dvanajst (12)
- Jestem - krzyknęła, wchodząc do domu i odwieszając kurtkę na wieszaku.
- Nareszcie - zakpił jej ojciec, siedząc na kanapie w pokoju. - To nie tak, że wyszłaś z domu prawie dobę temu, nikomu nic nie mówiąc.
- Nie wiedziałam, że muszę się ze wszystkiego teraz tłumaczyć - odpowiedziała, stając w drzwiach i opierając się framugę.
- Oczywiście, że nie musisz - odpowiedział, nawet nie zwracając na nią uwagi.
Zrobiła to natomiast matka, rozszerzając oczy, kiedy zobaczyła opatrunek na jej nadgarstku.
- Co to jest? - zająknęła się.
- Tatuaż.
- Zrobiłaś sobie tatuaż? - ojciec krzyknął, wstając z kanapy.
- Owszem - odpowiedziała twardo. - Nie uważam, aby to było coś złego.
- Nawet nam o tym nie powiedziałaś! Ani słowa! Dziewczyno, co się ostatnio z tobą dzieje do cholery?
- Nic się ze mną nie dzieje! Po prostu zaczęłam żyć! Tak ciężko to zrozumieć?
- Ciężko, bo zachowujesz się beznadziejnie - wrzasnęła Julijana. - Totalnie jak nie ty. Jakbyś była jakimś innym człowiekiem! Nie widzisz, że wszyscy się o ciebie martwią?
- A może ja jestem innym człowiekiem, co? - wrzasnęła. - Może w końcu zaczynam być sobą, a nie waszą małą, słodką, uroczą i niewinną dziewczynką!
- Nie odzywaj się do matki takim tonem - krzyknął Dare.
- Po prostu mówię prawdę - uspokoiła się trochę, ciągle jednak twardo stojąc przed obliczem ojca, chociaż czuła się nieco niepewnie.
- Katia - usłyszała cichy głos za sobą, więc odwróciła się. - Co się dzieje? Czy ty masz zaklejony nadgarstek? Zrobiłaś sobie tatuaż?
- Nic się nie dzieje, Domen - powiedziała. - Po prostu rodzice mają problem. Znowu. Bo się boją, że tracą nad nami kontrolę, nad naszymi wyborami, decyzjami.
- Zapędzasz się - ostrzegła ją matka.
- Zapędzam się? Błagam cię - zakpiła. - Co chwilę mówicie nam, że się martwicie, troszczycie, przypominacie nam, że jesteśmy już dorośli, abyśmy wzięli się za życie, brali na siebie odpowiedzialność. A kiedy to robimy, trafia was szlag, bo nie macie już nad nami kontroli. I to was boli, nie to, czy my wracamy na noc do domu, czy nie lub co my robimy i z kim. Mieliście nawet problem z zaakceptowaniem tego, że Peter się wyprowadza. Peter, na litość boską! Który od dziewięciu lat ma jedną dziewczynę, a sam jest przed trzydziestką!
- Katia - przerwał jej brat, widząc wściekłe miny rodziców i wiedząc, że to nie skończy się dobrze.
- Nie mówię, że chcecie dla nas źle - uspokoiła się, zdając sobie sprawę, że być może rzeczywiście przesadziła. - Mieliście po prostu ambicje i wyobrażenia na życie swoich dzieci, a my nie zawsze je spełnialiśmy. Przerzuciliście to z Petera, który zawsze szedł swoją drogą na Cene, który chciał sprostać im jak najlepiej, ale poddał się, bo to go niszczyło. Przeszło na mnie i na Domena. Jednak my mamy własny plan na swoje życia. I wiecie co? Wasze aspiracje nie mają żadnej siły przebicia w stosunku do naszych.
Przez chwilę zapanowała cisza, dlatego dziewczyna odwróciła się z zamiarem wyjścia z domu, wcześniej łapiąc kurtkę z wieszaka. Syknęła z bólu, kiedy ojciec złapał ją mocno za nadgarstek ze świeżym tatuażem.
- Powiedziałaś parę słów za dużo, nie sądzisz? - syknął.
- Nie, nie sądzę - powiedziała bezczelnie.
- Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz - kłamał, nie dając córce satysfakcji z tego, że trafiła w punkt. - Jednak natychmiast masz przeprosić matkę.
- Nie będę przepraszać. Powiedziałam prawdę, a nigdy nie przeprasza się za prawdę.
- Więc dobrze zrobiłaś, biorąc kurtkę - rzucił. - Wyjdź.
- Jesteś w tym momencie po prostu śmieszny - parsknęła dziewczyna. - Wyrzucasz mnie z domu, tak? Bo powiedziałam kilka słów prawdy, która ci nie odpowiada? Oczekujecie ode mnie, że będę kimś, kim wy chcecie, abym była. I w ogóle nie potraficie zrozumieć, że taki ktoś nie istnieje. Jestem sobą, taką jaką chcę być, trzymam swoje sekrety zamknięte w sobie, jak wilk z mojego tatuażu. On wyje do pełnego księżyca i jest szczelnie opatulony kłódką, bo symbolizuje właśnie moje życie. Wątpię, że kiedykolwiek zrozumiesz tę symbolikę.
Katia popatrzyła na niego uważnie, a później wyszła, trzaskając drzwiami i skierowała się od razu do samochodu. Odjechała spod domu, lecz stanęła od razu po tym, jak zniknęła z widoku. Uderzyła wściekle w kierownicę.
- Kurwa mać! - wrzasnęła.
Wysiadła z samochodu, wciągając świeże powietrze, a później chowając twarz w dłoniach. Totalnie nie wiedziała, co miała robić. Zbliżała się noc, a ona naprawdę nie chciała wracać do domu. Popatrzyła na zegarek, wzdychając ciężko i z powrotem wsiadła do auta. Dosłownie chwilę temu opuściła mieszkanie Anze, a teraz zapowiadało się na to, że znowu do niego wróci. Zaśmiała się gorzko, włączając się do ruchu i ruszając w doskonale jej znanym kierunku.
Będąc na miejscu weszła po schodach, mijając się z sąsiadami chłopaka, z którymi wymieniła krótkie przywitanie i uśmiech. Wiedziała, że ci ludzie bardzo dobrze ją kojarzą i są przyzwyczajeni do jej obecności, a nawet do widoku jej samochodu na parkingu należącego tylko do mieszkańców. Zawahała się, stając przed drzwiami chłopaka. Dopiero po dłuższej chwili zapukała cicho, opuszczając rękę.
Długo myślała, co powiedzieć chłopakowi, byleby tylko nie powiedzieć mu prawdy. Wymyślała różne bajeczki, jednak kiedy ten otworzył drzwi, nie wydusiła z siebie ani słowa. Rozpłakała się, wpadając prosto w ramiona zaskoczonego Anze, który bez żadnych pytań zatrzasnął drzwi, a później mocno ją przytulił.
Nawet się nie zorientowała, kiedy podniósł ją, przenosząc do salonu. Usiadł na sofie, ciągle z nią w ramionach. Uspokajał dziewczynę, głaszcząc jej włosy i nucąc cicho. Wiedział, że dziewczyna uśnie szybko, ponieważ praktycznie w ogóle nie spała poprzedniej nocy, a teraz jeszcze zmęczona była płaczem.Chwilę później westchnął cicho, czując miarowy oddech na swoim obojczyku. Katia nie chciała puścić go nawet przez sen, kiedy kładł ją na łóżku w sypialni. Położył się więc obok niej, wzdychając cicho. Cały świat mógłby się teraz zawalić, a on i tak leżałby, wpatrując się w jej cudowną twarz.
***
Stała na dachu budynku, wiedząc, że raczej nie powinno jej tutaj być. Z pewnością miałaby kłopoty, gdyby ochrona dowiedziała się o jej obecności. Obudziła się jednak w środku nocy i chociaż ramiona Anze były najprzyjemniejszym miejscem na świecie, musiała wyjść, aby przewietrzyć umysł. Nie miała pojęcia, dlaczego po prostu nie zeszła na dół. Może po prostu uspokajał ją widok z góry, kiedy dookoła niej lśniło od świateł.
Westchnęła cicho, roniąc jedną, małą łzę. Uderzyła ona o ziemię dokładnie w momencie, w którym silne ramiona objęły ją od tyłu. Ciepły wiatr rozwiał jej włosy, odkrywając wrażliwą szyję, na której poczuła delikatny pocałunek.
- Spadająca gwiazda - szepnął po chwili. - Pomyśl życzenie.
- Ktoś kiedyś powiedział mi, że należy uważać, czego się sobie życzy - odpowiedziała również cicho.
- A co jest twoim życzeniem?
Katia nie odpowiedziała, mocniej wtulając się plecami w jego klatkę piersiową. Nigdy nie spodziewała się, że kiedyś będzie myśleć o czymś takim. Nie wiedziała co się dzieje, kiedy odwróciła się w ramionach chłopaka, składając na jego ustach mocny pocałunek. Nie odważyła się na głos powiedzieć tego, co pomyślała, jednak uśmiechnęła się lekko, opierając swoje czoło o jego.
Anze. Tak, Anze, ty jesteś moim życzeniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top