Prolog
W pomieszczeniu panował zaduch. To i tak był cud, że tyle osób zmieściło się na 60m². Wśród osób na parkiecie, a ściślej mówiąc w salonie, znajdował się Tormod. Nastolatek nagle poczuł czyjś dotyk na ramieniu. Szybko się obrócił.
– Tor – zaczął jego najlepszy przyjaciel, Neran. – Przed chwilą dzwoniła twoja mama. Kazała ci wracać. Dostała nagłe wezwanie do szpitala, a nie ma kto zostać z Grace.
Tormod kiwnął tylko głową i pożegnał swojego przyjaciela. Zaczął zastanawiać się czemu jego mama zadzwoniła do Nerana zamiast do niego. Przypomniał sobie jednak, że zapomniał telefonu z domu.
Kiedy ubierał kurtkę podszedł do niego mocno wstawiony Chris, kolega z klasy.
– Stary, czemu już się zawijasz? Impreza jeszcze się nawet nie rozkręciła! – wybełkotał nastolatek.
Tor w duchu przekręcił oczami. Nie rozumiał jak można się tak nawalić, kiedy następnego dnia trzeba iść do szkoły. Jednak zrobił dobrą minę do złej gry i uśmiechnął się do kolegi.
– Muszę wrócić pilnować młodszej siostry. Chociaż i tak miałem już wracać. Rano mam trening.
– Oh... no dobra. Ale zanim wyjdziesz, musisz spróbować tego niemieckiego piwa! Jakaś laska je przywiozła. Niebo w gębie – powiedział i podał mu czerwony kubeczek z ciemną cieczą.
– Może innym razem. Powinienem już iść. Mama na mnie czeka.
Chris popatrzył krzywo na niego i stanął zasłaniając drzwi.
– Stary, jeden łyczek. Inaczej cię nie wypuszczę – potwierdzając to oparł się o drzwi.
Tormod westchnął tylko. Wiedział, że z Chrisem nie wygra. Wziął od niego kubek i upił trochę cieczy. Gorzki alkohol rozgrzał go trochę. Fakt piwo było dobre, ale nie przyznał tego na głos. Spojrzał na Chrisa i oddał mu kubek. Ten z uśmiechem na twarzy odsunął się od drzwi.
Po chwili Tor był już na dworze. Chłodny wiatr rozczochrał jego jasne włosy. Włożył ręce do kieszeni kurtki i ruszył w stronę domu. Mógł pojechać autem, ale jego dom znajdował się trzy przecznice dalej, czyli jakieś 10 minut wolnym spacerkiem. Jednak chłopak ruszył szybkim krokiem. I tak stracił za dużo czasu rozmawiając z Chrisem.
Nagle poczuł dziwny ból w okolicach klatki piersiowej i brzucha. Nie przejął się tym zbytnio, za bardzo się śpieszył. Dosłownie sekundę później zrobiło mu się ciemno przed oczami, a ból nagle stał się nie do zniesienia. Zgiął się w pół trzymając się rękoma za brzuch. Starał się głęboko oddychać. Nie miał bladego pojęcia co się z nim dzieje. Ból przyćmił mu inne zmysły i nie mógł myśleć logicznie.
Ostatnie co zobaczył to jasnoniebieskie światła. Później ból minął i nastała ciemność.
Hejka wszystkim!
Witam was w nowym opowiadaniu, które jest jednoznaczne z moim powrotem. Nie wiem co z niego będzie, ale jak na razie mam jakiś szkic.
Także, jakby ktoś zauważył jakiś błąd to byłabym wdzięczna za poprawienie go.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top