šestindvajset (26)
Wiecie, że powoli zbliżamy się do końca? Ja ciągle nie mogę w to uwierzyć!
***
Anze bawił się palcami, niezmiernie się nudząc podczas słuchania mozolnego głosu kobiety po pięćdziesiątce. Próbowała ona nakłonić kogokolwiek z całej grupy do opowiedzenia swojej historii, jednak nie przynosiło to żadnych efektów. Nie dziwił się, że nikt nie był chętny, bo w końcu kto chciałby opowiadać całkowicie obcym ludziom o swojej spapranej przeszłości?
Sam siedział w czapce i okularach, jak najbardziej starając się, aby nikt go nie poznał. Cała ta grupa wsparcia nie miała w jego przypadku żadnego sensu i żałował, że zgodził się w niej uczestniczyć. Poświęcił się jednak dla Julijany, robiącej wszystko, aby czuł się jak najlepiej wychodząc z nałogu. Prawda, sam też chciał jak najszybciej skończyć z dragami, chociaż coraz częściej łapał się na tym, że nawet nie ciągnie go do tego świństwa. Czuł się źle, pojawiały się u niego syndromy odstawienia, jednak wszystko to dało się szybko oszukać nikotyną, która mimo że szkodliwa, przynosiła ulgę. Niczym jednak nie potrafił opanować pustki i tęsknoty, którą czuł bez obecności Katii.
Wstał energicznie, podejmując szybką i spontaniczną decyzję. Nie zamierzał spędzić w tym miejscu ani chwili dłużej. Przewodnicząca grupy, czyli wcześniej wypowiadająca się starsza kobieta, spojrzała na niego w szoku. Reszta uczestników przyglądała mu się raczej z ciekawością lub była obojętna jego poczynaniom.
- Nie możesz od tak sobie wyjść! - krzyknęła za nim kobieta, kiedy ruszył w stronę wyjścia.
- Nie mogę? - parsknął. - No to popatrz.
Otworzył drzwi, wychodząc na korytarz i kierując się do głównego wyjścia, jednak zawrócił, słysząc, że kobieta wybiega za nim.
- Terapia nie będzie przynosiła efektów, jeśli będziesz opuszczał spotkania!
Nie przejął się w ogóle jej skrzeczącym głosem, stojąc w drzwiach sali z której chwilę wcześniej wyszedł.
- Chciałbym tylko powiedzieć wam wszystkim, żebyście walczyli, bo kurwa, jest o co. Macie przed sobą całe życie - powiedział, cofając się i wpadając na zdenerwowaną przewodniczącą. - A pani jeszcze tutaj? Nie ma pani czasem grupy do poprowadzenia?
- Oczywiście, że mam - oburzyła się. - Walczę po prostu o twoją przyszłość!
- Bez obrazy, głęboko wierzę w to, że poradzi sobie pani z tymi ludźmi, a bardziej w to, że oni sobie poradzą, jednak na mnie ta terapia nie ma żadnego wpływu. Dla mnie ratunek jest tylko jeden.
- Jaki ratunek? O czym ty mówisz, chłopaku?
- Mówię o Katii. Ona jest moim jedynym ratunkiem.
Wyszedł z pomieszczenia, a następnie z budynku i zapalił papierosa, zaciągając się mocno. Westchnął cicho, wybierając numer Domena, który odebrał po kilku sygnałach.
- Dzieńdoberek, bracie - usłyszał wesoły, choć zaspany głos chłopaka. - Nie powinieneś być na spotkaniu?
- Powinienem, właśnie z niego uciekłem. Przyjedziesz po mnie?
- Uciekłeś? - roześmiał się nastolatek.
- Nie tędy droga - odparł, również cicho się śmiejąc.
- W porządku. Będę po ciebie za jakieś piętnaście minut, okej? Opowiesz mi wszystko.
Anze podziękował szybko, rozłączając się i chowając telefon do kieszeni. Usiadł na schodku, czekając na przyjaciela i oparł głowę o poręcz. Nie wiedział czy robi dobrze, jednak w tym momencie wydawało mu się to jedyną słuszną drogą, aby wszystko naprawić.
***
- Nie powinnaś być na jakimś odwyku? - zapytał, obserwując profil dziewczyny. - To znaczy wiesz, nie uważam, że w twoim przypadku to konieczne, po prostu najczęściej tak się to kończy. To jeden z procesów leczenia.
- Pewnie powinnam - zgodziła się. - Jednak tak naprawdę nigdy nie trafiłam do szpitala, więc cała procedura była raczej zaburzona. Przebywałam w domu pewnego lekarza, a on postanowił dać mi drugą szansę. Pomógł mi na własną rękę i jestem mu z tego powodu ogromnie wdzięczna.
- Spotkałaś na swojej drodze dobrego człowieka - uśmiechnął się Liam.
- Tak naprawdę spotkałam go na swojej drodze już dawno i to właśnie to sprawiało, że postanowił mi pomóc. Dużo mi opowiadał, kiedy jeszcze byłam bardzo słaba, nie mogłam podnieść się z łóżka. Również później, abym mogła zrozumieć co w ogóle dzieje się wokół mnie. Jedna z takich historii była o małej dziewczynce, która była nieuleczalnie chora. Była tylko kilkuletnim dzieckiem, nie rozumiała, dlaczego jest inna niż rówieśnicy, którzy ją odtrącali. Odsuwali się, kiedy przy nich siadała, bali się jej, bo nie miała włosów, nie bawili się zabawkami, którymi ona wcześniej się bawiła. Aż któregoś dnia napatoczyła się zasmarkana gówniara, dokładnie w takim samym wieku jak ta dziewczynka, płakała, bo jeden z chłopców ciągnął ją za warkocze. Usiadły obok siebie i zaczęły budować zamki z piasku.
- To ty byłaś tą drugą dziewczynką, prawda?
- Tak, chociaż podczas jego opowiadania nie zdawałam sobie z tego sprawy. Powiedział mi, że pokazałam jego córce prawdziwe życie, kiedy skakałyśmy razem po drzewach czy biegałyśmy w deszczu. Raz nawet obcięłam połowę swoich włosów, aby za pomogą kleju przykleić je do głowy przyjaciółki - zaśmiała się przez łzy. - Zmarła niedługo później. Nigdy się o tym nie dowiedziałam, myślałam, że po prostu wyjechali. Dopiero teraz poznałam prawdę, kiedy ten lekarz dał mi drugie życie, tak jak ja dałam je jego córce dawno temu.
- Nie mam nawet słów, aby opisać to, co teraz czuję. Z jednej strony życie to pieprzony dar, ale z drugiej robi wszystko, żeby cię złamać. Dlaczego ta dziewczynka musiała umierać? Akurat wtedy, kiedy znalazła przyjaciółkę? I dlaczego moja córeczka zmarła, nie przeżywając nawet godziny? To tylko pokazuje, że ze wszystkiego musimy wyciągać wnioski i mimo wszystko żyć. Iść do przodu, żyjąc za tych wszystkich, którym nie jest to już dane.
Katia nie odezwała się, patrząc w dal. Spędziła tutaj już kilka dni, coraz częściej dochodząc do wniosku, że życia nie da się zrozumieć. Chciała ułożyć sobie wszystko w myślach, poukładać swój umysł, jednak tego po prostu zrobić. Mogła po prostu do tego odpocząć, ale wiedziała, że wszystko co przeżyła już zawsze będzie z nią. Jedyne, co musi zrobić, to przyjąć to do wiadomości i z powrotem zacząć żyć, tworzyć nowe realia, które pokryją złe wspomnienia. I siedząc na tych skałkach wiedziała już, że jest gotowa do powrotu, ponieważ cholernie tęskniła za ludźmi z którymi może dalej budować swoje życie. Obawiała się jednak, że sprostanie im będzie bardzo ciężkie.
- Wyjeżdżasz za pięć dni, prawda? - zapytała cicho.
- Tak, rano przyjdę tutaj namalować ostatni obraz, a później wyjeżdżam.
- Co będziesz robił?
- Najpierw pójdę pożegnać moją żonę i córeczkę tak, jak powinienem zrobić to już dawno. Później wrócę do mieszkania, stało puste przez rok, więc zdecydowanie będę miał co w nim robić. Myślałem, żeby otworzyć coś w rodzaju swojej galerii, opisać nieco swoją historię, ten rok tutaj. Nie sądzę, aby przyciągało to dużą uwagę ludzi, jednak może znajdzie się ktoś, kto będzie potrzebował małej ucieczki, a moja przebyta droga w jakiś sposób mu pomoże.
- Myślę, że to dobry pomysł - powiedziała szczerze.
- Co będzie z tobą?
- Pewnie wrócę do domu - uśmiechnęła się. - Czuję się nieco dziwnie, kiedy myślę, że ty spędziłeś tutaj rok i dopiero teraz jesteś w stanie wrócić, zacząć od nowa. Ja jestem tutaj dopiero kilka dni. Myślisz, że to pochopna decyzja?
- Zdecydowanie nie - pokręcił głową. - Ty masz kogoś, kto pomoże ci w każdej sytuacji, nawet jeśli wrócisz i ciągle będzie ci ciężko. Masz rodzinę i faceta, który zrobi dla ciebie wszystko. Ja za to nie miałem nic. Pierwsze tygodnie po moim przyjeździe tutaj po prostu chlałem i spałem. Wszystko posypało mi się w jeden moment. Masz do czego i kogo wrócić, więc nie możesz czuć się źle z mojego powodu. Ja chciałem spędzić ten rok tutaj. Ty masz pełen dom, którego nie zastąpi żadne inne miejsce. Robisz dobrze, postanawiając wrócić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top