+Bungou Stray Dogs+ Ougai Mori
Okupacja. Coś, co ludzie zawsze chcą uniknąć. Rozgromione wojsko przez wrogie siły, panika, zagubienie, strach, śmierć. Cywile biorący udział w publicznych egzekucjach jako widzowie albo ofiary. Byli tacy którzy nie tracili woli i podejmowali walkę z okupantem. Organizowali zamachy, propagandę, ukryty wywiad.
Do takich ludzi należał generał dawnej jednostki rozgromionej przez wroga. Organizował zamachy, sam brał w nich udział, zajmował się wywiadem, zdobywaniem informacji, szpiegostwem.
Po drugiej stronie znajdowała się ona. Zwyczajny cywil, z pozoru. Znajdowała się na najniższym szczeblu społeczeństwa, niegodziwa, zdradliwa dama z domu publicznego. Ubrana w skąpe suknie z wydajnym dekoltem ozdabiała miejsce swojej pracy. Za pieniądze zabawiała mężczyzn i ich fantazje. Z pozoru. Wszystko było pozorem. Ten dom publiczny, którego właścicielem była pani Kouyou, był siedliskiem szpiegów. Kobiety upijały wrogów kraju, zabierały do pokoi i tam na swój sposób rozdzierały głodnych wrażeń mężczyzn z informacji.
Nie inaczej było dzisiaj. Przed przybyciem generałów wrogiej jednostki kierowniczka domu publicznego spotkała się kapitanem tutejszej jednostki patriotycznej. Ustalili szczegóły przybycia wrogów, ich ilość, godzinę i tym podobne. Przez niemal godzinę Kouyou i Mori rozmawiali w jej gabinecie na ten temat a pracownice szykowały się do pracy.
- To przyjemność współpracować z tobą, Kouyou - kapitan wyłonił się zza drzwi żegnając się z właścicielką. Wymienili przyjazne uśmiechy na rozstanie. Żwawym krokiem zeszła z góry po schodach (Imię), jedna z tutejszych dziewczyn. Zajadała się jabłkiem. Zauważyli się oboje z Ougaiem.
- Mój ulubiony kapitan przyszedł w odwiedziny - zaśmiała się zostając na ostatnim schodku. Oparła się o poręcz wgryzając się w owoc.
- Witaj, (Imię) - przywitał się z teatralnym pokłonem. Ucałował jej dłoń z uśmiechem.
- Do roboty, (Imię). Twoje przyjaciółki już gotowe do wyjścia a ty jak zawsze nie - westchnęła jej szefowa zmęczonym tonem. Ta pracownica zawsze sprawiała najwięcej kłopotów a zarazem była najlepsza w zdobywaniu informacji z mężczyzn.
- Usłyszała, że kapitan przychodzi i nie mogłam się powstrzymać - odparła mrukliwym głosem pochylając się bliżej mężczyzny i rzucając mu porozumiewawcze spojrzenie.
- Właściwie, Kouyou - zaczął podnosząc dłoń pracownicy do góry okręcając ją dwa razy. - Mógłbym ją pożyczyć na moment? - spytał kiedy (Nazwisko) znalazł się blisko niego. Na tyle, że mógł ją objąć a ona zachichotać. Wdzięczna za pomoc w ucieczce z pracy. Starsza kobieta westchnęła mrucząc coś pod nosem z irytacji.
- Znowu? Kto zapłaci za branie mojej dziewczyny, co? - spytała oschle.
- Zapłacę jeśli poddam się pokusie - z tymi sławami skierował się z towarzyszką do wyjścia. Pomachał na pożegnanie właścicielce przed zniknięciem na zewnątrz.
Na ulicach było ponure powietrze przepełnione strachem i śmierciom. Od czasu do czasu odbywały się publiczne egzekucje przypominające o nietrwałości ludzkiego życia. Mori i (Imię) byli skazani przechadzać się mniej używanymi ścieżkami.
- Co to miało znaczyć? Czujesz pokusy przy mnie, kapitanie? - wyszeptała jego tytuł w obawie przed niechcianymi podsłuchami.
- Ale dobrze nad nimi panuje - pogłaskał jej ramię. - Wiem, że mimo zawodu nie kwapisz się do spełniania takich zachcianek na lewo i prawo - dodał cały czas się lekko uśmiechając.
- Mimo to jestem prostytutką - wzięła kolejny kęs jabłka.
- Przyznajmy się, większość twojej pracy to "gra wstępna" podczas której upijasz mężczyznę do nieprzytomności i zdobywasz informacje - prychnął ku jej zaskoczeniu. - Ile tak na prawdę miałaś takich właściwych stosunków, hm? - rzucił na nią okiem. Wreszcie udało mu się zmyć z jej twarzy tą pewność siebie i cwaniactwo.
- Dziewicą nie jestem - wymamrotała mu w twarz.
- Ile?
- ... Sześć - wydukała niechętnie.
- W ciągu?
- ... Pięciu lat - obdarzyła go podirytowanym spojrzeniem. Nie lubiła być w garści. Niestety Ougai wiedział o niej więcej, niż inni. Cóż, to jej wina. Gdyby nie był takim dżentelmenem z przystojną twarzą może by nie ulegała jego dyskretnym zalotom.
- Twoje przyjaciółki taki wynik osiągają w jedną trzecią dnia. Jesteś na prawdę grzeczną prostytutką.
- Nie śmiej się ze mnie. Myślisz, że to lubię robić - rzuciła ogryzek w kąt alejki.
- Myślę, że robisz to z dwóch powodów. Pierwszy, ponieważ nie widzisz się nigdzie indziej bez odpowiedniego wykształcenia. Drugi, ponieważ masz szansę się ze mną widywać - zatrzymał się opierając się o ścianę zimnego budynku. Przyciągnął do siebie (Imię) trzymając jej dłonie w swoich.
- Skromny jak zawsze - prychnęła z uśmieszkiem pod nosem. - Nie za odważnie, panie geniuszu?
- Co do pierwszego powodu jestem pewien. Drugi powód mam nadzieję, że też jest prawdziwy - patrząc jej w (kolor) oczy uniósł jej obie dłonie i ucałował każdy z kłykciów. Był to gest delikatny i czuły, do jakiego nie przywykła kobieta taka jak ona. Następnie zbliżył jej głowę do siebie i cmoknął jej czoło z uśmiechem. Zapewne usatysfakcjonowała go zaskoczona mina kobiety i może lekki rumieniec na policzkach. - Wygląda na to, że mam rację w oby dwóch przypadkach - rzucił z rozbawieniem.
- Co wtedy? Jeśli faktycznie masz rację? - spytała nie tracąc pewności siebie. Nie da mu tak długiej satysfakcji ze swojej, zawstydzonej twarz.
- Porwę cię z biznesu Kouyou i ożenię się z tobą - wtedy (Imię) wpadła w niekontrolowany śmiech. Zgięła się w pół trzymając dłonie na brzuchu a głowę na piersi kapitana. Sam zaśmiał się nieco ciszej ze swoich słów. Może faktycznie przesadził?
- Odważnie, panie geniuszu! - skomentowała starając się uspokoić, ponieważ zaczynał ją boleć brzuch. Spojrzała na niego wyprostowana. - Chciałbyś poślubić prostytutkę? A to ci dopiero gust w kobietach.
- Czemu nie? Mam wybredny gust - wzruszył ramionami, po czym razem ponownie się zaśmiali. Następnie kontynuowali drogę swojego spaceru. Objęci blisko siebie. Razem. Powiadają, że jeśli uda ci się zawstydzić szczerze prostytutkę to jesteś prawdziwym kobieciarzem. Moriemu nie zależało na tej plotce. Wolał zdobyć jedno zmrożone serce niż tuzin zakłamanych.
Zbliżała się noc. Cały dzień zleciał niewiarygodnie szybko w towarzystwie Moriego. (Nazwisko) chciałaby nigdy nie wracać do domu publicznego a zostać z kapitanem, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz. Niestety.
Pomalowana i ubrana w piękną suknie odkrywającą większość jej ciała będzie umilała czas samem generałowi oddziału stacjonującego w mieście. Musi wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Jak zawsze. Na swój, nienawistny sposób. Westchnęła siedząc na kolanach zajętego rozmową generała. Dzisiaj jest cała dla niego. Musi go zabawiać. Głaskała bezuczuciowo jego włosy, dotykała karku i wysilała się na zalotne komentarze i uśmiechy.
Irytowało ją to. To nie była prawdziwa ona. Nie chciała czegoś takiego. Podawała kolejne nalewki alkoholu swojemu klientowi, aby dostatecznie go opić zanim pójdą do sypialni. Chciała najszybciej mieć tą noc za sobą. Dlatego wyszeptała sprośne prośby do ucha generała dzięki, którym udali się na piętro. Mijali pokój za pokojem sprawdzając czy są wolne. (Nazwisko) zabezpieczona z dwie butelki alkoholu ciągnęła za sobą mężczyznę jak spragnionego psa na smyczy.
Kiedy wreszcie dotarli do wolnego pokoju nalała sobie i klientowi po kieliszku wina, który wypił dwoma łykami zanim upadł na łóżko z kobietą. Wtulał się w jej klatkę piersiową, dłońmi błądził po jej ciele jakby chcąc od razu przejść do konkretów. Powstrzymywała go wymyślając coraz to inne zabawy, aby zająć go czymś i wypytać o jakieś plany.
Szło jej dobrze, ale zauważyła, że generał ma swoje fetysze. Zdecydowanie był typem brutala w sprawach łóżkowych. Nienawidziła takich klientów, byli trudni do opanowania. Ona sama lubiła być tą brutalniejszą i sadystyczną. Uwielbiała zaskoczenie wypisane na twarzach klientów, którzy uważali ją za niewinną. Tym więcej motywacji do szybkiego opicia go. W ostateczności miała buteleczkę po perfumach wypełnioną mocnym środkiem nasennym. Od Ougaia. Kochany kapitan.
- Koniec tych zabaw. Przejdźmy do konkretów, skarbie - nieoczekiwanie przyszpilił ją do łóżka i poddusił jedną ręką. Tutaj miarka zaczęła się przebrała. Choć... Nigdy nie przyzna, że lubiła, kiedy to ona była uległą. Tylko wtedy, kiedy tego chciała i... Był to odpowiedni mężczyzna. Nie generał czy żaden inny poprzednik. W oczach wyobraźnie wolała oddać się w ręce... Moriego.
- Poczekaj, tygrysie. Ostatnia lampka wina na rozgrzewkę - wymruczała starając się zabrać jego dłonie z siebie. Nie było to jednak takie proste. Zaczęła odrobinę panikować. Sięgnęła do szafki po buteleczkę, ale była za daleko.
- Nie daj się prosić. Taka... Taka ponętna. Aż się prosisz o mojego...
- Napijmy się. Wino najlepiej smakuję tuż przed - dalej nie ulegała starając się bronić przed stosunkiem. Dopiero po chwili zauważyła postać w pokoju. Tuż za generałem. - Nie daj się prosić - grała na zwłokę, bowiem rozpoznała intruza. Musiała zrobić wszystko, aby nie został zauważony wcześniej, niż było to konieczne. Ostatecznie atak nastąpił szybko. Mori złapał nagiego generała i przyłożył mu szmatkę do nosa. Po chwili szarpaniny wróg opadł na łóżko obok prawie nagiej (Imię). Na szczęście miała na sobie bieliznę.
- Przeszkadzam? - spytał odkładając szmatkę na komodę.
- Nie, skądże. Świetnie się bawiłam, wiesz? - mruknęła szybko nakładając na siebie resztę garderoby. - Kouyou będzie miała kłopoty jak ten gbur wstanie i wszystko sobie przypomni. A kłopoty Kouyou to kłopoty dla mnie - dodała nie mogąc sobie poradzić z suwakiem ze stresu i strachu, który jeszcze nie minął.
- Kouyou zrozumie sytuację. Postawie się w twojej obronie - oznajmił podchodząc bliżej aby pomóc jej z ubraniem się.
- Szarmancko, ale dla niej to uciekające pieniądze. A w tej profesji pieniądze to życie albo śmierć głodowa dla całego domu publicznego - prychnęła tonem kompletnie załamanym. Zadziwiające dla niej zachowanie. Jakby maska jaką zawsze nosiła wreszcie opadła.
- Zdobyłaś informację, więc nie wszystko poszło na marne - starał się ją pocieszyć. Stał za nią, nie był w stanie widzieć jej twarzy.
- Co z tego? I tak jego oddział miał nas na oku. Teraz wydaliśmy się jako szpiedzy - jej głos łamiący się. Pogłaskał jej ramiona ostrożnie.
- Ochronie cię. Proszę, chodź ze mną - chciał ją przytulić, spojrzeć w oczy, pogłaskać jej policzek, otrzeć łzy. Jednak po tym traumatycznym przeżyciu sprzed chwili napinała się pod jego dotykiem. Wiedział, że było to tymczasowe. Nigdy nie brzydziła się jego osobą.
- Co z resztą? Wytropią nas i zabiją wszystkie. Znasz ich aż za dobrze.
- Każe was wszystkie objąć ochroną na ten czas - była spanikowana. Widział promyk nadziei w tej sytuacji. Ale musi chwycić jego dłoń. Sama nie da rady widzieć tej nadziei. - Ale musisz pójść ze mną. Nie zostawię cię teraz samej, rozumiesz? - spytał oczekując jej odpowiedzi. Wahała się. Co z innymi dziewczynami? Co z szefową? Bała się. Potrzebowała oparcia. Jej delikatne serce zamknięte za murem potrzebowało pomocy.
- ... Dobrze.
One-shot na zamówienie kanname-sane . Przepraszam, że to tak długo mi zajmuję. Mam ostatnio dużo weny, ale do innych rzeczy. Został jeszcze jeden one-shot który może też uda mi się dodać dzisiaj bądź najpóźniej jutro. Nawet nie wiem jak mam wam się odwdzięczyć za tak długie czekanie... Jesteście wspaniali, że macie tyle cierpliwości! Kocham was wszystkich, bez wyjątku!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top