać inaczej.
Kobieta skinęła głową rozpromieniona.
- To najważniejsze. W końcu przeprowadziłyśmy się głównie dla tej szkoły. A ja muszę jeszcze szybko znaleźć nową pracę.
- Znajdziesz ją. Twoje hafty są przepiękne. Jestem pewna, że prędko znajdziesz zatrudnienie w stolicy – Odparła wesoło Melissa.
Jej matka znów się uśmiechnęła i uniosła dłoń.
- Mam coś dla ciebie. Należał do twojej babci.
W jej ręku zabłyszczał srebrny wisior w kształcie koła, w którym umieszczono odwrócony trójkąt. Boki trójkąta wieńczyły trzy runy w starym języku. Melissa rozwarła lekko oczy z zachwytu.
- Jest piękny. Nie wiedziałam, że babcia miała taki naszyjnik.
- To nie jest zwykły naszyjnik – Odparła pani Evans i zawiesiła wisior na szyi dziewczyny – Dla twojej babci był czymś w rodzaju talizmanu. Jego runy oznaczają szczęście, miłość oraz siłę, a trójkąt to runa wody.
- Nie miałam pojęcia – Szepnęła Melissa przeglądając się w lustrze, w którym odbijał się naszyjnik zdobiący teraz jej dekolt. Srebrny łańcuszek nie był zbyt długi, a maleńkie oczka elegancko układały się na skórze – Czy to dlatego, że babcia była nimfą?
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Między innymi. To podarek od jej męża, a twojego dziadka. Sam go zrobił specjalnie dla niej. Gdy byłam w twoim wieku, babcia przekazała mi ten wisiorek, a potem zachowałam go, by przekazać tobie. Można powiedzieć, że wędruje z pokolenia na pokolenie.
Melissa pogładziła palcami naszyjnik wciąż zachwycona jego kunsztem.
- Dziękuję. Będę go zawsze nosiła. Doda mi otuchy w nowej szkole.
Pani Evans skinęła głową.
- Na pewno. Nie zgub go. Od teraz należy do ciebie.
Dziewczyna uśmiechnęła się z dumą do swojego odbicia. Może wstydziła się trochę swojego pochodzenia, ale wisiorek symbolizował najważniejsze elementy w jej życiu, więc będzie dla niej bardzo cenny.
W końcu wyszła z domu i skierowała się na uroczystość. Dzień zapowiadał się wspaniale. Słońce rzucało ciepłe promienie na całe miasto, oświetlając mieniącą się kolorami roślinność. Stolica królestwa Lavernii nie bez powodu była nazywana popularnie: „Miastem Kwiatów". Wszechobecne kolorowe róże zdobiły dosłownie wszystko, co się tylko dało. Od płotów po budynki oraz donice usadzone przy głównej ulicy prowadzącej do centrum. Były liczne różane krzewy, dekoracyjne drzewa czy niezliczone kamienne motywy róż. Poza tym stolica słynęła z największych różanych ogrodów w całym królestwie, a nawet na kontynencie. Ogrody te zdobiły głównie tereny wokół zamku królewskiego, ale były też zakładane w niektórych miejscach na obrzeżach miasta. Tak więc sami mieszkańcy mówią z dumą, że to „Miasto Kwiatów" i takowa nazwa przyjęła się w całym kraju. A co za tym idzie, również uczelnia Melissy nie była wyjątkiem.
Gdy dziewczyna po niedługiej wędrówce dotarła do otwartej bramy prowadzącej na dziedziniec, stanęła w miejscu i zachłysnęła się z zachwytu po raz drugi. Królewska Akademia Róż była najbardziej charakterystycznym budynkiem w stolicy, nie licząc królewskiego zamku. Jej potężny gmach, dzielący się na dwa skrzydła i po dwa piętra, wyglądał niemal jak pałac. Elewację pomalowano na biały i brązowy kolor, czerwony dach mienił się w słońcu, a gzyms w rogach ścian, rzecz jasna obfitował w gipsowe maleńkie róże. Również okna i drzwi były odpowiednio dekoracyjne, a nad głównym wejściem widniał kamienny herb, który przedstawiał różę oraz małą koronę. Do szkoły prowadziła żwirowa ścieżka, która parę metrów przed wejściem przekształcała się w mały placyk, na którym ustawiono dekoracyjną fontannę. Cały dziedziniec pokrywała soczyście zielona trawa, przystrzyżona tak dokładnie i równo, jakby pracowała przy niej cała armia ogrodników. Akademia emanowała niemal bajkowym pięknem i aurą. Zresztą owa uczelnia słynęła nie tylko z piękna. Patrząc na wielkie tłumy studentów, zmierzających na uroczystość rozpoczęcia roku, Melissa uśmiechnęła się pod nosem. To była też jedyna taka w kraju szkoła, do której mogli uczęszczać wszyscy. Naprawdę wszyscy. A więc widok takich ras jak wampiry, wilkołaki czy półelfy, był tutaj czymś zupełnie normalnym. Współpraca w imię pokoju oraz rozwój talentów ku przyszłości. To główna domena Królewskiej Akademii. Dlatego jest ona bardzo popularna i bardzo prestiżowa.
Melissa powiodła onieśmielona wzrokiem po ludziach. Studenci albo stali w grupkach na dziedzińcu, beztrosko ze sobą rozmawiając, albo gromadzili się przy wejściu. Paru siedziało na ławkach i czytało książki lub jadło jakieś przekąski, a jeszcze inni dla zabicia czasu trenowali jakieś magiczne sztuczki. Dziewczyna rozpoznała półelfy po spiczastych lekko uszach i szczupłych ciałach. Wilkołaki, z kolei, przeważnie charakteryzowały się śniadą skórą i szerokimi ramionami. Szczególnie chłopcy byli umięśnieni, choć nie była to reguła.
Melissa dotarła do drzwi i już miała wejść do środka budynku, gdy nagle rozległy się entuzjastyczne okrzyki i dziewczęce piski. Odwróciła lekko głowę. Kolejny tłum studentów ścisnął się obok ścieżki wypatrując jakieś postacie zmierzające powoli do szkoły. Melissa podeszła nieco bliżej zaciekawiona i stanęła na palcach próbując dojrzeć, na kogo wszyscy tak czekają.
W końcu do budynku zbliżyła się mała grupka otaczająca kręgiem swojego kolegę. I wszystko wskazywało na to, że to on właśnie skupiał na sobie całą tą nietypową uwagę. Melissa popatrzyła na niego uważnie. Chłopak wyróżniał się na tle tłumu ciemnoniebieskimi włosami opadającymi lekko na czoło. Ubrany był w elegancki strój składający się z czarnych spodni i marynarki zarzuconej tylko lekko na ramiona, przez co widoczna była olśniewająco biała koszula, rozpięta nieco pod szyją. Młodzieniec trzymał ręce w kieszeniach i patrzył przed siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na piszczące dookoła dziewczyny oraz okrzyki powitalne innych chłopaków. Ale tuż przed wejściem w końcu powiódł obojętnym wzrokiem po ludziach i na ułamek sekundy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Melissy. Ta zastygła w miejscu oniemiała. Oczy chłopaka miały niezwykły kolor, niebieski z delikatnym odcieniem fioletu. Nigdy nie widziała, aby ktoś miał takie oczy. Młodzian znów skupił wzrok przed siebie i po chwili wkroczył do Akademii. Choć jego twarz była bardzo spokojna i bez emocjonalna, Melissa wyczuła otaczającą go niezwykłą aurę. Nie umiała nawet określić, co to było, ale była pewna, że chłopak musiał być kimś wyjątkowym.
- Niezłe ciacho, co nie?
Melissa podskoczyła gwałtownie, gdy przy jej uchu rozległ się jakiś nowy głos. Odwróciła się i zobaczyła obok siebie wysoką, ubraną na czarno dziewczynę, która roześmiała się widząc minę Melissy.
- Wybacz, że cię przestraszyłam. Zauważyłam jak wpatrujesz się w niego jak w obrazek, więc nie mogłam się powstrzymać.
Melissa zarumieniła się na twarzy zawstydzona.
- Ja nie... to znaczy, po prostu byłam ciekawa, dlaczego wszyscy z takim entuzjazmem powitali tego chłopaka. Wydaje się być zwykłym studentem.
Nieznajoma uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zachichotała lekko.
- To przez to, że należy do Elitarnej Czwórki. Więc wszyscy traktują go z wielkim szacunkiem i sympatią. No i też dlatego, jak zauważyłaś, że jest szalenie przystojny. Ale nie liczyłabym na spotkanie z nim w cztery oczy. Jest bardzo wybredny jeśli chodzi o kobiety. Powiedziałabym wręcz, że jest totalnie niedostępny. Ale większość twierdzi, że on tylko zgrywa takiego.
Melissa popatrzyła znów na wejście do szkoły.
- Sporo wiesz, więc pewnie nie jesteś tu nowa?
Zwróciła się do dziwnej dziewczyny. Ta odgarnęła zamaszyście bujne, czarne włosy i odparła uprzejmie:
- Owszem, jestem na drugim roku w Akademii. Mam na imię Vivienne. Vivienne Blake. Jestem wampirzycą.
Melissa wciągnęła cicho powietrze i instynktownie odsunęła się od niej o dwa kroki w tył. Dziewczyna roześmiała się znowu na ten widok.
- Spokojnie, ja nie gryzę. Przeważnie – Mrugnęła do niej okiem – Nie martw się. Od najmłodszych lat uczymy się kontrolować swój głód i nie trzęsie nami na zapach każdej napotkanej śmiertelnej istoty. Zresztą mamy swoje sposoby, aby nie czuć głodu krwi, inaczej nie było by mowy o chodzeniu do takiej szkoły jak ta.
Melissa uspokoiła się nieco, ale wciąż trzymała się od niej na dystans.
- Rozumiem, wybacz jeśli cię to uraziło. Nigdy nie rozmawiałam z wampirem. Ja jestem Melissa. Właśnie się zapisałam do Akademii.
Vivienne podała jej dłoń i obie dziewczyny uścisnęły ją sobie wzajemnie.
- Miło mi ciebie poznać, i spokojnie, nie uraziłaś mnie. Przyzwyczaiłam się – Uśmiechnęła się znowu Vivienne – A więc nowicjuszka. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas. To fajna szkoła. Szybko się przekonasz, że skrywa w sobie niejedno, które może cię zaskoczyć.
Mrugnęła znowu do niej. Melissa uśmiechnęła się lekko. Wbrew pozorom faktycznie wampirzyca nie wyglądała na taką złą. Właściwie sprawiała dość miłe wrażenie, choć jej wygląd był mocno wyzywający. Czarny strój opinał każdą część jej ciała, które było zresztą atrakcyjne i emanujące seksapilem. Spódnica odkrywała strzępiastymi pasmami smukłe nogi, a obcisła bluzka podkreślała biust. Poza tym dziewczyna nałożyła na usta iście krzykliwą, czerwoną szminkę. Melissa pomyślała sobie, że Vivienne chyba lubi być w centrum uwagi.
- Powinniśmy już wejść. Niedługo się zacznie – Powiedziała czarnowłosa dziewczyna i skierowała się do drzwi.
Melissa skinęła głową otrząsając się z zamyślenia i podążyła za nową znajomą.
Wewnątrz Akademia obfitowała w równie wielki przepych, co na zewnątrz. Ogromny hol, pełen drobniutkich dekoracji, rozdzielał się w dwa korytarze prowadzące do pozostałych części gmachu oraz widoczne były szerokie schody na piętro. Tuż na wprost, po drugiej stronie, były wielkie otwarte drzwi prowadzące z kolei na aulę. Wszystko olśniewało czystością i porządkiem. Melissa kątem oka zdążyła jeszcze dostrzec sporo obrazów na ścianach, które przedstawiały zarówno jakiś studentów, jak i prawdopodobnie profesorów, ale były też zwykłe obrazki przedstawiające kwieciste łąki lub panoramę stolicy.
Wszyscy studenci kierowali się już na aulę, a gdy weszła do niej i Melissa, lekko ją zatkało na widok jeszcze gęstszych tłumów niż na dziedzińcu. Ogromna sala obfitowała w głośne rozmowy, śmiechy i wesołe krzyki młodych ludzi. Wszyscy tłoczyli się i przepychali pomiędzy krzesłami i zajmowali już swoje ulubione miejsca. Melissa trzymała się blisko Vivienne obawiając się, że zaraz utonie w gąszczu nieznanych jej postaci, więc postanowiła, że na razie będzie podążać za wampirzycą, skoro to ją jako pierwszą poznała spośród studentów. Ta natomiast skierowała się ku wolnym jeszcze krzesłom w przed ostatnim rzędzie i zaczęła przeciskiwać się obok siedzących już ludzi. Gdy w końcu Melissa usiadła obok niej, poczuła jeszcze większą tremę i onieśmielenie, i lekko spięła się nie przestając się rozglądać na boki. Vivienne uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
- Bez stresu, młoda. Te uroczystości może i wyglądają nieco pompatycznie, ale nauczyciele to przesympatyczni ludzie. No, przynajmniej większość.
Melissa uśmiechnęła się lekko, ale to ani trochę nie zmniejszyło jej stresu. Teraz dopiero zdała sobie sprawę jak bardzo niesamowite jest środowisko studentów tej szkoły. Wręcz się poczuła dziwnie nie na miejscu. Po prawdzie nowi studenci, tacy jak ona, też wyraźnie byli spięci i wystraszeni, ale starsi uczniowie byli zupełnie wyluzowani, a nawet wręcz znudzeni, jakby najchętniej woleli być zupełnie gdzie indziej. Dziewczyna znów dostrzegła wiele par spiczastych uszu, które raczej trzymały się blisko siebie w zwartej grupie, jak i podobna rzecz miała się z wilkołakami. Ale nie mogła dojrzeć wampirów. Wszystkie twarze wydawały się zlewać ze sobą. Popatrzyła jeszcze raz na Vivienne. Tylko ona była ubrana w tak charakterystyczny, agresywny sposób.
- Tak, jestem pewnie dość staroświecka – Powiedziała nagle wampirzyca uśmiechając się szeroko, choć nawet nie odwróciła głowy – Wampiry dawno przestały się ubierać na czarno i nakładać na siebie ostry makijaż. Ja po prostu uwielbiam ten strój i odstrasza przynajmniej idiotów.
Mrugnęła do niej okiem, w końcu na chwilę spoglądając na zdumioną Melissę. Ta lekko poczerwieniała na twarzy zawstydzona, że gapiła się na nią nieco nieuprzejmie. Ale Vivienne zdawała się zupełnie tym nie przejmować. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami i tylko patrzyła przed siebie obojętnie.
- Przypatrz się uważnie. Widzisz tą grupkę siedzącą pod ścianą, gdzie jest najwięcej cienia? - Dodała jeszcze.
Melissa powiodła spojrzeniem we wskazanym przez nią kierunku i rzeczywiście dostrzegła sporą grupę studentów rozpartych na krzesłach i najwyraźniej żywo o czymś dyskutując. Większość z nich miała szczupłe ciała, podobne do półelfów, ale ich skóra była bardzo jasna, właściwie wręcz blada, i jak Melissa przypatrzyła się uważniej, to dostrzegła jak delikatnie mieniła się w świetle drobniutkimi iskierkami. Choć na pierwszy rzut oka wampiry wyglądały jak normalni ludzie.
- Och, rozumiem teraz. Rzeczywiście żeby poznać wampira, trzeba się nieco przyjrzeć. Ale wy zawsze macie te ostre zęby, prawda? - Zapytała ostrożnie.
Vivienne uśmiechnęła się znowu.
- Tak, to prawda. Nawet jak wampir nie jest na głodzie, to zawsze jego kły lekko się odznaczają, choć znacznie wydłużają się jeszcze, gdy poluje. No i też jego oczy przybierają krwisty, czerwony kolor. Ale spokojnie, nigdy w historii Akademii nie było sytuacji, by któryś z wampirów ugryzł innego studenta. Jest to surowo zakazane. Dyrektor wpadłby w furię, gdyby ktoś ośmielił się złamać ten zakaz.
Gdy Vivienne to powiedziała, miała bardzo poważny wyraz twarzy, co trochę uspokoiło Melissę i jednocześnie zaintrygowało. Pamiętała z regulaminu, iż faktycznie był tam punkt o zakazie ataków wampirów na innych studentów przebywających w Akademii. Jednakże jakoś ciężko było jej uwierzyć, że nigdy nawet przez chwilę nie było sytuacji, w których jednak prawie by doszło do takiego aktu agresji. Akademia może i była prestiżowa, ale w każdej szkole była zarówno jasna, jak i ciemna strona społeczności uczniowskiej.
Nagle po sali potoczyła się entuzjastyczna fala okrzyków studentów, którzy skupili się na czymś przed sobą. Melissa wyciągnęła głowę i zobaczyła jak na niewielkie podium wkracza kilkoro dostojnie wyglądających ludzi różnej rasy, ubranych w bogate i kolorowe stroje i siadających na krzesłach ustawionych nieco z tyłu.
- To nasi nauczyciele – Wyjaśniła Vivienne widząc zaciekawione spojrzenie młodszej koleżanki – Każdy z nich jest opiekunem wybranej specjalizacji i zajmuje się sprawami organizacyjnymi. Ale rzecz jasna prowadzą też normalne zajęcia. Nie wiem co wybrałaś, ale zapewne niektórych z nich poznasz niedługo osobiście.
Melissa skinęła głową i spoglądała na grono profesorów z jeszcze większym zainteresowaniem. Gdy tylko nauczyciele się rozsiedli, na podium wkroczył kolejny człowiek i tym razem wrzawa okrzyków na auli jeszcze się zwiększyła. Studenci bardzo radośnie powitali owego starszego mężczyznę, który uśmiechnął się uprzejmie i tylko uniósł dłoń odpowiadając na powitanie. Melissa od razu zorientowała się, że to musi być owy dyrektor Akademii. Był wyraźnie najstarszy z całego profesorskiego grona, a jego bogato zdobiona szata mieniła się zielonymi i czarnymi kolorami. Posiadał też wysoki, szpiczasty kapelusz, na którym przyczepiona była jakaś mała broszka. Poza tym dyrektor nosił długą, białą brodę splecioną w warkocz. W efekcie mężczyzna wyglądał bardzo zabawnie i sympatycznie zarazem.
- Tak, to nasz dyrektor: profesor Julius Brandeburg – Pośpieszyła z kolejnym wyjaśnieniem Vivienne – Poczciwy staruszek, ale niech cię nie zmyli jego wiek. Jest mega potężny. Szkolne legendy mówią, że został wybrany osobiście przez królową na dyrektora. Oczywiście było to już wiele lat temu. Ale zdaniem wielu studentów, Akademia nigdy nie miała bardziej niesamowitego dyrektora jak ten obecny.
Melissa przypatrywała się mężczyźnie równie zaciekawiona, co wcześniej nauczycielami. Fakt, profesor nie wyglądał na pierwszy rzut oka na kogoś posiadającego wielką moc, ale dostrzegła pewien majestat i silną aurę, jaką otaczał się dyrektor. Zmęczona twarz, naznaczona zmarszczkami, wciąż wydawała się tryskać energią, a jego oczy toczyły dookoła wesołe iskierki. Dziewczyna była ciekawa jaką magią on dysponuje.
Profesor Brandeburg stanął pośrodku podium i wyciągnął przed sobą dłoń. Na jego niemy rozkaz wyczarowała się mała, żółta kulka pełna malutkich otworków i mężczyzna odchrząknął znacząco. Zgromadzeni w auli studenci natychmiast ucichli i zapadła cisza, a wszystkie oczy skierowały się na dyrektora. Ten uniósł teraz obie dłonie i zaczął mówić magicznie wzmocnionym głosem:
- Witajcie na kolejnym roku Królewskiej Akademii! Starszych studentów pragnę znów gorąco powitać i mam nadzieję, że przyjemnie spędziliście przerwę semestralną. Z kolei nowych adeptów zapraszam do miłego i efektywnego spędzenia tych trzech lat we wspaniałych murach naszej szkoły. Mniemam, że każdy z was wyniesie stąd jak najwspanialsze wspomnienia i oczywiście, bogatsi w nową wiedzę i nowe doświadczenia.
Urwał na chwilę, gdy po auli potoczyła się burza oklasków, po czym mówił dalej:
- Każdy z nowych uczniów na pewno przejrzał regulamin Akademii, ale pragnę raz jeszcze przypomnieć wszystkim o podstawowych zasadach jakie tu panują: szanowne wampiry uprasza się o nienadużywanie swoich zdolności wobec innych ras, jak i przestrzeganie zakazu gryzienia. Nasza stołówka wszak ma do zaoferowania o wiele lepsze jedzenie do chrupania.
Wśród studentów rozległo się parę śmiechów na te słowa. Melissa spojrzała kątem oka na Vivienne i również dostrzegła na jej twarzy mały uśmieszek.
- Wilkołaków proszę o nie zakłócanie porządku na terenie Akademii i wycie podczas pełni księżyca na błoniach, a półelfy, aby nie hasały po drzewach podczas przerw w zajęciach. W tym roku posadziliśmy kilka wyjątkowo rzadkich i unikalnych gatunków drzew, które mogłyby się połamać pod wpływem waszych niestrudzonych zabaw.
Melissa znowu parsknęła pod nosem ze śmiechu, jak i połowa studentów na auli.
- On tak na poważnie? Czy tylko sobie żartuje? - Zapytała dziewczyna.
Vivienne uśmiechnęła się szeroko.
- To właśnie nasz dyrektor. Wszystko obraca w żart, choć mówiąc o zasadach tak naprawdę jest śmiertelnie poważny. Ludzie wiedzą, że gdy przekroczą pewne granice, to nie ma z nim żartów. Ale to bardzo wyrozumiały człowiek.
- O pozostałych regułach z pewnością opowiedzą wam wasi opiekunowie, a teraz chciałbym naszym nowym adeptom przedstawić wspaniałą grupę studentów, bez których nie byłoby tej przecudownej społeczności – Powiedział dyrektor i odsunął się na parę kroków w bok – O to zarząd akademicki zwany też Elitarną Czwórką!
Po sali potoczyła się jeszcze głośniejsza wrzawa oklasków i okrzyków rozradowanych uczniów. Na podium, po kolei, zaczęła wchodzić wymieniona czwórka młodych ludzi. Profesor zaczął przedstawiać ich krótko:
- Student obecnie trzeciego roku: Edmund Humphrey!
Wskazał ręką na śniadego chłopaka z dredami na głowie. Gdy ten stanął przed tłumem, skłonił lekko głowę z uśmiechem.
- Studentka, również już trzeciego roku: Scarlett Rossalin!
Na podium wkroczyła, kołysząc biodrami, wysoka dziewczyna w różowych warkoczykach i w kwiecistej, różowej sukience. Paru chłopców na auli zagwizdało do niej, na co dziewczyna zachichotała i dostojnie pomachała do nich dłonią.
- Student drugiego roku: Christopher Lawrence! – Przedstawił kolejnego młodzieńca dyrektor.
Melissa wciągnęła gwałtownie powietrze. Obok kolegów stanął owy chłopak o niebieskich włosach i niebiesko-fioletowych oczach. Tym razem młodzieniec miał porządnie ubraną marynarkę i nie trzymał już rąk w kieszeniach. Spojrzał spokojnym wzrokiem na tłum studentów i tylko skinął głową.
- To on, to ten chłopak – Szepnęła Melissa.
Vivienne spojrzała na nią.
- Tak, Chris jest najbardziej lubiany z całej tej czwórki. Chłopak ma wielki talent. Ponoć już został okrzyknięty jednym z najlepszych studentów w historii Akademii.
Melissa rozwarła oczy.
- Naprawdę? Jakiej jest rasy?
- To zwykły śmiertelnik, taki jak ty. Jest zaklinaczem.
- Och...
- I na koniec, również student drugiego roku: Liam von Drake - Wskazał dłonią ostatniego młodzieńca dyrektor.
Na środek wkroczył dumnym krokiem blond włosy student, podobnie ubrany co Christopher, ale jego marynarkę znaczyła jakaś wyszywka, której Melissa nie była w stanie dostrzec z odległości. Liam stanął wyprostowany z bardzo wyniosłym wyrazem twarzy i nawet nie skinął głową na powitalne okrzyki innych studentów. Jego oczy emanowały zimnem i dumą, a cera na twarzy lekko mieniła się bladymi iskierkami.
- Czy to jest wampir? - Zapytała Melissa, choć znała odpowiedź.
- Dokładnie – Odparła Vivienne, już bez uśmiechu – A konkretniej: wampir wysoki. Paskudny typ.
- Co to znaczy: wysoki?
Czarnowłosa dziewczyna westchnęła lekko.
- Wśród naszej rasy panuje surowa hierarchia uzależniona od pochodzenia wampira. Wysokie wampiry to inaczej szlacheckie, czyli po prostu urodzone w starych, szlacheckich rodach. Innymi słowy, uważają się za najlepszych pośród naszej rasy. Ród von Drake szczególnie się chwali wieloma pokoleniami szlacheckich wampirów. Tak czy inaczej, Liam jest jednym z tych, którzy gardzą każdym, kto nie jest szlachetnie urodzony. Ma wielki talent i równie wielkie ego. Radzę ci na niego uważać.
Melissa spięła się lekko i zacisnęła dłonie na kolanach. Tego się właśnie obawiała. Była pewna, że nie każdy wampir będzie tak miły i przyjazny jak Vivienne. Nigdy nie przepadała za tą rasą. Ale to Akademia. Skoro panują tu dość surowe zasady, miała cichą nadzieję, że nawet tak wyniosły chłopak jak Liam przestrzega ich bez dyskusji.
Czwórka studentów jeszcze przez chwilę była oklaskiwana przez resztę kolegów, po czym zeszli z podium i usiedli z powrotem na swoich miejscach w pierwszym rzędzie. Dyrektor znów zabrał głos, gdy oklaski opadły:
- Jak mówiłem, byli to członkowie Elitarnej Czwórki naszej szkoły, czyli są to najlepsi obecnie studenci z całego grona. Jak się na pewno domyślacie, mają oni zarówno wielkie umiejętności, jak i już pewne doświadczenie zebrane podczas tych miesięcy i lat spędzonych w murach Akademii. Nie wahajcie się prosić ich o pomoc, jeśli macie jakiś osobisty problem. Zawsze są gotowi dzielić się radą, dobrym słowem, czy po prostu wypić herbatkę podczas przerwy. Oczywiście są również w stałym kontakcie z opiekunami, więc również i do nich możecie skierować się ze wszelkimi sprawami dotyczącymi nauki.
- Czyli po prostu Elitarna Czwórka to grupka kujonów, którzy w teorii mają za zadanie pomagać nowicjuszom, a w praktyce zwykle obijają się na błoniach i wolą opychać się pączkami w stołówce niż gadać z żółtodziobami.
Zadrwiła Vivienne mrugnąwszy zwyczajowo okiem w stronę Melissy. Ta roześmiała się cicho pod nosem.
- A więc już nie zabierając wam cennego czasu, jeszcze raz witajcie w Królewskiej Akademii Róż i mam nadzieję, że nauka tutaj będzie dla was wspaniałym wspomnieniem! - Zakończył mowę dyrektor, na co został nagrodzony oklaskami, po czym zszedł z podium. Po chwili to samo zrobili pozostali profesorowie oraz z siedzeń wstali studenci, na nowo oddając się głośnym rozmowom i śmiechom.
Vivienne podniosła się z krzesła i przeciągnęła się szeroko.
- No, w końcu koniec tej imprezy. Teraz musimy iść po rozkład zajęć.
- A kto je wręcza? - Zapytała Melissa również wstając.
- Właściwie to zawsze wywieszają je na wielkiej tablicy w holu. Możesz sobie spisać. Tam też informują czy coś zostało odwołane.
Melissa skinęła głową i podążyła za wszystkimi w stronę owej tablicy.
Rzeczywiście, ponad połowa szkoły gromadziła się już przed nią szukając rozpiski dla swojego kierunku i roku. Dziewczyna przebiegła ją wzrokiem. Podobnie jak w jej liceum, tak i tutaj tablica była w sumie ogromną planszą zrobioną z arkuszu pergaminu, na którym przy pomocy magii wciąż zmieniały się jakieś napisy. Na bieżąco ciąg liter wypełniał całą przestrzeń arkuszu wypisując nazwy przedmiotów, godziny i numery sal. Po chwili Melissa znalazła rozkład dla swojej specjalizacji jaką były: „Sztuki Magiczne". Obok tego był drobny podpis „1 rok", a niżej, długa rozpiska zajęć. Melissa wyjęła z torby notesik i grafit, i szybko zanotowała rozkład na pierwszy dzień zajęć.
Gdy wychodziła z Akademii, pożegnawszy się wcześniej z Vivienne, znów poczuła ogarniający ją entuzjazm i uśmiechała się pod nosem. Niecierpliwiła się na jutrzejszy dzień. Bardzo była ciekawa jacy ludzie będą w jej grupie. Tak, pierwszy dzień nauki w Królewskiej Akademii zapowiadał się naprawdę ekscytująco.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top