trinajst (13)
Katia spojrzała na siebie w lustrze, krzywiąc się. Wiedziała, że znowu zaczęła się staczać. Nie śpi po nocach, nic nie robi w dnie i ćpa coraz więcej, a robi to głównie z nudów. Spojrzała na tabletki, leżące niedaleko niej. Wyciągnęła rękę, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się. Anze zdecydowanie wszedł po coś, jednak zamarł, widząc, co się dzieje.
- Ciężko - powiedział po chwili.
- Zajebiście ciężko - powiedziała dziewczyna. - Mam dni, kiedy naprawdę żałuję, że pomyślałam o tym, jako o dobrym pomyśle. Jednak później przychodzi dzień taki jak teraz, kiedy nie spałam nie wiem ile, nic się nie dzieje i chce coś po prostu poczuć.
- Wiem, rozumiem - podszedł do niej, biorąc ją w ramiona.
- Kiedy wziąłeś pierwszy raz? - szepnęła, wciągając zapach jego ciała.
- Nie pamiętam - odpowiedział, a później westchnął. - Jakoś w szkole. Przed egzaminami chyba. Później zerwałem z tym na naprawdę długi czas i wróciłem, kiedy miałem zły sezon. Trener nie chciał wystawić mnie nawet w kontynentalnym. Od tamtej pory nie mogę przestać, bo ciągle się coś dzieje.
- Czujesz skutki uboczne?
- Oczywiście - odpowiedział i popatrzył na nią uważnie. - Czy ty...
- Tak - rzuciła krótko. - Dokuczają mi dźwięki, słyszę podwójnie, wszystko jest zbyt jasne, kręci mi się w głowie, tracę orientacje.
- Nie powinnaś czuć tego tak mocno - powiedział.
- Wiem. Mój organizm jest na to świństwo zbyt podatny.
Stali w swoich objęciach, wiedząc, że oboje powinni przestać. Zdawali sobie jednak sprawę, że to wszystko będzie okrojone wielkim cierpieniem.
- Chciałeś coś? - zapytała po dłuższej chwili.
- Co?
- Kiedy wszedłeś do łazienki - wyjaśniła.
- Bluzy przyszły - przypomniał sobie.
Dziewczyna wydała z siebie krótki pisk i rzuciła się do wyjścia, ciągnąc go za sobą. Szybko rozerwała paczkę, dostając się do odzieży, którą natychmiast na siebie ubrała. W pełni zadowolona okręciła się wokół własnej osi. Założyła kaptur przyjmując różne głupie pozycje pośród akompaniamentu śmiechu Anze. Po chwili on też założył nowy ciuch, pokazując się w całej okazałości. Roześmiali się głośno, wpadając sobie w ramiona.
- Ja już jej nie ściągam - powiedziała dziewczyna. - Zostanę w niej na zawsze.
- Dobrze, słonko - rzucił, całując ją w nos.
Zgodnie z obietnicą, Katia nie ściągnęła bluzy przez kolejne godziny. Nawet siedząc na kanapie, z nogami na stoliku i laptopem leżącym na udach, miała ją na sobie. Anze uśmiechnął się, zachodząc dziewczynę od tyłu. Odwróciła się, słysząc jego kroki i odłożyła laptopa. Zlustrowała jego ubiór.
- Masz trening? - zapytała.
- Tak - mruknął nieszczęśliwie. - Za godzinę. Okropnie mi się nie chce.
- Nie idź. Zostańmy razem w domu i róbmy to, co przez cały dzień.
- Czyli nic? - zaśmiał się i przeskoczył przez oparcie kanapy, siadając obok niej.
- Dokładnie tak!
- Chciałbym, ale nie mogę - westchnął. - Ominąłem już za dużo treningów, nawet nie mówiąc trenerowi, że mnie nie będzie. Coś czuję, że dostanę dzisiaj porządny opierdol.
- Pojadę z tobą, co? - zapytała. - Później, po treningu, możemy jechać do Petera.
- Gadałaś z nim?
- Tak, dzwonił wcześniej. Mówił, że nie idzie dzisiaj na trening, bo musi odpocząć trochę po całej tej wyprowadzce i żebym przyjechała do nich. Wiedział już, że humory w domu są niezbyt ciekawe i zaproponował mi kilka noclegów, dopóki czegoś nie ogarnę.
- Co mu odpowiedziałaś?
- W sumie nie dałam mu jednoznacznej odpowiedzi. Powiedziałam po prostu, że może wpadnę później - wzruszyła ramionami.
- Zostań tutaj - poprosił chłopak. - W sensie, oczywiście, możesz jechać ze mną na trening, a później możemy odwiedzić Petera i Minę, ale wróć ze mną tutaj.
- Anze, nieważne co między nami jest, nie mogę siedzieć ci cały czas na głowie - powiedziała.
- A może ja tego chcę, co? Żebyś mi właśnie siedziała na głowie, truła dupę i wszystko inne.
- Mogę zostać na kilka dni - stwierdziła. - Jednak już zaczęłam szukać mieszkania.
Lanisek sięgnął po ciągle włączonego laptopa, patrząc na oferty, które przeglądała dziewczyna. Zamknął komputer, odkładając go na stolik i znowu przenosząc wzrok na dziewczynę.
- Jesteś pewna, że chcesz się wyprowadzić od rodziców?
- Tak, jestem tego pewna.
- Masz dopiero dziewiętnaście lat - powiedział. - A z nimi w końcu się pogodzisz.
- Tak, wiem, ale mimo wszystko nie chce tam mieszkać. Widzisz co się dzieje, kiedy tam jesteś. Nie wspominam już o tym, że Cene siedzi cały czas w swoim pokoju, Domen kręci się gdzie popadnie, a przez dziewczynki nie ma ani chwili odpoczynku. Poza tym, ty wyprowadziłeś się od rodziców dzień po osiemnastce.
- Katia, moi rodzice, pewnego dnia, z kompletnie niewiadomych przyczyn ściągnęli obrączki. Ojciec trzymał swoją w szufladzie ze skarpetami, a matka wrzuciła swoją gdzieś do torebki. Miało to trwać tylko chwilę, ale później już oboje wiedzieli, że z jakiegoś dziwnego powodu, nigdy więcej ich nie założą. Żyli obok siebie, ale wyglądało to tak, jakby tego nie robili. Gdzieś biegali, coś próbowali układać. Wszystko, ale nie siebie - westchnął. - Życie tam było jak życie samemu, żadne z nas nigdy się nie odzywało. Po co więc miałem się ograniczać do jednego pokoju, skoro tyle samo mam tutaj? Tam miałem swoje cztery ściany, a tutaj mam ich więcej, a jednak ciągle jest pusto. Ty masz pełną, szczęśliwą rodzinę.
- Która często ogranicza mnie bardziej niż cokolwiek innego. Domen, który pcha się do mojej łazienki, bo tata bierze prysznic lub dziewczynki, przeszukujące mi wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś fajnego. To nie jest tak, że chcę się wyprowadzić przez tą jedną sprzeczkę. Myślałam o tym już wcześniej.
- W porządku, słońce - uśmiechnął się lekko, akceptując słowa dziewczyny. - To twoja decyzja.
- Dziękuję - pocałowała go delikatnie.
- Za co?
- Za to, że mnie rozumiesz.
- Zawsze będę - obiecał, cmokając ją w nos. - Jednak trener raczej nie zrozumie, jeśli się spóźnię, dlatego musimy się zbierać.
Dwadzieścia minut później parkował samochód na parkingu nieopodal skoczni, widząc kilku kolegów z drużyny, którzy widocznie na niego czekali. Wysiedli z samochodu, od samego początku słysząc gwizdy i okrzyki. Na początku Anze nie wiedział o co chodzi, jednak później zauważył, że Katia nie przebrała bluzy, dumnie chwaląc się napisem "queen" . Zaśmiał się pod nosem i przywitał z kolegami.
- Dzień dobry, królowo - Robert ukłonił się dziewczynie. - Gdzie masz swojego króla?
- Nie chciał was poznawać - odgryzła się. - Nie dziwię mu się, uszczerbek na zdrowiu gwarantowany.
- No wiesz co! Ranisz moje serduszko - Semenic komicznie złapał się za pierś.
- Idź już głąbie, zobacz czy cię na skoczni nie ma - zaśmiała się dziewczyna, jednak później dodała już normalnie. - Naprawdę powinniście być już na skoczni, trening wam się zaczyna za sześć minut.
Całą grupą ruszyli do szatni. Po drodze Katia miała się odłączyć, aby iść do kawiarni, gdzie mogła poczekać, aż Anze skończy trening, jednak ten złapał ją za dłoń, przytrzymując w miejscu. Powiedział reszcie, że zaraz przyjdzie, a kiedy weszli do pomieszczenia, żeby się przygotować, odwrócił się w stronę dziewczyny.
- Coś się stało? - zapytała, kiedy ten dłużej nic nie mówił.
- Nie - westchnął. - Po prostu naprawdę nie czuję się na siłach, aby dzisiaj skakać.
- Anze - złapała jego twarz w dłonie, patrząc mu głęboko w oczy i w ogóle nie dbając o to, że mogą zostać zauważeni. - Po prostu idź tam i skocz. Zrób to tak, jak uważasz, nic na siłę i nie myśl nad tym, daj się ponieść. Co ma być to będzie, zamartwianie się nic tutaj nie da. Skocz najlepiej jak potrafisz.
Chłopak pokiwał głową, dając jej znak, że zrozumiał. Pocałowała go krótko i odwróciła się, aby odejść, kiedy znowu poczuła delikatny uścisk. Tym razem Anze podniósł jej otwartą dłoń, kładąc na niej kluczyk i zaciskając. Popatrzyła na niego z pytaniem w oczach, jednak ten tylko się uśmiechnął.
- Katia, wprowadź się do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top