Rozdział V

Chyba to mnie najbardziej zabolało. Odrzucenie. Odrzucenie od osoby, którą kocham i zależy mi na niej. Tak, właśnie teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mi zależy na Adamie, ale nie rozumiem czemu mnie tak potraktował. Co ja mu takiego zrobiłam. Muszę zacząć działać inaczej sama źle skończę. Powinnam się przespać i odpocząć, ale ten ból w moim sercu.. To jest przerażające..

* * *

- Lena! Wstawaj do szkoły! - usłyszałam wołanie mamy dobiegające z kuchni.
Nie miałam ochoty na nic a tym bardziej na szkołę.

- Mamo, źle się czuję. Mogę dzisiaj zostać w domu? - powiedziałam, mój głos drżał, oczy miałam napełnione łzami, musiałam się powstrzymać aby nie wybuchnąć płaczem. Po chwili usłyszałam kroki, to była moja mama weszła powoli do mojego pokoju i spojrzała na mnie.

- Co się z Tobą dzieje? - zapytała siadając na łóżku.

- Ja już nie daje rady, mamo co ja mam robić...

- Najpierw powiedz mi o co chodzi?

- Wczoraj zobaczyłam Adama, załamałam się jak go ujrzałam, wyglądał strasznie po tym wypadku. I co? Chciałam z nim pogadać, zapytać się jak się czuje a on? Kazał mi się wynosić, nie chciał ze mną rozmawiać..

Zaczęłam płakać, nie wytrzymałam tego wszystkiego. Odwróciłam się na drugi bok, poczułam jak moja mama wstaje z łóżka i wychodzi z pokoju zamykając po cichu drzwi. Zapadła cisza, jedynie co można było usłyszeć to gwałtowne bicie mojego serca, czułam ten strach i bezradność. Zostałam całkiem sama. Rozmyślając o tym wszystkimprzypomniało mi się, że wczoraj dostałam drugą tajemniczą kopertę, postanowiłam ją otworzyć. W środku nie znalazłam żadnego listu tylko małą karteczkę.

'' To dla Ciebie, moja Lenko. ''

Dało mi to do zrozumienia, że w środku jest jakiś '' prezent ''. I tak było. Z koperty wyleciał łańcuszek, był przepiękny, pierwsza myśl jaka mi przyszła to taka, że może to mój ojciec mi go podarował, przynajmniej po poprzednim liście jestem pewna, że to mógłby być on. Bez zastanawiania się założyłam łańcuszek, przejrzałam się w lustrze, wyglądał ślicznie, jednak musiałam go ukrywać aby matka go nie zauważyła ani tych listów. Koperty schowałam do małej skrzynki, którą ukryłam w głąb mojej szafy. Mam nadzieję, że niczego nie znajdzie i sama dowiem się o co tu w tym wszystkim chodzi.

* * *

Zadzwonił mój telefon, to był Adam, bez zastanawiania się od razu odebrałam.

- Hallo?

- Lena? Cześć, co u Ciebie? Domyślam się, że jest Ci przykro po tym co Ci wczoraj powiedziałem. Przepraszam, zrozum mnie, naprawdę było ze mną źle.

- Ok, rozumiem Cię.

- Powoli dochodzę do siebie, niedługo mnie wypuszczą ze szpitala..

- Brakuje mi Ciebie... - powiedziałam przerywając mu.

- Może przyjdź jutro do mnie, muszę z Tobą poważnie porozmawiać.

- Ok. To jutro rano przyjdę.

- Dobrze, będę czekać. Pa

- Pa.

Odłożyłam telefon na szafkę i wtuliłam się w poduszkę, byłam szczęśliwa, że do mnie zadzwonił i w dodatku przeprosił, byłam bardziej ciekawa o czym chce ze mną pogadać. Może chce mi powiedzieć, że chciałby coś więcej niż przyjaźń. Czułam te motylki w brzuchu, aż zapomniałam tych wszystkich problemach. Już wyobrażałam sobie jak każdego wieczoru zasypiam obok niego, wtulona jak w pluszowego misia. Zrobiłabym dla niego wszystko.

* * *

Dotknęłam prawie jego ust gdy nagle usłyszałam budzik, jak na złość musiał zadzwonić w najlepszym momencie. Od pocałunku z Adamem dzieliło mnie tak niewiele. Wstałam z łóżka, wzięłam szybki prysznic i zarzuciłam na siebie sweterek i czarne rurki. Zeszłam na dół do kuchni, na stole czekały już na mnie kanapki i gorąca kawa. Matki już nie było. Zresztą, od jakiegoś czasu nie ma jej całe dnie. Zjadłam śniadanko, było już po ósmej a lekcje zaczynają się o dziewiątej, ale kto powiedział, że ja wybieram się do szkoły?

Założyłam buty, płaszczyk, wzięłam torbę i wyszłam z domu z uśmiechem na twarzy kierując się w stronę szpitala, zapaliłam sobie papierosa i założyłam słuchawki. Puściłam sobie piosenkę, która przypominała mi jego. Uwielbiałam ją a jego kochałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top