sedemnajst (17)
- Co? - zdziwiła się, wchodząc głębiej do pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi. - Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje - zakpił.
Katia spojrzała na niego uważnie, zauważając, że jego źrenice są nienaturalnie rozszerzone i zaczerwienione, a pod oczami widnieją ogromne cienie. Ręce chłopaka trzęsły się, a twarz była niezdrowo blada.
- Jesteś totalnie naćpany - doskoczyła do niego, obejmując dłoniami jego twarz.
- Nie twój interes - odepchnął jej dłonie.
- Mój, ty cholerny kretynie! - rozejrzała się po pokoju, dostrzegając chaos, jaki w nim panował i puste butelki po różnym alkoholu. - Anze, nie tylko brałeś, ale też piłeś? Co się z tobą dzieje?
Prawdą było, że zaczęła się martwić, ale też trochę bać, bo nigdy nie widziała chłopaka w takim stanie. Nie wiedziała, co się działo, ale chciała mu pomóc za wszelką cenę. Nie wiedziała tylko, jak tego dokonać.
- Co dokładnie brałeś? I jak się czujesz? - zapytała spanikowana. - Pójdę po kogoś, nie poradzimy sobie sami.
- Jesteś pojebana? - zapytał, a później zaczął się śmiać. - A no tak, rzeczywiście jesteś.
- Uspokój się! - krzyknęła. - Naćpałeś się jakimś świństwem i nawet nie wiesz, co się dzieje!
- Przestań się na mnie drzeć - wrzasnął - i najlepiej stąd wyjdź.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie dowiem się, co się z tobą dzieje! Chce ci pomóc, nie rozumiesz?
- Ciekawe dlaczego chcesz mi pomóc, co? Masz wyrzuty sumienia?
- Wyrzuty sumienia? Anze, o czym ty do cholery mówisz? Chce ci pomóc, bo... - nie dokończyła, wywołując u chłopaka głośny śmiech.
- Wyjdź stąd. Nie chce mi się na ciebie patrzeć. Po prostu stąd wyjdź. Spierdalaj, wyjdź, po prostu nie chcę cię widzieć. Wyjdź, błagam cię, po prostu stąd wyjdź.
Chłopak oparł się o ścianę, zjeżdżając po niej i siadając na podłodze. Przyciągnął kolana do klatki piersiowej, opierając na nich czoło. Zatrząsł się, aby po chwili podnieść energicznie głowę. Krew kapała mu z nosa, spływając po ustach i wsiąkając w koszulkę. Katia szybko podeszła do niego, kucając obok. W kieszeni spodni znalazła chusteczkę i przyłożyła ją do twarzy Anze. Ten nieobecnym wzrokiem przetasował pomieszczenie, później zamykając oczy. Kiedy je otworzył, natychmiast odepchnął od siebie dziewczynę, która z krótkim okrzykiem upadła na podłogę. Wstał chwiejnie, nie zważając na to, że brudzi wszystko dookoła własną krwią. Szarpną dziewczyną, podnosząc ją i przyciskając mocno do ściany.
- Chcesz mi pomóc, bo mnie kochasz? - zaśmiał jej się prosto w twarz. - Tylko, że ja nie kocham ciebie, wiesz? I nigdy cię nie pokocham, bo jesteś na to po prostu zbyt beznadziejna. Nie liczysz się dla mnie i jesteś nikim. Przez chwilę było naprawdę fajnie, to było zajebiste pieprzenie i kilka ciekawych momentów, które wspólnie spędziliśmy. Jednak już dosyć, koniec, znudziłaś mi się. Czasami tak się dzieje.
Katia nie odezwała się, patrząc na niego załzawionymi oczami, czując się tak niepewnie, jak tylko mogła. Widziała ogień w jego oczach, był pewny siebie i wściekły. Uśmiechnął się kpiąco, przecierając zakrwawioną twarz ręką, a drugą mocno trzymając jej ramię. Było to bolesne i z pewnością będzie miała tam siniaki, jednak w tym momencie nie to było najważniejsze.
- Anze... - odezwała się cicho, chociaż jej głos drżał.
- Anze... - powtórzył po niej komicznie, po czym puścił jej ramię i odpalił papierosa. - Żegnaj.
Katia stanęła w szoku, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Jej serce wybijało niespokojny, zdecydowanie zbyt szybki rytm i chociaż starała się nie płakać, łzy same pociekły po policzkach.
- Nie wyjdę stąd, dopóki nie powiesz mi, co się stało - powiedziała w końcu.
- Czego ty nie możesz zrozumieć? - wrzasnął chłopak po krótkiej chwili, mocno popychając dziewczynę w stronę drzwi. - Wypierdalaj, nie chcę cię widzieć.
Wręcz wypchnął ją z pokoju, sprawiając, że dziewczyna wywróciła się, po czym zatrzasnął drzwi. Cichy szloch wyrwał się z ust nastolatki, kiedy podniosła się, bezskutecznie próbując wejść do zamkniętego już pokoju. Wbiegła do pierwszego lepszego pomieszczenia socjalnego, czując jak jej żołądek niebezpiecznie się skurczył. Zwymiotowała na posadzkę, wybuchając głośnym płaczem i usiadła na zimnej posadzce, pamiętając tylko obojętność w oczach Anze.
Nie wiedziała, jak długo siedziała w jednej pozycji, jednak w końcu płacz zmienił się w suchy szloch. Otarła twarz z resztek łez i pozbyła się chrypki. Tak bardzo, jak źle się czuła, zdawała sobie sprawę, że nie może pozostać w hotelowym składziku. Próbowała się uspokoić i zachować twardą minę, jednak łzy z powrotem napłynęły jej do oczu, kiedy zdała sobie sprawę, że w tym momencie nawet nie ma co ze sobą zrobić.
Anze był ostatnio całym jej światem i wszystko kręciło się wokół niego. Teraz czuła, że wszystko było tylko pozornym szczęściem. Nie raz widziała chłopaka w stanie wzburzenia, ale zawsze starał się uspokoić, kiedy przebywał z nią. Teraz sprawił, że naprawdę się go bała. Kiedy ją puścił, nie wiedziała, co ma począć. Bała się do niego podejść, wiedząc, że dragi całkowicie przejęły kontrolę nad Anze. Tak sobie to tłumaczyła, chociaż nie mogła opanować uczucia zdruzgotania i bólu, jaki wywołało jego zachowanie i te raniące słowa, niemal wyplute z tych ust, które zawsze sprawiały, że się uśmiechała. Czuła się po prostu zraniona.
Podniosła się z podłogi, głośno pociągając nosem. Nie mogła tutaj zostać. Wyszła na korytarz, uważając, żeby nikt jej nie zobaczył. Ruszyła schodami w dół, wyciągając z kieszeni kluczyki od samochodu, kiedy usłyszała trzask drzwi i zdziwiony głos zawołał jej imię. Zaklęła cicho, odwracając się.
- Już wyjeżdżasz? - zapytał zszokowany Domen. - Dopiero się pojawiłaś!
- Tak, wiem - mruknęła cicho. - Chciałam zostać dłużej, ale muszę dzisiaj być na treningu. Milka do mnie dzwoniła i mówiła, że trener jest wściekły.
- Ostatnio często opuszczałaś treningi - siostra nie odpowiedziała na zaczepkę, dlatego chłopak popatrzył na nią uważnie. - Katia, co z Anze?
- A co ma być z Anze? - zapytała.
Próbowała zatrzymać łzy, jednak te same popłynęły po jej policzkach. Domen był przy niej w sekundę, mocno ją przytulając. Rozpłakała się na dobre, opierając głowę o ramię brata.
- No własnie to z Anze - westchnął. - Peter mnie wysłał, bo wiedział, że przyjechałaś tutaj właśnie dla niego.
- To był błąd - wyszeptała przez łzy.
- Pokłóciliście się? Rozstaliście?
- My nawet nigdy nie byliśmy razem - rzuciła, odsuwając się od brata. - Domen, nie chce tu być. Chce po prostu stąd odjechać, zostać sama.
- Nie będę cię trzymać - westchnął. - Katia, proszę, nie rób nic głupiego. Po prostu wróć do domu, do rodziców.
Dziewczyna spojrzała krótko na nastolatka, przygryzając wargę. Nic nie odpowiedziała, jednak oboje dobrze wiedzieli, że nie spełni tej prośby. Sama teraz nie wiedziała, gdzie ma iść. Była sama, nie mając nikogo, ani niczego. Przytuliła brata ostatni raz i odsunęła się, bez słowa zbiegając po schodach. Zanim jednak wyszła, obróciła się, spoglądając na patrzącego na nią w zamyśleniu brata.
- Domen, proszę, idź do niego. Pomóżcie mu, ponieważ ja nie mogę tego zrobić. Nie jestem dostatecznie dobra, aby to zrobić.
Wybiegła z hotelu, w aucie roniąc kolejne łzy. Uruchamiała silnik i ruszyła w drogę powrotną do Słowenii. W radiu głośno grała muzyka, zagłuszająca szloch dziewczyny.
Dotykamy się, czuję dreszcze, przytulamy się i to za mało, ale wystarcza, żebym zaczął zastanawiać się co przyniesie nam przyszłość.
Katia też zastanawiała się, co przyniesie im przyszłość. Oboje zastanawiali się, leżąc w swoich ramionach na kanapie w mieszkaniu chłopaka. Czuła powiew wolności, bez wymagań, bez ograniczeń, wiedząc, że ma kogoś, kto zawsze ją zrozumie, kto będzie z nią zawsze i pomimo wszystko. Lubiła go obserwować, to dodawało jej siły, każdy jego uśmiech, ten melodyjny śmiech, ciche słowa, błyszczące oczy. Chciała, aby było już tak zawsze. Jednak to już skończone. Nie mogła zwalczyć łez, które ciągle cisnęły jej się do oczu. Ciągle przypominała sobie sceny, kiedy byli razem. Pierwsze ich spotkanie po długim czasie, pocałunek, pierwsza noc. Później kolejne spotkania, wspólne spontaniczne wypady, wszystkie ukradzione pocałunki, kolejne poranki razem. Zamarła, stając na czerwonym świetle i wsłuchując się w tekst piosenki.
Zrobiłbym wszystko, by pokazać, jak bardzo cię uwielbiam, ale to już skończone, za późno by ocalić naszą miłość, jednak obiecaj mi tylko, że pomyślisz o mnie za każdym razem kiedy zobaczysz gwiazdę na niebie.
Zapłakała głośniej, uderzając głową w kierownicę. Nie zwracała uwagi na świat dookoła siebie, kiedy uświadomiła sobie, jak bardzo kocha chłopaka. Naprawdę kocha Anze. I potrzebowała tak mocnego wstrząśnięcia, aby sobie to uświadomić. Głęboki szloch wyrwał się jej z gardła, kiedy zdała sobie sprawę, że w tym momencie nie ma to żadnego znaczenia. Wszystko się skończyło. Nie ma już żadnej miłości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top