8. Dranie Kenpachiego i choroba
Akira nie sądziła, że dusze się starzeją. Przeglądając się jednak w gładkiej tafli jeziora, widziała skutki ostatnich pięćdziesięciu lat. Czuła je też w sobie. Nie była już zadziorną, energiczną nastolatką u progu życia. Wydoroślała i czuła się kobietą, którą nie byłaby już, gdyby żyła. Sądziła, że jako sześćdziesięciolatka dawno będzie mieć już własną rodzinę, dzieci, wnuki. Tymczasem nadal szukała swojego miejsca w świecie.
Włosy, która ścięła przed dołączeniem do Onmitsukidou, odrosły długie do pasa. Spod prostej, czarnej grzywki patrzyły duże oczy. Nie uważała się za szczególnie piękną, zawsze wydawało jej się, że z jej wyglądem jest coś nie tak, ale w zdominowanym przez mężczyzn otoczeniu i tak budziła zainteresowanie. Zwłaszcza, że wszędzie była nowa - zmieniała dywizje raz po raz, nigdzie nie zagrzewając miejsca. Akira zastanawiała się, czy miało to związek z jej śmiercią - na ziemi też nie zabawiła zbyt długo.
"Dobra, dranie, koniec pikniku! Zbierać dupska i stawać na miejsca!", zakomenderował Abarai Renji, szósty oficer, który tego dnia prowadził trening z szeregowymi wojownikami jedenastej dywizji.
"Tak jest!", krzyknęła energicznie Akira razem z resztą i wstała od jeziora.
A niewiele brakowało, by jej tu nie było. Wiele liczących się postaci kojarzyło imię Rozkazującej Dziewczyny Od Pożaru Reinou. Nie bawiła się w podania, przemówiła do oficerów jedenastej dywizji w języku, który rozumieli: siłą i wolą walki.
Tamtego dnia pod bramą koszarów z wartownikiem gawędzili oficerowie.
"Proszę pozwolić mi dołączyć do jedenastej dywizji!", zawołała, gdy się już przedstawiła.
Czterech mężczyzn spojrzało na nią jak na zbłąkanego szczeniaka.
"Yo, mała. Zjeżdżaj. Miecze Kidou nie mają wstępu do jedenastego", odprawił ją ten łysy, jeśli dobrze pamiętała z rejestrów przechowywanych w Bibliotece Wielkiego Ducha: trzeci oficer Madarame Ikkaku.
Stali odwróceni od niej, niepokorni, rozbawieni. Rozbójnicy, kolorowy gang jak z obrazka. Akira oparła dłoń o głowicę miecza. Poczuła, jak się spięli, poczuła doskonale, choć ich postawy pozornie nie zmieniły się - nie musiały, byli wojownikami, zawsze gotowymi do bójki. Była gotowa zmusić ich do rozmowy. Zmusić, by potraktowali ją poważnie.
"To nie jest miecz Kidou", odpowiedziała. "To bezimienna, popsuta zabawka. Pusty kawałek stali, który tylko zbiegiem okoliczności przypomina miecz."
"Drwisz sobie z nas? Jedenasty nie potrzebuje słabeuszy." Madarame odrzucił ją po raz drugi.
"Taką mam nadzieję. W służbie jedenastego mogłabym ten kawałek metalu odpowiednio naostrzyć. Dlatego proszę: czy pozwolilibyście mi dołączyć pod komendę kapitana Zarakiego?"
Pochyliła głowę w ukłonie. Pomyślała wtedy, że jest zbyt grzeczna, lecz z drugiej strony - to byliby jej przełożeni. To nie byli zwykli bandyci, jedenasty miał swój honor. Chciała okazać szacunek, ale nie zamierzała odrzucać swojego ułożonego charakteru z powodu aspiracji do tej dywizji. Wierzyła, że może zostać wojownikiem, nie przestając być damą.
Madarame zbierał się, by odprawić ją po raz trzeci, ostateczny, ale to mężczyzna z pióropuszem czerwonych, ciasno związanych włosów, odezwał się pierwszy:
"Hej, ciągle gadasz to ugrzecznione gówno: proszę, pozwolilibyście, mogłabym. Mów wprost! Powiedz: przyjmijcie mnie do jedenastego! Pewnie nadal to robisz. Ludzie nadal robią każde gówno, jak rozkażesz."
Akira pozwoliła, by te pomyje, jakie wylał jej na głowę, zwyczajnie po niej spłynęły. Wspomniała słowa kapitan Sui-Feng: "Gardzę szlachetkami, którzy myślą, że wszystko im ujdzie na sucho". Tyle samo jadu, ta sama gorycz. Nienazwane pragnienie, by walczyć o własną godność, którą zdeptał uprzywilejowany but tych, którzy stali ponad prawem.
Akira była mu wdzięczna za tę prowokację. Już wiedziała, z kim będzie walczyć. Wyprostowała się i uśmiechnęła do niego. Był to uśmiech geishy, uśmiech z głębi duszy, od którego iskierki tańczyły jej w oczach, a klasyczna uroda rozkwitała jak jesienne kwiaty. Był to uśmiech z rodzaju tych, które obejmowały ludzkie serca.
"Szósty oficer, Abarai Renji, mam rację?", spytała miękko, mrużąc oczy i delikatnie przechylając głowę.
"Aha, zgadza się..." Szósty oficer zmieszał się.
"Watakushi wa soo meirei shimasu!" Akira z niezmienionym wyrazem twarzy pewniej chwyciła rękojeść obrażonego na nią Zanpakutou i pozwoliła, by bojowe reiatsu otoczyło ją białą aurą, żeby mężczyźni zrozumieli, jak jest poważna. Przemówiła tak: "Abarai Renji: podskakuj na prawej nodze, lewą ręką drap się pod prawą pachą, a prawą ręką czochraj się po głowie, i pohukuj, jak to robią małpy."
"CO-?!"
Kobiecy czar Akiry ulotnił się. Został tylko uśmiech rozbawionej własnym żartem małej dziewczynki.
"Widzisz? Żadnej magii, tylko słowa."
Ku zaskoczeniu zebranych, Madareme Ikkaku wybuchnął śmiechem.
"Renji, walcz z nią. Zobaczmy, czy w walce jest tak samo mocna, jak w gębie!"
"Ale ona..."
"Serio, możesz nakopać tej małej do dupy. Praktycznie cię wyzwała, a ja chcę to zobaczyć. Miałem cię szkolić, tak? Potraktuj to jako trening. Czasem przeciwnikiem może być urocza laska. Nie możesz małej puścić tego płazem tylko dlatego, że zatrzepotała rzęsami."
"Tutaj?", upewniła się Akira, wskazując na uliczkę pod murami koszarów jedenastej dywizji. "Nie mam nic przeciwko."
"Czysty sparing", poinstruował czarnowłosy mężczyzna z kolorowymi piórami przy rzęsach. Ayasegawa Yumichika z dezaprobatą przyglądał się zdarzeniu. "Nie napaskudźcie."
Oficer Abarai zajął pozycję i dobył miecza. Zawahał się.
"Ty zaczynasz. Nie zaatakuję dziewczyny pierwszy."
Akira skinęła mu głową. Przyjęła pozycję wyjściową. Zanpakutou trzymała przy prawym boku, nadal tylko opierała rękę o rękojeść, również prawą. Odruchowo stłumiła reiatsu, tak jak uczyli ją w Tajnych Służbach. To Keigun zadedykowała swój pierwszy atak: pomknęła jak strzała do przodu, nisko, nurkując pod dzierżącym miecz ramieniem przeciwnika. Na minimalnym dystansie dobycie miecza byłoby jednocześnie pierwszym cięciem. Gdyby dosięgnęła celu.
Abarai uskoczył, rzucając się w półobrocie do przodu zanim znalazła się za jego plecami. Musiał niewygodnie wykręcić rękę, by sparować wykończenie ataku, choć Zanpakutou Akiry okazał się krótszy, niż początkowo ocenił. Pochwa jej miecza musiała być myląco dłuższa, niż sama głownia.
Odskoczyli od siebie. Abarai zaklął pod nosem. Gdyby nie szczęk miecza w pochwie, mógłby oberwać. Przez chwilę w ogóle jej nie widział, zareagował instynktownie. A nie użyła nawet Shunpo, była po prostu szybka.
Nie dał jej czasu, natychmiast przeszedł do kontry. Z bojowym okrzykiem wymierzył potężny cios znad głowy. Przyjęła wyzwanie: zablokowała cios i siłowali się chwilę. Naparł na nią mocniej, Akira zaparła się nogami, ale jasne było, że tego uderzenia nie odbije. Miała styl typowy dla drobnych wojowników i kobiet, nie mogła stanąć na równi przeciw brutalnej, męskiej sile.
Prześliznęła się bokiem, ale nie udało jej się wywinąć; szósty oficer chlasnął ją po przedramieniu.
"Pierwsza krew", zauważył.
Akira z determinacją przystąpiła do ataku. Cięła ukośnie z lewej, z góry i dołu, oba ciosy zostały sparowane. Abarai zrewanżował się pchnięciem z wykroku, Akira odskoczyła.
"Ale nudy!", zawołał Madarame spod muru. "Renji, użyj Shikai!"
"Nie odpuszczasz?", upewnił się Abarai.
Akira odetchnęła. Zaczynało robić się niebezpiecznie, ale nie było takiej opcji, żeby się teraz wycofać. Musiała być gotowa na głębsze rany, niż skaleczone ramię.
"Muszę was przeprosić." Akira przerzuciła miecz z prawej ręki do lewej. "Chciałam, żebyście potraktowali mnie poważnie, ale sama nie byłam poważna."
"Ty mała cholero. Walczyłaś słabszą ręką?"
"Nie do końca." Akira ważyła w dłoni miecz. "Może słyszeliście o mnie jako o Rozkazującej Dziewczynie z dwunastej dywizji. Ale zaczynałam w Onmitsukidou. Onmitsukidou nie walczy z Pustymi, walczy z ludźmi. Od samego początku moimi przeciwnikami byli ludzie. Nie miało nawet znaczenia, czy mam Zanpakutou czy nie. To nie miecz był moją bronią. To ja byłam bronią Onmitsukidou."
"Onmitsukidou!?" Tego Abarai się nie spodziewał. Ale ataku już tak. Przesunął dłonią nad klingą, uwalniając czerwone reiatsu. "Hoero, Zabimaru!"
Zanpakutou oficera zmieniło się na czas, by osłonić go przed potrójnym, wirującym atakiem Akiry: miecz w lewej ręce obróciła do tyłu, by przylegając wzdłuż ramienia stanowił osłonę i przeciwwagę. Prawą dłoń wysunęła przed siebie i choć pusta, była niebezpieczna jak nagi miecz. Cięła kantem dłoni, naładowana reiatsu skóra krzesała iskry, gdy trafiała na miecz. Akira brała zamach znad lewego ucha i obracała się w zabójczych piruetach, po lekko skośnej płaszczyźnie, najpierw dłoń, za nim krótki miecz. Dłoń i miecz. Dłoń i miecz.
Akira przeszła na ukochaną Hakudę.
Abaraiowi po trzecim ataku udało się zwiększyć dystans, rozciągając segmenty Zabimaru. Akira - nie bez trudu, ale z determinacją - odbiła ataki kąsających ostrzy o długich zębach. Gdy udało jej się doskoczyć, zwinęła palce w pięść i uderzyła pod mostek. Abarai stracił na chwilę oddech, ale nie zmysł walki: chwycił dziewczynę za nadgarstek i szarpnął Zabimaru do cięcia, które mogło rozpruć jej plecy. Akira wyprostowała się i zamiast uciekać, przywarła mu do piersi, a nadal wystawiony do tyłu miecz w lewej ręce zadziałał jak tarcza. Miała dość miejsca, by uniknąć śmiertelnego ciosu. Straciła tylko kilka kosmyków czarnych włosów. W odpowiedzi Akira zaparła się na ręce zaskoczonego oficera, wyskoczyła w górę i kopnęła go w głowę.
Renji sprowadził Zanpaktuou do regeneracji i zaklął, tnąc na odlew. Przez chwilę naprawdę myślał, że ją zabije i ona też tak myślała, zobaczył to w jej oczach; przywarła do niego, jakby chciała się w nim ukryć.
Akira zwiększyła dystans i to był jej błąd. Abarai nie zawahał się, by poprawić poprzedni atak. Stalowe ścięgna Zabimaru zawyły w powietrzu i trzeci segment zagłębił się w prawym barku dziewczyny. Shihakushou w moment zalało się krwią. Krzyknęła.
Nie był to cios, który mógł zabić, ale nigdy nie nawykła do bólu. Żałowała, że tak szybko ją dopadł. Było ją stać na więcej, była przekonana. Abarai odczytał jej niepewny ruch jako chęć kontrataku i szarpnął Zabimaru o segment. Stalowy ząb przeszył jej ramię nową falą bólu i krwi.
"Sadysta!", sapnęła półprzytomnie Akira. "Zabierz to! Poddaję się!"
Abaraj cofnął miecz, nie bardzo wiedząc, co dalej. Walka skończyła się zbyt nagle, reiatsu jeszcze gotowało mu się we krwi. Popatrzył na poważnego Ikkaku. To on tu decydował.
Akirze było na przemian zimno i gorąco, miała mroczki przed oczami. Ale nadal stała. Nie bardzo wiedziała, po co tu przyszła i czy nie na darmo. Ktoś coś powiedział, nie zrozumiała. Ból ją ogłuszył. Obiecała sobie cynicznie, że jeśli teraz ją odprawią, to poprosi kapitan Unohanę o przydział w czwartej dywizji.
Madarame podszedł do niej. Postukał palcem swój bark, coś mówiąc. Złapał za swój miecz, przez chwilę sądziła, że chce ją zwyczajnie dobić i nikt nie mógłby mieć mu tego za złe, bo Akira nie miała teraz własnej dywizji ani kapitana, który mógłby poczuć się dotknięty zabijaniem jego ludzi.
"No, ściągaj to, mówię."
Akira odetchnęła spokojnie. "Hej, kobieto. Witamy w piekle" - kolejne dziwne słowa, kolejne retrospekcje. Krew spływała jej po ręce i kapała na ziemię. "Jak ktoś z takim słabym reiatsu dostał się do Akademii?!" "Bezużyteczny śmieć!" "Nie wyglądałaś, jakbyś się dobrze bawiła."
Wdech i wydech. Policzyła do dziesięciu. Dotarło do niej, że Madarame Ikkaku powiedział "Najpierw zatamujmy krwotok", a maść, którą nabrał z odkręconej głowicy Zanpakutou, to raczej nie trucizna.
Machinalnie sięgnęła do poły munduru, zsunęła materiał z ramienia, odsłaniając ranę. Zaskakujące, ale ręka jej nie drżała. Kątem oka widziała, jak Abarai odwraca głowę.
"Co myślisz, Yumichika?", zagadał Madarame, gdy sprawnie skończył z barkiem i zajął się płytszą raną na przedramieniu.
"Ma paskudny, podstępny styl walki, a jest nawet za słaba na własny styl. Coś okropnego. Po prostu wstętne." Ayasegawa był bezlitosny.
"Cóż, tak sobie myślę...", zaczął Madarame, ale nie skończył.
Na mur koszarów wyskoczyła kilkuletnia dziewczynka z różowymi włosami. Zawołała wesoło:
"Cześć! W co się bawicie?"
Wszyscy mężczyźni, trzej oficerowie i wartownik, odwrócili się do niej natychmiast z dziwnymi wyrazami twarzy, jak chłopcy przyłapani na łobuzowaniu przez starszą, surową siostrę. Porucznik Kusajishi Yachiru uśmiechała się do nich promiennie.
"Ta dziewczyna chce do nas dołączyć, ale walczyła o to z Renjim i się poddała..."
Akirze zakręciło się w głowie. Tak stawiając sprawę Madarame zwyczajnie ją skreślił. Nie sądziła, że będzie musiała dać się zabić, żeby ją przyjęli.
"Dołączyć? Ojej, jak fajnie!"
Yachiru zeskoczyła z muru i w mgnieniu oka stanęła przed Akirą, której znowu zakręciło się w głowie. Przez chwilę wydawało jej się, że to niemożliwe, by owo różowowłose stworzenie miało jakiekolwiek imię, że to nawet nie jest człowiek. Dziwne złudzenie, spowodowane prawdopodobnie spadkiem adrenaliny, zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.
"Cześć, jak się nazywasz? Zaprzyjaźniłaś się już z Łysolem, Yum-Yumem, Zakolami i Wąsikiem? W jedenastym jest bardzo fajnie, zobaczysz, nie można się nudzić. Ciągle się w coś bawimy. Gramy w berka, w podchody, zapasy, balona, zbite jabłko, w czerwone... Będzie fajnie, jak zaprzyjaźnisz się z Ken-chanem, ale musisz być silna, bo inaczej potnie cię na kawałki."
Entuzjazm małej porucznik był przytłaczający, ale dziewczyna odpowiedziała dzielnie:
"Jestem Yamamoto Akira. Mam nadzieję, że będziemy się razem dobrze bawić."
"Ojej, nazywasz się jak Dziadunio?"
Akira zmieszała się. Porucznik musiało chodzić o generała.
"Jestem z Ziemi. To dość powszechne nazwisko", wyjaśniła.
"Aha. Nie szkodzi! Chodź, Kira-Kira, odpoczniesz, a potem ci wszystko pokażę!"
Zaciągnęła ją przez bramę za zdrową rękę. Nawet nie zdążyła schować miecza. Wtedy pomyślała, że to zły znak, ale od tamtej pory o tym nie myślała.
Już po tygodniu rekonwalescencji wzięła udział w zbiorowych treningach, prowadzonych na zmianę przez wszystkich oficerów. Krążyły plotki i ludzie dziwili jej się, że w ogóle przychodzi, ale ona uparcie twierdziła, że oficer Abarai dawał jej podczas ich walki fory. Do serca wzięła sobie słowa oficera Ayasegawy. Chciała być silniejsza, po to tu przyszła.
Dostała o wiele więcej. Jedenasty był surową dywizją, ale nigdy wcześniej nie czuła się tak dobrze w grupie. To były przeważnie proste chłopaki, wierzące w siłę swoich mieczy. Trenowali razem, jedli razem, mieli swoje drobne utarczki i męskie przepychanki. Razem chodzili na patrole po Rukongai, dla sportu prowokując bandytów i wyzywając same piekielne demony na pojedynek. Z pozoru niezorganizowana i niezdyscyplinowana banda drani, okazywała bezgraniczny szacunek i oddanie kapitanowi Zarakiemu, który trzymał ich razem, jak wspólna, ucieleśniona idea. Razem z Yachiru chodziła nawet na spotkania Stowarzyszenia Kobiet Shinigami. Nie zrezygnowała ze swoich "proszę, pozwolilibyście i czy mogłabym". Akira czuła, że nareszcie może być sobą, bo nikogo to nie obchodziło, dopóki była gotowa nosić miecz.
Akira była jednym z drani Kenpachiego i podobało jej się to.
Tak przetrwała rok, drugi, trzeci.
Z czasem coraz trudniej było się oszukiwać. Dawała z siebie wszystko, ale było coraz gorzej. Nie chodziło o to, że była słaba, nie brakowało jej umiejętności. To ciało ją zdradzało. Traciła siły w najmniej odpowiednich momentach. Źle znosiła ból. Choroba postępowała niezauważona, aż nie sposób było ją zignorować.
Któregoś dnia zasłabła na treningu. Obudziła się w szpitalu. Powiedziano jej, że spała trzy dni.
"Ostatni raz proszę. Przenieś się do czwartej dywizji, pomogę ci, jak umiem najlepiej." Kapitan Unohana przekonywała ją, ale Akira i tym razem odmówiła, choć z trudem trzymała szklankę z wodą. Zgodziła się tylko brać przepisane lekarstwo.
Zdarzało jej się nazywać ludzi imionami ich mieczy. Do Yachiru zwracała się nijak. Czasami wydawało jej się, że jej ciało jest z tysiąca drobnych, drżących kawałeczków, które spłoszone mogłyby się zerwać do lotu, jak motyle. Miewała lepsze i gorsze dni, ale na ogół czuła się podle, nie mogąc sprostać własnym wyobrażeniom o swojej sile. Znów czuła się tak, jak kiedy była człowiekiem: ograniczona. Krucha. Śmiertelna.
Przetrwała zimę tylko dzięki desperackiemu planowi, z którego mogło nic nie wyniknąć, ale musiała spróbować. Musiała namierzyć Zena, lisiego chłopca.
Gdy powiały pierwsze wiosenne wiatry, poprosiła o urlop i przepustkę do Rukongai. Padło na oficera Abaraia. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie bardzo też wiedział, jak jej odmówić.
"Dlaczego akurat południowy region?", dziwił się.
Akira wyjaśniła: "W tym okręgu organizowany jest wiosenny Festiwal, w którym chciałabym wziąć udział. Bardzo mi zależy".
"Mamy informacje, że dochodziło tam ostatnio do ataków Pustych", odpowiedział nie wprost, jakby obawiał się powiedzieć jej oczy, że w swoim stanie nie będzie mogła obronić nawet siebie. Nie musiał, Akira to wiedziała. Dlatego musiała iść. "Czy mogę... Czy pozwoliłabyś... cholera..."
Zaskoczona Akira wpatrywała się w niego. Jego odwrócone spojrzenie powiedziało jej wszystko. Milczała. Dała mu wybór, mógł jeszcze się wycofać. Ale Abarai Renji był odważnym mężczyzną.
"Jeśli pozwolisz, chcę ci towarzyszyć", powiedział w końcu, znajdując odpowiednie, proste słowa.
Nie mogła mu pozwolić.
Nie była to co prawda kolejność z listu:
"Nie zabraniaj jednak Pająkom snuć swych sieci,
Nie zabraniaj Dziewicy czerpać wody o północy,
Nie odpędzaj Zalotnika."
Yachiru robiła różne dziwne rzeczy, ale Akira nigdy nie musiała odpędzać jej nocą od studni. Także najpierw dziewica, później zalotnik. Ale czy mogła ryzykować? Nic dobrego nie przyszło jej z tego, że pozwoliła snuć Pająkom swoje sieci; omal przez to nie zginęła. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, jak źle mogłyby potoczyć się sprawy, gdyby oficer Abarai jej towarzyszył.
Niewielka strata - przekonywała samą siebie z żalem. I tak nie szukała męża.
"Przykro mi. To sprawa osobista. Chciałabym... nie. Chcę wyruszyć sama."
Toteż wyruszyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top