petindvajset (25)
- Nie spodziewałem się tutaj spotkać nikogo. Zwłaszcza o tej godzinie.
Katia odwróciła się energicznie słysząc męski głos za sobą. Ujrzała młodego mężczyznę z kręconymi, brązowymi włosami, ubranego w zwykłe dresy i koszulkę, chociaż na zewnątrz było naprawdę chłodno, tym bardziej na jednym z pobliskich szczytów. Na ramieniu zarzuconą miał sporych rozmiarów torbę, którą po chwili rzucił nieopodal. Później sam podszedł bliżej, siadając na skałce i spoglądając przed siebie.
- Nie mogłam spać - mruknęła po prostu.
- Trochę to znam - wzruszył ramionami. - Jestem Liam.
- Katia.
- Skąd się tutaj wzięłaś? - zapytał. - Wiesz, nie chcę być niemiły i jeśli nie chcesz, nie musisz ze mną rozmawiać. Po prostu jestem tutaj od niemalże roku i nigdy nikogo tutaj nie spotkałem. Na szlaku? Owszem. Jednak nie tutaj, praktycznie na samej krawędzi skał.
- Przyjechałam tutaj wczoraj. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w pokoju, dlatego postanowiłam się przejść. Po drodze miałam delikatny atak, więc zeszłam ze szlaku, chcąc po prostu znaleźć miejsce, gdzie będę mogła pomyśleć.
- Atak? - zapytał delikatnie.
- Niedawno trochę pokomplikowało mi się życie, przez co rzuciłam wszystko i zaczęłam ćpać ponad miarę, było ze mną naprawdę ciężko - powiedziała szczerze, będąc obojętną wszystkiego, co może pomyśleć o niej nieznajomy facet. - Przyjechałam tutaj, żeby odciąć się od tego wszystkiego. Od przeszłości.
- Przykro mi - powiedział szczerze, sprawiając, że Katia spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Myślałam, że uznasz mnie za nienormalną i odejdziesz stąd.
- A chcesz, żebym odszedł?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Jest mi to obojętne. Jak większość rzeczy teraz.
- Parę miesięcy temu też przechodziłem ten stan. Wiesz, rozumiem, że ludzie są różni, ale w momencie, kiedy tutaj przyjechałem, chciałem mieć przy sobie kogoś, kto po prostu by zrozumiał. Być może to dobry pomysł, żebyś się po prostu wygadała. Jeśli chcesz, możemy opowiedzieć sobie swoje historie.
- Nie wiem czy chce o tym mówić - mruknęła. - Jest mi ciężko.
- Rozumiem. Możemy po prostu razem pomilczeć.
Katia pokiwała głową, zgadzając się i przyciągnęła do siebie kolana, opierając na nich brodę. Zapatrzyła się w urzekający widok przed nią, odwracając się dopiero, kiedy Liam zaczął się kręcić, wyciągając coś z torby. Po krótkiej obserwacji mogła zauważyć, że był to rysownik, w którym mężczyzna zaczął coś tworzyć.
- Rysujesz? - zapytała, sama nie wiedząc czemu.
- Nieprzerwanie od prawie roku - odpowiedział. - Właściwie brakuje mi dwunastu dni, aby był to równy rok.
- Dlaczego akurat rok?
- Tyle zajęło mi pogodzenie się ze wszystkim.
Z powrotem odwróciła wzrok, jednak w pewien sposób pragnęła, aby mężczyzna opowiedział jej swoją historię. Być może wyczuła w nim swoją bratnią duszę, co sprawiło, że decydowała się odezwać cicho, sprawiając, że mężczyzna przerwał tworzenie.
- Nie pamiętam dokładnie dnia w którym zaczęłam brać. To po prostu się stało. Czasami po prostu czułam, że nie radzę sobie z życiem. Dragi pomagały mi się wyluzować, zatrzymać myśli. Uprawiam sport, można wręcz powiedzieć, że jest to mój zawód, dlatego nigdy nie brałam nic mocnego, co mogłyby wykryć badania antydopingowe. Czas upływał, ja trenowałam, próbowałam ogarnąć swoje życie, okazyjnie się czymś wspomagałam - parsknęła cicho. - Wydawało mi się, że wszystko jest okej, ale wtedy te słabiutkie psychotropy przestały na mnie działać. Zaczęłam chcieć więcej, brałam coś mocniejszego i mój organizm nie bardzo na to szedł, odczuwałam narkotyki zbyt mocno. Zaczęłam gubić się w tym co robię i biorę. Nie spodziewałam się, że któregoś dnia spotkam osobę tak samo popieprzoną jak ja. Szukającą czegoś za pomocą wspomagaczy, próbującą poradzić sobie z życiem. Jednak spotkałam go. Anze był czymś w postaci mojej ostoi. Myślę, że ciągle nią jest, chociaż sprawa między nami trochę się skomplikowała. Zaczęliśmy się spotykać, chociaż nie byliśmy parą. Chociaż może byliśmy, po prostu nie zdając sobie z tego sprawy. Nasze wspólne momenty były burzliwe, spontaniczne wyjazdy, okłamywanie bliskich, szybkie i impulsywne działanie, a w tym wszystkim ćpanie. Ludzie wokół zaczęli zauważać, że coś jest nie tak. Jeden z moich znajomych chciał jakoś do mnie dotrzeć, wyszliśmy razem i wtedy ktoś zaczął robić nam zdjęcia. Słowenia wręcz żyje nazwiskiem Prevc i nawet jeśli nie mam sławy takiej, jak moi bracia, ludzie ciągle szukają sensacji. W lokalnej gazecie pojawiły się spekulacje, że moim pogarszającym się wynikom w sporcie winna jest nowa miłość. Anze był wtedy na wyjeździe, jednak ktoś podesłał mu ten artykuł. Chyba już wtedy był pewien swoich uczuć do mnie, ponieważ bardzo to nim wstrząsnęło. Zrobił to w czym był najlepszy, sięgnął po używki, aby odciągnąć się od rzeczywistości. Był na mnie wściekły, kiedy mnie zobaczył naprawdę się zdenerwował. Był ostry w stosunku do mnie, ciężko było mi zrozumieć co się działo. Powiedział w moją stronę dużo przykrych słów i zaczął mnie przerażać. Wyrzucił mnie ze swojego pokoju, zostawiając z niczym. Więc co zrobiłam? To samo co on. Rzuciłam się w wir ćpania, chcąc odlecieć i o wszystkim zapomnieć. Naprawdę przesadziłam i gdyby nie szybka reakcja pewnych osób to pewnie byłabym już martwa. Jednak pewien lekarz nie dawał za wygraną, ratując mi życie i wysyłając tutaj, abym mogła wszystko naprawić. W pewien sposób dał mi drugą szansę.
- Naprawdę mi przykro, że musiałaś przeżyć tak dużo w tak młodym wieku. Czasami los jest naszym największym wrogiem, prawda?
- Prawda - westchnęła cicho. - A ty? Jaka jest twoja historia?
- Zaczyna się całkowicie zwyczajnie. Byłem normalnym chłopakiem ze spokojnej rodziny. Uczęszczałem do szkoły, skończyłem ją, a później poszedłem na studia. Oczywiście związane z moją pasją czyli rysunkiem i malarstwem. Tam poznałem dziewczynę, to była młodzieńcza miłość, która przerodziła się we wszystko, co mieliśmy. Ona była na świecie sama, wychowywała się w domu dziecka, a ja zostałem sam, kiedy zginęli moi rodzice. W jakiś sposób wszystkie te pustki wypełniliśmy sobą. Nic nie zapowiadało nieszczęścia, kiedy braliśmy ślub i czekaliśmy na narodziny naszego pierwszego dziecka - zaciął się na chwilę, jakby myśląc, co ma teraz powiedzieć. - Moja żona zmarła przy porodzie. Starałem się to zrozumieć tak długo, ciągle się staram i chociaż pokonałem naprawdę długą drogę, aby odnaleźć siebie, ciągle czuję żal. Po prostu cała ciąża przebiegała prawidłowo, aż nagle w ósmym miesiącu pojawiły się komplikacje. Evelyn zawsze mi powtarzała, że gdyby coś się działo, mam wybierać naszą córeczkę. Nigdy nie chciałem tego słuchać, ale kiedy lekarz poinformował mnie, że nie przeżyła porodu, od razu zerwałem się do biegu, aby zobaczyć nasze dziecko. Nie zdążyłem.
Katia przyglądała się twarzy mężczyzny, zapatrzonego w szczyty przed sobą. Nie kontrolowała szlochu, który wydostał się z jej ciała. Liam uśmiechnął się smutno, chociaż w jego oczach zauważyć można było ślady łez.
- Tak strasznie mi przykro - powiedziała płaczliwie. - Żaden człowiek nie zasługuje na tyle zła.
- Nie miałem w życiu już nic - kontynuował. - Przyjechałem tutaj, bo Norwegia była pierwszym państwem o którym usłyszałem, kiedy siedziałem na szpitalnym korytarzu, patrząc jak odłączając moją maluteńką córeczkę od wszystkich kabelków, wywożąc jej ciałko do prosektorium. Mieszkam tutaj od jedenastu miesięcy i każdego dnia maluję jeden obraz. Zostało mi jeszcze dwanaście, aby zakończyć i wyjechać.
- Gdzie wyjechać? - zapytała cicho.
- Właściwie źle się wyraziłem. Nie wyjechać, ale wrócić. Do moich dziewczyn, aby pożegnać je tak, jak powinienem. Po prostu wtedy nie dałem rady, nie byłem nawet na ich pogrzebie. Wszystkim zajął się szpital. Czuję, że teraz muszę wszystko naprawić. Pożegnać się z nimi i zacząć żyć, tak jak obie by chciały. Jestem tego pewien, bo wiem, że teraz muszę żyć również za nie. Nie mogę się poddać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top