❀ Rozdział 1 ❀
Kocie oczy lśniły w półmroku, gdy centkowany dachowiec skakał po meblach z jasnego drewna. Zeskoczył z szafy, przeszedł wzdłuż półki, tak że jego trójkolorowe futro ocierało się o książki, a następnie wskoczył wprost na blat biurka, przy którym ktoś siedział. Kocur usiadł na kawałku pergaminu i popatrzył się na swoją właścicielkę
- Biszkopt... - westchnęła dziewczyna, kiedy kot pyszczkiem wytrącił jej z ręki pióro. - Dałbyś mi czasami coś zrobić.
Biszkopt zamruczał, potulnie łasząc się do jej dłoni. Dziewczyna pogłaskała go pod brodą, wywołując głośne mruczenie. Pokazała mu język i uśmiechnęła się do niego. Zawsze gdy to robiła, jej oczy w chłodnym odcieniu niebieskiego błyszczały radośnie i mimo chłodnego koloru, prezentowały się bardzo miło.
Porcelanową twarz Rosalie zdobiły delikatne rysy, a drobne ramiona były okalane przez kosmyki skręconych, czarnych włosów. Wciąż wyglądała trochę dziecinnie, zapewne za sprawą nieco pulchnych policzków.
Usadziła Biszkopta na swoich kolanach i wróciła do pisania wypracowania. Pochyliła się nad grubą księgą i prędko zaczęła skrobać na pergaminie, aby jak najszybciej skończyć. Wciąż były wakacje i nikomu nie chciało się pisać długich i wyczerpujących prac. Początek września zbliżał się jednak nieubłagalnie, a razem z nim kolejny rok w Hogwarcie.
Naprawdę nie pojmowała, jak funkcjonowała przed dowiedzeniem się o istnieniu czarów. Teraz magia była jej drugim imieniem, różdżka drugą ręką, a Hogwart drugim domem. Wolała nawet nie myśleć, co by teraz robiła gdyby nie ta szkoła. Całe jej życie wyglądałoby totalnie inaczej, a teraz pewnie nie pisałaby o magicznych eliksirach, a o czymś związanym z biologią lub jakimś innym przedmiotem, który Rose pamiętała z mugolskiej szkoły.
- Rose, kochanie! - Do jej uszu dobiegł donośny, kobiecy głos, który wywołał u niej kolejne westchnienie rezygnacji.
Zdjęła Biszkopta z kolan i przełożyła na łóżko,
- Co tam, mamo? - spytała Rose, przekraczając próg kuchni.
- Chyba coś do ciebie.
Pani Willis o krótkich blond włosach wskazała drżącym palcem za okno, gdzie siedziały dwie sowy. Jako mugolka, kobieta wciąż była nieprzyzwyczajona do czarodziejskich środków komunikacji, więc odskoczyła odruchowo na drugi koniec kuchni, gdy jej córka wpuściła ptaki do środka. Chwilę później mruknęła coś cicho i pospiesznie opuściła pomieszczenie.
Jedna sówka od razu wpadła w ramiona Rose, popiskując radośnie. Brunetka rozpoznała w niej Świstoświnkę, sowę jej przyjaciela, Rona. Drugi ptak, dostojny puchacz o brązowawym ubarwieniu piór, jedynie czekał aż dziewczyna odwiąże mu list od nóżki. Rose nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyła dobrze znaną jej pieczęć w kształcie lwa, węża, orła i borsuka wokół ozdobnej litery H. Cudownie było znowu zobaczyć tę kopertę.
Biszkopt przybiegł czym prędzej, aby zobaczyć co sprawiło taki hałas, a jego narwana kocia natura spowodowała, że prawie wyskoczył przez okno wyganiając ze swojego domu sowę z Hogwartu. Rose nawet nie zdążyła dać jej wody, więc miała nadzieję że ptak jakoś sam sobie poradzi
Świstoświnka nic sobie z tego nie zrobiła, za to ciągle przypominała jej o swojej obecności, dziobiąc ją przyjacielsko w policzek. Odwiązała od jej nóżki mały kawałek pergaminu, ignorując centkowanego kocura rzucającego się u jej stóp.
Rose, mój tata zjawi się u ciebie o siódmej. Do zobaczenia niedługo!
Ron
❀❀❀
Jeszcze tego wieczoru Rose stanęła na pagórku we wsi Ottery St. Catchpole, a jej oczom ukazał się wysoki dom rodziny Weasleyów. Prowadziła do niego długa kamienista ścieżka, a wokół były same pola, tylko w oddali dało się zauważyć kilka innych domów. Razem z Arturem Weasleyem, ojcem rudzielców, który odebrał ją z jej rodzinnego domu, szli jeszcze przez jakieś dziesięć minut, rozmawiając o niedawno rozgrywanych MIistrzostwach Świata w quidditchu.
Kiedy w końcu udało się dotrzeć na duże podwórko, pan Weasley poklepał ją po plecach.
- Witaj w Norze, Rose - Rozejrzał się dookoła. - Hej, Fred, George! Podejdźcie tu i pomóżcie z tym kufrem!
Dwójka chłopców, którzy właśnie wyłonili się zza szopy na miotły spojrzeli po sobie i zgodnie z poleceniem podeszli. W między czasie ich ojciec odszedł do garażu, umieszczonego za domem Weasleyów.
- Cześć - powiedzieli równocześnie. Ich twarze zdobiły identyczne uśmieszki, a płomiennorude włosy sięgały do ramion.
- Jak tam wakacje? - spytała Rose po uściskaniu bliźniaków, kiedy razem ruszyli w stronę domu.
- Było okej - odparł George. - Ale mistrzostwa...
- Mistrzostwa Świata były wspaniałe! - uzupełnił Fred.
O mistrzostwach Rose wiedziała tylko z listów od swoich przyjaciół, gdyż jako mugolaczka, w swoim rodzinnym domu nie miała żadnych informacji na temat świata magii. Na jej nieszczęście, mecz Irlandii z Bułgarią wypadał w dniu, w którym jej rodzice postanowili zabrać ją na wakacyjny, kilkudniowy wyjazd. Nigdy nie była bardzo zainteresowana quidditchem, więc aż tak bardzo nie żałowała.
Przy wejściu do Nory sięgnęła po klamkę, kiedy nagle drzwi bez jej pomocy otworzyły się szeroko, a przed oczami śmignęły jej ognistorude włosy.
- Fred, George, mama chce... - zaczął Ron, kiedy jego spojrzenie w końcu padło na dziewczynę. Uśmiechnął się szeroko. - Rose!
Nawet nie zdążyła się przywitać, bo na szyję rzuciła jej się Hermiona, która była najbliższą jej osobą od pierwszego roku w Hogwarcie. Mocno przytuliła przyjaciółkę, której burza włosów częściowo zasłoniła Rose pole widzenia. Jako że była wyższa, zdołała dostrzec nad jej głową Harry'ego, do którego się uśmiechnęła.
Kiedy tylko Hermiona wypuściła ją z uścisku, poszukała wzrokiem Biszkopta. Dostrzegła tylko brązowoczarny ogon znikający szybko za drzwiami wejściowymi. Popatrzyła na Hermionę, której kot, Krzywołap, grzecznie spał na kanapie.
- Pewnie zobaczył jakiegoś gnoma - Hermiona wzruszyła ramionami. - Może pomoże z odgnamianiem.
- Jak pani Weasley mnie za niego nie wyrzuci z domu, to chyba dam mu jakąś nagrodę.
- No co ty, ona cię uwielbia - wtrącił Ron, patrząc za okno kuchenne. - O, chyba właśnie dorwał jakiegoś gnoma. Chociaż nie wiem, czy to nie nasza kapusta. Najwyżej tylko kot wyleci, ty raczej zostaniesz.
Rose pobiegła, aby uratować kapustę pani Weasley i wróciła z centkowanym kocurem na rękach. Nie był zadowolony, że został złapany na gorącym uczynku, ale Rose zignorowała go, przepraszając Rona za uszkodzenie kapusty. Naturalnie, Ron miał gdzieś tę kapustę.
- Idziemy już na górę? - spytał Harry, gdy Rose została wyprzytulana przez Molly Weasley, matkę rudzielców, która na szczęście nie widziała kapuścianego incydentu.
Nikt nie musiał oprowadzać jej po Norze, znała ją już bardzo dobrze. W każde wakacje przyjeżdżała tu chociaż na jeden dzień i musiała przyznać, że lekko zazdrościła Weasleyom tak cudownej atmosfery w rodzinnym domu. Ona była jedynaczką, jej rodzice dużo pracowali i mimo że wiedziała że ją kochają, byli dla niej bardzo surowi.
Tutaj było zupełnie inaczej. I nie wiedziała czy bardziej cieszyła się z tego, że tu jest, czy z tego że w końcu może zobaczyć się z trójką najlepszych przyjaciół jakich mogłaby sobie wymarzyć.
- Chodźcie na chwilę do mojego pokoju - zaproponował Ron, kiedy Hermiona skierowała się do sypialni, którą dziewczyny dzieliły z Ginny.
Pokój Rona znajdował się najwyżej, bo aż na piątym piętrze i Rose szczerze współczuła wspinania się po tylu schodach codziennie. Pomieszczenie to krzyczało kolorem pomarańczowym, wszystkie ściany były poobklejane plakatami Armat z Chudley. Rose usiadła na łóżku Harry'ego i jej uwagę przyciągnął najnowszy plakat, z tegorocznych finałów Mistrzostw.
- Musicie mi w końcu opowiedzieć o tych mistrzostwach - stwierdziła, kiedy wszyscy usiedli. Harry, Ron i Hermiona popatrzyli po sobie, tak że poczuła się jakby palnęła jakąś głupotę. - Co? Coś się stało?
- No, właśnie o tym musimy porozmawiać. Ale nie o meczu. Stało się coś niepokojącego, o czym nie chcieliśmy ci pisać, aby porozmawiać z tobą jak już przyjedziesz - zaczęła Hermiona.
Rose poczuła jak stopniowo ogarnia ją nieprzyjemne odczucie. A potem opowiedzieli o śmierciożercach, mrocznym znaku, o wszystkim co wydarzyło się tamtej nocy.
❀❀❀
Hermiona zaprowadziła ją do sypialni Ginny, już bez Harry'ego i Rona, którzy zostali na górze. Rose zmartwiła się całą tą sytuacją, ale potem trochę pogadali o luźniejszych tematach, o wakacjach, o powrocie do Hogwartu i trochę ją to odprężyło. Poza tym, pocieszał ją fakt, że ministerstwo będzie dalej działało w tym temacie.
Kiedy weszła do pokoju za Hermioną, spostrzegła Ginny siedzącą na łóżku przy oknie.
- Oh, hej - powiedziała rudowłosa, patrząc na Rose znad jakiejś ogromnej księgi. Minę miała raczej ponurą. Jej nieszczęsny wizerunek potęgowała tafla rudych, prostych włosów, które zasłaniały jej twarz gdy pochylała się, pisząc coś na pergaminie.
- Hej, Gin!
Coś zamiauczało pod drzwiami, więc Rose otworzyła Biszkoptowi, który dopadł Krzywołapa i zaczął go obwąchiwać. Następnie czarnowłosa zajęła trzecie, ostatnie wolne łóżko i położyła obok niego swój kufer.
- Więcej tych kotów nie macie? - zapytała sarkastycznie Ginny, patrząc jak jej pokój staje się mini schroniskiem. - Krzywołap jeszcze chociaż jest grzeczny, śpi cały dzień, ale...
- Wywalę go na noc na podwórko. Niech pozwiedza, może się uspokoi - Rose pogłaskała swojego kocura, który zamruczał głośno. - Zazwyczaj jest grzeczniejszy, naprawdę. Jest w nowym miejscu, pewnie dlatego jest pobudzony. W Hogwarcie zawsze śpi, normalnie jakby nie było kota.
- Może zostać, przecież żartowałam. Lubię go. Zachowuje się trochę jak pies - odpowiedziała i zaczęła bawić się z Biszkoptem, przesuwając palcem po pościeli. Ten od razu pomknął na jej łóżko i zaczął skakać na jej rękę. Rudowłosa zaśmiała się.
Biszkopt szybko się znudził i wrócił do swojego starszego kolegi, Krzywołapa, który nie zachowywał się jakby był zachwycony jego towarzystwem. Ginny ponownie pochyliła się nad księgą, a po jakichś trzech minutach zapytała:
- Może pomóc ci się rozpakowywać? - posłała jej błagalne spojrzenie. Wzrok Rose padł na pergamin którym się zajmowała i okazało się nim być wypracowanie - ledwo zaczęte wypracowanie. Nie zdążyła nawet otworzyć ust, gdy wtrąciła się Hermiona.
- Ona nie musi się rozpakowywać, jutro jedziemy do Hogwartu. A nawet gdyby musiała, to ja bym jej pomogła, bo ty musisz w końcu skończyć to pisać, Ginny!
Ginny przewróciła się oczami i ponuro wróciła do pisania.
- Z czego piszesz? - spytała Rose, a dziewczyna podała jej dopiero co napoczęte wypracowanie. - Jeju, historia, współczuję.
Rudowłosa pokiwała głową.
- Zaraz, przecież my w tamtym roku pisaliśmy dokładnie to samo! Binns się nie postarał... Mogę ci później z tym pomóc.
- Ale to później - Hermiona pociągnęła Rose za ręce, tak aby usiadła na jej łóżku. - Musimy pogadać, nawet nie wiesz, ile mam ci do opowiedzenia, nie o jakimś lataniu na miotle, tak jak Harry i Ron.
- Lataniu na miotle? - oburzyła się Ginny.
- no, Ginny też - dodała do wcześniejszego Hermiona. Rose zaśmiała się i położyła się na brzuchu, podpierając głowę na ręku.
- No tak. Śmiało, plotkujcie sobie, kiedy ja będę pisać rolkę pergaminu dla Binnsa.
- To chodź do nas, Gin, ale nie licz, że to za ciebie napiszę - powiedziała Hermiona, podsuwając się, aby zrobić miejsce. Zwróciła się do Rose. - Od dwóch dni marudzi, a napisała prawie tylko wstęp. Zwariować można.
Ginny przewróciła oczami i wskoczyła na łóżko Hermiony, na którym mocno ściśnięte leżały we trzy.
Po jakimś czasie drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a do pokoju wparowali uśmiechnięci bliźniacy, a zaraz za nimi Ron i Harry.
- Gramy w Eksplodującego Durnia? - zapytał Fred.
Nawet gdyby chciały odmówić, nie miały szans, bo Fred i George nie czekali na odpowiedź. Jeden z bliźniaków już rozdawał karty.
Niestety na jednej kolejce się nie skończyło. Czwórka Weasleyów, Rose, Harry i Hermiona grali jeszcze przez długi czas rozmawiając i śmiejąc się razem. Właśnie za to Rosalie tak bardzo uwielbiała przebywać u nich w domu - nie miała rodzeństwa, a oni skutecznie jej je zastępowali. Nawet nie wiedziała kiedy minęło te kilka cudownych godzin, aż wreszcie pani Weasley w środku nocy nocy wstała, aby zagonić ich do łóżek.
❀❀❀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top