❀ Rozdział 16 ❀

Rose spokojnie głaskała Biszkopta, kiedy usłyszała stukanie w okno. Odwróciła się i dostrzegła śnieżnobiałą sowę wlepiającą w nią spojrzenie żółtych oczu. Ruszyła aby ją wpuścić, a po chwili Hedwiga wleciała do sypialni, machając zamaszyście wielkimi skrzydłami.

Nie mogła zaprzeczyć, że ucieszyła się na widok sowy Harry'ego. Od wczorajszego ataku dementorów zdążyła wysłać już z tysiąc listów, ale i tak nie wiedziała nic o tym jak jej przyjaciel się trzyma.

Sowa zahuczała, lądując na blacie biurka. Biszkopt na jej widok zaczął podskakiwać radośnie, zachowując się trochę jak pies. Hedwiga była jednym z nielicznych zwierząt, które jej kot akceptował. Do jej nóżki przywiązane były aż cztery kawałki pergaminu, co zaciekawiło Rose. Co Harry mógł mieć im tak ważnego do przekazania? Zobaczyła że każdy z nich był zaadresowany kolejno do niej, Rona, Hermiony i Syriusza. Szybko rozwinęła list do siebie.

Dopiero co zaatakowali mnie dementorzy i mogą mnie wyrzucić z Hogwartu. Chcę wiedzieć co się dzieje i kiedy się stąd wydostanę.

Rose przeczytała całą wiadomość kilkukrotnie. Spodziewała się takiego listu już od dawna, jednak wiedziała, że nie mogła na niego odpowiedzieć. Była w kropce.

Natychmiast zaczęły zjadać ją wyrzuty sumienia. Rozumiała całą złość Harry'ego i bardzo mu współczuła. Co gorsza, czuła się nawet winna za jego złe samopoczucie, ale wiedziała że nie mogła opisać mu w liście całej sytuacji. Nie miała pojęcia co teraz zrobić, więc postanowiła że najlepiej będzie, jak zajmie się Hedwigą, aby kupić sobie trochę więcej czasu. W końcu musiała przebyć długą drogę, pewnie była zmęczona.

Odrzuciła list i chciała pogłaskać zwierzę po główce, jednak ta dziobnęła ją w palec, gdy tylko zbliżyła do niej rękę.

- Auć - syknęła i przetarła palcem widoczne wgłębienie na wierzchu jej nadgarstka. - Poczekaj, Hedwigo, poproszę Rona o jakieś przysmaki dla sów, musisz być głodna.

Zanim dotarła do drzwi, usłyszała za sobą huk. Odwróciła się z szybko bijącym sercem i zobaczyła jak Hedwiga zrywa się do lotu i szarżuje prosto na nią. Instynkt kazał jej uciekać, więc otworzyła drzwi i szybko ruszyła w stronę sypialni Rona.

A Hedwiga zaraz za nią.

Westchnęła, czując jak sowa śnieżna ląduje jej na ramieniu, a chwile potem doświadczyła mocnego ukłucia w bok głowy. Odwróciła się do Hedwigi, która patrzyła na nią spode łba.

- Co się stało, Hedwigo? To ja, znasz mnie przecież - powiedziała, a gdy zbliżyła rękę by zobaczyć czy nie jest czasem ranna, znów została dziobnięta, tym razem o wiele mocniej. Strużka krwi pociekła po przedramieniu Rose.

Po kolejnych kilku podobnych sytuacjach zrzuciła Hedwigę z ramienia i zaczęła szybkim krokiem iść gdziekolwiek. Sowa wciąż leciała za nią, co zaczynało być już nie tylko dziwne, ale też irytujące.

W tym momencie na korytarzu pojawił się Syriusz oraz Remus Lupin, jego najlepszy przyjaciel i były profesor Rose w Hogwarcie. Obaj śmiali się z czegoś głośno, do momentu w którym dostrzegli zaistniałą sytuację.

- Co się dzieje?

- Harry nasłał na nas wściekłą Hedwigę - Na twarzy Rose pojawił się zdeprymowany uśmiech. - No, i przy okazji listy. Syriuszu, to dla Ciebie.

Podała mu kawałek pergaminu podpisany jego imieniem, a wtedy Hedwiga dostrzegła dwóch mężczyzn.

Zupełnie omijając skołowanego Lupina, podleciała do Syriusza i zaczęła wbijać w niego nienawistne spojrzenie, co jakiś czas dziobiąc jego lśniące czarne włosy.

- Akysz! - Syriusz zamachnął się na nią, bezskutecznie.

- Rzeczywiście trochę agresywna - zaśmiał się Remus, szukając czegoś za pazuchą swojego płaszcza. Otrzymał od przyjaciela zirytowane spojrzenie.

- Przymknij się, Luniu, i pomóż mi z tą sową...

Lupin wyciągnął różdżkę i wykonał nią płynny ruch, działając na Hedwigę zaklęciem spowalniającym. Dzięki temu łatwo unieruchomili sowę i wsadzili ją do klatki razem z miseczką wody i jedzeniem.

- Wszystko w porządku, młoda? - zapytał Syriusz, patrząc ze zmarszczonymi brwiami na jej przedramię, gdzie widniało mnóstwo zakrwawionych ranek po dziobie Hedwigi.

- Och - wymsknęło się jej, oglądając swoją rękę. Zagryzła policzek od środka, czując nieprzyjemne pieczenie. - Zaraz rzucę jakieś zaklęcie, powinno zniknąć.

- Znasz zaklęcia lecznicze? - zainteresował się Lupin.

- Coś tam potrafię - odparła z lekkim uśmiechem, który odwzajemnił.

- Może ja to zrobię. Nie to, że nie wierzę w twoje umiejętności - wyjaśnił od razu, widząc jej zaskoczone spojrzenie. - Syriusz mówi, że w tym domu nie działa namiar, ale lepiej nie kusić losu.

- Lunio jak zawsze przezorny - Syriusz roztrzepał mu włosy ręką, tak jakby mieli wciąż po siedemnaście lat.

Lupin spojrzał na niego zirytowany.

- Za to ty wciąż jesteś niepoważny, Łapo.

Syriusz zaśmiał się, ale szybko spoważniał i popatrzył na Lupina porozumiewawczo.

- Możesz przyjść zaraz, Rose, pomogę ci z tą ręką - powiedział Remus, po czym prędko opuścił korytarz.

Tymczasem Syriusz oparł się o czarną komodę i westchnął.

- Nieźle cię załatwiła. Pewnie Harry kazał jej dopilnować, że od razu odpiszemy na jego wiadomość. Musisz mu podziękować.

Mężczyzna trochę posmutniał na myśl o swoim chrześniaku, z którym nawet nie mógł się widywać, bo ten musiał mieszkać z mugolami.

- Harry niedługo tu przyjedzie, Syriuszu. Już za kilka dni wszystkiego się dowie, da radę. Jest dzielny - Rose poklepała Syriusza po ramieniu ze współczuciem.

- W końcu. To musi być ciężkie, nie wiedzieć nic i nie móc nic zrobić.

Rose nie odpowiedziała, tylko zamyślona pokiwała głową. To był absurd, że to Harry był najbardziej zamieszany w tę sytuację, a jako jedynego jeszcze go tu nie było.

- Ciężki rok go czeka w Hogwarcie. Ludzie będą reagować różnie. Wielu stwierdzi, że Harry bredzi dla popularności. Rose, mam do ciebie prośbę - spojrzał na nią, jego szare oczy były teraz tak poważne, że dziewczyna aż zacisnęła usta. - Wiem, że to będzie wymagające i wcale nie łatwe. Ale to ważne.

- Mamy go wspierać - zgadła Rose, a Syriusz skinął głową.

- Będzie was bardzo potrzebował. To ciężki czas. Nie dajcie mu odczuć, jakby był w tym wszystkim sam. I możecie czasem mu przypomnieć, że ja też jestem zawsze dla niego, aby pomóc. Powiem mu, żeby do mnie pisał.

Powiedział to w taki sposób, że nie sposób było przeoczyć, jak bardzo ważny dla Syriusza jest jego chrześniak. Mimo że Rose nie spodziewała się teraz takiej rozmowy, chciała dać mu gwarancję, że zatroszczą się o Harry'ego.

- Przyjaźnimy się, Syriuszu. Nigdy nie zostawimy go samego - odparła stanowczo.

- Wiem, Rose. Jesteś młodą, rozsądną czarownicą. I przy tym dobrym człowiekiem - rzekł Syriusz i uśmiechnął się do niej, z czymś w rodzaju rodzicielskiej troski. - Ufam, że z Hermioną o niego zadbacie. A Ron... On samą swoją obecnością dużo Harry'emu daje.

- Jest z nim zdecydowanie najbliżej. Ale on wie, co ma robić. Nikt tak dobrze nie zna Harry'ego jak Ron.

Syriusz skinął głową. Teraz, kiedy zrzucił z twarzy swój typowy uśmiech, widać było, że cała ta sytuacja go gryzła.

Krajało jej się serce na myśl, że mimo że Syriusz tak kocha Harry'ego, nie będzie mógł się z nim widzieć prawie cały rok szkolny. Na pewno wolałby być obok niego i sam zadbać o jego komfort w tej ciężkiej sytuacji. Obiecała sobie zrobić wszystko, aby nie musiał się o niego tak martwić.

- Syriuszu, zrobię wszystko, co w mojej mocy. Harry będzie miał wsparcie - powiedziała, zakładając pasmo włosów za ucho. - I na pewno nie będzie trzeba mu mówić, aby do ciebie pisał. Zastępujesz mu ojca i Harry to docenia.

Patrzyła jak mężczyzna uśmiecha się lekko, tyle że nie był to ten zadziorny uśmiech, który często przybierał. Teraz widać było w nim wzruszenie.

Szybkim ruchem przytulił ją. Nie spodziewała się tego, ale, ku jej zaskoczeniu, nie było to niezręczne, a trochę tak, jakby ojciec przytulał córkę. Oparła głowę na jego ramieniu i poczuła jak łzy napływają jej do oczu

Było jej tak szkoda Syriusza... On chciał tylko chronić ważnych dla niego ludzi. A los zgotował mu takie piekło, że dziwiła się, jakim cudem był w stanie wciąż się podnosić.

- Jakby działo się coś o czym powinienem wiedzieć, napisz mi, Rose. Mam nadzieję, że Harry też będzie pisał, ale obawiam się, że może nie chcieć mnie martwić. Liczę na ciebie.

❀❀❀

Przybycie Harry'ego na Grimmauld Place 12 było dość... burzliwe. Chłopak nie był wcale zadowolony z rozkazu Dumbledore'a, co okazał wrzeszcząc na trójkę swoich przyjaciół tak głośno, że gdyby nie zaklęcia ochronne, ich mugolscy sąsiedzi na pewno by go usłyszeli. Na szczęście, po jakimś czasie przestał się na nich gniewać, a Hedwiga nie dziobała już ich za każdym razem gdy się do niej zbliżyli. Okazało się bowiem, że to rzeczywiście on nasłał na nich sowę, która wzięła polecenie swojego właściciela znacznie poważniej niż powinna.

Pomijając ciągłe sprzątanie, dni spędzone w kwaterze głównej były bardzo miłe. Co za tym idzie, koniec wakacji nastał o wiele wcześniej, niż się tego spodziewali. Rose właśnie kierowała się do sypialni swojej, Hermiony i Ginny, wesoło niosąc w ręku trzy zapieczętowane koperty.

- Przyszły tegoroczne listy z Hogwartu! - zawołała, rozdając współlokatorkom ich listy. Otworzyła swój, jednak jak się spodziewała, nie znalazła tam nic co by wyjątkowo ją zainteresowało.

Nagle Hermiona pisnęła, a pozostałe dwie dziewczyny spojrzały prędko w jej stronę.

- Dostałam odznakę prefekta! - zawołała, rumieniąc się ze szczęścia.

Widząc jak jej najlepsza przyjaciółka się cieszy, Rose uśmiechnęła się szeroko. Niezbyt zaskoczyła ją ta sytuacja, Hermiona była wręcz idealnym materiałem na prefekta. Była mądra, rozsądna, prawie nigdy nie łamała regulaminu...

...Dokładnie taka, jaką chcieliby moi rodzice, dokończyła w myślach, czując bolesne ukłucie w okolicach klatki piersiowej.

Nie to że ona nie była dobrą uczennicą. Jej wyniki dryfowały gdzieś pomiędzy tymi Hermiony, a tymi Rona i Harry'ego, sytuując ją w grupie raczej tych lepszych uczniów. Nie zazdrościła Hermionie odznaki, po prostu bolała ją myśl, że jej rodzice być może woleliby jej przyjaciółkę jako swoją córkę.

Szybko odgoniła od siebie te nieprzyjemne myśli, po czym podeszła do Hermiony i objęła ją mocno.

- Gratulacje!

- Fred i George nie dadzą ci teraz żyć - wtrąciła Ginny, poklepując Hermionę po ramieniu. - Gratki!

- Idziemy zobaczyć jak u chłopaków? - zaproponowała Rose.

- Dobry pomysł. Ginny, idziesz?

- Nie, dzięki. Posiedzę tutaj i pomyślę nad sensem mego istnienia, gdy nie jestem prefektem - zaśmiała się rudowłosa.

Kiedy razem z Hermioną wyszły na korytarz, ta natychmiast zerwała się by dopaść do sypialni chłopców. Z gardła Rose wydobyło się ciche Ej! Rzuciła się do biegu za przyjaciółką.

- ...Ron jest prefektem, nie ja - usłyszała głos Harry'ego, dochodzący zza wpółotwartych drzwi. Weszła do środka, stając zaraz za rozwianymi włosami Hermiony.

- Ron? - powtórzyła Hermiona. Opadła jej szczęka. - Ale... jesteś pewny? To znaczy...

Rose spojrzała na przyjaciółkę, która w pierwszej chwili jeszcze nie zdawała sobie sprawy jak niedobrze to zabrzmiało. Potem przerzuciła wzrok na twarz Rona, a ta z każdą sekundą wydawała się coraz bardziej sposępniała.

- W liście jest moje nazwisko - powiedział cicho.

- Ja... - wyjąkała zupełnie oszołomiona Hermiona. - Och, Ron gratuluję! To naprawdę...

- Wielka niespodzianka - wpadł jej w słowo George.

Hermiona próbowała wyplątać się z tego wszystkiego, tłumacząc że wybranie Rona na prefekta wcale nie jest takim zaskoczeniem. Wtedy do pokoju wpadła Molly Weasley, zupełnie nie zwracając uwagi na zgromadzenie w sypialni Rona i Harry'ego i zaczynając swój monolog.

Kiedy dowiedziała się że jej najmłodszy syn został oficjalnie prefektem zdawała się być wniebowzięta. Bliźniacy wydawali odgłosy, jakby zbierało im się na wymioty, a Rose wówczas zwróciła uwagę na wyraz twarzy Harry'ego. Mieszało się na niej dużo emocji, niekoniecznie pozytywnych, przez co zaczęła się trochę niepokoić.

Po jakimś czasie pani Weasley wyszła, Hermiona i bliźniacy również, przez co Rose została sama z chłopakami. Przez cały ten czas siedziała cicho, jedynie obserwując całą sytuację. Zrobiło jej się szkoda Rona przez to, że nikt go nie doceniał, a jego bracia wciąż się z niego śmiali.

- Gratulacje - powiedziała podchodząc do Rona i cmokając go delikatnie w policzek, przy tym wznosząc się na palce. Posłała mu najbardziej promienisty uśmiech na jaki było ją stać i z dziwną satysfakcją dostrzegła pojawiające się na jego policzkach czerwone plamki.

- Tobie też gratuluję - Rose złożyła na policzku Harry'ego pozornie taki sam pocałunek.

- Czego? - spytał Harry, patrząc na nią z niezrozumieniem.

- Tego, że dalej żyjesz - odparła udając całkowitą powagę i usłyszała parsknięcie Rona z drugiego końca sypialni. Zniżyła głos do szeptu. - Żartuję oczywiście, jesteś świetny. Wszystko w porządku, Harry?

- No tak, a co? - Harry spojrzał na nią dziwnie. Rose wiedziała, że kłamał.

Wolała jednak nie naciskać, tym bardziej nie teraz. Być może to tylko nic nie znacząca drobnostka, a ona jak zwykle wyolbrzymiała sprawę?

- To dobrze - rzekła z uśmiechem. - To wybaczcie, chłopaki, ale pójdę już.

I wyszła, zamykając za sobą drzwi, które musiały mieć już ze dwieście lat. Ron w tym czasie był kompletnie oszołomiony wszystkim co zdarzyło się w ciągu ostatnich minut, choć najbardziej ucieszył go ten niewinny buziak od Rose.

❀❀❀

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top