+Bungou Stray Dogs+ Akutagawa Ryunosuke
Front to zdecydowanie nie jej miejsce. Obserwowanie z bliska śmierci nie było niczym przyjemnym dla niej, zwykłej pielęgniarki wojennej, która poszła na wojnę za swoim bratem. Teraz kiedy musiała pogodzić się z jego odejściem trwanie tutaj było jeszcze trudniejsze. Dlatego postanowiła jedną, życiową decyzję. Teraz, kiedy w żałobnym nastroju nie widziała sensu walki i zabijania ludzi drugiej strony konfliktu wymyśliła plan ucieczki. Gdyby chciała uciec pieszo nie da rady. Pod ziemią nie ma tuneli, aby się przedostała w bezpieczną strefę. Sprawa wyglądała inaczej z samolotami.
- Jesteś pewna, że dasz radę sterować samolotem samodzielnie? - spytał jej dowódca Kunikida Doppo. Kobieta spakowała torby z zapasami dla innego oddziału stacjonującego spory kawałek od jej jednostki. Przetarła czoło posyłając swojemu przełożonemu szeroki uśmiech.
- Dam sobie radę, byłam szkolona pod tym kątem - zapewniła. Jest świetnym kłamcą, ponieważ Kunikida uwierzył jej i nakazał lecieć. Tak na prawdę (Imię) nigdy nie pilotowała myśliwca, słyszała tylko kilka podstawowych rzeczy od swoich przyjaciół z jednostki. Zamiast zapasów dla innego pługu miała w torbach swoje rzeczy potrzebne do przeżycia. Nareszcie ma tak dobrą sytuację, aby stąd uciec. Nie obchodzi ją to, jak zostanie okrzyknięta po zakończonej bitwie. Zdrajcą, tchórzem, dezerterem. Na wojnę trzeba być przygotowanym i urodzonym. Ona nie należała do takich osób.
Obawiała się, że wystartowanie tak poważną maszyną może być ryzykowne, ale okazało się to proste z jej wiedzą. Z uśmiechem patrzyła jak unosi się coraz wyżej. Zaśmiała się dumnie, ale wtedy spoważniała, kiedy pojawiły się pierwsze turbulencje. Chwyciła mocniej ster i nie wypuszczała go dopóki chwilowa panika nie ustała. Odetchnęła przez jakiś czas lecąc zgodnie z podanym kursem. Miała w zamiarach przelecieć nad jej oficjalnym celem podróży i dopiero zasięgnąć wolności. Zaszyć się gdzieś na odludnej wsi, założyć farmę i przeżyć to z dala od okropności wojny.
Kiedy zaczynała już cieszyć się z powodzenia swojej ucieczki i przeleciała nad bazą docelową coś zaczynało się... Psuć. Poczuła szarpnięcia i duszący się silnik maszyny. Panika uderzyła w jej serce. Zaczęła analizować wskaźniki na panelu. No tak, paliwa starczyło jedynie na dolecenie do oficjalnego celu jej lotu. Przeklnęła na głos siebie i swojego generała za zbagatelizowanie tego niedociągnięcia. Wychyliła się zerkając na skrzydła samolotu. Śmigła zaczynały przestawać działać, jej lot zniżał się a pod nią rozciągał się ogromny las. Spojrzała na swoje torby oraz mechanizm uruchamiający ewakuację. Nie mogła katapultować się ze wszystkimi torbami zważając na fakt, że musi mieć obie ręce wolne do sterowania spadochronem. Wzięła jedną z opatrunkami i lekami po czym przygotowała się do opuszczenia spadającego samolotu. Odczekała chwilę i... Już po chwili rozłożyła spadochron będąc w powietrzu. Wybraną torbę ściskała pomiędzy swoimi nogami patrząc jak za kilka, dobrych minut jej maszyna runie na drzewa zapalając się.
Kobieta, mimo problemów z drzewami, wylądowała bezpiecznie na ziemi z kilkoma niegroźnymi zadrapaniami tu i ówdzie. Jej plan nie poszedł zgodnie z oczekiwaniami. Teraz zostaje sama w lesie o zmroku. Wybuch na pewno zwabi uwagę oby dwóch stron tutejszego konfliktu i ani jednej nie miała zamiaru spotkać. Musiała rozgrzać się przy ognisku i obmyślić nowy, tym razem pewniejszy plan ucieczki z frontu. Nie tracąc ani chwili dłużej rozgościła się w małym urwisku po korzeniach drzewa, które runęło ze starości.
(Imię) siedziała skulona przy ognisku rozgrzewając się i rozmyślając nowy plan. Dzięki swojemu wszechstronnemu zainteresowaniu była w stanie określić swoje położenie i kierunki poprzez położenie gwiazd i księżyca. Liczyła, że podróż wzdłuż lasu nie będzie aż tak trudna i nikogo nie napotka po drodze. Liczyła również na jedzenie zdobyte w lesie. Prowiant zapewne spłoną wraz z samolotem. Została sama z bronią, nabojami oraz zapasem medycznym.
Miała nowy plan. Z samego rana wyruszy na północ gdzie powinna znaleźć wioskę na obrzeżu lasu. Tam znajdzie jedzenie a może uda jej się nawet zdobyć środek transportu i z przystankami po drodze przekroczyć granice.
- Musi się udać... Musi - mamrotała pod nosem chcąc podnieść samą siebie na duchu.
- Wątpię w to - wzdrgnęła się wyjmując z ukrycia swój pistolet. Odwróciła się w lewo, jednak zanim cokolwiek zrobiła zobaczyła inną lufę przystawioną do jej czoła. Jej właściciel nie był jej bliżej znany, ale w migoczącym świetle ogniska zauważyła, że miał mundur wrogiej jednostki. Wstrzymała oddech opuszczając broń. Ze wstrzymanym oddechem przeanalizowała nowicjusza.
Był wysoki o szczupłej postawie. Czarne włosy z białymi końcówkami, ciemne oczy, blada skóra. Twarz pozbawiona emocji. Czarny mundur, jak ubranie śmierci wybierającej się na spotkanie z przeznaczeniem. Przy boku miał szable. W dłoni pistolet przywarty do jej czoła. Przełknęła ślinę zaczynając myśleć nad tą sytuacją.
- Jeden, fałszywy ruch a zastrzelę jak psa, szpiegu - zagroził znowu zyskując jej uwagę. Nie myślała ani chwili dłużej. Będzie walczyć o swoje marzenia. Wystrzeliła jedną kulę prosto w nogę wroga. Ten runął na ziemię dając jej szansę na zgarnięcie torby oraz ucieczkę w las. Mijając kolejne drzewa napotkał ją kolejny niespodziewany ruch. Zza jednego z nich wyłonił się inny człowiek atakując ją szybkim uderzeniem w brzuch. Adrenalina i okropny ból pokiereszowanych wnętrzności sprawił, że straciła przytomność upadając na twardą, zimną ziemię.
Ach... Szlag by trafił jej plany. Każdy wie, że nie jest dobrym strategiem.
Kiedy się ponownie obudziła była w bazie swojego wroga. Przywiązana do słupa, bezbronna i głodna. A przede wszystkim przerażona. Znowu widok żołnierzy, baraków, ćwiczeń, broni. Znowu znajomy widok wojennych ziem. Po kilku minutach przybył do niej sam generał stacjonującego tutaj oddziału i zaczął wypytywać o różne rzeczy. Powtarzała, że nie zamierzała szpiegować a uciec z frontu, nie ukrywała tego faktu. Było jej wszystko jedno co o niej pomyślą, jeśli nie uznają jej za nic przydatnego i nie wypuszczą ją po dobroci sama będzie podejmowała próby ucieczki. Mówiła również, że jako szary żołnierz nie miała styczności z wysoko postawionymi strategami i generałami, aby znać przyszłe plany swojego oddziału.
Niestety została zmuszona zostać. Może im posłużyć za szantaż. Ougai Mori, generał całej jednostki pozwolił jej po kilku tygodniach obserwacji swobodnie poruszać się po całej bazie, jednak zapewnił, że uciekanie za bramę zagwarantuje jej śmierć i jednocześnie koniec marzeń o wolności. W swoim czasie zasłuży sobie na wypuszczenie wolno. Nie mogąc usiedzieć w miejscu wykonywała drobne rzeczy porządkowe na terenie obozu ignorując chamskie zaczepki żołnierzy. Odpowiadała na ich ciekawski i podejrzane pytania z otwartością. Nie miała nic do ukrycia.
- Puszczaj mnie! - warknęła szarpiąc się ponownie ze swoim strażnikiem, nikim innym jak osobą, którą postrzeliła w nogę podczas pamiętnej nocy. Akutagawa dostał zadanie, aby mieć ją cały czas na oku, nie uciekała oraz nic jej się nie stało a swoje zadania wykonywała sumiennie. Tym razem przyłapał ją na kolejnej próbie ucieczki. Jego noga zdołała wydobrzeć, została jedynie uraza do osoby, która wystrzeliła kulę.
- Dobrze wiesz, że jest to zbędne. Przestań się opierać, mało ci, że generał zapewnił cię, że prędzej czy później cię wypuści? - mruknął niechętnie nie zamierzając jej wypuścić wolno.
- A ja powtarzałam, że to niczego nie zmieni i dalej będę uciekać! - buntowała się zaciskając mocno dłonie na ramionach swojego opiekuna. Zgrzytała zębami starając się uciec z jego silniejszych rąk.
- Zwykły tchórz i słabeusz nie ucieknie od tak sobie - popchnął ją na jedno z drzew aż jąknęła z nagłego bólu. Nie ruszyła się obserwując go uważnie. - Odpuść i pogódź się ze swoim losem.
- Nigdy? - odszczekałaś postanawiając poszukać lepszej sytuacji do ucieczki. Odkleiła plecy od kory i ostrożnym oraz czujnym krokiem odeszła w głąb obozu ignorując ostre a niektóre znudzone spojrzenia innych żołnierzy. Niektórych faktycznie nudziły jej próby. Ryunosuke postanowił mieć ją dalej na uwadze. Nie wiadomo kiedy zorientuje się, że ciemnowłosy akurat nie będzie na nią patrzył.
Podczas posiłków żołnierze biesiadowali razem w jednym baraku. Mieli do dyspozycji dość dużo miejsc dla siebie a posiłki były skąpe ale bogate w witaminy i tłuszcz. Jedynymi ludźmi którzy nie przesiadywali w grupie był Akutagawa oraz (Imię). Zazwyczaj siedzieli blisko siebie nie rozmawiając a czasami nawet nie przy jednym stoliku a sąsiednich. Tym razem było inaczej. (Nazwisko) postanowiła przerwać ich cichy konflikt i usiadła nie na przeciwko a tuż przy Akutagawie. Rzucił jej podejrzliwie i oschłe spojrzenie. Westchnęła sfrustrowana odkładając na moment jedzenie na bok.
- Słuchaj. Mamy swoje zadania. Ty pilnujesz mnie i wypełniasz rozkazy generała a ja chcę tylko stąd odejść - powiedziała z powagą. Akutagawa siedział cicho jakby niewzruszony jej słowami. - Może... Postaram się mniej uciekać... I przeprosić za postrzelenie nogi - speszyła się mówiąc coraz ciszej. Jej towarzysz przerwał jedzenie zerkając na nią kątem oka. Dalej nic nie mówił. - Więc... Przepraszam.
- Mówiłaś coś?
- ... Przepraszam.
- Hm... - mruknął jedynie na jej słowa. Rzuciła mu spojrzenie mówiące "serio? To wszystko na co cię stać?". Prychnęła wracając do jedzenia.
- Przynajmniej mam odwagę przeprosić za akt samoobrony - dodała pod nosem dość gburowato. Liczyła na więcej od swojego ochroniarza.
Po tym geście faktycznie częstotliwość jej prób ucieczki zmniejszyła się a zamiast tego postanowiła dowiedzieć się więcej o Akutagawie. Więcej rozmawiali a po walkach była tą osobą, która oglądała i opatrywała jego rany. Ich relacje zaczęły nieznacznie się ogrzewać do tego stopnia, że byli w stanie normalnie rozmawiać bez krzyczenia na siebie.
- Niektórzy mówią, że jesteś samolubna - zwrócił jej pewnego wieczoru uwagę. Szli wzdłuż muru jakby robili jeden z obchodów. (Imię) spojrzała na twarz swojego rozmówcy. Westchnęła ciężko.
- Dlaczego?
- Minęło pół roku a ty dalej chcesz uciec jak szalona osoba z psychiatryka. Nie myślisz o innych, którzy przywykli do twojego głupkowatego zachowania - odpowiedział obojętnie.
- To samolubne pomyśleć po tylu latach o sobie? Żołnierz nie może myśleć o sobie, tylko o swoim kraju. To miła odmiana nie myśleć o wszystkim i wszystkich a o sobie już tak, wiesz? - posłała mu swój promienny uśmiech. Wydawał się taki... Zdrowszy. Jeszcze kiedyś nie różniła się od innych żołnierzy. Nie uśmiechali się w ogóle a jeśli już to robili gest przypominał bardziej chory grymas umierającego starca.
Tak. Żołnierze nie myślą o sobie. Myślą o wolności kraju ale nie o sobie. To prowadzi ich do takich... Chorych gestów, wyglądu i myśli. Wcale nie walczą o wolność wszystkich. Bo co zostanie z wyszarpanego z morałów worka mięsnej papki? Nawet Ryunosuke zdawał się podważać swoje zasady po tak długim okresie na froncie.
- ... Jesteś na prawdę samolubna.
Po kolejnym miesiącu sytuacja zmieniła się. Z dnia na dzień pozycja obozowiczów podupadła, wroga im strona zdobywała coraz więcej terenu. Byli zmuszeni się wycofać. Wtedy... Generał przyszedł do (Nazwisko) oznajmiając że daje jej upragnioną wolność. Ma jechać z wieśniakiem z niedalekiej wioski z dala od nich szukając swojego spokoju na wielkim świecie. Dał jej pozwolenie na wzięcie najpotrzebniejszych rzeczy na drogę. Musiała stąd jechać jak najszybciej.
Oczekując wozu przy bramie wjazdowej wydawała się zamyślona. Nie pasowała do tłumu spieszących się ludzi do ewakuacji. Wreszcie była wolna. Powinna się cieszyć. Poczuła nagle szturchnięcie w ramię. Obejrzała się w bok. Obok stał jej dotychczasowy ochroniarz.
- Zapomniałaś - podał jej zapakowane śniadanie na jakie nie przyszła zajęta pakowaniem. Podziękowała mu z uśmiechem. Oczekiwała że pójdzie sobie jak zawsze to robił, ale został i w ciszy jej się przyglądał.
- Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale dobrze spędziłam ten czas tutaj. Dzięki tobie - krzyżowali ze sobą spojrzenia. - Na początku byłeś strasznym gburem, nienawidziłam cię. Jednak potem zacząłeś nabierać kolorów w moich oczach i-- - zanim mogła skończyć ciemnowłosy objął ją jednym ramieniem i zbliżył do siebie. Może jej się wydawało, ale chyba jego usta lekko musnęły jej czubek głowy. Początkowo stała tak w jego objęciu zbyt zaskoczona, ale po ocknięciu się podniosła na niego wzrok.
- Też miałem... Dobry czas z tobą - przyznał niewyraźnie. Lekko zawstydzona odwróciła wzrok intensywnie nad czymś myśląc. Dziwny był fakt, że mężczyzna nie wypuszczał jej nawet wtedy gdy powiedział swoje nieśmiałe słowa.
- ... Jedź ze mną - powiedziała po minucie grobowej ciszy. Drgnął delikatnie aby zobaczyć jej wyraz twarzy. Wyglądała na dość zdesperowaną i smutną. - Chcę żebyś pojechał ze mną. Tam będzie lepiej niż tutaj. Moglibyśmy dzielić się obowiązkami na wsi, zarabiać na życie, pomagać sobie i mieć swój dom--
- Front to mój dom - przerwał jej.
- Och przestań. Widzę, że od dłuższego czasu wmawiasz sobie te słowa nie do końca w nie wierząc.
- Skąd możesz wiedzieć co myślę--
- Twoje oczy. Zdradzają wszystko - zmarszczyła błagalnie brwi. Zacisnęła palce na jego ramionach. - Chcę jechać stąd z tobą. Akutagawa.
- Nie wyjadę stąd. Jestem... Jestem im potrzebny...
- Komu? To wojna. Tutaj nic nie jest potrzebne tak jak chaos i śmierć! Proszę... Nie rób tego.
- Jesteśmy inni. Ty poradzisz sobie poza frontem, ja nigdy. To moje miejsce, mój dom - brama otwarła się a do środka wjechał starszy mężczyzna ze starą przyczepą ciągniętą przez dwa konie. Odsunęli się na bok.
- Możesz to zmienić. Możesz żyć poza wojną tylko... Musisz ze mną jechać. Pomogę ci. Pomożemy sobie nawzajem - zapewniała z coraz bardziej depresyjnym wyrazem twarzy. Do oczu cisnęły jej się łzy. Czy zdoła zmienić jego zdanie? On sam czuł wielki ból w sercu widząc jej twarz w takim grymasie agonii. Rozejrzał się szybko i sięgnął do kieszeni.
- Miej to przy sobie. Zawsze. Nie zdejmuj tego nawet przy najzwyczajniejszych okazjach, rozumiesz? - podniósł jej rękę wyjmując z kieszeni srebrną obrączkę. Była w nieciekawym stanie, na pewno stara, bez zdobień. Wślizgnął skromną biżuterię na jeden z jej palców.
- Co z tobą?
- ... Po wojnie. Znajdę cię. Wtedy znajdziemy wspólny spokój - oznajmił kiedy na jego twarz wreszcie wypłynął pewien niespotykany grymas. Jakby ból zmieszany z promykiem nadziei i ogromnego smutku. Po wojnie... Po wojnie.
Po tym emocjonalnym pożegnaniu i wyładowaniu prowiantu (Imię) sama wyjechała ze starcem do jego wioski. Z niej na podarowanym jej koniu i rozklekotanej bryczce udała się dalej w kierunku granicy. Po przekroczeniu jej znalazła małe miasteczko gdzie zarobiła na życie. Osiadła w niej na jakiś czas i ponownie ruszyła w drogę w głąb kraju.
Znalazła swoje miejsce na wsi daleko od wojny. Za dom służył jej stary budynek z drewna, który z czasem rozbudowywała stawiając czoła wszystkim niepowodzeniom. Przez ten cały czas miała na palcu pamiątkę i świadectwo obietnicy Ryunosuke. Znajdując swoje miejsce na świecie zaczęła swoje czuwanie. Czekała na koniec wojny. Po drodze o jej względy ubiegało się kilku mężczyzn, ona ich skutecznie odrzucała czekając na swojego jedynego. Po zakończeniu wojny czekała na przybycie Akutagawy.
Czekała, czekała i czekała. Mijały lata. Starzała się. Pojawiały się na jej twarzy pierwsze zmarszczki i oznaki starości. Nie traciła wiary. Dalej przed oczami miała jego twarz. Na wspomnienie o ich wspólnych przygodach śmiała się uroczo. Nawet teraz, leżąc w łóżku bez sił uśmiechała się do siebie przywołując wszystkie te rzeczy. Otaczał ją spokój. Wolność.
Wreszcie. Doczekała się. Ujrzała swojego ukochanego. Kiedy zamknęła oczy po raz ostatni w swoim życiu, zobaczyła go przed sobą. Niezmiennie gburowatego realistę z sercem otoczonym grubym murem po to, aby nikt nie zranił go. Wreszcie byli razem.
One-shocik na zamówienie Red_Wolf_Pl mam nadzieję, że nie zawiodłam cię :/
Nie mam nic więcej do powiedzenia na swoje wytłumaczenie o tych publikacjach a raczej o i częstotliwość... Nie mam nic na obronę siebie, wybaczcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top