+Hetalia+ Kanada

Ok zacznijmy od początku. "Co za Hetalia w one - shotach z BSD? Kto to Kanada? Wtf, autorko?!" Możliwe, że niektórzy z was widzieli już ogłoszenie w tej sprawie na mojej tablicy, ale dla jasności powiem to jeszcze raz.

Z powodu tego, że zaczynam interesować się innymi anime a moja wena niekontrolowanie przechodzi na postacie z ów serii postanowiłam zmienić nieco tematykę "Białych kruków". Od dzisiaj jest to książka z one - shotami z anime (Jak narazie przewiduje one - shoty z BSD i Hetalii wyłącznie)

Rozdziały z BSD pojawią się, więc spokojnie. Po prostu mam dużo rozdziałów z Hetalii, a że nie chcę, aby książka miała duży a raczej ogromny zastój postanowiłam opublikować one - shoty z Hetalii tutaj.

Wybaczcie ze takie zamieszanie! Mam nadzieję, że macie do mnie wystarczająco cierpliwości ^^ A teraz zapraszam chętnych do czytania.

Pierwsze spotkanie jest ważne. Bowiem masz okazję pokazać się z najlepszej strony drugiej osobie. Spotkanie Kanady i (Nazwa państwa) nie było zaplanowane. Był to jeden z tych przypadków, kiedy zwykły zbieg okoliczności potrafi zmienić całe życie.

Wiosenna noc jest jedną z tych przyjemniejszych. Tego wieczoru Kanadyjczyk odpoczywał na balkonie swojego pokoju hotelowego po ciężkim spotkaniu z innymi krajami. Ciężki dla niego, chociaż przywykł do takich przypadków. Inne kraje jak zawsze ignorowały jego zdanie i obecność.
Wiosennej nocy, kiedy na niebie nie było ani jednej chmury a gwiazdy z księżycem subtelnie oświetlały otoczenie Kanady zdążył się ten rodzaj przypadku. Mając na sobie koszulę, czarną kamizelkę, eleganckie, materiałowe spodnie i marynarkę na ramionach siedział tak w ciszy wpatrzony w księżyc.

- Kim jesteś? - z boku usłyszał głos swojego przyjaciela misia. Mimo, że go nie widział, wiedział że pytanie jak zawsze jest skierowane do niego. Nie chciał odwracać oczu od księżyca na zdziwione oczy małego niedźwiadka, które nie są w stanie zapamiętać go.

- Jestem Kanada--

- Jestem (Nazwa kraju) - rozbrzmiały dwa głosy w tym samym czasie. Matthiew dopiero po usłyszeniu nieznanego głosu odwrócił głowę w bok. Za barierką balkonu stała młoda kobieta o (kolor) włosach sięgających do (długość). Jej głębokie i równie zaskoczone (kolor) oczy wpatrywały się w jego fiołkiwe. Delikatne usta miała rozchylone tkwiąc tak moment w bezruchu. - A... Ach, przepraszam. To musi dziwnie wyglądać... To nie tak, że stałam tutaj i wpatrywałam się w ciebie na prawdę! - wytrąciła się szybko z zamyślenia i jego porywających oczu skrytych za okularami.

- R - rozumiem! Ach... - Kanada wydał z siebie nerwowy śmiech drapiąc się po karku. Momentalnie między dwoma krajami zapanowała dziwna i niechciana cisza. Mały miś usiadł przy sąsiadce Kanady i zaczął drapać barierke zwracając na siebie uwagę.

- Więc... Nie możesz zasnąć? Jest dość późno - spytała blondynka kucając przy niedźwiadku podając mu przez kraty dłoń do powąchania, która zwierzak szybko położył na swojej piszystej sierści.

- Ja... Po prostu chciałem pooglądać gwiazdy - wydukał cicho. W tym samym momencie doszła do niego nieoczekiwana wiadomość. (Nazwa kraju) nie zignorowała go. Ba, sama zaczęła z nim rozmowę! Zaskoczony ponownie zerknął na nią. Bawiła się z lekkim uśmiechem z jego towarzyszem.

- Szkoda przegapić taki widok, prawda? - podniosła na niego spojrzenia. Speszomy i zawstydzony konfrontacją z drugą osobą zwrócił twarz w stronę nieba. Uspokojenie przyniosły mu migoczące gwiazdy i sierpowaty księżyc. Westchnął delikatnie czując jak jego spięte ramiona wreszcie opadają w dół.

- ... Wielka szkoda.
Następnie spotkanie odbyło się na drugi dzień. Z racji tego, że Ameryka postanowił podzielić spotkanie na dwa dni kraje już z samego rana spotkały się wspólnie w jednej sali. Kanada jak zawsze przybył pierwszy zajmując swoje miejsce. Przez kilka następnych minut siedział tak osamotniony przeglądając w ciszy swoje papiery.

- Kim jesteś? - siedzący na kolanach mały miś wydukał z siebie swoje odwieczne pytanie. Jednak tym razem Kanadyjczyk nie zrozumiał pytania jako skierowane do siebie. Mimowolnie podniósł głowę szukając (Nazwa państwa). Poczuł się odrobinę idiotycznie zauważając jej brak. Westchnął ciężko spuszczając wzrok na swojego kompana.

- Jestem Kanada - jak zawsze wymusił na swojej twarzy lekki uśmiech mimo, że jego oczy mówiły kompletnie coś innego. Nienawidził tego uczucia. Kiedy tak bardzo chciał czyjejś obecności i uwagi nie było przy nim nikogo. Albo był ktoś, jednak nie był w stanie go zauważyć.

Powoli zbierały się kolejna państwa. Kanada z niecierpliwością wypatrywał znajomej sylwetki ze wczoraj. Czuł coraz większą pustkę w sobie. Czyżby ostatnia noc przyśniła mu się? Nigdy nie spotkał (Nazwa państwa) z takiej strony? Nigdy nie doszło do spotkania z nią sam na sam na balkonie w świetle księżyca? Zacisnął mocniej dłonie na swoim długopisie.

- Przepraszam za spóźnienie! - głośny, zdyszany głos przerwał jego ponure myśli zmuszając do wzdrygnięcia się i spojrzenia w stronę wejścia. Jest. Stoi tutaj zdyszana od biegu i spóźniona na spotkanie z państwami świata. Pojedyńcze kosmyki spadały niechlujnie na jej twarz a jej strój w niektórych miejscach był kompletnie nie do przyjęcia. Musiała na prawdę pięć minut temu wyjść prosto z łóżka i przebrać się po drodze na sale. Jej policzki oblały się jeszcze bardziej obfitym ramieńcem, kiedy zauważyła oczy wszystkich skierowane na nią. - No co? Powiedziałam przepraszam - mruknęła zamykając za sobą spokojniej drzwi i szukając wolnego miejsca dla siebie.

- Dzień dobry, (Nazwa państwa) - wydukał sarkastycznie Anglia udając całkowitą oazę spokoju. Rzuciła na niego przelotne spojrzenie zmierzając w stronę Kanady. Na jego widok uśmiechnęła się szeroko zajmując miejsce miedzy nim a Ameryką.

- (Nazwa państwa), jeszcze do wczoraj myślałem, że to ja jestem prawdziwym śpiochem, ale chyba podważyłaś moje słowa - zaśmiał się Amerykanin szturchając lekko dziewczynę w ramię.

- Nie musisz się za to martwić o swój tytuł mistrza w jedzeniu największej ilości zestawów z McDonalda - wyrzuciła rozkładając starannie swoje papiery na stoliku.
Mimo, że jej widok uradował Kanade teraz poczuł kłucie w sercu. Ta zwyczajna rozmowa z jego bratem wyglądała tak, jakby dziewczyna zapomniała o nim. Jakby nic się nie stało ostatniej nocy. Może na prawdę był to sen? Tak, to musiał być sen. Według Kanady (Nazwa państwa) była piękna i urocza, więc nie dziwił się, że mial taki sen. Czuł, że mimo wszystko jego policzki rumienią się. Czyżby jego fantazje skierowane były na kraj (Imię)?

- Ziemia do Kanady - dopiero teraz zauważył unoszącą się przed jego nosem dłoń dziewczyny. Spojrzał na jej wielkie, zmartwione oczy. Czyli jednak. Widzi go, co oznacza, że ich spotkanie nie było tylko jego senną fantazją.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Dzień dobry, (Nazwa państwa) - przywitał się uprzejmie z lekkim uśmiechem. Na twarzy jego towarzyszki pojawiła się ulga.

- Dzień dobry, Kanado - rozejrzała się dyskretnie po sali. Nikt nie zwracał na nich uwagi. Wciągnęła powietrze do płuc przymykając oczy. Westchnęła ciężko jakby starała się uspokoić i zebrać myśli. To dziwne zachowanie przykuło uwagę Kanadyjczyka.

- Wszystko w porządku? - spytał nachylając się delikatnie w jej stronę, aby wypatrzeć jej zagubione oczy. Wreszcie spojrzała prosto w jego, hipnotyzujące tęczówki przysuwając się do niego.

- Chciałabym coś zrobić, ale... Potrzebuję twojej zgody - wyszeptała do jego ucha z niebywałą delikatnością w głosie. Blondyn poczuł ogromną falę ciarek na plecach. Jednak mimo wszystko były one przyjemne.

- Hę? M - mojej zgody? - spytał zaskoczony. Pierwszy raz spotyka się z czymś takim. Od kiedy ktokolwiek prosi o jego zgodę. Wypatrując nieoczekiwanych podsłuchów zauważył lekkie wypieki na policzkach (Imię). Zaczął się denerwować widząc takie oblicze dziewczyny.

- Nie mogę ci powiedzieć co chcę zrobić, bo jest to niespodzianka, ale mimo wszystko potrzebuję twojej zgody. Wiem, nie znamy się osobiście zbyt długo, ale... Ufasz mi na tyle, aby wyrazić zgodę? - jej szept stawał się coraz cichszy. Kanada przez moment siedział w bezruchu z twarzą młodej kobiety kilka milimetrów od jego twarzy. Myślał, co okazało się trudne w jej bliskości.

- ... Dobrze. Masz moją zgodę - wydukał niepewnie do jej ucha.

- Hej, (Nazwa państwa), skup się na spotkaniu a nie rozmowie ze ścianą - warknął nieprzyjemnie Anglia. Jego uwaga nie spowodowała zaniku jej dyskretnego uśmiechu z racji odpowiedzi Kanady. Wyprostowała się wstając ze swojego miejsca.

- Nie mówię do ściany - broniła się pewnym siebie głosem. - Rozmawiam z Kanadą, o którym wszyscy zawsze zapominają - dodała zerkając na reakcję Anglika. Według jej przewidzeń zrobiło się mu głupio kiedy zdał sobie sprawę z obecności Matthiew na spotkaniu. Po sali rozbrzmiały szepty. Wszyscy byli zaskoczeni obecnością Kanady.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć, (Nazwa państwa)? Wstałaś tak nagle, więc musisz mieć coś ważnego do powiedzenia - spytał wreszcie Ameryka najgłośniej ze wszystkich.

- Tak... To coś ważnego. Boli mnie fakt, że Kanada jest przez nikogo niezauważalny - zaczęła ze spokojem i stoickim opanowaniem. Sala popadła w większy hałas.

- Dobrze wiesz, że nie robimy tego specjalnie - ktoś powiedział.

- Przepraszam, że tak wyszło, Kanada - ktoś inny powiedział.

- Z całym szacunkiem, ale to nie nasza wina, że nie jest zauważalny. Cały czas siedzi cicho, nie odzywa się i nie próbuje z nikim nawiązać kontaktu. Jak mamy go zatem zauważać skoro sam zgotował sobie taki los? - wreszcie głos zabrało jedno z najsilniejszych państw, Rosja.

- To jakim cudem jestem w stanie zauważyć Kanade mimo, że jest dla was niewidoczny? - spytała nieufnie zakładając ręce na krzyż przy piersi.

- Cóż--

- Wybacz Rosjo, Włochy i Japonio, ale jestem zmuszona odrzucić waszą propozycję współpracy - przerwała Ivanowi co wzbudziło powszechne zaskoczenie i podziw. Kanada zaczął niespokojnie wiercić się na swoim miejscu.

- Wystarczy, (Nazwa państwa) - wydukał cicho łapiąc ją za rękaw. Nagle uświadomił sobie o czym mówiła dziewczyna. Trzy wymienione przez nią państwa wczoraj złożyły jej ofertę ścisłej współpracy. Jednak dzisiaj odrzuca ich propozycję.

- Państwem z jakim chciałabym utworzyć unię personalną jest Kanada - na sali zapanowała cisza. Wszyscy z ogromnym zaskoczeniem wpatrywali się w dziewczynę jak i Kanade. Tak, teraz i on był w centrum uwagi! Jednak ten raz czuł się bardziej niekomfortowo niż którykolwiek w swoim życiu.

- Co?!

Kilka miesięcy potem przygotowania do oficjalnej uni między dwoma państwami dobiegły końca. Wszystkie punkty prawne i ogólnoświatowe były wypełnione. Te miesiące przedstawiciele krajów zdołali spędzić na wzajemne poznawanie się. Mimo swojej pewnej postawy i otwartości (Nazwa państwa) przypominała bardziej Kanade niż jego brata. Występy publiczne, przemówienia, spotkania i zabawy nie były dla niej. Wolała ciepły kąt swojego domu z książką na kolanach. Poza tym jej szef był wielkim miłośnikiem kultury Kanadyjczyków co jedynie zaciśniało ich relację. Kanada zyskał jej przychylność... I pełną uwagę, jakiej sekretnie domagał się od kogokolwiek.

- Kanada? - siedząca obok niego młoda kobieta wychyliła się spod papierów na przeciwległej stronie biurka przy którym również on był zajęty dokumentami.

- Tak? - podniósł na nią spojrzenie fioletowych oczu.

- Żałujesz? - spytała krótko i cicho. Przekszywiła głowę w bok odwracając wzrok gdzieś w kąt pokoju. Blondyn odłożył długopis na bok i wpatrywał się przez chwilę w dziewczynę.

- Czy żałuję naszej unii? - spytał na co (Nazwa państwa) kiwnęła. Myślała, że Kanada żałuję jej wybryku sprzed miesięcy? Kanada nigdy by tego nie żałował. Nie takiego gestu i chęci jakie się za tym kryły. Ona chciała uczynić go z powrotem widocznym dla każdego innego państwa. Aby nikt nie przechodził obojętnie obok niego. Czy to aż tak dużo? Może nie do końca spojrzała na uczucia chłopaka, ale... - Nie żałuję. Ale...
Serce zabiło jej szybciej z charakterystycznym bólem. Wiedziała, że tak to może się skończyć. Mogła lepiej ocenić konsekwencje swojej decyzji. Czuła się głupio. Matthiew zauważył jej zmianę i wyraźne pogorszenie humoru.

- Zbliż się - poprosił z cieniem uśmiechu na ustach. (Imię) posłusznie wykonała jego prośbę podjeżdżając na obrotowym krześle do niego. Usiedli na przeciwko siebie w ciszy obserwując swoje oczy. - Nigdy nie chciałem uwagi całego tłumu, (Nazwa kraju) - odparł z nietypową dla niego powagą.

- C - co? Jak to? Zawsze wyglądałeś na przygnębionego kiedy nie zauważał cię nikt - mruknęła zaskoczona. Czyżby jej dobre zamiary jedynie pogorszyły wszystko? Teraz Kanada czuje się nie komfortowo? Zauważyła bardzo dobrze widoczny stres na twarzy blondyna. Momentalnie spiął się i wciągnął powietrze do płuc.

- Ja... Chciałem uwagi, ale osób, które mogłyby mnie zaakceptować takim, jakim jestem. Tłum często chcę zmienić osobę, ale ja nie chcę się zmieniać a przynajmniej... W taki sposób... Teraz... Osobą, którą chcę, aby mnie zawsze zauważała, akceptowała i... - tutaj zrobił długą pauze, aby zebrać odwagę w sobie na powiedzenie następnych słów. Ona czekała cierpliwie analizując każde jego zdanie. W pewnym momencie Kanadyjczyk jeszcze bardziej się do niej zbliżył i korzystając z jej nieuwagi złączył ich dłonie nie odrywając oczu od jej głębokich i ulubionych (kolor) tęczówek. - I kochała... Jesteś ty... (Imię).

Uderzył ją najpierw fakt, że to o niej mówił w taki sposób. Był zestresowany, ale i zdeterminowany, aby wreszcie wyrzucić z siebie te emocje. Wyraźnie nie przejmował się odrzuceniem. Po prostu nie miał siły ukrywać tego do końca życia. Potem zrozumiała znaczenie jego słów. Chciał jej powiedzieć jak bardzo mocno i głęboko jego miłość jest osadzona w jego sercu. Następnie zauważyła, że nie zwrócił się do niej jako (Nazwa kraju). Jeszcze nigdy nie powiedział jej imienia do teraz. Powiedział je tak prosto ale wygodnie w jego akcencie jakby jej imię było stworzone dla niego i jego języka.
Nie miała czasu dłużej rozmyślać, bo roztrzęsiony Matthiew pociągnął jej dłonie do przodu zmuszając ją do pochylenia się prosto na jego usta. Pocałunek był aksamitnie delikatny, ale przepełniony pasją i miłością. Po chwili został pogłębiony przez Kanade podczas kiedy jego dłonie eksplorowały ramiona, włosy i plecy (Nazwa kraju). Na znak oddania jego uczuć dziewczyna kompletnie rozpłynęła się w pocałunku i wplotła palce w blond loki Kanady uważając na wystający kosmyk. Pieszczota nie trwała długo. Po chwili, z braku tlenu, Matthiew odsunął się lekko od niej stykając się z ukochaną nosami.

- Zostaniesz moją wiecznością? - spytał po czym wyciągnął coś przed siebie czekając na jej reakcję. Obaj posiadali wydajne rumieńce, jednak nie próbowali się przegadywać o to ani wytykać tego dla zabawy. Spojrzała w dół na dłonie ukochanego. Zaskoczona zakryła usta. Ponownie korzystając z jej nieuwagi cmoknął szybko jej czoło. Podniosła zapłakane oczy z pierścionka na Matthiew.

- Tak, tak, tak! - krzyknęła rzucając się w ramiona blondyna. Pomiędzy nimi w dłoni chłopaka czuwał najdoskonalszy symbol ich wiecznej i lojalnej miłości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top