triindvajset (23)
- Więc zgodziłeś się na pomoc - mruknął cicho Cene, obserwując swojego byłego przyjaciela, krzątającego się po kuchni.
Wszyscy już dawno wrócili do domu, tuż po tym, jak pani Prevc w końcu udało się opanować łzy. Kobieta nie mogła zrozumieć dlaczego nikt nie zauważył, że tak młodzi ludzie praktycznie sięgają dna. Cene jednak został, wiedząc, że on i Anze mają sobie jeszcze dużo do powiedzenia.
- Przestałem sobie radzić sam - drugi chłopak rzucił mu spojrzenie zza kubka w którym właśnie przygotowywał kawę. - Odrzucenie pomocy byłoby tu samobójstwem.
- To dobrze - przyjął kubek, siadając na wysokim kuchennym krześle i sięgając po cukier oraz mleczko do kawy.
- Katia nigdy by tego nie zrobiła - rzucił mimochodem Anze, a Cene spojrzał na niego z podniesionymi brwiami. - Nie sięgnęłaby po cukier i mleczko. Pije tylko mocną, czarną kawę.
- Nie wiedziałem - zdziwił się Prevc. - Nigdy tego nie zauważyłem. Anze, ja... nawet nie wiem co mam powiedzieć. Naprawdę ją kochasz, prawda? To pierwsze, co mi się nasuwa na myśl.
- Tak, Cene, naprawdę kocham Katię. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, wszystko w moim życiu nabrało w końcu sensu.
- Ja... myślę, że to w porządku. To znaczy, nie skrzywdziłbyś jej specjalnie, prawda?
- Nigdy nie skrzywdziłbym jej bardziej, niż zrobiłem to teraz. I zrobiłbym wszystko, aby była przy mnie szczęśliwa.
- Rozumiem - westchnął Cene. - Teraz wszystko się popierdoliło. Anze, posłuchaj, ja wiem, że jedno głupie słowo nic nie zmieni, ale przepraszam. Oboje wiemy, że już nigdy nie będzie tak samo. Wydarzyło się zbyt wiele i zbyt wiele się zmieniło, abyśmy tak po prostu na nowo zaczęli być przyjaciółmi, jednak naprawdę tego żałuje.
- Ja również przepraszam. Każdy z nas nawalił, a cały ten syf nie powinien mieć miejsca.
- Masz rację. Jednak to wszystko jest tak cholernie ciężkie. Wciąż kocham Nastję, wiesz? Tego uczucia nie da się od tak wyrzucić. Puszczają mi nerwy, kiedy tylko o niej myślę, bo jestem na nią tak wściekły, a mimo wszystko nie mogę uspokoić mocniej bijącego serca.
- Przykro mi. W sensie naprawdę żałuję, że nie spostrzegłem na czas, jak bardzo ci na niej zależy. Mógłbym wtedy zareagować, pokazać ci, jaka naprawdę jest ta niby idealna kobieta. Wtedy to wszystko nie miałoby miejsca. I współczuję ci, mogę się tylko domyślać, co teraz czujesz.
- Wszyscy uczymy się na błędach, prawda? - uśmiechnął się lekko chłopak, chociaż zdecydowanie nie był to wesoły uśmiech. - Będę się zbierał. Wrócę do domu i może w końcu wyjdę do rodziny. Ostatnio trochę się od nich izolowałem, cholernie tego żałuję.
- Oni na to nie zasługują - zgodził się Anze. - Masz świetną rodzinę, doceń to.
- Taki właśnie mam plan.
Podniósł się z krzesła, wyciągając rękę w stronę drugiego chłopaka. Przybili męską piątkę, kierując się razem w stronę korytarza. Cene ubrał buty, jednak zanim wyszedł, obrócił się w stronę kolegi, uśmiechając się niezręcznie.
- Przepraszam za... wiesz, moje wybuchy. Nie powinienem rzucać się na ciebie z pięściami.
- W porządku - zaśmiał się Anze. - Wtedy miałem ochotę zrobić ci krzywdę, ale już mi przeszło. Wybaczone.
Pożegnali się jeszcze raz i już po chwili Lanisek zamykał drzwi, opierając się o nie. Rozglądnął się po pustym i cichym mieszkaniu, wzdychając głośno. Zdecydowanym ruchem odepchnął się od drzwi i poszedł do kuchni, gdzie posprzątał wszystkie naczynia. W końcu wyszedł do salonu, gdzie opadł na kanapę, totalnie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wyciągnął z kieszeni telefon, którego nie używał od dobrych paru godzin. Na wygaszaczu zobaczył mnóstwo powiadomień, jednak zignorował je wszystkie, odblokowując telefon i wchodząc w wiadomości. Szybko napisał jedną i odłożył komórkę. Zapatrzył się w sufit, nawet nie oczekując odpowiedzi.
***
Wyszła z taksówki, z zauroczeniem patrząc na niewielki, drewniany domek, który znacznie odstawał od wielkich skalnych gór tuż za nim. Ruszyła w stronę wejścia do chałupki, uśmiechając się lekko do kobiety, widocznie czekającej na nią w drzwiach.
- Dzień dobry - przywitała się.
- Dzień dobry, słońce - uśmiechnęła się dobrodusznie kobieta. - Możesz mówić w swoim ojczystym języku, większość osób tutaj cię zrozumie. Mamy słoweńskie korzenie, poprzez pokręcony los związały się one z tymi norweskimi, ale tak to już bywa w życiu, prawda?
- Tak, życie jest przewrotne - uśmiechnęła się Katia. - Pan Mlakar mówił pani, że się tutaj pojawię?
- Tak, wiedziałam, że się tutaj pojawisz. Anton Mlakar to mój szwagier, powiedział mi trochę o twojej sytuacji. Jednak wiem o tym tylko ja. Wszyscy inni są tego nieświadomi - uspokoiła ją kobieta, aby później uważnie na nią popatrzyć i przyciągnąć ją do delikatnego uścisku. - Katia, drogie dziecko. Pamiętam cię jeszcze z czasów, kiedy byłaś dzieciaczkiem, a ja młodą dziewczyną. Chociaż miałam już wtedy męża i dziecko, to byłam taka jak ty teraz. Zbuntowana, ciągle dojrzewająca i szukająca swojego miejsca w świecie. Daj sobie pomóc, słońce. Uwierz, że ludzie przybywają tutaj, aby odnaleźć siebie i znajdują. Robią to na różne sposoby, czasami po prostu siedzą w pokojach, czasami wspinają się na coraz nowsze szczyty. Każdy ma jakiś swój sposób. I wierzę, że ty też go znajdziesz.
- Dziękuję - szepnęła wzruszona, mocniej przytulając kobietę.
- Chodź, pokażę ci twój pokój - zachęciła ją, prowadząc przez duży ogród. - Jeśli będziesz chciała, jutro opowiem ci trochę więcej o tym miejscu. Myślę, że dzisiaj chciałabyś odpocząć po podróży, prawda?
- Tak, byłoby świetnie. I dziękuję.
Chwilę później leżała już na swoim tymczasowym łóżku, wpatrując się w widok za oknem. Nie miała przy sobie nic, co mogłaby rozpakowywać, chociaż uprzejma pani, która tak czule ją przywitała, obiecała, że załatwi jej jakieś ubrania. Katia była zła na samą siebie, że nie zapytała kobiety nawet o jej imię i w ogóle nie zainteresowała się jej osobą, a zyskała od kobiety tak dużo uczucia i opieki już na samym początku. Czuła się jednak całkowicie pusta, jakby nie było w niej żadnych uczuć, jedynym czego chciała, to pobyć w samotności. Lekarz ostrzegał ją, że mogą nastąpić takie fazy, dlatego nie była tym zbytnio zaskoczona.
Sięgnęła do kieszeni spodni, wyciągając z nich telefon. Wyłączyła urządzenie na czas podróży, jednak teraz uruchomiła komórkę, przeglądając na szybko wszystkie powiadomienia. Dostrzegła, że Masa nie odpisała na jej wiadomość, jednak wyświetliła ją. Była więc pewna, że rodzina dostała już do niej wieści, co nieco ją uspokoiło. Zamarła nagle, widząc wiadomość od osoby, której totalnie się nie spodziewała. Szybko nacisnęła powiadomienie i kilka razy przeczytała skromną, bo tylko jednowyrazową treść, która jednak sprawiła, że szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, a z oczu popłynęły łzy. Nie były one jednak smutne, lecz niosły za sobą ukojenie.
Jeszcze niedawno była pewna, że przez cały okres pobytu w Norwegii nie odezwie się do nikogo ani słowem, żeby dać sobie czas na zrozumienie wszystkiego i poukładanie sobie w głowie wielu elementów, które w ogóle do siebie nie pasowały. Teraz jednak nie wytrzymała, odpisując na wiadomość, którą parę godzin temu wysłał Anze.
Też tęsknię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top