Rozdział XVI

Wyszłam na balkon, był dość ciepły wieczór, podziwiając zachód słońca zastanawiałam się nad tym o co w tym wszystkim chodzi. Miałam wrażenie jakby wszyscy byli przeciwko mnie, to było wręcz przerażające, ponieważ z dnia na dzień brakowało mi już sił na znajdowanie odpowiedzi na te nurtujące mnie pytania.

- O czym tak myślisz? - zapytał Adam, wchodząc powoli na balkon, zapalając przy tym papierosa.

- O tym co się dzieje, kompletnie tego nie rozumiem, mam totalny mętlik w głowie..

- Wiesz, że dla mnie to jest bardzo dziwne. Najpierw jakieś listy, paczki, ty trafiłaś na kilka dni do szpitala, nagle Twoja matka znika. W głowie mi się to nie mieści.  Według mnie powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce i to wyjaśnić.

Kątem oka zauważyłam ten wyraz twarzy Adama, był taki inny, ani to zadowolony, ani wkurzony. Jedynie czym mogłam to sobie tłumaczyć to tym, że jestem non stop na jego głowie. Chciałabym to zmienić, żeby było tak jak dawnej, a teraz? tracę każdą bliską mi osobę po kolei. Nie wiem kto za tym wszystkim stoi, nie wiem dlaczego akurat to mnie spotkało.

- Wiesz co, ja idę spać, jutro wstaje na szóstą do pracy. - oznajmił Adam, po czym ugasił połowę papierosa i wszedł do środka.

Moje myśli były nie do zniesienia, ale po chwili stwierdziła, że on ma rację. Im dłużej będę zwlekać z tym wszystkim, tym bardziej będę cierpieć. Nagle zachodzące słońce zasłoniła ponura chmura, domyśliłam się, że nadchodzi burza, czyli idealna pogoda do tego, żeby położyć się do łóżka i zasnąć. Weszłam do środka i w mgnieniu oka się rozpadało. Ściągłam z siebie ubrania i w samej bieliźnie otuliłam się kocem na łóżku, było tak przytulnie...

*  *  *

Obudził mnie jakiś hałas, otworzyłam lekko oczy i ujrzałam Adama, który biegał w tą i z powrotem, pewnie zaspał do pracy i szukał czystych skarpetek na ostatnią chwilę. Odwróciłam się na drugi bok, po chwili usłyszałam trzask drzwi, wstałam szybko z przerażenia, kompletnie nie potrafiłam zrozumieć jego zachowania, raz jest ok, wszystko ładnie, piękne i nagle jakby stał się innym człowiekiem. Przekręciłam klucz w drzwiach i poszłam się ubrać. Przeszukując swoją torbę z ciuchami, postanowiłam, że ubiorę dziś moje ulubione czarne rurki i bordową bluzę, widząc pogodę za oknem stwierdziłam, że w takim ubiorze będzie mi w miarę ciepło. Wzięłam się za małe sprzątanie mieszkania i gdybym wiedziała co znajdę to pewnie z życiu nie podjęła bym się porannych porządków. U Adama  w szafce, przypadkowo znalazłam kopertę, w której znajdowały się zdjęcia, na których byłam ja i Matt, siedzieliśmy akurat w kawiarni. Dokładnie wtedy zaczęłam się zastanawiać nad tym co się tu dzieje. Ktoś mi próbuje zaszkodzić, ta osoba nie zna granic. Moje ręce drżały z nerwów. Odłożyłam kopertę na miejsce, ubrałam szybko buty i wybiegłam na zewnątrz, wyjęłam paczkę papierosów, wściekła zapaliłam fajkę. Poszłam w kierunku pobliskiego parku i usiadłam rozmyślając o tym wszystkich. Przesiedziałam dość sporo czasu na ławce, spaliłam prawie całą paczkę papierosów. Założyłam kaptur i zaczęłam podążać w kierunku pobliskiego sklepu, pracuje w nim znajoma mojej mamy.

  *  *  *

- Dzień dobry.  - powiedziałam lekko uśmiechając się.

- O cześć Lena! Co u Ciebie? - zapytała zadowolona.

- A u mnie w porządku. - odpowiedziałam, podchodząc powoli do lady.

- Rozmawiałam wczoraj z Twoją mamą i wspomniała o tym, że leżałaś przez kilka dni w szpitalu.

- Ale, że jak...


Spojrzała się na mnie uśmiechając się, a ja chyba coś źle usłyszałam. Wzruszyłam lekko ramionami i wściekła, bez słowa, wyszłam ze sklepu. Obok bloku zobaczyłam samochód Adama, więc skoro stoi tu jego samochód to do pracy musiał pojechać z jakimś kumplem. Pobiegłam do mieszkania Adama, oczywiście tego co potrzebowałam nie musiałam długo szukać, kluczyki leżały na półce w sypialni. Wzięłam torbę, w której znajdowała się broń, zamknęłam drzwi na klucz i szybkim krokiem poszłam do auta. Włożyłam kluczyki do stacyjki, bałam się je przekręcić, bo rzadko kiedy jeździłam samochodem, a powodem jest to, że nie mam prawa jazdy, więc odpaliłam go z nadzieją, że w drodze do domu nie spotkam żadnych przemiłych gości. Odpaliłam samochód i ruszyłam. Po niecałych pięciu minutach drogi zaparkowałam sobie tuż obok mojej furtki, było by wszystko ok gdyby nie to, że nie mogłam przez nią przejść bo zbyt blisko zaparkowałam, więc stwierdziłam, że przejdę przez bramę, trochę mi zeszło zanim ją otworzyłam, ale po kilku próbach mi się udało. Podeszłam powoli do drzwi i chwyciłam za klamkę. Przez chwilę wahałam się czy to jest dobry pomysł, żebym weszła do środka. Jednak dość długo ta myśl nie siedziała mi w głowie, otworzyłam powoli drzwi i pierwsze co zrobiłam to poszłam do kuchni, a moim oczom ujrzałam swoją matkę, która śpiewając sobie coś pod nosem zmywała naczynia. Może nie powinnam jej przeszkadzać, tylko póki mnie nie zauważyła wyjść powoli z domu i pojechać stąd jak najdalej. Niby to byłby dobry pomysł, ale zatrzymała mnie myśl, że muszę znaleźć odpowiedzi na te trudne pytania.

- A co będzie na obiad? - zapytałam siadając przy stole.

Ona nagle ucichła, odwróciła się w moją stronę i rzuciła mi się z ramiona. Przyznam szczerze, że nie wiedziałam o co jej chodzi.

- Tęskniłam za Tobą. - oznajmiła, przy czym coraz mocniej mnie ścisnęłam.

- Dobrze, że przyjechałam, bo pewnie zapomniałaś prawie o moim istnieniu.

Wstałam z krzesełka i oparłam się lekko o kuchenną szafkę, a ona. . . Spojrzała się na mnie, w jej oczach nagle ujrzałam smutek. Otworzyła lekko usta jakby mi chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Przeraziłam się w tym momencie, wiedziałam, że dzieje się coś niedobrego, w tym momencie nie było dla mnie ważne to, żeby jej wygarnąć dlaczego nawet nie odwiedziła mnie w szpitalu, kompletnie o tym zapomniałam, ale jej zachowanie mnie zaniepokoiło, ta chęć żeby tu do niej przyjechać. . .

- Lena, ja umieram..

Uniosłam lekko wzrok i spojrzałam się prosto w jej oczy. Myślałam, że to jakiś głupi żart, ale nie, milczała. Stała bez ruchu z opuszczoną głową, była załamana, ale ja. . . Ja czułam coś o wiele gorszego. W tym momencie chciałabym cofnąć czas, choć troszkę, żeby nie dopuścić do tych kłótni, wyprowadzki i spędzić z nią jak najwięcej czasu. Panowała cisza, jedynie co mogłam usłyszeć to ciche tykanie zegarka.

- Wiem, że się na mnie gniewasz. Przez ostatnie dni prawie w ogóle nie było mnie w domu, unikałam Cię, ale prawda jest taka że ten czasu spędzałam u mojego doktora, który mi pomaga i informuje mnie na bieżącą co i jak. Przepraszam Cię, pewnie myślałaś że o Tobie zapomniałam kiedy leżałaś teraz w szpitalu. Tak naprawdę byłam przy Tobie za każdym razem jak spałaś. Nie chciałam z Tobą rozmawiać i udawać, że wszystko jest ok, nie potrafiłam po prostu spojrzeć ci w oczy... - powiedziała ze łzami w oczach.

- Mamo.. Ja nie chcę żebyś dochodziła.. Proszę zostań ze mną..

Łzy spływały mi po policzkach, nie potrafiłam tego wszystkiego pojąć. To było dla mnie zbyt wiele, a po tym co powiedziała mi moja mama, straciłam resztki siły na szukaniu odpowiedzi. Dobija mnie to, że już niedługo zostanę sama... Całkiem sama.

*  *  *

Witam wszystkich po roku mojej nieobecności. Czemu? Dlaczego? Nie wiem, ale ważne, że wracam i to może z taką podwójną siłą? :)

Przy okazji Życzę Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :p

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top