sedemintrideset (37)
Katia spojrzała za okno, ciągle nie wierząc, że widzi za nim Tower Bridge. Cała sytuacja wydawała jej się tylko realistycznym snem. Przecież jeszcze dwa tygodnie temu była w Norwegii, walcząc ze sobą i swoimi demonami, a teraz siedzi w samym centrum Anglii. Zdawała sobie sprawę, że przed nimi jeszcze dużo wyzwań, jednak wiedziała, że oboje z Anze sobie poradzą. Czuła naprawdę ogromną ulgę w sercu, że udało im się zostawić całe zło za nimi, a teraz wszystko po prostu zaczęło się układać i miała nadzieję, że w końcu będzie mogła powiedzieć, że jest już dobrze.
Wróciła myślami do słów Cene, które sprawiły, że rodzina przestała obrzucać się pretensjami, a zaczęła po prostu rozmawiać. I chociaż jej rodzice ciągle byli niezadowoleni z ich postanowienia, to końcu przestali negować każde ich słowo, a zaczęli słuchać. Co więcej, pomogli im w przeprowadzce, tak samo jak wszyscy jej bracia.
Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele ich rzeczy musiało zostać przetransportowanych do Londynu. Jednak w końcu wszystko się udało i po pożegnaniu z najbliższymi wyjechali, aby rozpocząć nowe życie. Mieli teraz niewielkie mieszkanko, jednak całkowicie spełniało ono ich wymagania, tym samym pozwalając im na urządzenie wszystkiego dokładnie tak, jak sobie to wymarzyli.
- Coś taka zamyślona? - usłyszała nagle i odwróciła się, uśmiechając szeroko do Liama, który wnosił do pomieszczenia swoje obrazy.
- Nie wiem - odpowiedziała ze śmiechem - tak po prostu sobie analizuje ostatnie chwile. Te zmiany są szalone, ale naprawdę dobre. Chciałabym, aby zostało tak na zawsze
- Zostanie, jestem o tym przekonany - mruknął, pochodząc do niej i całując ją w policzek na powitanie. - Po burzy zawsze wychodzi słońce.
- Co się tutaj odpierdala? - usłyszeli głos za sobą i zaśmiali się, kiedy zaborcze ramiona Anze uniosły Katię, transportując ją na drugi koniec pokoju, nie zwracając uwagi na jej śmiech i piski. - Moja!
- Co złego to nie ja - zaśmiał się Liam, unosząc w górę ręce w geście poddania się. - A ty jak? Załatwiłeś coś?
- Owszem. Od następnego tygodnia jestem doradcą klienta w sklepie sportowym!
Katia zaśmiała się, całując mocno swojego chłopaka i gratulując mu dostania pracy. Oboje mogli pozwolić sobie na życie na dobrym poziomie bez niej, jednak nie chcieli tego. Nie mieliby co robić całymi dniami, kręcąc się po mieszkaniu i chociaż teraz było to w porządku, bo jednak cały czas dopiero je urządzali, o tyle później byłoby to po prostu nudne. Dlatego właśnie Anze zdecydował się na posadę w sklepie, co nie było szczytem marzeń, ale pozwalało mu zapełnić czas. Katia natomiast znalazła pracę w tutejszym czasopiśmie, gdzie zajmowała się konstruowaniem rubryki sportowej, co pozwalało jej też na pracę w domu, która w jej stanie była bardzo odpowiednim wyborem.
- Gratulacje. Naprawdę mega się cieszę, że wszystko idzie po waszej myśli, papużki - zaśmiał się Liam. - A teraz, Anze, pomożesz mi powiesić te obrazy? Do wystawy jeszcze trochę czasu, a my już skończyliśmy wieszać dzieła. Jeszcze tylko detale i będzie idealnie.
Anze od razu ruszył w stronę przyjaciela, pomagając mu. Katia natomiast jeszcze raz rozejrzała się po wnętrzu, które ciągle było dla niej nowe, a jednak czuła się w nim jak we własnym domu. Wielkie okiennice znajdujące się na jednej ze ścian rzucały jasną poświatę na resztę, oświetlając tym samym obrazy, które zostały już powieszone. Była cholernie dumna z Liama, który odważył się otworzyć własną galerię sztuki od razu po tym, jak wrócił do Londynu. Opowiadał tym samym historię ostatniego roku swojego życia. Jak sam powiedział, chciał, aby ta historia ujrzała światło dzienne i pokazała ludziom, że można poradzić sobie ze wszystkim, a także to, że nigdy nie są sami.
Podeszła do pierwszego obrazu, a jej oczy niemal natychmiastowo zaszkliły się. Widziała go tak wiele razy, lecz ciągle nie mogła powstrzymać łez, widząc jego treść.
- Idealny portret rodziny, który potłukł się jak szkło - usłyszała cichy głos za sobą.
- Liam... - zaczęła, jednak chłopak szybko jej przerwał.
- Wiesz, o wiele bardziej wolę tamte obrazy - uśmiechnął się lekko i odwrócił głowę dziewczyny na obrazy, które znajdowały się po drugiej stronie pomieszczenia.
Katia pokręciła lekko głową, widząc swoją własną twarz, patrzącą na nią z dzieła. Nie wiedziała, że Liam wykorzystał parę chwil, kiedy siedzieli razem na zboczu gór i po prostu milczeli, pogrążeni w swoich myślach.
- Wiesz, twoja osoba naprawdę pomogła mi ostatecznie zdecydować, że to najlepszy czas na powrót. Pokazałaś mi prawdziwą walkę, nie siedzenie i zatracanie się w sobie, co robiłem przez większość czasu, ale tą upartość, aby wszystko poukładać - wyjaśnił spokojnie. - Katia, prawda jest taka, że nigdy się z tym nie pogodzę. Straciłem je obie i one zabrały ze sobą tak wielki kawałek mojego serca. Wiem, że już nigdy go nie odzyskam. Mimo to zdaję sobie też sprawę z tego, że ta odrobinka, która została ze mną, bije jak szalona, bo na tym świecie są rzeczy, o które warto walczyć do końca.
Chwycił delikatnie jej ramiona, sprawiając, że odwróciła się lekko. Zauważyła Anze, klęczącego nieopodal niej z delikatnym uśmiechem na twarzy. Na wysuniętych dłoniach trzymał maleńkie, niebieskie buciki. Podeszła do niego, przejmując je i mimo że w jej oczach błąkały się łzy, na twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- To jest właśnie jedna z tych rzeczy, chwila, która pokazuje, jak bardzo opłacalna jest ta walka - dodał cicho Liam i wycofał się, zostawiając ich samych w pomieszczeniu.
Chciała się odezwać, lecz chłopak szybko jej w tym przeszkodził.
- Pozwól mi mówić, dobrze? Kochanie, kocham cię tak bardzo, że to aż boli. Nie mogę znaleźć słów, żeby opisać, jak wdzięczny jestem za tę szansę, którą dostaliśmy od losu. Znaleźliśmy siebie i swoją miłość w tak beznadziejnym dla nas czasie, ale nie żałuję niczego, bo to doprowadziło nas tutaj. I właśnie teraz, w tym miejscu i momencie, jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, bo mam was. Kochanie, nasz chłopczyk jest dla mnie wszystkim. Nie potrafię powiedzieć, jak bardzo dumny jestem i jak wielką radość czuję na myśl o tym, że zostanę ojcem. Tatą. Ta maleńka istotka będzie patrzyła na mnie z taką ufnością, będzie tak otwarta, abym pokazał jej cały świat. Dlatego właśnie teraz, chce ci obiecać, że dam z siebie wszystko. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby nigdy go nie zawieść, aby nigdy nie czuł do mnie żalu. Czy możesz odwrócić buciki?
Katia zrobiła to dopiero po chwili, tak bardzo wzruszona jego słowami. Wciągnęła głęboko powietrze, kiedy z jednego bucika wyleciał wprost na jej dłoń delikatny pierścionek, zdobiony wieloma malutkimi diamencikami.
- Przysięgam ci, że nie potrafię bez ciebie żyć. Zrobię wszystko, abyś każdego dnia czuła, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Dlatego proszę, czy możesz zostać moja już na zawsze? Czy chcesz zostać moją żoną?
Katia zaśmiała się przez łzy i ruszyła szybko w jego stronę, aby klęknąć naprzeciwko niego. Pocałowała go słodko w usta i przekazała pierścionek, który już po chwili, z pomocą chłopaka, znalazł się na jej palcu. Wzięła jego dłoń w swoją i położyła na brzuchu, gdzie można było poczuć delikatne zaokrąglenie.
- Chcemy zostać twoi już na zawsze. I również kochamy cię najmocniej na świecie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top