13. "Ponowne spotkanie"
Od godziny jestem gotowa na ten bezmyślny Bal przebierańców. Czemu musiałam urodzić się szlachcianką? Byłoby lepiej gdybym była zwykłą dziewczyną, miałabym wtedy normalne życie, a zmarłe osoby by pewnie nadal były ze mną. Ale nie można mieć wszystkiego. Niestety o tym się nie raz przekonałam, co jednak wyszło mi na dobre, patrząc na to jaka jestem teraz.
- Możemy ruszać. - na jego słowa wstałam z kanapy w salonie i ruszyłam do wyjścia.
Niestety będę zmuszona znowu spotkać tego dzieciaka, Hrabiego Alois Trancy. Gdyby nie był takim dzieckiem, mogłabym się z nim zaprzyjaźnić. Wsiadłam do powozu, a Matthias zaraz za mną. Jak zwykle musiałam się wyróżniać, gdyż nie mam na sobie wielkiej sukni, czy stroju księżniczki czy nie wiadomo co jeszcze. Mam fioletowo-biały strój piracki, Kapitana oczywiście. Można się było tego spodziewać po mnie, osobie która nigdy nie założy sukienki, nawet jeśli od tego będzie zależeć moje życie.
- Matthias, jak myślisz, Ciel się zjawi? - nadal patrzyłam przez okienko w drzwiczkach. Sama dobrze nie wiem dlaczego, ale mam dziwne i mieszane uczucia, kiedy w grę wchodzi Ciel.
- Jest to bardzo możliwe. - wiem nawet bez spojrzenia na niego, że bacznie mi się przygląda. Pewnie sam się dziwi jakie ja bezmyślne i głupie pytania zadaje.
- Chciałabym go znowu zobaczyć. - mimo zimnego głosu, w środku się uśmiechałam. Tęsknię za tym małym, demonicznym szlachcicem.
Powoź stanął, a ja mogłam zobaczyć tą wielką rezydencję Trancy. Jest trochę mniejsza od mojej, ale i tak duża, typowa dla kogoś z wyższych sfer. Matthias wyszedł pierwszy, a ja zaraz za nim, nie robiąc tego do czego głównie ma się służącego, czyli by pomógł mi wyjść z pojazdu. Nie potrzebuję jego pomocy do wszystkich czynności, w czym również wyjścia z powozu. Jestem samodzielna i nie aż tak rozpieszczona, co wielu uważa za sprawę jaka mnie spotkała kilka lat temu.
- Znowu się zaczyna. - westchnęłam i normalnym krokiem ruszyłam do głównego wejścia, wiedząc, że Matthias szedł za mną, dobrze czuje jego wzrok na sobie. Przy drzwiach przywitał nas ten demon Hrabiego Trancy. Claude, jeśli dobrze pamiętam.
- Miło ze strony Panienki, że jednak się zjawiłaś mimo zachowania Panicza. - spojrzałam na niego obojętnie. Zachowanie Hrabiego mam w wysokim poważaniu, a on mnie nie interesuje.
- Twoja kolacja mnie nie interesuje, dla mnie liczy się nazwisko rodowe. - prychnęłam i ruszyłam dalej, czując wzrok Claude'a na sobie, jego zdziwiony wzrok.
W środku nie widziałam nikogo znajomego, co było do przewidzenia, gdy przeprowadzasz się z innego państwa z inną kulturą, do kolejnego. Mimo iż stąd pochodzę, nie jestem tak znana jak we Francji. Moi przyjaciele, dalsza rodzina, przyjaciele rodziny, wszyscy zostali we Francji. Można powiedzieć, że zaczynam tutaj od nowa, nawet jeśli kilka osób mnie zna, w tym sama królowa.
- Panienko, ktoś się zjawił. - spojrzałam na Matthiasa, po czym na drzwi.
Lekki uśmiech się pojawił na mojej twarzy. Tak za nim tęskniłam, ale to nie trwało długo. Po zaledwie kilku sekundach, moja twarz z powrotem stała się obojętna. Nie był sam. Był razem ze swoją narzeczoną, Lady Elizabeth Midford. Z tego co się dowiedziałam od Ciel'a, jest nadpobudliwa, przewrażliwiona i uwielbia wszystko co słodkie. Jest również rozpieszczona i nawet palcem nie kiwnie bez pomocy. Z jednej strony jest mi jej szkoda, gdy zastanie kiedyś martwe zwłoki męża, który nie będzie miał już swojej duszy. Z drugiej nie przepadam za nią, widząc jak nie pasuje do swojego narzeczonego.
- Powinna Panienka pójść i się przywitać. - powiedział mi Matthias na ucho.
- Niech sam się pofatyguje. Ja mam dość uganiania się za nim. - prychnęłam i ruszyłam po coś do picia. Zaschło mi strasznie w gardle, od tej nie przyjemnej mi atmosfery.
Kiedy w moim ręku znalazła się lampka wina, zaczęłam podpierać ścianę i popijając powoli. Obserwowałam tańczących, pijących, jedzących, a nawet rozmawiających szlachciców. Oni to mają dziwne życie, sama do nich należę, ale zawsze mnie zastanawiało życie prawdziwego szlachcica. Takiego, który ma wszystko, wydaje pieniądze na prawo i lewo, używa swojego tytułu jako przepustek. Jedyne co się dla nich liczy, to dobre zdanie u innych.
- Madame, czy mógłbym prosić do tańca? - spojrzałam na właściciela głosu.
Chciałabym by kto inny mnie pytał, ale nie można mieć wszystkiego. Odstawiłam jedynie kieliszek na etażerkę obok i wzrokiem wróciłam do niego.
- Nie będę oceniać twojego kostiumu, ale z chęcią zatańczę. - położyłam swoją dłoń na otwartej odpowiedniczce blondyna.
Czemu akurat, sam Hrabia Trancy, przebrał się za pokojówkę? W sumie ja mam na sobie kostium pirata, więc nawet do siebie, pod tym względem, pasujemy. Razem ruszyliśmy na parkiet i wmieszaliśmy się w resztę tłumu tańczących.
- Miło, że jednak przyszłaś. - patrzył na mnie swoimi zielonymi oczyma. Na jego twarzy był mi już dobrze znany lisi uśmiech i kiedy tak na niego patrzę z bliska, to jest całkiem uroczy.
- Mam jeszcze swoje nazwisko, którego nie mam zamiaru splamić. - sama się lisio uśmiechnęłam, a raczej diabolicznie.
Nasza rozmowa wkroczyła na wyższy poziom. Poznawaliśmy się jeszcze bardziej, niż podczas gry w szachy. Teraz wiem, że tak samo jak ja i Ciel przeszedł piekło. Powoli mam wrażenie, że musi to być warunek do zawarcia kontraktu z demonem, patrząc, że każdy z naszej trojki to przeszedł i dzięki temu tutaj jest. Przynajmniej teraz wiem, że jego zachowanie nie jest bez powodu, co wywołało u mnie lekki ból w klatce piersiowej. Ty denerwujący dzieciaku, przestań mnie tak zmieniać, inaczej tego pożałujesz.
Ciel Phantomhive
W końcu udało mi się uciec od Elizabeth. Czemu ona musi być taka kłopotliwa? Czemu nie może być taka spokojna, opanowana i pewna siebie, jak Isabelle. Szkoda, że nie mogłem przez ostatni czas do niej zawitać. Znowu razem zagrać i znów usłyszeć jej melodyjny i szczery śmiech. Chwila! Czemu teraz go słyszę? Czemu słyszę ten cudowny, jak melodia śmiech? Zacząłem się rozglądać na wszystkie strony, do czasu, kiedy ujrzałem fioletowego pirata, z białymi włosami, wystającymi spod kapelusza. Isabelle. Chciałem do niej ruszyć, przywitać się, porozmawiać jak sprzed kilku dni, ale nie mogłem. Tańczyła z nim... Alois Trancy. Tańczyła z nim, śmiała się z nim, rozmawiała z nim. Czemu on?! Ten wstrętny pająk!
- Paniczu, z tego co widzę, dostrzegłeś Panienkę Cheshire. - obok mnie stanął Sebastian, ze swym jak zwykle wstrętnym uśmiechem.
On wiedział, że ona tu jest i nic mi nie powiedział! Dobrze wiedział, że czekałem niecierpliwe na nasze kolejne spotkanie! W końcu to moja najlepsza przyjaciółka, która jako jedyna zna mnie najlepiej i przeszła to samo piekło co ja!
- Dobrze wiedziałeś, że ona tu jest! - patrzyłem na niego gniewnie.
- Nie od razu. Przed chwilą widziałem jej demona, a dobrze wiemy, że nie odstępuje jej na krok. - nadal się uśmiechał. Ten jego wstrętny uśmiech. Czemu on taki jest? - Hrabia Trancy chciałby z Paniczem porozmawiać. - pokiwałem jedynie głową, na znak, że rozumiem. Spuściłem lekko głowę i ruszyłem za nim.
Po chwili bycia na zewnątrz, w końcu dostrzegłem te blond włosy. Idzie razem ze swoim demonem i... Isabelle?! Co ona robi u jego boku?! Chwila, nie ma przy niej Matthiasa, co normalne nie jest. Coś musiało się stać, skoro zostali rozdzieleni, choć pewnie to nie jest przypadek, znając ją. To musi być jej plan, ale i tak mi się nie podoba, to nie jest w jej stylu.
- Ciel'u!! - usłyszałem jego głośny, radosny głos. Czemu on się tak zachowuje? Ma piętnaście lat, złą przeszłość, a zachowuje się jak dziecko!
- Dla ciebie Hrabia Phantomhive. - syknąłem ostro i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Ukradkiem spojrzałem na Isabelle, która patrzyła w przestrzeń swoimi pustymi oczami. Coś mi w niej nie pasuje, jakby to nie była ona.
- Nie denerwuj się tak, Ciel'u!! - zaczął coraz bliżej podchodzić, ale został zatrzymany.
Nie przez Sebastiana, mnie, czy Claude'a, tylko przez Isabelle. Trzymała prawdziwą szable przy jego gardle, a przy Claudzie stał jej demon z dziwnym, zielonym mieczem z wygrawerowanymi pająkami. Nic już nie rozumiem, to chyba za dużo, jak na jedną noc.
- Jeden krok, a stracisz głowę. - jej ostry ton głosu zadziałał na mnie jak wiadro zimnej wody. Ona chce mnie ochronić! Ale czemu?
- Isabelle? - przerażony i zdziwiony Alois odwrócił głowę w jej stronę.
Czemu ona tak łatwo wywołuje strach u wszystkich? Czemu ona jest tak pewna siebie i nie cofa się przed niczym? Nie cofnie się nawet przed zabiciem niewinnego człowieka. Czemu?
- To, że zaakceptowałam twoją osobę i jestem w stanie cie znosić, nie znaczy, że pozwolę ci sprawić choćby najmniejszą krzywdę, mojemu najlepszemu przyjacielowi! - w momencie kiedy miała zamiar odciąć mu głowę, szabla została zatrzymana. Trzymała ją kobieta z niebieskimi włosami, w identycznym stroju co Alois, bandażem na oku i rozciętym brzuchem.
- Hannah! - uradowany Alois szybko schował się za kobietą.
Isabelle Cheshire
Znowu ona. Myślałam, że Matthias się z nią rozprawił, kiedy wyciągał jej demoniczny miecz, ale ślady po tym zostały. Widać jak ledwo trzyma się na nogach.
- Nie pozwolę zabić Panicza. - mówiła twardo, ale słabo za razem. Nie wie jaka jestem i nie wiem, do czego jestem zdolna, więc niech się spodziewa zemsty.
- Matthias. - spojrzałam na niego porozumiewawczo. Szybko i zwinnie załatwił moje nieme rozkazy, by Claude upadł na ziemię, nie zdolny do dalszej walki z nami. - Gra została rozpoczęta. - przybrałam kamienną twarz, patrząc na nich.
Teraz będzie inaczej i wiem do czego to wszystko może dojść...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top