6. Rozwój Akiry i ukłon

Pierwsze objawy choroby nie wzbudziły podejrzeń Akiry. Sądziła, że to resztki zmęczenia po misji w pajęczym lesie, po przywołaniu Zanpakutou. Odwiedziła czwartą dywizję na rutynowe badania, gdzie też nie poznano się na objawach. Duszność i bóle tłumaczono limitem fizycznym, a głód - duchowym. Zalecono odpoczynek i syte posiłki.

Wychodząc, Akira natknęła się na kapitan Unohanę Retsu. Okazała się ona słyszeć już o zdolnościach Zanpakutou i sytuacji dziewczyny. Zaproponowała jej miejsce w czwartej dywizji. 

"Zdarzają nam się trudni pacjenci, których temperament trzeba okiełznać", wyjaśniła. 

Akira nie chciała. Za uśmiechem pani kapitan kryła się groźba, którą Akira wzięła sobie do serca. Dobrze wiedziała, że nie można lekceważyć takiego miecza.

Potrzeba miesiąca, żeby przejść z jednego końca Seireitei na drugi. Plotce wystarczyły trzy dni.

W tamtych dniach Akira większość czasu spędzała w Bibliotece Wielkiego Ducha. Początkowo tylko po to, żeby nie kręcić się po koszarach drugiej dywizji - ten etap swojego życia uważała za zamknięty. Potem jednak odnalazła prawdziwą przyjemność w przekopywaniu się przez stare dokumenty i poszerzeniu wiedzy w tematach, które okazały się podczas nauki w Akademii potraktowane intuicyjnie lub jako pewnik. Jak na przykład droga do pozyskania Zanpakutou lub sposób komunikowania się z duszą miecza.

Jej podanie o przyjęcie do pierwszej dywizji zostało odrzucone.

Akira zastanawiała się, czy złożyć podanie do trzeciej dywizji. Kapitan Ichimaru Gin bardzo kojarzył jej się z Lisem. Razem jednak z kapitanem piątej i dziewiątej dywizji, tworzył dziwny trójkąt sił, między które Akira wolała nie wchodzić. Może Onmitsukidou uczyło zbytniej podejrzliwości i była to zwykła przyjaźń potężnych mężczyzn, ale uważała, że przyjaźń łączy raczej kapitana Tousena i kapitana Komamurę. Tajne Służby nauczyły ją obserwować i słuchać. Nie złożyła też podania do siódmej dywizji, bo dość już miała słuchania rozkazów kogoś, kto nie chciał pokazać swojej twarzy. Pomna ostrych słów Sui-Feng, zrezygnowała także z aplikowania do szóstej i ósmej dywizji, gdzie kapitanami byli przedstawiciele rodów szlacheckich. Akirę dziwiła niejako skrajna rozbieżność ich charakterów, ale miała wrażenie, że kapitan Kyouraku mógłby ją przyjąć przez sam fakt, że jest dziewczyną, co było deprymujące.

Ostatecznie złożyła podanie do dziesiątej dywizji, która obecnie nie miała kapitana. Porucznik Matsumoto Rangiku zdecydowała się rozmawiać z nią osobiście, pewnie tylko po to, by uniknąć papierkowej roboty, z czego była równie znana, co ze słabości do alkoholu. Zważywszy na popołudniową porę i miejsce spotkania, Akira zakładała miłą i szczerą rozmowę w ulubionym barze pani porucznik.

Może nawet nie myliła się. Może nie było nic złego w tym, że szła na spotkanie dosyć rozluźniona. Jednak kiedy zobaczyła ją porucznik Matsumoto, wyraz jej twarzy mówił o kłopotach. Akira wiedziała to, bo zobaczyła ją wcześniej. Widziała, jak zmienia się wyraz jej oczu i nie podobała jej się ta zmiana.

Dostała tylko jedno pytanie: czy Zen wie, że tu jest.

Mogła skłamać i żałowała, że tego nie zrobiła. Pozwoliła się jednak zaskoczyć. Kiedy zaczęła się tłumaczyć, Matsumoto odprawiła ją, równie nieprzejednana, co piękna.

Akira nie nocowała w Bibliotece. Szwendała się zwykle po niezajętych polach treningowych i medytowała. Teraz, gdy miała Zanpakutou, wierzyła, że Jinzen powinien przynieść oczekiwany skutek. Myliła się jednak. Zamykała oczy i wyciszała się, by trafić w tę samą pustkę, którą poznała i zwiedziła dokładnie w czasach Akademii.

Tej nocy nie było inaczej. Akira zastanawiała się, czy był inny sposób. Zanpakutou, ostrze jej duszy, mogło być kluczem do tajemnicy jej istnienia. Gdyby poznała jego prawdziwe imię, gdyby pozwoliło poznać swoją naturę, może zrozumiałaby lepiej samą siebie.

Przyszedł jej do głowy pomysł.

"Biała Księżniczko?", zwróciła się - jak mogła przypuszczać - do swojego miecza.

Nie poczuła jednak, by zbliżyło ją to do prawdy.

Kierowana frustracją, napisała list do Biura Rozwoju Technologii.  Inspirując się własnymi problemami, opisała urządzenie, które miałoby pomagać nowym shinigamim w komunikacji z Zanpakutou. Zrobiła to językiem barwnym i dołączyła kilka szkiców, które nawet jej samej wydawały się śmieszne. Opatrzyła to wszystko notą, która wyrażała niesmak dla przestarzałych tradycji i wyrażały głęboką wiarę w nowoczesne technologie.

Tydzień później szef Sekcji Nowych Technologii oprowadzał ją po Obiekcie Duchowego Rozwoju Reinou. Choć oficjalnie należała już do dwunastej dywizji, szef wyjaśnił, że kapitan interesuje się tylko tymi, którzy dokonają przełomu albo poważnie coś spartolą. "Tak czy inaczej, w końcu go poznasz", podsumował.

Pomimo zniszczeń, jakich dopuściła się trzy miesiące później, dobrze wykorzystała ten czas. Jej miecz zamknięty był w specjalnej maszynie, która odczytywała zmiany w reiatsu, które reagowało na używanie miecza i próby tradycyjnej komunikacji. Akira zebrała grupę ochotników, którym wydawała rozkazy - dzięki temu poznała skalę swoich możliwości. Zarejestrowane dane porównywała i podsumowywała w cotygodniowych raportach.

Rozkazy Akiry nie były skuteczne, jeśli nie była blisko miecza. Nie stanowiło to problemu, w walce i tak miałaby go w dłoni. Rozkaz rzucony w tłum mógł zostać zignorowany, o ile był zbyt ogólny. Precyzyjny Rozkaz wydany imiennie konkretnej osobie nie był do przezwyciężenia dla żadnego z ochotników, choć Akira odczuwała to po sobie: im silniejszy był sam ochotnik, tym więcej energii musiała włożyć w jego kontrolę. Akira wielokrotnie osiągała limit, chcąc skłonić swoich pomocników do wykonywania rzeczy, których mieli nie chcieć zrobić. Można było przyuczyć konkretną osobę do wykonywania określonej czynności, gdy ta tylko usłyszy swoje imię, choć robiła to wtedy z niejaką niepewnością. Efekt nie utrzymywał się, jeśli ktoś poza Akirą wydawał Rozkaz. W znacznym stopniu przypominało to używanie Kidou: imiona były nazwami technik, a Rozkaz - inkantacją. Znając mechanizm, mogli kontynuować.

Za każdym razem maszyna reagowała wydrukami sugerującymi, że Zanpakutou słyszy ją, choć nie zagłębia się w wewnętrznym świecie. Pozwalało jej to kontynuować testy. Nocami, gdy zostawała z Zanpakutou sam na sam, często po prostu mówiła do niego, jakby był realną osobą. Wydawała mu też polecenia, których nie wypełniał. Jednym, które co jakiś czas powtarzała, było: "Zdradź mi swoje imię".

Po dwóch miesiącach codziennego analizowania danych i kalibrowania maszyny, na wbudowanym ekranie zaczęły pojawiać się słowa. Początkowo bez ładu, z czasem nabierały sensu. Sukces wydawał się bliski.

Kapitan Kurotsuchi Mayuri zapowiedział wizytację.

Akira zdwoiła wysiłki. Coraz częściej rozkazywała samemu mieczowi, tak jak inni shinigami, gdy używali swoich shikai. Wymyślała dziwne polecenia i rozkazywała samej sobie poprzez miecz. Wypędziła asystentów, bo wydawało jej się, że ich reiatsu w pomieszczeniu zakłóca receptory maszyny. Każdego dnia przez miecz przepływały ogromne ilości energii, naprężając i napierając na ostrze.

Akira przestała widzieć w mieczu przed sobą cząstkę swojej duszy. Liczył się tylko cel, który gotowa była osiągnąć brutalną siłą.

Maszyna wypluwała z siebie niepokojące komendy:

TAK TEŻ ROZKAZUJĘ: 

SŁUCHAJCIE MNIE I TYLKO MNIE

PODPORZĄDKUJCIE SIĘ MOIM ROZKAZOM

BĄDŹCIE MI POSŁUSZNI 

CHOĆBY PO ŚMIERCI

NIECH BĘDZIE WOLA MOJA

Przegrzane styki jarzyły się w ciemności, wentylatory huczały.

W przeddzień wizytacji system nie wytrzymał i uruchomił się protokół bezpieczeństwa. Rozbrzmiał alarm, na który pracownicy zaczęli w popłochu opuszczać budynek. Akira uparcie stała przed maszyną, zmuszając miecz do reakcji, napierając własnym reiatsu. Obsesyjnie powtarzała, a maszyna wypluwała z siebie: ZDRADŹ MI SWOJE IMIĘ ZDRADŹ MI SWOJE IMIĘ ZDRADŹ MI SWOJE IMIĘ ZDRADŹ MI SWOJE IMIĘ ZDRADŹ MI MOJE IMIĘ...

Ostrzegawczy jęk stali był jak przebudzenie z głębokiego snu. Maszyna wydrukowała ostatnie słowo, które zawierało odpowiedź, a potem miecz pękł. Akira patrzyła na to oniemiała.

Huk wybuchającej sprężarki klimatyzacji wyrwał ją z szoku. Fragment obudowy przeleciał tuż obok jej nogi, wbijając się ostrym kantem w ścianę kilka metrów za nią. Maszyna śmierdziała topiącymi się obwodami, iskry sypały się na podłogę i dokumenty.

Nadszedł czas działać szybko i instynktownie: Akira miała czas tylko wyjąć fragmenty miecza lub zebrać wydrukowane wyniki badań. Wybrała miecz. Choć tyle była mu winna. Walczyła z zamkiem kapsuły, gdy dokumenty zajęły się ogniem. Gdy zwolniła awaryjną blokadę, fragment konstrukcji odskoczył Akirze prosto w twarz. Zdążyła osłonić się ramieniem. Popłynęła krew, ale nie czuła bólu. Zebrała fragmenty miecza i uciekła z budynku przed dławiącym dymem.

Nie była do końca pewna, dokąd biegnie, ale po chwili wieczności, poczuła na skórze chłodne, nocne powietrze. Zanosząc się kaszlem i drżąc, upadła na kolana. Kiedy opadła adrenalina, do Akiry dotarł ból zranionej ręki.

Silna dłoń złapała ją za przód shihakushou i uniosła z ziemi. Nie stanęła jednak na nogi, a zawisła ponad. Wsparła się na bladym nadgarstku i spojrzała w twarz temu, kto ją trzymał. A była to dziwna twarz, malowana w bieli i czerni, ze złotymi implantami po bokach głowy i takimiż złotymi oczami, w których szalał nienawistny płomień.

Kapitan Kurotsuchi Mayuri, we własnej osobie, był w furii.

"Co z badaniami? Co ty zrobiłaś?!"

"Płoną", odparła Akira spokojnie. Tak wyraziła swoje życzenie: liczyła na to, że wszystkie dokumenty spłoną, wszystkie raporty i wydruki, co do ostatniego skrawka papieru pożre ogień i nic nie uda się odzyskać.

"Płoną?!", ryknął jej kapitan w twarz. "Wyniki badań PŁONĄ, a ty... ty wynosisz z pożaru złamany miecz?! Co z ciebie za naukowiec?! Kim ty jesteś?"

Akira poczuła się bardzo zmęczona, więc powiedziała:

"Kapitanie Kurotsuchi: Wypędź mnie. Albo zabij. Wszystko jedno, tylko puść."

Kurotsuchi Mayuri zaskrzeczał wściekle, odrzucając dziewczynę na bok. Otaczający naukowcy obserwowali go zszokowani. Dawni asystenci Akiry bali się poruszyć, rozumiejąc powagę chwili.

Kapitan dał im do zrozumienia, że nie ma czasu na czcze rozmyślania:

"Na co się gapicie, idioci?! Gasić! Gasić pożar! Róbcie coś, darmozjady!"

Akira dźwignęła się z ziemi. W ręku nadal trzymała fragmenty miecza. Nie była pewna, czy ostatni rozkaz dotarł do umysłu kapitana. Nie miała siły się nad tym zastanawiać. Ukłoniła się głęboko członkom dwunastego oddziału i odeszła.

Kierowała się w stronę bramy Obiektu Reinou, tyle pamiętała. Gdzieś w połowie drogi musiała stracić przytomność, bo przez chwilę było zupełnie ciemno i cicho, jak w pustce - tej samej, w której jej Zanpakutou nie chciał z nią rozmawiać - a potem obudziła się w szpitalu.

"Przestań", warknęła przez schrypnięte gardło, gdy zranione ramię przeszyła strzałka bólu.

Pielęgniarka nie przestała ani na chwilę, choć zupełnie uprzejmie stwierdziła, że nie żałuje, bo dzięki jej niedelikatnym zabiegom, pacjentka w końcu się obudziła.

"Jak się nazywasz?", spytała Akira.

"Watanabe Kahiko", odpowiedziała, podając Akirze szklankę wody. Akira usiadła.

"Watanabe Kahiko: zostań ze mną."

Pielęgniarka zaśmiała się swobodnie. "Och, nie mogę!", odpowiedziała. "Są inni pacjenci, którymi muszę się zaopiekować. Ale pani kapitan prosiła, żeby ją poinformować od razu, jeśli się obudzisz. Może znajdzie jeszcze dzisiaj czas, żeby do ciebie zajrzeć".

Pielęgniarka posprzątała po zmianie opatrunku i energicznie skierowała się do drzwi.

"Watanabe Kahiko: podaj mi mój miecz", próbowała dalej Akira.

Pielęgniarka odwróciła się od progu ze zmarszczonymi brwiami.

"Jest na szafce obok. Możesz wstać i sama go wziąć, ale powinnaś odpoczywać."

"Rozkazuję ci."

"Wolne żarty!". Pielęgniarka zdenerwowała się.

I tyle Akira ją widziała. Dziewczyna uśmiechnęła się, rozumiejąc.

Gdy godzinę później kapitan Unohana Retsu przyszła w odwiedziny do Yamamoto Akiry, zastała ją klęczącą przed prostą, szpitalną szafką. W rękach ściskała rękojeść Zanpakutou, czoło opierała o pochwę. Będąc ucieleśnieniem rozpaczy, płakała nad złamanym Światem w jej dłoniach, głuchym na jej głos.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top