štirinajst (14)
Przepraszam, że długo nie było rozdziału, ale pisałam matury i byłam nieco zajęta. Miłego czytania!
***
- Rozmawiałaś w ogóle z rodzicami? - zapytał Peter, stawiając przed siostrą szklankę z drinkiem.
- Nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Rozmawiałam tylko chwilę z Domenem.
- Co mówił?
- Nic ciekawego - odpowiedziała, upijając trochę trunku. - Nikt nie porusza tematu tego, co się stało.
- I naprawdę nie sądzisz, że przesadziłaś?
- A ty uważasz, że to zrobiłam? - uniosła brew.
- Nie - westchnął po dłuższej chwili milczenia. - Nie przesadziłaś, powiedziałaś prawdę. Jednak mnie też nieco dziwiło twoje zachowanie.
- Dziwiło? Więc już nie dziwi?
- Nie - wzruszył ramionami. - Cieszę się, że nie żyjesz tylko po to, aby podobać się rodzinie. I jeszcze bardziej cieszę się, że żyjesz tak, jak tobie się to podoba. Z tą wielką, szaloną, spontaniczną i niespodziewaną miłością. Będzie ciekawie.
- Kocham cię, Pero, ale skończ pierdolić.
- Mówię prawdę - bronił się. - To wtedy wszystko się zaczęło. Żyj sobie tak, jak ty tego chcesz i bądź szczęśliwa. Zawsze będę cię w tym wspierać.
- Dziękuję - podniosła się, aby mocno przytulić brata.
- Mieszkasz teraz u Anze, prawda?
- Tak - powiedziała cicho.
- W porządku. Jakby co, to zawsze jesteś tutaj mile widziana.
- Dobra, koniec czułości - powiedziała Mina, wchodząc do pomieszczenia. - Mamy dosyć siedzenia w kuchni. Poza tym, pizza przyszła.
- Nikt nie kazał wam siedzieć w kuchni - oburzyła się Katia. - Sami sobie wymyśliliście, że rodzeństwo musi poważnie porozmawiać.
- No właśnie widzę, jak poważnie rozmawiacie - wskazała na butelkę wódki, postawioną na środku stołu.
- Alkohol rozwiązuje wszystkie problemy - powiedział mądrze Peter, a po chwili się roześmiał. - To co, Anze? Kieliszeczek?
- Ktoś musi wrócić do domu.
- Możecie zostać na noc - zaproponowała Mina. - Tak jak ostatnio.
- Możemy - powiedziała Katia, patrząc na Anze.
- Muszę jeszcze coś załatwić dzisiaj - uśmiechnął się przepraszająco. - I wolałbym, żebyś była ze mną.
- Pewnie - odpowiedziała dziewczyna. - To co? Zjemy na spokojnie, dopije sobie i będziemy się zbierać?
- Myślę, że tak - zgodził się.
- Ale wszystko w prządku? - zapytał podejrzliwie Peter.
- Tak, oczywiście - odpowiedział szybko chłopak, uspokajając starszego. - To tylko formalność.
- Okej - mruknął Peter. - Zabierajcie się do jedzenia. O, zapomniałem też pochwalić tatuaży. Są naprawdę świetne.
***
- To tylko formalność, co? - zachichotała zauroczona dziewczyna. - Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że będziemy w Paryżu. W centrum Francji, do cholery!
Anze zaśmiał się głośno, chociaż samemu ciężko było uwierzyć, że stoją na samym szczycie Wieży Eiffla, oglądając panoramę miasta pośród zachodzącego słońca.
- To było paskudnie spontaniczne - zgodził się, przytulając mocniej dziewczynę.
- Zdążyłam zauważyć - powiedziała. - Nawet Peter i Domen nie wiedzą, gdzie jestem. Kilka godzin temu byłam jeszcze w Słowenii!
- Ronnie sam nie wiedział, że tak wyjdzie. Mieli już zabukowane bilety, opłacony apartament i niektóre atrakcje. Szkoda by było, jakby to wszystko miało przepaść. Nie wiem czemu pomyślał o nas, ale w sumie dobrze zrobił. Odpoczniemy od tego wszystkiego.
- Od dragów też?
- Od dragów przede wszystkim - obiecał, a później westchnął. - Powinnaś pogodzić się z rodzicami.
- Wiem. Nie rozmawiałam z nimi od ponad tygodnia, tak samo jak z Domenem. Dokładnie trzy dni temu rozmawiałam ostatni raz z Peterem, kiedy u niego byliśmy.
- Nie powinno tak być - powiedział.
- Nie myślmy teraz o tym, dobrze? - poprosiła. - Najlepiej zaklnijmy ten moment, jak wilka w naszych tatuażach.
- W porządku - uśmiechnął się. - Jesteśmy we Francji, Katia.
Dziewczyna roześmiała się głośno, słysząc niedowierzanie w głosie chłopaka.
- Tak, jesteśmy we Francji. Mieście, którego nawet nie lubimy, a teraz czujemy się tutaj naprawdę dobrze. I zewsząd słysząc ten znienawidzony język, z którego zawsze się śmialiśmy.
- Los jest jednak przewrotny - powiedział komicznie. - Myślisz, że są tutaj jacyś Słoweńcy?
- Krzyknij coś, to się dowiemy!
Anze zaczął wrzeszczeć różne, całkowicie wyrwane z kontekstu słowa w ojczystym języku. Dziewczyna mocno się śmiała, próbując go uciszyć, a ludzie mijali ich, kręcąc politowaniem głową. Po chwili ktoś głośno puścił muzykę, zagłuszając jego wrzaski. Chłopak oburzył się, robiąc złą minę, jednak nie utrzymał jej długo, parskając śmiechem.
Powiedz mi coś dziewczyno, czy jesteś szczęśliwa w tym nowoczesnym świecie? Czego potrzebujesz więcej? Czy jest coś jeszcze, czego szukasz?
Spadam, we wszystkich dobrych czasach odczuwam pragnienie zmiany, a w złych czasach lękam się siebie.
- Pani pozwoli - ukłonił się żartobliwie, wyciągając do niej dłoń.
Dziewczyna chwyciła ją, aby po chwili zostać przyciągniętą do jego ciała. Kołysali się w rytm muzyki, nucąc cicho. Kilka osób bez wątpienia przyłączyło się do nich, tańcząc w różnych, całkowicie niepodobnych do siebie stylach.
- Mogłoby być tak zawsze, naprawdę - powiedziała, wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Mogłoby - westchnął.
Powiedz mi coś chłopcze, czy nie jesteś zmęczony próbując wypełnić tę pustkę? Czego potrzebujesz więcej? Czy nie jest trudno utrzymać to tak mocno?
Spadam, we wszystkich dobrych czasach odczuwam pragnienie zmiany, a w złych czasach lękam się siebie.
- Młodość - powiedziała cicho starsza kobieta, opierając głowę o ramię swojego męża i przyglądając się tańczącym parom.
- Tak, kochanie, młodość - westchnął mężczyzna, obejmując swoją ukochaną. - My też kiedyś tacy byliśmy. Zwariowani, szaleni z miłości i z chęci bycia sobą.
Anze uśmiechnął się lekko do starszych ludzi, całując Katię w czubek głowy. Może mężczyzna miał rację? Może właśnie tak jest? Nigdy nie zaznał żadnej miłości, ewentualnie suche przywiązanie. Uważał, że nie jest stworzony do tego uczucia, a tym bardziej nigdy nie będzie gotowy do dzielenia się nim z inną osobą.
Jednak teraz, stojąc w samym centrum cholernego Paryża, tak wysoko, że mógłby dotknąć nieba, wiedział, że wszystko, czego kiedyś kurczowo się trzymał, rozpłynęło się. Mógł się wypierać, kłócić się sam ze sobą. Mógł wmawiać sobie, że nie wie czym jest miłość i nie umie jej rozpoznać. Jednak podświadomie był pewien, że przepadł całkowicie. Zakochał się w Katii. Po prostu ją kochał.
Katia spojrzała w górę, jakby odczytując jego myśli. Natrafiła na przenikliwe, niebieskie oczy Anze i uśmiechnęła się. Pocałowała krótko chłopaka, zamykając przy tym oczy.
Wypływam na głęboka wodę, popatrz jak się zanurzam, nigdy nie ujrzę dna. Przenikając do obszarów gdzie gdzie nikt nam nie zada bólu.
Jesteśmy teraz daleko od tej płycizny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top