dva (2)
Wrzucę dzisiaj dwa rozdziały, bo mam urodziny i mogę, kto mi niby zabroni? :D
Miłego czytania!
***
- Mała prowokatorka - zaśmiał się Anze, kiedy tylko przekroczyli próg jego mieszkania. - Domen chyba nie był zbyt zadowolony, kiedy wysiedliśmy wcześniej.
- I tak nie będzie go dzisiaj w domu - wzruszyła ramionami Katia. - Zostanie u tej swojej pięknej.
Zdjęła płaszcz i rzuciła go na komodę. Później pozbyła się wysokich szpilek.
- Czyli jesteś u koleżanki, tak?
- Mhm - przytaknęła, podchodząc do chłopaka. - A ty jesteś rycerzem, który nie pozwala, aby stało mi się coś złego i odprowadzi mnie pod same drzwi jej mieszkania.
Stanęła na przeciwko niego, zauważając, że bez szpilek jest od niego sporo niższa. Aby dostać jego ust, musiała stanąć na palcach. Delikatny dotyk warg przerodził się w szybki i niechlujny. Anze podniósł dziewczynę za pośladki, sadzając ją na komodzie, na której wcześniej wylądował płaszcz. Dziewczyna wplotła dłonie w jego włosy, przyciągając go bliżej siebie. Podniósł jej sukienkę, dotykając gładkich nóg. Nawet nie zauważyli, kiedy dziewczyna została w samej bieliźnie, a jego koszula opadła na podłogę. Łapiąc dziewczynę ponownie i pozwalając, aby ta oplotła go w pasie nogami, nie przerywając pocałunku, ruszył w stronę sypialni. Droga po schodach była trasą pozbywania się całej resztki odzienia.
Anze zamknął drzwi do sypialni mocnym kopnięciem nogi, po czym delikatnie położył dziewczynę na dużym łóżku. Wyglądała tak cholernie dobrze, naga i splątana w jego pościeli. Nie mógł się powstrzymać, aby nie przeskanować wzrokiem całego jej ciała. Był zachwycony, że to arcydzieło będzie całe jego dzisiejszej nocy. Razem dosięgną do gwiazd i odkryją nieznane. Przeszedł go dreszcz, kiedy dziewczyna cicho zachęciła go do działania. Nie myślał ani chwilę, kiedy dołączał do niej na łóżku, ręką masując ciepłe ciało, a ustami odnajdując jej własne.
***
Obudziło ją głośne przekleństwo, dobiegające gdzieś z dołu. Otworzyła leniwie oczy i przeciągając się, wstała z łóżka. Ubrała samą bieliznę, którą znalazła schodząc po schodach. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale zdecydowanie zaskoczył ją widok Anze, który stał nad zlewem w kuchni, trzymając pod bieżącą wodą zakrwawioną dłoń.
- Co ci się stało? - zapytała, szybko do niego podchodząc.
- Nastja mnie odwiedziła - parsknął gorzko.
- I dlatego wykrwawiasz się nad zlewem?
- Nie. Po prostu jak wychodziła to trzasnęła drzwiami, aż wazon spadł z szafki. Próbowałem posprzątać.
- Trzasnęła drzwiami?
Katia uniosła brew do góry, wyciągając z szuflady apteczkę. Była w tym mieszkaniu już tyle razy, że odruchowo wiedziała, co i gdzie leży.
- Też byś to zrobiła, gdybyś zobaczyła ciuchy porozrzucane po całej drodze do sypialni. Nawet nie musiała wchodzić do góry.
- Nie powinniśmy tego robić - westchnęła cicho, kończąc opatrywanie ręki chłopaka.
- Żałujesz? - przytrzymał bandaż, aby ta mogła go mocniej zawiązać.
- Nie - powiedziała po chwili przemyślenia.
- Więc to, że nie powinniśmy tego robić to bzdura.
- Bzdura? Masz dziewczynę. A twój najlepszy przyjaciel to mój brat.
- Dziewczyny już nie mam. Nasz związek nie istniał już praktycznie od dobrych kilku miesięcy. Najlepszy przyjaciel raczej też już nim nie jest. Ostatnie dni tylko to udowodniły.
Katia nie odpowiedziała, chowając apteczkę i wyrzucając zużyte materiały.
- Słuchaj... - zaczął chłopak, jednak dziewczyna mu przerwała.
- Nie, Anze, nie będę słuchać. Czego chcesz, co? Znamy się od dziecka, więc nie mydl mi oczu. Ostatnio nie mieliśmy ze sobą dużo styczności i to wcale nie była moja wina. Odsunąłeś się od ludzi, którzy cię kochali. Musiałeś mieć ku temu jakiś powód. Wczoraj na dachu pojawiłeś się praktycznie znikąd, po miesiącach ciszy. Sam przyznałeś, że nie jest dobrze. I zamiast to wyjaśnić, najlepiej iść z kimś do łóżka. Robisz sobie jeszcze więcej problemów. Powiedziałam ci, że to, co się stało między nami w nocy było błędem. Ty powiedziałeś, że nie. Więc czego chcesz, Anze? Do czego zmierzasz.
- Nie wiem, okej? - zaatakował. - Nie mam pojęcia. Nagle obudziłem się rano i zdałem sobie sprawę, że mnie to męczy. Męczy mnie bycie w związku z kimś, kogo nie kocham, bo ja po prostu nie jestem stworzony do miłości. Przyjaźń z Cene, który nie potrafi wyluzować, wiecznie kalkulując zyski i straty. A ja tak nie potrafię. Lubię być wolny, lubię szaleć. Denerwuje mnie sport, który najpierw sprawiał, że czułem się dobrze, a teraz wiąże mi ręce. Więc nie wiem czego chcę, okej? Nie wiem. Może po prostu rzucić to wszystko w pizdu i szaleć, bez wstydu, bez przemyślenia i pierdoląc konsekwencje. Ale wiesz co jest najgorsze? Że nie chcę w tej wolności być sam. Bo to samotności boję się najbardziej.
Katia uśmiechnęła się kpiąco, myśląc przez chwilę. W końcu odezwała się, sprawiając, że chłopak zaczął panikować.
- Mówisz prawdę tylko na dragach?
- Co?
- Anze, twoje szuflady są całe wypchane jakimiś lekami. Tabletki, proszki, ampułki.
- Nie potrafię bez tego żyć - wytłumaczył szybko. - Już nie.
- Wiem. To miesza ci w głowie.
- Jesteś pewna, że to przez to? Nie tylko ja mam tutaj problemy ze swoją głową - zaatakował, niepewny jej dalszych kroków.
- Jestem pewna - uśmiechnęła się. - Prochy mieszają w głowach nam wszystkim.
Podeszła do niego, nie zważając na jego zszokowaną minę. Miała niesamowitą ochotę złapać go za koszulkę i przyciągnąć do siebie. Jednak jak na złość, ubrany był w same bokserki. Wplotła swoje dłonie w jego włosy i mocno pocałowała. Chwilowa bierność chłopaka szybko minęła, a ten zaczął oddawać pieszczotę z równym zaangażowaniem. Nie mieli żadnego wpływu na to, że już po chwili ich ciała ponownie były złączone, tym razem bez zbędnych czułości, które miały miejsce w nocy. Teraz ich akt był pozbawionym uczuć rżnięciem. Miało to po prostu obojgu przynieść ulgę. Było gwałtownie, ich ruchy były brutalne, a po wszystkim stali w chaosie, po prostu na siebie patrząc.
Z jej oczu popłynęły łzy. Może wstydu, może po prostu złości, na tą niemoc, którą czuje. Anze jednak uśmiechnął się, po czym delikatnie scałował wszystkie słone krople.
- Wszystko będzie dobrze - przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, do mocnego i czułego uścisku. - Poradzimy sobie. Po prostu bądź tutaj, a ja obiecuję, że będę przy tobie. Zawsze. Pomimo wszystko.
***
Leżała w wannie, uparcie patrząc w sufit, kiedy gorąca woda otulała jej ciało. Wszystko było inaczej. Nie potrafiła tego zrozumieć. Nie było dobrze, ale nie było też źle. Coś po prostu się działo, a ona nie wiedziała co będzie z tym dalej. Może właśnie popełniała największy błąd w swoim życiu, a cenę tego przyjdzie jej płacić do końca jej dni?
Westchnęła ciężko i wyszła z wanny. Owinęła się w miękki, puszysty ręcznik i opuściła łazienkę. Wróciła do pokoju, gdzie spędzili noc. Anze zdążył już posprzątać pomieszczenie, zostawiając jej sukienkę poskładaną na krześle. Podeszła do niej z nietęgą miną, bo naprawdę nie miała ochoty paradować w niej w normalny dzień. Zniechęcona, sięgnęła najpierw po torebkę, która leżała nieopodal. Wyciągnęła z niej portfel, a z niego małą, białą pigułkę, którą prędko włożyła pod język. Oparła się o ścianę, przymykając na chwilę oczy. Poczuła się o wiele lepiej, kiedy zażyta używka wyciszyła jej obawy.
Odepchnęła się i stanęła o własnych siłach. Otworzyła oczy i dopiero teraz zauważyła, że na krześle, na którym leżała sukienka, leży również jakaś paczka. Sięgnęła po nią i aż pisnęła z zachwytu, widząc joggery bardzo znanej marki, których szukała od dłuższego czasu. Niestety, były trudno dostępne, ponieważ ich cena odrzucała większość potencjalnych kupców. W drugim pudełku znalazła buty tej samej firmy. Podejrzewała, że Anze zostawił je tutaj dla niej, ale nie mogła ich ubrać. Był to zbyt drogi prezent. Właśnie odkładała wszystko po pudełka, z którego to wyjęła, kiedy drzwi się otworzyły.
- Podobają ci się? - wskazał na ubrania.
- Są cudowne - powiedziała z uśmiechem.
Chłopak podszedł bliżej i łapiąc jej twarz w dłonie, delikatnie pocałował. Nawet jeśli zauważył, że oczy dziewczyny są nienormalnie rozszerzone, nie skomentował tego w żaden sposób.
- Więc są twoje - powiedział.
- Nie, nie mogę ich wziąć. Chciałam je kupić już od dawna, wiem ile kosztują i jak ciężko je zdobyć. To za dużo.
- Chcę, żebyś je wzięła - powiedział twardo. - Razem z Nastją często robiliśmy sobie praktyczne prezenty. Tego konkretnego nigdy nie zdążyłem jej dać i naprawdę nie sądzę, że kiedyś jeszcze będzie taka okazja. Możesz je wziąć.
- Oddam ci za nie pieniądze - ugięła się.
- Nie chcę twoich pieniędzy. Chcę dać ci te ubrania i to zrobię.
- Nie musisz mnie rozpieszczać, Anze.
- Nie muszę, ale chcę to robić. Będę cię rozpieszczać, ile tylko będę mógł - przyciągnął ją do jeszcze jednego pocałunku. - Dam ci jakąś moją koszulkę, ponieważ nie mam niczego damskiego. Ubierz się spokojnie i podjedziemy na jakieś śniadanie. Nie mam w domu totalnie nic. Została tylko kawa. Zrobić ci?
- Nawet nie pozwoliłeś mi dojść do słowa - zaśmiała się. - Tak, poproszę o kawę. I dziękuję. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo dziękuję.
Pocałowała go mocno, wkładając dłonie pod jego koszulkę. Czuła, jak jego usta wyginają się w uśmiechu, kiedy z pasją oddawał pocałunek.
Lanisek wyszedł, aby zrobić kawę, podczas kiedy Katia rozczesywała włosy. Chociaż w torebce miała kilka kosmetyków, postanowiła się nie malować. Wskoczyła w spodnie, które idealnie na nią pasowały i uśmiechnęła się, wkładając treningową koszulkę chłopaka, która przeszła jego zapachem. Jeszcze raz szybko przeczesała wilgotne włosy i biorąc wszystkie swoje rzeczy, zeszła na dół.
- Nie wiedziałem, jaką kawę pijasz, więc nie doprawiałem ci niczym - przysunął w jej stronę filiżankę mocnej, czarnej kawy.
- Bardzo dobrze zrobiłeś. Pijam bez mleczka, bez cukru i bez wszystkich innych dodatków. Po prostu mocna, czarna kawa.
- Dziwię się, bo bardzo ciężko znaleźć kogoś, kto pija taką - powiedział. - Sam rzadko piję kawę, ale jeśli już, to właśnie taką jak ty.
Spokojnie dopili napój i zebrali się do wyjścia, aby po chwili siedzieć już w aucie. Anze uparł się zabrać ją do miejsca, którego dziewczyna nie znała. Przysięgał, że mają tam najlepsze zestawy śniadaniowe, a Katia, wiedząc, że chłopak najczęściej jada na mieście i bardzo sporadycznie żywi się w domu, postanowiła zaufać mu w tej sprawie. I kiedy po pysznym śniadaniu z powrotem znaleźli się w aucie, w ogóle tego nie żałowała.
- Musimy tu wrócić - powiedziała w zachwycie.
- Oczywiście, słonko - zachichotał chłopak. - Kiedy tylko będziesz chciała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top