#2
Po przeczytaniu tego rozdziału w całości będziesz podwójnym hardkorem! Potwierdzam ;-;
Dom Ayano, a właściwie jej willa, znajdowała się na obrzeżach miasta i była, na pierwszy rzut oka, ogromnym budynkiem wielkości wsi, który przypominał zamek. Ściany z zewnątrz były pomalowane na kolor CZARNY JAK CZERŃ. Dach wielkiego, dwupiętrowego budynku był BIAŁY JAK... (( ͡° ͜ʖ ͡°))
Mleko...
W niektórych miejscach był jednak oszklony, z resztą, ściany były też gdzieniegdzie kryształowe, lecz pomimo tego nie było widać co jest w środku. Cały teren był otoczony lasem, dookoła stało ogrodzenie z drutu kolczastego, wysokiego na dwa metry, a więc teren był niedostępny dla przeciętnego człowieka (Chyba że Ruska - Ruski by mógł).
- Jesteśmy! - krzyknęła wesoło Ayano, uśmiechając się.
- Wow... - Vincentowi dosłownie wypadło oko.
- Emmm... Coś ci wypadło. - zaśmiała się z własnego żartu. - I tak, mam aż tyle hajsu żeby kupować takie rzeczy...
- Mhm... Dzięki. - włożył oko na miejsce i też się zaśmiał.
- Nie wszystko to zostało kupione za prawdziwe pieniądze! - oznajmiła, śmiejąc się dalej. - Ale w razie czego to i tak zarabiam miesięcznie na tyle żeby to opłacić, no i dać łapówkę policji. Jeszcze by mi nawet zostało milion złotych, licząc oczywiście tylko te które mam w gotówce... No ale nie ważne, chodźmy do środka! - zaciągnęła go tam za rękę, a Vincent uśmiechnął się lekko idąc za nią. Ay otworzyła mu diamentowy zamek w diamentowych drzwiach diamentowym kluczem i wpuściła go do środka. (kapturkowa logika bez logiki) (Kapturek: Co to logika??? O.o)
Ściany przedpokoju były koloru truskawkowego różu, a na nich gęsto czarnym mazakiem były nakreślone bohomazy o dziwnych kształtach, umieszczone tu w niewiadomym celu. Nie można było określić jednoznacznie co przedstawiały, ale wyglądem przypominały trochę wyrazy, których nie można było rozszyfrować. Stała tam duża, szklana szafa, z lustrzanymi drzwiami, dzięki czemu nie można było stwierdzić co jest w środku. Wiadomo było jednak, że najprawdopodobniej to tam Ayano trzyma swoje wszystkie ubrania. Wieszaki na ścianie również były z kryształu, jednak, o dziwo, wisiały zdecydowanie za wysoko żeby mogła ich dosięgnąć, dlatego Ay podstawiła sobie przy nich najzwyczajniejsze krzesło, żeby mogła na nie wejść i zawiesić kurtkę. Cały dom był zrobiony ogólnie tak, jakby mieszkała w nim dużo wyższa i większa osoba, a nie 27-mio letnia, samotna dziewczyna, a zwłaszcza taka, która w butach na 5 cm obcasie ma 165 cm wzrostu. Sufit był na wysokości jakichś 4 metrów, a meble w korytarzu dużo wyższe od samej Ayano tak, że biedna musiała sobie krzesła dostawiać żeby czegokolwiek dosięgnąć.
- Ładnie tu masz... - uśmiechnął się Vincent rozglądając po pomieszczeniu zakładając przy tym nerdowe okulary, żeby zobaczyć cokolwiek.
- Dziękuję! - odpowiedziała mu dziewczyna, również uśmiechając się do niego.
- Ależ proszę. - zaśmiał się cicho.
- To tylko korytarz na razie, mój dom jest ogromny! - powiedziała wesoło Ay, po czym dodała - Nie wiem czy się nie zgubisz, dlatego trzymaj się mnie, okej?
- Dobrze. - uśmiechnął się szeroko. - Ślicznie tu masz... Tak... Dziewczęco...
- To taki trochę mój styl. - powiedziała Ay. - I tak w razie czego to nie musisz ściągać butów, ale możesz jak ci się chce... - ściągnęła swoje.
- Hmm... - ściągnął buty, a właściwie jeden, ponieważ lewą stopę zastępowała proteza na której nie mieściły się normalne buty. - Taki jest u mnie zwyczaj. - uśmiechnął się, szczękając głośno ową protezą.
- Jaki? Bo... Ja trochę nie zrozumiałam... Przepraszam, jestem głupia... - Ayano zasmuciła się trochę, ale nie zamierzała tego okazać. Martwiła się tym, że może nie zrozumieć wszystkiego co on powie, bo uważała się za totalną idiotkę.
- Nie jesteś. Powiedziałem, że u mnie w domu jest zwyczaj ściągania butów, więc to robię będąc czyimś gościem. - uśmiechnął się. Jego uśmiech i słowa poprawiły humor Ay od razu, chociaż pewnie nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. - Niczym w Japonii... Kochanej Japonii... - rozmarzył się trochę, po czym potrząsnął lekko głową. - Nie ważne.
- Niestety, ja nigdy nie byłam w Japonii... - znowu zasmuciła się trochę w duchu. - Ale wiele osób jak do mnie przychodzi pyta się o to, no i wiesz... chciałam uprzedzić fakt... hehe... - zaśmiała się troszkę nerwowo. Tak naprawdę niewiele osób ją odwiedzało, a przynajmniej przez wiele najbliższych lat nie miała żadnych gości. Wiedziała jednak doskonale o Vincowych zwyczajach, bo jak miała nie wiedzieć po 90 latach obserwowania go? No właśnie... Pomimo, że Vin wciąż krył przed nią wiele tajemnic, to wiedziała o nim tyle, że spokojnie mogłaby napisać książkę tylko o jego zwyczajach, charakterze i sekretach. Dla niej był jednym z niewielu powodów, dla których istniała i miała z resztą absolutną obsesję na jego punkcie. - I... Wiele ludzi którzy tu przychodzą zachwyca się tym miejscem, ale ja nie wiem dlaczego. Willa jak willa i tyle... - lekko się zaczerwieniła, patrząc na swojego Senpai i uśmiechnęła się nerwowo. Samo patrzenie na niego dawało jej uczucie podobne do patrzenia na boga, będącego jednocześnie jej idolem i nadzieją... Dla niej był ideałem we wszystkim. Vince na szczęście totalnie zignorował jej nerwowe zachowanie. To w sumie dobrze, bo Ayano nie chciałaby, żeby wiedział, ile o nim wie. Przynajmniej na tą chwilę.
- Ja też nigdy nie byłem w Japonii... Ale chciałem... - uśmiechnął się, a serce Ayano zaczęło bić jeszcze mocniej niż zazwyczaj gdy go widywała, ponieważ kochała jego uśmiech. - "Czemu się zachwycają?" Bo jest śliczna...
- Heh... A zobaczyłeś dopiero przedpokój! Chodź to ci pokażę całą! - powiedziała, z "zacieszem" (szczęściem). - O, właśnie, te bazgroły na ścianach to podpisy wszystkich ważnych ludzi którzy tu byli... chcesz się podpisać? - uśmiechnęła się. Istotnie, niewiele osób odwiedzało Ay, ale wszystkie sławne osoby były już u niej w domu na libacjach alkoholowych, które niegdyś urządzała. Nie miała jednak rodziny ani prawdziwych przyjaciół przez długi czas, co wpędziło ją w depresję. To się miało jednak zmienić... I Ayano całym sercem w to wierzyła. Tylko ta wiara jej pozostała, ponieważ ten cud który teraz się spełniał był jej jedyną nadzieją na szczęśliwe życie.
- Ja? Ważny? - Vincent uśmiechnął się. - Em... Dobrze... - uśmiechnął się szerzej. Ayano podała mu złoty pisak, który pisał czystym złotem.
- To tak żeby cię wyróżnić... - uśmiechnęła się. - Dla mnie jesteś najważniejszą osobą na świecie... - powiedziała to, co podpowiedziało jej serce w tym momencie i co było najprawdziwszą prawdą. Vincent uśmiechnął się, lekko się czerwieniąc.
- Dobrze... - napisał: "Bloody Death V. W. A. Afton-Schmidt". - Dorzucić artystyczny? - zaśmiał się.
- Jak chcesz, my Senpai... - powiedziała, znowu kierując się bardziej sercem niż rozumem. Uśmiechnęła się milutko do niego.
- Zrobić ci coś? Kawy? Herbaty? I robić czarami czy zwyczajnie? - popatrzyła na niego. - Może jednak namaluj ten autograf artystyczny, co? Prooooszeeeee... - zrobiła "słodkie oczka",ponieważ w rzeczywistości bardzo jej na tym zależało. Lubiła kolekcjonować różne rzeczy z nim związane.
- Em... Jasne... - Vincent się uśmiechnął. - Heh... Kawy, kawy ... I obojętnie jak. - uśmiechnął się szerzej i złożył podpis artystyczny na ścianie.
- Okej! Hmmm... Czarami będzie wygodniej... - Zrobiła mu kawę taką jaką lubił najbardziej. Po wielu latach obserwowania jego wiedziała o nim nawet to. Podała mu ją, a Vincent wypił trochę.
- Dobra. - uśmiechnął się.
- Dzięki! - Ay ucieszyła się. - A idziemy do salonu? Pogadaliśmy sobie troszku... - uśmiechnęła się zachęcająco.
- Dobrze. - uśmiechnął się lekko wypijając kolejny łyk.
- To chodź! - wzięła go za rękę i otworzyła drzwi do korytarza, który zdawał się być labiryntem i ciągnąć w dal do tego stopnia, że jego końca nie było widać. Była tylko siatka odnóg prowadzących nie wiadomo dokąd. Sklepienie było tak wysokie jak w samym korytarzu, pomalowane na czarny kolor, z podwieszonymi kryształowymi lampami. Ściany od góry przechodziły z czarnego w szary, aż do białego na dole. Gdzieniegdzie przebiegały paski czarnych esów-floresów, ozdabiane malutkimi przezroczystymi kryształkami. Na podłodze z ciemnego drewna znajdował się różowawy, puchaty dywan, zrobiony jakby z futerka. Na ścianach wisiała masa obrazów wielkich artystów w czarnych albo kryształowych ramkach, oczywiście z autografami ich twórców.
- Wow, ładnie tu. Czyje to? - pokazał na obrazy.
- No... Różnych artystów... - powiedziała trochę nieśmiało Ayano. - To na przykład jest ta słynna Mona Lisa... Ta w Luwrze to podróbka... - uśmiechnęła się lekko sama do siebie.
- Spoko. Jak chcesz, to też coś ci kiedyś namaluje. - zaśmiał się Vincent.
- Tak! Tak! Chcę! Bardzo! Ty tak pięknie malujesz! - Ayano ucieszyła się tak bardzo, że prawie zaczęła skakać ze szczęścia.
- Nie aż tak dobrze... Ale okej. - uśmiechnął się. - Wysoki sufit... Podoba mi się tutaj... - uśmiechnął się szeroko do blondynki. Sufit w prawdzie podobał mu się przez niesamowitą klaustrofobię która towarzyszyła mu już wiele lat.
- No... Tak... Emm... Specjalnie jest taki wysoki... Kiedyś byłam trochę większa i... No wiesz, to tak żebym nie uderzała się głową w sufit za każdym razem gdy tędy przechodziłam... Ehh... - westchnęła. Zrobiło jej się trochę smutno, bo wróciły do niej wspomnienia. Kiedyś była demonicą, była wyższa, większa, silniejsza, a teraz? Dobijało ją to, że nie jest już taka jak kiedyś i że nie może sobie już poradzić sama ze swoim życiem.
- Wiesz, mam lęk do małych pomieszczeń, więc dla mnie jest super. - popatrzył na nią i uśmiechnął się. Widząc jej smutek, uśmiech zniknął mu z twarzy. Podszedł do niej i przytulił ją.
- Ja za to nie lubię być sama... - przytuliła się do niego. - Zwłaszcza tutaj... Boję się troszku... - popłakała się. To był chyba pierwszy raz gdy płakała przy kimś, lecz nie dlatego, że bała się płakać przy innych. Po prostu nigdy nikogo przy niej nie było kiedy płakała. Vincent otarł jej łzy delikatnie.
- Hej... Nie jesteś tutaj sama...
- Racja, są tu jeszcze miliony duchów osób które zabiłam... Ale to tylko pogarsza sprawę... - przytuliła się do niego.
- Hehe... Nawiedzają cię duchy? Znam to uczucie...
- Yhym... Jest ich tu tyle, że las samobójców to przy tym spokojne miejsce... - powiedziała, wtulając się w niego. - Kiedyś byłam demonicą... Wiesz? - ciągle było jej trochę smutno.
- Widzę... - przytulił ją. - Ja też... Teraz ja nawet już człowiekiem nie jestem... Nie wiem czym kurwa jestem... - Ayano przytuliła go mocno.
- Dla mnie jesteś moją miłością... Moim ideałem... - popatrzyła mu w oczy spojrzeniem, które wyrażało mniej więcej tyle, że jest dla niej jak bóg. - Jesteś moim jedynym powodem dla którego istnieje... Dla którego zrobię dosłownie wszystko... Naprawdę... Jesteś dla mnie wszystkim... - mężczyzna zaczerwienił się i przytulił ją delikatnie, lekko się uśmiechając.
- Hehe... Dzięki...
- Nie ma za co, my Senpai... - przytuliła się do niego, a on również ją przytulił.
- Hmm...
- O czym myślisz? - uśmiechnęła się do niego milutko.
- A nie wiem... Jakoś tak nie wiem o czym...
- Aha... Też mi się to czasem zdarza... - Powiedziała, ciągle się uśmiechając. - Chodźmy do salonu... - Pociąg(ciuf ciuf makapaka)nęła go tam za rękę.
- Wow... Idę idę... - Poszedł z nią, nie stawiając większego oporu.
Salon był dużym pomieszczeniem, z tak samo wysokim sufitem jak reszta pokojów w domu Ayano. Ściany były we wzorki o najrozmaitszych kształtach w kolorach różu, bieli i czerni, ozdabianych kryształkami. Po środku jednej ze ścian był wielki Autograf Ay ze złota, również ozdabiany diamentami. Na ścianach w gablotach wisiało dużo kolorowych płyt i albumów, na których okładce była Ayano. W pomieszczeniu stały też różowo-czarno-białe fotele i kanapy ze skóry, stół z kryształu oraz kominek, na którym były zdjęcia Ayano. Obok niego stało pudełko z diamentami, którymi Ay w nim paliła (bogactwo skurwysyny). Na podłodze był również ten sam co w korytarzu, puchaty różowy dywan, tak puchaty i milutki, że można by się na nim położyć i wtulić w będące na nim futerko.
- Śpiewasz? - zapytał Vincent, przyglądając się płytom. Odwrócił się w jej stronę, uśmiechając się lekko.
- Tak, chyba już o tym mówiłam. Jestem dość popularną piosenkarką Pop-u, ale nie wiem czy mój styl można tak nazwać...
- Śpiewasz Pop? Pewnie dlatego nie wiem...
- Tak... I mam masę fanów... Na YouTube'ie również jestem dość popularna. - uśmiechnęła się do niego. - Usiądziesz? - pokazała na jedną z kanap z zachęcającym uśmiechem.
- Hai... Arigato... - Usiadł na niej (na kanapie, nie na Ay xD). - Ładna skóra...
- Dzięki... to akurat sztuczna... - fotele oczywiście były bardzo wygodne, a pod nimi znajdował się ten sam puchaty różowy dywan, który opisywałam przed chwilą.
- Fajny dywan... - uśmiechnął się nie zdając sobie sprawy, że wszystko bezmyślnie chwalił.
- Dziękuję... - znowu się uśmiechnęła, a trzeba wiedzieć, że do tej pory robiła to niezwykle rzadko. - Jak ci się tak tu podoba, to u mnie zamieszkaj! - zaśmiała się.
- E tam... Mam własną chatę... Dużo mniejszą, ale też niczego sobie...
- Wiem... - uśmiechnęła się. Westchnęła i usiadła obok niego. - Znowu się do ciebie przytulę, dobrze? - Popatrzyła na niego prosząco.
- Hai... - objął ją, a ona przytuliła się do niego. Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o tym, jak wiele przeszła żeby z nim być tu i teraz, żeby się do niego teraz przytulać. Fioletowy uśmiechnął się lekko.
- Mhm...- Ayano popatrzyła na niego. Chciała z nim porozmawiać, ale niestety, nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Również popatrzył na nią.
- Porozmawiamy o czymś? - zapytała go, uśmiechając się do niego jak zwykle swoim miłym uśmiechem. Wtuliła się w niego trochę.
- Okej... A o czym? - zapytał, uśmiechając się.
- Nie wiem... Chcesz coś o mnie wiedzieć?
- Chyba nie... Dowiem się w swoim czasie... - uśmiechnął się szeroko,a w jego uśmiechu widać było małą domieszkę wredoty.
- To co byś chciał zrobić? - zapytała, przytulając się do niego nadal.
- Nie wiem... - wzruszył ramionami.
- Ja też nie... - stwierdziła. - Hmmm... Wiesz... Ja... Wbrew pozorom nie wiem wszystkiego o tobie... Może powiedziałbyś coś ciekawego? - powiedziała, uśmiechając się. - Ehhh... ja 90 lat czekałam na tą chwilę... 90 lat... żeby móc się tutaj teraz do ciebie przytulić... - przytuliła się do niego mocno. - Kocham cię... - pocałowała go lekko w policzek.
- Mam coś dla ciebie. - uśmiechnął się niepewnie. Cała jego pewność siebie spierdoliła do lasu (zapewne jebać się tam z jego rakiem płuc).
- Co? - zapytała, zaciekawiona, uśmiechając się miło i patrząc na niego pytająco jej wielkimi szarymi oczami. Vincent nic nie odpowiedział, tylko mocno się zaczerwienił. Aya spojrzała na niego i zachichotała cicho. - Ślicznie wyglądasz jak się rumienisz, wiesz? - zaśmiała się znowu. On popatrzył tylko na nią, czerwieniąc się mocniej. (Podejrzewam, że gdyby ktoś teraz porównał go z czerwoną kartką papieru, to kartka wydawałaby się mniej czerwona.) Vincent spuścił głowę trochę niżej.
- Co się stało moje Kochanie? - Ayano zaczęła się trochę o niego martwić. Przytuliła go mocno i popatrzyła mu w oczy. Jej ukochany po prostu zniknął, a w miejscu gdzie stał pojawiła się róża. Śliczna, duża róża, która bardzo spodobała się dziewczynie.
- Ojej... Awwww... To dla mnie? - podniosła różę i dotknęła delikatnie jej płatków. - Piękna... - "pogłaskała" ją lekko. - Ale... gdzie on zniknął...? - zapytała samą siebie. - Mógł zostać... - zrobiło jej się trochę smutno. Vincent pojawił się jako dym o kształcie człowieka.
- Ooo... Jesteś... Dziękuję ci... - przytuliła dym mocno.
- N-Nie ma za co... - zmaterializował się jako człowiek i dalej był cały czerwony.
- Hmm? Czemu się tak wstydzisz? - popatrzyła na niego trochę zmartwiona.
- ... - nie odpowiedział nic, tylko się jeszcze mocniej zaczerwienił.
- Kocham cię... - znowu go przytuliła mocno. On zerknął na jej blond włosy, uśmiechając się. Jedna z jego dusz się zasmuciła.
- Jedna z twoich dusz jest smutna... Czemu? - popatrzyła na niego ślicznymi jak zwykle oczami.
- Nic istotnego... - zaczął bawić się jej włosami. Skłamał prawdę mówiąc. Kolor jej włosów bardzo przypominał mu jedną osobę, a nie przyznawał się do tego przed samym sobą.
- Dla mnie bardzo istotne. - popatrzyła mu w oczy. On tylko odwrócił wzrok. - Powiedz... widzę że coś cię gnębi... - jej wzrok stał się bardziej zmartwiony.
- Po prostu jest to dziwna dusza... Bez powodu się smuci... -ponownie skłamał ale zabrzmiało to bardzo prawdziwie.
- Aha... A ja bym chciała żebyś był szczęśliwy... W całości... - uśmiechnęła się do niego trochę smutno. Vincent objął ją lekko, a ona zaczęła się zastanawiać jak poprawić humor jednej z jego dusz. Nie będąc w stanie wymyślić niczego sama trochę się zasmuciła. Jej crush za to zaczął się przyglądać jej włosom.
- Podobają ci się, czy mam przefarbować? - zapytała, biorąc do ręki jeden z miękkich i błyszczących kosmyków i owijając go wokół palca.
- Nie nie... Ładne są... Bardzo... - uśmiechnął się delikatnie.
- Twoje też... - dotknęła ich leciutko ręką.
- NIE DOTYKAJ MOICH WŁOSÓW! - wyrwał się jej i cofnął się na odległość kilku kroków, patrząc na nią wściekle.
- P-Przepraszam... - pisnęła, bojąc się go trochę. Zniknęła jak kameleon. Był to odruch, robiła tak zawsze kiedy czegoś się bała.
- Przepraszam! - zasmucił się mocno.
Ayano na słowa przeprosin uspokoiła się nieco.
- Nic się nie stało, my Senpai... - pojawiła się i przytuliła go mocno. - Czyli nie mogę dotykać twoich włosów? Szkoda... - było jej trochę smutno, bo zawsze chciała ich dotknąć.
- Wybacz... Mam obsesję na ich punkcie...
- Widać... Są piękne... - popatrzyła na nie z niesamowitym pochłonięciem ich wyglądem.
- Heh... Dzięki... - Ay dalej patrzyła na jego długie włosy z zachwytem. Chciała ich dotknąć, ale powstrzymała się. Vinceł zaczerwienił się lekko. Popatrzyła mu w oczy, po czym stanęła na palcach i pocałowała go. On oddał oczywiście i całowali się przez chwilę, a potem Ay zniknęła.
- Ayano? - zawołał ją Vincent po imieniu. Rozejrzał się po pomieszczeniu z nadzieją , że teleportowała się gdzieś na jego teren.
- Ahahaha! B- Baka! Haha... - śmiał się z sytuacji Shadow.
- STUL PYSK DEBILU!
- Sam jesteś idiotą, Shadow. - odezwała się niewidzialna Ay, głaszcząc włosy Vinca. Tak, nie mogła się przed tym powstrzymać. PO PROSTU KURWA NIE MOGŁA.
- Skończ. - Vincent potrząsnął mocno głową.
- Czemu? - Zapytała, dalej go głaszcząc.
- Zostaw... Proszę... -wymamrotał Vin. William (Shadow) zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Ayano zasmuciła się bardzo mocno.
- Dobrze... Zaraz wrócę... - poszła do swojego pokoju, a Vincent również się zasmucił.
- BAKA! - krzyknął William nadal się śmiejąc, a Vince zaczął go dusić. Ay poszła płakać... I zabić się po raz kolejny, bo przyszła na to pora. Poza tym, poczuła się trochę odrzucona. Wzięła swój miecz, nacięła nim nadgarstek, a swoją szarą jak jej oczy krew wlała zamiast tuszu do swojego pióra i zaczęła pisać:
"Kochanie, przepraszam, że się zabiłam, ale robię to zazwyczaj o tej porze.
Poza tym, poczułam się trochę odrzucona...
Zawsze chciałam dotknąć twoich włosów, ale ty nie pozwoliłeś mi...
Rozumiem cię, niestety, jestem trochę za wrażliwa.
Zaczęło mi się to wszystko przypominać...
Wybacz, muszę sobie pójść na chwilę do mojej piwnicy...
Nie szukaj mnie, proszę. Nie zaglądaj pod moje łóżko...
Na 1000% tam mnie nie ma...
Zaraz wrócę! Nie martw się o mnie, w tym czasie możesz zrobić co chcesz...
Naprawdę, nie szukaj mnie..." Na końcu Ayano ucałowała kartkę papieru. Nie malowała się, więc nie zostało po tym żadnego śladu. Następnie wbiła sobie swój miecz w pierś i osunęła się martwa na łóżko. Ale jej dusza nie umarła. Poszła do piwnicy męczyć się z duchami i wspomnieniami, jak każdego dnia.
Vin poszedł jej poszukać, bo miał przeczucie, że coś się stało. Shadow szedł za nim, jak zwykle go wkurwiając go najbardziej jak potrafił. Skupił się chwilę... Wyczuł jej obecność. Pobiegł do jej pokoju, potykając się co chwilę. W korytarzu była masa drzwi, ale tylko spod jednych wyciekała szara krew Ayano. Podbiegł do nich i spróbował je otworzyć. Udało mu się to bez trudu, ponieważ dziewczyna wcale ich nie zamknęła. Gdy zobaczył jej ciało przebite mieczem, stanął jak słup soli. Czuł się okropnie i był przerażony. Ay wyglądała trochę jak śpiąca królewna, jej ciało leżało na łóżku przebite jej własnym mieczem, a ona sama, choć leżała w kałuży własnej krwi, miała spokojny wyraz twarzy, jakby tylko zasnęła i miała się niedługo obudzić. W ręce trzymała list do niego, napisany jej własną krwią. Vincent, chociaż wiedział, że jej krew go poparzy, zignorował to zupełnie. Podszedł do niej i przytulił jej ciało mocno. W oczach miał łzy. Ay, kimkolwiek dla niego była, nie poruszyła się, bo była już martwa. Pocałował jej ciało, jeszcze raz ją przytulił, a po jego policzkach spływały obficie łzy. Nagle zauważył kartkę w jej rękach. Wyciągnął ją i przeczytał. Potem odłożył kartkę i przytulił ciało Ay.
- Muszę... - powiedział do siebie. Był cały umazany jej krwią, która go parzyła, ale nie zwracał na to uwagi. Odsunął łóżko. Pod nim były drzwi. Drewniane. W podłodze. DRZWI W PODŁODZE KURWA! Takie jakie mogłyby prowadzić do jakiegoś pokoju, ale W PODŁODZE! Dziwne to.
Mruknął do siebie i tworzył drzwi. Za nimi były betonowe, strome schody bez barierki, takie jak za czasów PRL, prowadzące oczywiście w dół, a na nich ślad krwi, jakby ktoś ciągnął ciała, ale dawno temu. Przez chwilę zastanawiał się czy tam wejść. Ostatni raz przytulił ciało Ay i wszedł DO PIWNICY! Oczywiście schodząc po schodach pieprznął się w sufit, bo akurat wejście było wymierzone dokładnie na wzrost obecnej Ayano, a facet był od niej dużo wyższy.
- Cholera... Nisko tutaj... - wzdrygnął się lekko czując strach.
Dalej, przy zejściu ze schodów, sufit był już w chuj wysoki. Fioletowy znalazł się w dość wąskim korytarzu, który zdawał się ciągnąć kilometrami. W piwnicy panował chłód. Ściany były pomalowane na biało, ewentualnie gdzieniegdzie były odpryski krwi, lub ślady rąk. Ciekawe było to, że gdy tylko się obrócił się do nich plecami, one zmieniały swoje położenie. Były też ślady łap i pazurów, czasem przechodzących w delikatne dłonie dziewczyny. Ślad krwi ze schodów ciągnął się aż tutaj, tworząc czerwony pasek na tle szarej, betonowej podłogi. Drugi taki wzór tworzyły ślady butów Ayano, odciśnięte oczywiście w krwi jej ofiar. Na suficie wisiały świetlówki, które co jakiś czas migały lub gasły, powodując, że w piwnicy Ayano panował półmrok. Dodatkowo miało się wrażenie, a nawet pewność, że nie jest się samemu.
- Kurwa... - przeklął Vincent pod nosem. Szedł korytarzem, potykając się co chwila. W pewnym momencie się wywalił. - Cholera jasna! - wstał na chwiejnych nogach i zobaczył coś strasznego - okrutnie potraktowane ciała wszystkich osób, które on kiedyś pokochał, albo które go kiedyś pokochały. Było tam też wiele niewinnych dziewczyn, które tylko na niego patrzyły, albo dotknęły go przypadkiem, albo w ogóle, zostały zabite ,,w imię miłości" czyli żeby nie mógł się w nich zakochać. Skąd to wiem? Każde ciało było podpisane imieniem, nazwiskiem i krótkim powodem śmierci. Napisem jego krwią na ścianie obok. Niektóre nawet trudno było zidentyfikować jako ludzi, raczej jako strzępki mięsa na szkielecie, albo plamy krwi na ścianie. Trudno przyjąć do wiadomości, że to wszystko zrobiła Ayano... Taka miła, spokojna i nieco strachliwa dziewczyna. Na drugiej ścianie znajdował się rysunek, przedstawiający złamane serce i smutną buźkę obok, oczywiście namalowany krwią, bo czym innym? Pochodził z czasów, gdy Ayano jeszcze lubiła krew.
Vincent był przerażony tym widokiem i w jednej chwili zrobił się biały jak ściana. Rozejrzał się. Przypomniał sobie wszystkie osoby oraz ich tajemnicze zaginięcia. Jego włosy zrobiły się tak samo wyblakłe jak jego dusza. Nagle świetlówki zaczęły migać, a niektóre przygasać. Na chwilę zapadła ciemność. Z jednej strony korytarza słychać było histeryczny śmiech młodej dziewczyny, taki jakby traciła kontrolę nad zmysłami i z rozpaczy zaraz miała oszaleć, a z drugiej rozpaczliwy, choć dość cichy płacz i szloch innej z ofiar Ayano. Po kilku sekundach świetlówki znowu się zapaliły, ale tym razem skrzypiąc. Sypały się z nich iskry, a z sufitu odpadło trochę tynku. Nikogo nie było w korytarzu, który pomimo lekkiego skrzypienia świetlówek, które też po chwili ustało. Na ścianie pojawiło się tylko kilka nowych, krwawych odcisków dłoni, ale poza tym nie pozostał żaden ślad po dziewczynach, które tu przed chwilą były. Vincenta przeszły ciarki, a jego dusza ponownie nabrała koloru jego włosów. Nagle zauważył coś co przyciągnęło jego uwagę. Na ziemi leżała kartka, najzwyczajniejsza, jakby wyrwana z zeszytu. Jej brzegi były lekko porwane, a sama była okropnie pomięta, wyglądała jednak tak, jakby ktoś specjalnie zostawił ją tutaj, żeby Vincent ją przeczytał. Zgodnie z oczekiwaniami tego kogoś, Vince podniósł ją ostrożnie i czytał, próbując rozszyfrować, bądźmy szczerzy, niezbyt czytelne pismo Ayano. Notatka, a raczej zapis na kartce z pamiętnika brzmiał w ten oto sposób:
"Drogi pamiętniczku... Pamiętniku... Ja pierdole, to brzmi jakbym była blacharą, no ale nie ważne, Nazywam się Ayano. Tak, Ayano Aishi. Jeśli kiedykolwiek będzie to czytał jakiś demon, to pewnie mnie od razu skojarzy, ale lepiej żeby żaden mnie nie odnalazł, bo tylko by mnie wyśmiał przez to, co mi się stało. Kiedyś byłam demonicą, byłam bardzo silna, miałam dobrą reputację, a teraz? Nie wiem kim jestem, chyba nikim... Pół anielicą, która pisze piosenki i nagrywa rakowe filmy na YouTube. PÓŁ ANIELICĄ KURWA! Nienawidzę aniołów, a sama teraz w połowie jestem jednym z nich, dlatego siebie też nienawidzę, bardziej niż innych aniołów. Nienawidzę tego ciała, nienawidzę połowy mojej duszy, nienawidzę mojego życia, nienawidzę swoich uczuć... Tego, że je w ogóle mam! Niszczą mnie od środka, pozbawiają siły... Z roku na rok jestem coraz słabsza... I coraz bardziej potrzebuję go... Dawniej byłam w stanie poradzić sobie sama, a teraz? Nie za bardzo... Nie lubię samotności i tej ciszy w moim domu... Obecności duchów dręczących mnie teraz tym bardziej. Chciałabym raczej żeby ktoś był ze mną... Pomagał mi radzić sobie ze sobą i żyć dalej. Zwłaszcza żeby to był ON, czyli mój ukochany. Najmądrzejszy, najlepszy ,najfajniejszy, najprzystojniejszy i najpiękniejszy chłopak, jaki istnieje! Mój Vincent... My Senpai... Chociaż przez niego mam uczucia i przez niego siedzę teraz w tym ciele... Pomimo, że przez niego teraz nie wiem co ze sobą zrobić... To naprawdę bardzo go kocham. Nie mogę go skrzywdzić za to, choć wiele razy próbowałam, ale od samego patrzenia na niego mięknę na sercu... I mogę tylko stanąć przy nim niewidzialna, zamienić mój gniew w kolejny płacz... i patrzeć na niego tęsknie... Ale to się kiedyś skończy, kiedyś może będziemy razem, a on mnie zrozumie, pomoże mi... Czuję, że by zrozumiał, jest tą osobą której pragnę. Na pewno kiedyś stanę przy nim i powiem mu, jak bardzo go kocham, wreszcie go przytulę na prawdę, wreszcie z nim porozmawiam. Na razie nie mogę nic takiego zrobić, bo za każdym razem gdy przy nim stoję mam taką jakby... Blokadę. Nie mogę nic do niego powiedzieć, ani zbliżyć się do niego kiedy patrzy."
- Wow... - Przerwał na chwilkę, po czym zaczął czytać dalej. - "Tylko kiedy śpi mogę się do niego zbliżyć bardziej niż na parę metrów. Codziennie przychodzę więc do niego w środku nocy i się do niego przytulam. Czasami spędzam u niego całe dnie, tylko niewidzialna. Patrzę na niego... On jest taki cudowny... Lepszego chłopaka niż on nie ma... Czasami mówię mu o moim życiu kiedy śpi... Opowiadam mu o moich uczuciach... czasami płaczę przy nim nawet, bo nie lubię wspominać mojej przeszłości. Dlatego właśnie piszę ten pamiętnik, nie chce go obudzić moim płaczem. Muszę przyznać, że chociaż go bardzo kocham, to też się go trochę boję... Jestem żałosna, wiem, boję się jednego chłopaka, choć zabiłam setki takich jak on. Boję się, że mnie nie zaakceptuje, odrzuci... Albo, że mnie skrzywdzi. Nie wiem dlaczego dokładnie... Boję się go i kocham jednocześnie. Ehhh... Nie wiem czy bardziej wolałabym wrócić do Piekła i być znowu sobą, czy zostać tutaj z nim. Obydwa wyjścia wydają się niemożliwe, nawet jeśli wrócę do Piekła to nie będę już sobą. Nigdy nie będę już taka silna, nie będę tą samą Ayano... Będę za nim tęsknić... Ale jeśli tu zostanę muszę się liczyć z jednym... On... Chyba nigdy mnie nie pokocha..." - Było tutaj widać ślady łez na papierze. - "Jakbym mogła... Byłabym dla niego wszystkim czym by zapragnął... Najlepszą dziewczyną jaką mógłby sobie wymarzyć... Robiłabym wszystkiego co tylko by chciał, tylko żeby mnie pokochał..." - Na papierze było widać kolejne łzy. - "Bo kiedyś tak będzie, prawda? Kiedyś mnie pokocha... Nie chcę być tu dłużej sama, za dużo tu duchów, a za mało ludzi... Nie mam się do kogo przytulić, tak bardzo bym chciała żeby ktoś był ze mną... Kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale teraz chciałabym się do kogoś przytulić... Mam nadzieję, że kiedyś ktoś mnie przytuli i że to będzie on..."- W tym miejscu papier jest tak pokryty łzami jakby go ktoś do wody wrzucił.
- ,,Wiem jak to jest... No nie Vinny?" - zapytał Vincent jedną ze swoich dusz, po czym zaczął czytać dalej. - "Dobra, może nie będę się tu użalać nad sobą... W końcu i tak spędzam na tym większą część doby. Mam nadzieję, że to się kiedyś skończy, nie lubię płakać, ale nie mam wyboru. Po prostu nie mam nikogo komu się wyżalić, nikogo kto by mi pomógł, kto by mnie wspierał... Nikogo. Nie jestem już Ayano, która mogła zabić wszystko co się ruszało bez wyrzutów sumienia. Jestem mniejszą Ayano, Aniołkiem, który chcę, żeby ją chociaż ktoś polubił... A najbardziej pokochał... Nie zabiję nikogo już chyba, chciałabym tylko żeby Vincent mnie pokochał, tyle. Ale to chyba za dużo dla losu... W końcu nikt mnie nigdy nie kochał, jak można kochać coś takiego jak ja? Jestem chyba bardzo brzydka... Z resztą, urodziłam się jako ta brzydsza siostra. Miałam być Władczynią Wszechświatów, ale chociaż to ja mam znamię, to pech chciał, że urodziłam się już Demonicą. Nikt mnie nie lubił od pierwszych dni życia, to moja siostra była zdecydowanie faworytką wszystkich. Nikt nie zauważał tego, że ona również nie jest Aniołkiem. Starałam się być grzeczna i miła, ale oni i tak patrzyli na mnie krzywo, a ja chciałam tylko żeby mnie polubili... Woleli śliczną Anielicę, jednak wredną i pustą w środku, niż brzydką Demonicę która chciała tylko od nich trochę ciepła... Którego oczywiście nigdy nie dostała. Eh... Za każdą rzecz którą ukradła... Każdą osobę którą zabiła... Byłam karana ja, bo nawet jeśli wszystko wskazywało na nią, oskarżana za to byłam ja. Z czasem zaczęłam się przyznawać do tego, przepraszać za to, czego wcale nie zrobiłam, ale nikt i tak nie chciał mnie polubić."
- Wiem jak to jest mieć takie rodzeństwo. - powiedział Vincent sam do siebie. Sam przecież miał takiego brata... również bliźniaka. -"W końcu, kiedy moja siostra wykradła miecz, którym można zabić każdego, postanowiłam mimo wszystko spróbować na nią na skarżyć. W końcu nie chciałam zostać jeszcze raz torturowana za zabicie kilkunastu strażników, musiałam przynajmniej spróbować się bronić. Jednak, byłam za duża trochę na ten pałac i... Troszkę mi nie wyszło bycie cicho. Dogoniła mnie i w szale przebiła mieczem praktycznie na pół. Wmówiła innym, że to było samobójstwo, a oni jej uwierzyli. Ale ja jestem silna, nie umarłam mimo to. Jakimś cudem wylizałam się z tego. Uciekłam do Piekła, do mojego ojca, tego kurwichuja. Stałam się tym, za kogo mnie uważali tamci, wszyscy się mnie bali, nawet mój ojciec. I nareszcie ktoś miał do mnie trochę szacunku. Tęsknię za tym... Ale nie będę sobie tego przypominać, jeszcze przypomnę sobie wypadek... A to wspomnienie jest dla mnie bolesne, ciągle mi się śni obok wyrzutów sumienia. Czuję się słaba... Chyba nie wytrzymam tu sama, pójdę do niego i się w niego wtulę."
- Wow, widzę że nie tylko ja miałem straszną przeszłość... Biedna Ayano... Muszę ją znaleźć... - Vincent schował notatkę do swojej torby i poszedł szukać dalej. Korytarz, podobnie jak dom, wyglądał jakby nie miał końca, a trupy ciągnęły się jeszcze daleko na jednej ze ścian. Na ziemi nasz bohater (jak to by Ayano o nim powiedziała) znalazł kolejną notatkę. Podniósł ją, próbując odwrócić uwagę od ciał. - "Jutro my Senpai idzie do liceum!!!" - brzmiało pierwsze zdanie, pisane przez rozentuzjazmowaną Ayano. - "I to do tego samego co ja! Tak jest, zapisałam się z nim! Może wreszcie uda mi się do niego odezwać? Eh... Co jest ze mną nie tak, powiedz mi...?" - Na tym notatka się kończyła.
- Nie ma daty... Szkoda... Może to było na teraz? - zapytał sam siebie. Schował kolejną pomiętą kartkę do torby. Nie wyglądało jednak na to, gdyż niedaleko leżała kolejna. Podniósł ją i przeczytał z ciekawości.
"Chodzę za nim praktycznie wszędzie, ale jako jego niewidzialny Aniołek stróż. Zrezygnowałam ze swoich lekcji i teraz oglądam go bardzo często. On jest bardzo mądry i nie wiem, dlaczego dostaje jedynki. Muszę coś z tym zrobić, ale na razie nie wiem co...Muszę też coś zrobić z tym, że coraz więcej dziewczyn zaczyna się za nim oglądać... Naprawdę nie przeżyłabym, gdyby pokochał kogoś innego."
- ... - nie skomentował tego w żaden sposób. Schował notatkę do torby.
Świetlówki znowu zaczęły skrzypieć i migać tak, że mogłyby kogoś do epilepsji doprowadzić. Gasną, zapalają się i gasną znowu. W pewnym momencie ktoś się zaśmiał psychicznie. Potem było słychać głośny krzyk dziewczyny, po którym nastała tylko głucha cisza.
- Wh- Who's there?! - ponownie zrobił się biały. Nikt mu nie odpowiedział. Tylko kolejna notatka pojawiła się tuż przy nim, jakby czekając aż ją podniesie i przeczyta. - "Na korytarzu spotkałam interesującą osobę. Nie chciała mi podać imienia, przedstawiła się jako Info-chan. Chyba się z nią zaprzyjaźnię, bo jako jedyna chce ze mną rozmawiać. Zaciągnęła mnie do klasy po lekcjach i rozmawiałyśmy trochę. Postawiła mi nawet Colę... Jako jedyna jak do tej pory coś dla mnie zrobiła. Od razu świat zrobił się trochę lepszy. Powiedziała mi żebym po prostu zabiła dziewczyny, które podkochują się w moim przyszłym chłopaku i wyjdzie na wspólną korzyść, bo ona będzie miała temat do gazetki szkolnej, a ja pozbędę się rywalek... Zgodziłam się na to. Powinnam dać sobie radę, prawda? Powinnam dać... Chociaż się boję i mam wyrzuty sumienia... Ale innego wyjścia nie mam. Oby mi się udało..." - Po przeczytaniu kolejnej kartki z pamiętnika Ayano, Vincent rozejrzał się po korytarzu.
- ,,Jasna cholera kto to był...?" - zapytał siebie w myślach, ale korytarz był tak cichy, jakby w nim nikogo nie było od kilkudziesięciu lat. Nagle ściany trochę się rozszerzyły, po prawej pojawiły się drzwi z czarnego drewna, jednak zniszczone od setek drapiących w nie kiedyś pazurów. Chwilę wahał się czy do nich podejść, jednak po chwili się przełamał, podszedł do drzwi i podniósł kartkę. - "Zrobiłam to. Pierwsze morderstwo za sobą. Było mi ciężko, przyznaje. Na początku bałam się bardziej niż ona... Jeszcze uciekała mi, jebana ruda szmata. Pomimo wszystko przykro mi trochę z tego powodu, umarła tylko dlatego, że zakochała się w niewłaściwym chłopaku. Darła się tak, że chyba pół szkoły myślało, że to gwałt, hah... Jeszcze tylko jedna prostytutka i mam wszystko z głowy! Mam wrażenie, że może będę kiedyś taka jak dawniej. Ale oczywiście bardziej chciałabym żeby on mnie pokochał..."
- ,,Kurwa mać..." - pomyślał. Wszedł do pokoju. W środku jakaś niewidzialna dziewczyna rozpaczliwie krzyczała:
,,- Nie!!!!! NIE!!!!!! NIEEEEE!!!!!!!!!" - jakby ktoś ją torturował. Chwilę później wszystko ucichło. Vincent zauważył kolejną notatkę i ją podniósł. - "Przed zamordowaniem Kokony rozważałam zrobienie z niej kisielu, ale chyba nie mogę na razie zabijać tak brutalnie. Wyszkoliłam za to jej przyjaciółkę żeby zrobiła to za mnie. Wyrzuty sumienia mam jednak dokładnie takie same jakbym sama ją zabiła. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale już nie tak przykro jak za pierwszym razem. Info-chan mówiła, że to jedyny sposób żeby pozbyć się moich rywalek i chyba miała rację, bo nie wiem w jaki inny sposób mogłabym to zrobić. Z nauczycielami jest tak samo, ciągle stawiają mojemu Senpai jedynki, a przecież on jest najmądrzejszy na świecie! Muszę coś z tym zrobić... Info-chan poradziła mi, żebym ich też zabiła. Chyba znowu jej posłucham i zrobię co mówi, w końcu ona jako jedyna się do mnie odzywa. Jestem jej coś winna... " - Vincent był przerażony. Szybko schował kartkę do torby. Nagle zauważył kolejną notatkę. Była cała umazana krwią, ale nie tak, żeby nie dało się jej odczytać, więc spróbował to zrobić. - "Coraz bardziej męczą mnie koszmary. Nie dziwię się, w końcu zabiłam już tyle osób. Wybiłam prawie wszystkie dziewczyny w szkole i niemalże wszystkich nauczycieli. Z jednej strony jest mi bardzo przykro z ich powodu, z drugiej... Jestem szczęśliwa, że mogę zabijać znowu, ale mojej demonicznej strony i tak to nie zadowala z powodu koszmarów, które mi się śnią. Chyba jednak nie było innego sposobu na to, żeby Senpai nie zakochał się w nikim innym, a przynajmniej tak mówiła Info. Jest moją najlepszą przyjaciółką, dała mi nawet takie białe tabletki na koszmary, których spróbuję dzisiaj w nocy. Idę zabić resztę, tak na wszelki wypadek. Przykro mi, ale muszę to zrobić, nie mam innego wyjścia." - schował notatkę do torby.
- Nie. Przeczytam. Już. Żadnej. - powiedział stanowczo do siebie.
Pokój zaczął się trząść, a świetlówki w korytarzu znowu miały awarię. Po chwili wszystko się uspokoiło, a na podłodze pojawiła się kolejna kartka. Vincent rozejrzał się po pokoju. Był mocno wystraszony. Na ścianie za nim ukazał się napis nabazgrany ludzką krwią. ,,Don't be scared" - głosiły litery, namazane palcami, które na 100% nie należały do człowieka. Obok znajdował się rysunek uśmiechniętej buźki. Odwrócił się niczego jeszcze niczego nie świadomy. Włosy zjeżyły mu się przez chwilę, a strach odrzucił go na drugą ścianę. Shadow, który ciągle za nim łaził, uśmiechnął się po swojemu.
- Sh-Shadow p-przestań...!
- To nie ja idioto. - powiedział CIENIASty zjeb i zniknął.
Vince oparł się o ścianę, podniósł kartkę i pomimo tego co sobie obiecał, zaczął ją czytać. - "Gotowe. Wybiłam wszystkich uczniów w liceum, oprócz chłopaków i Info-chan. Zbliża się koniec roku, a mój Senpai ma średnią równą jego wzrostowi. Śmieszy mnie to trochę. Ja mam niezdany cały rok, bo chociaż znam materiał to wagarowałam cały czas i nie mogli mi zaliczyć, a z resztą, zostali nieliczni nauczyciele i chyba nie za bardzo mnie lubią. Może domyślają się prawdy...? Jest taka możliwość. Te tabletki od Info są jakieś dziwne, ale pomagają. Koszmary są, ale bardziej pozbawione sensu, a to właściwe dobrze. Mój Senpai dalej nie zwraca na mnie uwagi... Bardziej poświęca ją chłopakom, mam nadzieję, że nie jest gejem, bo wtedy całe moje życie straciłoby sens... Oby mnie kiedyś zauważył w końcu. Ja nie mogę zagadać pierwsza, ale on może. I kiedyś może to zrobi... Pozostaje mi mieć nadzieję. A póki co... Muszę widać też zająć się chłopakami." - nagle ktoś niewidzialny przesunął ręką po jego ramieniu. Fioletowy zrobił się biały. Zaczęło mu się kręcić w głowie i zemdlał. Duchy dziewczyn ukazały się, stojąc nad nim. Jedna z nich go nawet pocałowała. Ocknął się po chwili, jednak dostał krwotoku wywołanego mocnym uderzeniem głową o podłogę. Zaczął tamować go ręką, a dziewczyny, które jeszcze chwile temu zgromadzone były wokół niego zniknęły magicznie. Sekundę później jego krwotok również.
- D-Duchy... - Spojrzał na ścianę, w poszukiwaniu napisu, ale ten zniknął, pozostawiając zamiast tego ślad ręki dziewczyny. Przyglądał się chwile temu zjawisku, próbując je zrozumieć, a potem rozejrzał się po pokoju za kolejną kartką. Znalazł ją przyczepioną do jego stopy. - Aha, super... - zaczął czytać, a właściwie rozszyfrowywać te hieroglify. - " TE TABLETKI PRZESTAŁY POMAGAĆ! Koszmary... Proszę, niech zabierze mnie ktoś od nich... Niech przytuli... ALE NIKT NIE MOŻE. Nikt cię już nie przytuli, Ay, ty głupia pizdo. Nie ma nadziei. Nie ma końca. Nie ma szczęśliwego zakończenia. Mój Senpai ma chłopaka. Nie ma nic. Nic kurwa. Moje wszystkie plany... Zniknęły. Straciły sens. Nie ma. To koniec. Mój koniec. Moja dusza umarła. Jestem taka głupia... Koszmary męczą mnie, duchy razem z halucynacjami dokuczają mi. Wyśmiewają mnie. Wszystko jest kurwa dobrze. Naprawdę, i'm fine. Przeżyje to... Żart. Wyniszczyłam mój organizm tymi narkotykami, czyli tabletkami Info, ale one już nie pomagają. Nikt i nic mi już chyba nie pomoże. Nawet branie kilograma na raz nie pomaga. Zniszczyłam swoje ciało, a on zniszczył duszę i serce. Jestem wrakiem, ale to nie jego wina. On by nie chciał mnie zniszczyć, chyba... Gdyby wiedział że go kocham... Nie, wtedy złamałby mi i tak serce skoro woli chłopaków. Mój Kochany... Mój ukochany... My Senpai... W przyszłości planowałam być jego Kochaniem, a on moim... " - kartka znów była mokra od łez. - "Ale przyszłość znikła, zgasła, jak nadzieja we mnie. Nie ma we mnie już nic, oprócz rozpaczy. Nic innego nie mogę czuć. Tylko smutek po stracie wszystkiego, co kochałam. Całe moje serce należało do niego. Ale dobrze że go nie wziął, nie zasługiwałam i tak na jego miłość, ja zasługuję tylko na ból i cierpienie. Chcę tylko mojej śmierci, nikt mnie nie kochał, nikt nie kocha, nikt nie pokocha. Nikt mnie nawet nie lubi, jestem sama. Na zawsze już będę sama. Nie wiem dlaczego, chyba po prostu nie zasługuje na nikogo. Coś jest po prostu ze mną nie tak, tylko nie wiem co. Zniszczę się do końca, chcę cierpieć, bo nikt mnie nie chce. Muszę się z tym pogodzić, to koniec. Już zawsze będziesz sama, nikt cię nie chce. Wypierdalaj, choć nie możesz. Głupia nieśmiertelność. Oddałabym ją mu, jak wszystko inne, niech bierze wszystko co mi zostało, jestem zbyt zjebana żeby mieć cokolwiek. Chcę chociaż żeby on był szczęśliwy, ale jakoś nigdy nie dzieje się tak, jak ja chcę. Trudno. Wydam resztę mojego hajsu na narkotyki i alkohol. Info chyba jest dilerką, zawsze ma takie rozszerzone źrenice, a alkohol można kupić wszędzie. Nie wiem tylko czy mi wystarczy, ledwo wiążę koniec z końcem. Mam kanał na YouTube, z 0 subskrypcji. Mój rekord to 273 łapki... W DÓŁ! A w górę? Jedna... Dałam sobie kiedyś z drugiego konta, żeby poprawić sobie humor, ale tylko pogorszyłam sytuację. Piszę chujowe piosenki których nikt nie słucha, super,no nie? Na razie muszę jakoś zasnąć, po raz pierwszy w swoim łóżku. Pomimo, że mam taki fajny puchaty kocyk nie zastąpi mi on jego ciała. Pomimo że mam tysiące jego zdjęć, żadne nie zastąpi mi jego prawdziwej twarzy. Jego obecności. A duchy nie dadzą mi spokoju po tym co im zrobiłam, one pamiętają. Teraz to one mnie torturują, nie ja ich. Mogę ich tylko błagać żeby mnie zostawili, ale nie słuchają. Mogę tylko płakać, dając im powód do śmiechu. Ayano, ty głupia pizdo..." - Vincent zrobił się blady i przełknął ślinę.
- W życiu bym nie pomyślał, że zniszczyłem komuś życie w ten sposób... - powiedział do siebie. Świetlówki w pokoju znowu zaczęły migać i dało się usłyszeć czyiś płacz. Vincent cholernie się przestraszył, bo bardzo bał się duchów.
- Nie bój się, ty nie musisz... - wyszeptała jakaś dziewczyna, stojąca blisko niego. Nie, to nie był głos Ayano. To był głos kogoś martwego. Vincent czuł to, ponieważ w pokoju zrobiło się nagle jeszcze zimniej niż wcześniej.
- Fuck... WH-WHO' THERE? - zapytał. Dziewczyna zachichotała.
- We are... We are there... - wyszeptała do niego. Świetlówki zaczęły migać jeszcze mocniej.
- Fuck, fuck, fuck... Kurwa... - skulił się. Poczuł zimny dotyk na swoim ramieniu, i jakby dotknęło go coś jednocześnie istniejącego i nieistniejącego. To duch dziewczyny położył dłoń na jego ramieniu.
- Vincent... Don't be scared... We don't want to hurt you... - powiedziała dziewczyna-duch głośniejszym, choć łagodnym głosem. Zupełnie tak jakby chciała go uspokoić. - But... We want her die. - na ścianie pojawiła się podobizna Ayano.
- WH- WHO ARE YOU...?!
- It doesn't matter... Read the note... Ayano wasn't the good girl for you. - pojawiła się przed nim karteczka, kolejna, która była doszczętnie przemoczona od łez. Vincent podniósł ją i zaczął czytać. - "Dzisiaj... Byłam w klubie. Ostatnio często tam chodzę. Info dotrzymywała mi towarzystwa, jak zawsze. Żeby mi dillerowała. A ona... Dosypała mi tabletkę gwałtu do drinka... Zgwałcili mnie chyba wszyscy jej koledzy. Teraz czuję się brudna, zmarnowana i niegodna niczego... Już nikt mnie nie zechce, zwłaszcza jeśli będę w ciąży... Głupia ja... Zmarnowałam całe swoje życie. W ogóle, po co ja żyłam? Żeby być tą niechcianą... Niekochaną... Żeby się stoczyć na dno i nie móc wygrzebać z powrotem... Żeby cierpieć. Kto przytuli biedną Ayano? Kto powie jej, że jest dobrze? Że ją kocha? Nikt, głupia kurwo. Nikt cię nigdy nie kochał. Nikt cię nie pokocha, już nigdy. Żyjesz po to żeby cierpieć. Nic już nie ma sensu. Nawet to, że powiedziałaś swoją historię jakiemuś obcemu gościowi w barze jak byłam pijana. Teraz pewnie policja będzie mnie ścigać... Ale dla mnie nic się już nie liczy. Nie znajdą mnie, ukryję się w mojej piwnicy i będę cierpieć, bo tylko to mi pozostało. Tylko smutek i ból mogę jeszcze odczuwać... Nie ma dla mnie już nic poza tym." - schował notatkę do torby.
- A-And what's about it?
- Nothing. - Powiedziała dziewczyna. Facet próbował ją znaleźć oczami Shinigami, ale ponieważ była innym rodzajem ducha nie mógł jej zauważyć. - And I have more this paper shits. I never read this, but i think you want to. And, remember: Ayano isn't a good girl. Expecialy for the handsome man like you. - skomplementowała go, po czym zniknęła. W sumie i tak nie było jej widać, ale Vincent przestał czuć jej obecność. Podniósł jedną notkę, choć wahał się przez chwilę. Znowu zaczął ją czytać, trochę obawiając się treści, zapisanej na wilgotnym od łez kawałku zwykłej, kartki papieru. Kto by pomyślał, że ten skrawek urwany z najzwyklejszego zeszytu może nieść tyle emocji, bólu i wiadomości o osobie, która go pisała...? Której służył za swego rodzaju pamiętnik, coś w czym będzie mogła zapisać swoje wszystkie emocje i smutki? Pamiętnik powinien być ładnym zeszycikiem, który dziewczyny ozdabiają serduszkami i naklejkami, napisany ładnym pismem, w którym owe plastiki zapisują sensacje ze swojego życia typu: "Złamał mi się tips!" albo "Nie wiem kogo bardziej kocham, Justin'ka czy Harry'ego!". Ayano nie potrzebowała błyszczącego zeszyciku z kłódeczką, naklejek, czy serduszek. Nie pisała też ozdobnie. Wystarczył jej zwykły zeszyt, taki, jaki można kupić w sklepie za parę złotych i już, mogła pisać o swoich dylematach, a Ayano nie była pusta. Nie kochała Vincenta tylko za wygląd, albo tylko za zachowanie. Kochała go za wszystko, a nawet samą jego obecność i odczuwała wielką więź łączącą ją z nim. Była to nieskończona miłość, niestety, bez wzajemności. Przynajmniej do pewnego czasu. Póki co jednak, skupmy się na treści kartki, która brzmiała tak:
-" Jestem tu... Nie wiem od jak dawna... Pewnie od kilku lat, ale nie mam już poczucia czasu. Jedyne czym się zajmuję to zadawanie sobie bólu. Wyszarpuje sobie każdy organ, łamię każdą kość. Ból który zadaje sobie nie może się jednak równać w żaden sposób z tym, który czuję w duszy. Straciłam wszystko co kochałam... Nie ma już nic. Tylko bolesna pustka wypełniająca moje serce. Chyba już nigdy stąd nie wyjdę, będę tu siedzieć i cierpieć na wieczność. Siedzieć i wspominać go w nieskończoność, wszystkie te chwile kiedy kładłam się spać przy nim, chociaż on nie wiedział, kiedy przytulałam go, ale on nie czuł... Kiedyś nawet się przełamałam i pocałowałam go. W policzek. Lekko. Chyba to zauważył, bystry jest... I taki mądry... Przeczuwał, że coś go śledzi. Jest cudowny... Pamiętam że dwa razy się o mnie potknął, bo mnie nie zauważył. Po raz pierwszy kiedy szłam do szkoły i on też... Byłam widoczna, a jednak wpadł na mnie. To normalne, bo zazwyczaj nikt mnie nie zauważa, nawet jeśli stoję przed nim i trzymam nóż. Trochę się wtedy zawstydziłam i zniknęłam... A szkoda, to mogła być okazja do zapoznania się z nim. Chociaż... I tak by pewnie z tego nic nie wynikło... Jest gejem, czyli nie może mnie pokochać, a życie we friend-zone'ie byłoby jeszcze bardziej bolesne... Drugi raz wpadł na mnie w klubie... Chyba był pijany. Nie ważne... I tak bym go kochała, nawet jakby był alkoholikiem, zawsze. Znowu mu wtedy uciekłam, znowu zniknęłam. Trzeci raz na niego nie wpadnę, bo już stąd nie wyjdę... Chociaż czuję, że niedługo wytrzymam bez niego... Nie ważne jak bardzo mnie to zrani, kiedyś będę musiała go zobaczyć... Strasznie za nim tęsknię..." - Vin znowu zrobił się bledszy.
- Ja pierdole... Nigdy bym na to nie wpadł. - rzekł do siebie. Zrobiło mu się cholernie żal Ayano. Zaczął czytać kolejną kartkę. "- Nie wytrzymałam. Nie wytrzymałam bez niego. Musiałam go zobaczyć. Nie wiem ile lat upłynęło, ale świat jest trochę inny. On też jest trochę inny. Ma więcej blizn i brakuje mu niektórych kończyn... Ale i tak go kocham, a nawet jeszcze bardziej... Chociaż wiem, że nie mam szans... I wiem że nie mam po co żyć... Postanowiłam zacząć od nowa, nauczyłam się regenerować swoje ciało i już nie wyglądam aż tak źle, co nie zmienia faktu, że i tak wyglądam okropnie, bo jestem brzydka. Mój kanał pod moją nieobecność zdobył miliony łapek w górę, miło jest patrzeć na te wszystkie znicze w komentarzach pod moim ostatnim filmem kilka lat temu. Moje piosenki też docenili, a wszystko dlatego, że umarłam. Postaram się żyć z nagrywania... I zobaczę czy Senpai ma chłopaka albo męża, albo dziewczynę lub żonę... Jeśli mieszka sam, to znaczy, że znowu będę mogła się do niego tulić w nocy. Jakoś tak przeżyję... Samo patrzenie na niego mi wystarczy... Do końca życia... Oby nie miał kogoś, bo jeśli ma, to jestem w ciemnej dupie."
-,,Kuźwa... Naprawdę dziwne, że ktoś tak bardzo się zakochał... We mnie..." - pomyślał. Podniósł następną kartkę. Nie było na niej nic, tylko serca i pytajniki, albo serca z pytajnikami w środku. Zaczął szukać następnych, ale żadnych nie znalazł. Znów poczuł obecność. Duchy zabitych tu dziewcząt znowu przyszły do niego. Świetlówki znowu zaczęły wysiadać i nawet debil zorientował by się, że znowu go odwiedziły.
- Go Away. You'll never find her. - rzekła jedna z nich, lodowatym, martwym głosem. To nie był głos tej samej dziewczyny, która mówiła do niego wcześniej.
- I know. I'm not an idiot... - odpowiedział duchowi przerażony, ale z drugiej strony podirytowany.
- I see... - odpowiedziała dziewczyna. - And now, go away.
- I gonna do what i wanna do.
- GO AWAY!!!- wrzasnęła dziewczyna przerażającym głosem, a świetlówki zgasły. Niektóre z nich nawet pękły, nie wytrzymując częstotliwości krzyku. Vincent trochę się przestraszył. Zaczął iść w losowo obranym kierunku, nie wiedząc dokładnie dokąd prowadzi, ironia w tym jednak była taka, że było ciemno, a więc widział najlepiej. Nagle znów zapaliły się światła, a on został otoczony przez ściany w pokoju bez wyjścia. W pokoju, gdzie było setki umarłych, śmiejących się psychopatycznie niewidzialnych dziewcząt.
- YOU WOULDN'T GO AWAY!!! HAHAHAHA!!! - zaśmiała się jedna z nich. - You will stay with us... And be our boyfriend... FOREVER! - Chyba tysiące ich martwych, zimnych łap.
- Kyaaaaah! - wzdrygnął się czując, że to wszystko doprowadza go do szaleństwa.
- But... We need to kill you. - powiedziała chłodno.
- Ha Ha! Idiots! - zaśmiał się, po czym dodał demonicznym głosem: - I'm undead. - światło znowu zgasło.
Któraś z dziewczyn podniosła go za koszulę do góry i powiedziała przerażającym głosem:
- SHUT UP. - puściła go, rzucając nim lekko o podłogę, po czym kontynuowała wypowiedź. - Yes, we can (Kapturzeł: Make america great again XD). We can kill you... And... You will be one of us! - zaśmiała się przerażająco, a Vince zrobił się biały z przerażenia.
- What's goin' on...? - nikt mu nie odpowiedział, bo śmiech ucichł nagle, duchy zniknęły, a na jednej ze ścian pojawił się tajemniczy napis szarą krwią. Chociaż, właściwie nie było to nic złożonego. Tylko "Hej" napisane przez jakąś dziewczynę, a konkretnie przez Ayano.
- H-How's now?! I can't understand! I can't fuckin' understand! - pojawił się kolejny napis, również szarą krwią, zupełnie jakby go ktoś kreślił na oczach Vincenta.
-,, Spokojnie, to tylko ja. Nic ci nie zrobię..."
- EVERYONE TOLD ME IT AND AFTER THAT TOLD ME "WE WILL KILL YOU"! FUCK ME! -krzyczał Vin będąc na granicy normalności i szaleństwa. Napisy się zmazały, a zamiast nich duch nakreślił:
-" Spokojnie, one już poszły. To ja, Ayano..."
- Ayano... - od razu zmienił ton głosu. Uspokoiło go to trochę. Napis znowu się zmazał, zamiast niego pojawił się nowy:
,,- Senpai... Zapytam cię o jedno... Dobrze?"
- Dobrze...
Ayano pojawiła się jako duch. Wyglądała ślicznie jak zwykle, lewitowała 10 centymetrów nad podłogą, biła od niej lekka poświata, a jej włosy i ubrania zachowywały się tak, jakby unosiła się w jakiej cieczy, a nie w powietrzu. Niestety, była pół przezroczysta, przez co trudno ją było zauważyć. Fioletowy jednak widział trochę inaczej od ludzi. Nie widział kolorów, widział tylko dusze, przez co widział i Ayano.
- Czy... Po tym wszystkim co przeczytałeś i przeżyłeś tutaj... Chcesz mnie jeszcze widzieć? - popatrzyła na niego z nadzieją, a jednocześnie smutkiem w szarych oczach, błyszczących teraz jak żywe, piękne srebro.
- Ayano... Pewnie że chcę... - uśmiechnął się lekko. Ay mocno się do niego przytuliła i pomimo, że była duchem, jej dotyk był cieplejszy i przyjemniejszy niż innych zjaw.
- Dziękuję... - powiedziała cicho, wtulając się w niego.
- Pięknie wyglądasz... - przytulił ją.
- A ty w ogóle jesteś piękny... - odparła, dalej się do niego przytulając. - Mogę... Być przy tobie już na zawsze?
- Ayano... Pewnie, że tak... -odpowiedział Vincent uśmiechając się szerzej. Przytuliła się do niego jeszcze mocniej,głowę przyłożoną miała na jego klatce piersiowej, jakby chciała posłuchać jego serca. Zdziwiła się, bo go nie usłyszała, ale pomyślała, że widoczne nie wsłuchała się dostatecznie, a poza tym, była czym innym przejęta.
- Będę... Twoją dziewczyną? - w oczach znowu miała nadzieję i prawie płakała ze szczęścia. Vince uśmiechnął się lekko.
- Tak... - Ay była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Miała łzy w oczach, ale szeroko się uśmiechała. Płakała ze szczęścia jakiego właśnie doświadczyła. Spełniło się jej największe marzenie. Jedno ,,Tak" wystarczyło, żeby ją uszczęśliwić. Przytuliła go bardzo mocno.
- Kocham Cię... - powiedziała cichym głosem. Vin się tylko uśmiechnął lekko, przytulając ją. - Emmm... I wybacz... Muszę teraz coś zrobić... - pocałowała go w usta. Śmiesznie to trochę wyglądało, ponieważ bez butów miała 1,60 m i w takim wypadku żeby pocałować w chuj wysokiego faceta musiała stanąć na palcach. Nie pocałowała go jednak tak zwyczajnie, gdyż Vincent stracił na chwilę przytomność. Gdy się ocknął, zorientował się, że siedzi już z normalną Ayano w jej pokoju, na łóżku. Przetarł oczy ze zdziwieniem.
- C-Co się stało...?
- Nic, Kochany... Uśpiłam cię na chwilę i wyniosłam z piwnicy, żebyś się znowu nie jebnął głową w sufit. - uśmiechnęła się. Też się uśmiechnął, ale lekko i krzywo.
- Aa... Dzięki...- rzekł nieco nieśmiało Vin. Ay przytuliła siędo niego.
- To ja ci dziękuję...
- Za co...? - przytulił ją.
- Tęskniłeś za mną... Płakałeś... Przytulałeś... Chciałeś mnie odnaleźć... Jesteś kochany... - przytuliła go czule i mocno jakby chciała oddać całą miłość do niego.
- S-Skąd ty... To wiesz? - popatrzył na nią, zbity z tropu.
- Cały czas byłam przy tobie... Przepraszam, że się nie pokazywałam... - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Popatrzył na nią zdziwiony i zrobił się czerwony. Ay uśmiechnęła się do niego trochę mocniej i go pocałowała. Oddał, po czym uśmiechnął się lekko. Zazwyczaj uśmiechał się do niej w ten sposób.
- Wiesz że jesteś piękny? - spytała, wtulając się w niego. Starała się ignorować to, że nie słyszała bicia jego serca. Vince uśmiechnął się trochę nieśmiało.
- Szczerze? Wiem- uśmiechnął się głupio.
- Pewnie wiele osób ci to już mówiło... - dziewczyna uśmiechnęła się miło. - Ja tam nie wiem... Spędziłam co najmniej 20 lat w piwnicy... dopiero parę miesięcy temu wyszłam.
- Wow... Długo... Ja bym nie wytrzymał... Powiesiłbym się, a wcześniej napisał na ścianie własną krwią testament...
- Też się wieszałam, nawet kilka razy... Zabijałam się na każdy chyba możliwy sposób, ale nie mogę umrzeć, jestem nieśmiertelna... Uwierz mi, robiłam wszystko... Malowałam na ścianach różne rzeczy... Nie wchodź tam... To miejsce bardziej przygnębiające niż... Niż wszystko co widziałeś... - zaczęła sobie przypominać swoją smutną przeszłość. Patrzyła przed siebie. Jej wzrok był nieprzytomny, szare oczy zasnute jakby mgłą, a w oczach miała łzy. Vincent popatrzył na nią.
- R-Rozumiem... - przytulił ją mocno z nadzieją, że to jej pomoże.
- Nigdy... Nigdy tam nie chodź... - rozpłakała się. Jej umysł i świadomość były uwięzione w nieprzyjemnych wspomnieniach. Przytulił ją nieco mocniej.
- Ciii... Spokojnie... - starał się ją uspokoić. Jego technika pomagała, jednak nie na tyle, żeby pomóc jej teraz -przy dręczących ją wspomnieniach.
- Gdybym nie umiała się regenerować... Nie zobaczył byś mnie teraz... Nie ma kawałka ciała którego nie uszkodziłam... Organu którego nie wyszarpałam... Wydłubywałam sobie oczy tysiące razy... Uszkadzałam wszystko... Ale dalej nie mogłam umrzeć... A ja nie zasługuje na to, żeby żyć... - dalej płakała, uwięziona we wspomnieniach.
- Ayano... Jakbyś nie żyła nigdy bym cię nie poznał... Nigdy nie dałbym ci tego, czego pragnęłaś tyle tysięcy lat.
- Tysięcy? Nie... 90... A to ciało,w sensie ciało anioła, ma 97. Zanim zostałam anielicą nie umiałam kochać. Pewnie cię nawet nie znałam... Dzięki tobie się nauczyłam i teraz jestem tym kim jestem... - uśmiechnęła się trochę smutno.
- N-Naprawdę? - rzekł po czym pomyślał - ,,Jestem jedynym demonem który ma uczucia...?"
- Nie wiem... Po prostu wcześniej nie miałam sumienia... Nie wiedziałam też co to miłość... Nie żałowałam niczego... Lekceważyłam wszystko...- zatrzymała się chwilę. Jej oczy były trochę ciemniej szare niż zazwyczaj. Zebrały się w nich znowu łzy. - A potem cię zobaczyłam... I... I... - rozpłakała się, przypominając sobie jedno z boleśniejszych wspomnień które miała w pamięci.
- Cii... Spokojnie... Już dobrze... Jestem przy tobie... - przytulił ją czule. Ona tylko wpadła w większą rozpacz i rozpłakała się na dobre. To wspomnienie bardzo ją bolało. Pamiętała doskonale tamten dzień, kiedy w parę minut zawalił się cały świat, jaki znała i lubiła, wszystko legło w gruzach, puzzle w układance życia rozsypały się i zniszczyły, pozostawiając ją samą z niczym. Pamiętała doskonale jak bolało ją, kiedy jej ciało się zmieniało. Nie był to ból fizyczny, to jej dusza cierpiała. Słabła, stawała się delikatniejsza i bardziej krucha. Wszystko w ciągu kilku minut. Jej ciało się kurczyło, jej serce rosło i biło szybciej, a ona sama odczuła pewnego rodzaju powiązanie z człowiekiem, przez którego przecież cierpiała. Przez którego traciła swoją siłę. Wtedy właśnie najbardziej go pokochała. Jej dusza przywiązała się do niego niewidzialnym łańcuchem. Stała się jego Aniołem. Należała tylko do niego, choć jeszcze o niej nie wiedział. W tamtej chwili miał dopiero 10 lat, ale ona jako Anioł miała dopiero 7. Jak to możliwe skoro jako Demon liczyła sobie 27 tysięcy lat? Cóż... przez większość czasu demoniczna część Ayano uśpiła ją, przez co się nie starzała, a nawet nie wykazywała żadnych funkcji życiowych. Jakimś sposobem widok Vincenta wybudził ją z hibernacji, przez co przejęła kontrolę. Stała się drobną, 7-mio letnią dziewczynką, zaczynającą nowy rozdział w życiu z nową, dużo trudniejszą układanką. Zrozpaczona, ze łzami w oczach i bólem w duszy opłakiwała swoje dawne życie, które straciła. Po raz drugi nie zostało jej wtedy nic. Była samotna i mała wobec otaczającego ją wtedy świata. Jedyne co jej zostało to on. Jej przyszły ukochany. Na początku go nienawidziła, chciała go nawet zabić, tak jak miała zamiar zrobić na początku, lecz jej dusza i serce cierpiały wtedy ze zdwojoną siłą. Po kilku dniach stała się bezradna. Przestała chcieć zemsty, upadła na podłogę i po raz pierwszy w życiu płakała naprawdę. Nie bolało jej to tak bardzo jak choćby chęć skrzywdzenia go, uwłaczało to tylko jej dumie, ale ona się już dla niej nie liczyła. Chciała tylko wyrzucić z siebie te wszystkie emocje jakie chowała w środku, wyrazić jak bardzo cierpi. Z czasem zaczęła coraz częściej odwiedzać tego, który spowodował jej krzywdę. Wybaczyła mu, zaczęła za to winić siebie. Przychodziła w nocy i wtulając się w niego koiła ból w środku. Przypuszczała wcześniej, że jego obecność jej pomoże. Otulała go swoimi miękkimi skrzydłami i ocieplała swoim ciałem, starając się mu nie przeszkadzać we śnie, być dla niego jak żywa przytulanka. Patrzyła jak dorastał i stawał się dla niej jeszcze przystojniejszy jeszcze bardziej idealny niż wcześniej. Zrozumiała, że go kocha, lecz po drodze sama nabrała kompleksów, przez co wstydziła się mu pokazać. Z każdym rokiem łańcuch, którym się do niego przywiązała stawał się coraz mocniejszy i grubszy. Coraz bardziej się od niego uzależniała, coraz bardziej był jej potrzebny. Nie umiała już czuć się bezpieczna i spokojna bez niego w pobliżu, chodziła za nim wszędzie, z niecierpliwością oczekiwała każdej nocy, bo wtedy mogła się do niego przytulić. Spała tylko przy nim, wtulona w niego. Ubierała się w jego ubrania, chociaż na niej wisiały, ale lubiła je, bo pachniały jak on. Oczywiście oddawała mu je później i to już umyte i pachnące świeżością, jak po praniu. Mówiła mu o wszystkim co czuła, o jej wszystkich marzeniach i celach, a konkretnie o jedynym który miała. Jej jedynym celem i marzeniem był on. Był jej nadzieją i powodem do życia, będąc przy nim wierzyła w to, że kiedyś będzie dobrze. Że kiedyś całe jej życie się ułoży. Że nie będzie kiedyś sama. Pomimo jednak, że wszystko skończyło się dobrze, wspomnienie to bolało ją jak sama ta chwila. Popłakiwała więc w jego objęciach, starając się wysłowić.
- Wszystko się zmieniło... Cała ja... Moja dusza... I moje ciało... Jestem w nim uwięziona... Zmuszona w nim żyć... - szlochała, wtulając się w niego miło. Mały Aniołek przytulony do znacznie większego od niej człeko-demona. Nareszcie stał się jej oparciem, mogła się wypłakać przy nim. Radość z tego powodu, a także bliski kontakt z nim powoli ją uspokajały i uszczęśliwiały z powrotem. Vincent przytulił ją troszkę mocniej i mruknął:
- Ja też jestem uwięziony w ciele.
- Tak, ale ty przynajmniej jesteś trochę wyższy... - rzekła, starając się powstrzymać płacz i uspokoić całkiem. - Ja dalej płaczę nad tym jaka niska jestem...
- Wierz mi, męczyłem się 60 lat...
- 60? Czyli byłam w piwnicy dłużej niż przypuszczałam. - zastanawiała się z resztą nad tym, czemu jest wyższy niż go zapamiętała. - Wybacz, wyszłam dopiero 4 miesiące temu. Nie wiem nawet jaka jest pora roku... - zażartowała z siebie. - A dlaczego się męczyłeś?
- Ciężko jest generować ciało...
- Aha... - zasmuciła się trochę. - Ja nie umiem w ogóle...
- ... - przytulał ją nadal. - Nauczysz się...
- Nie chcę... - uśmiechnęła się, lekko się rumieniąc. - Wiem, to bardzo dziwne, ale tylko demoniczna część mnie chciałaby być większa... Ponadto chciałaby być silniejsza i wrócić do Piekła. Druga połowa mnie chciałaby być tutaj... - zrobiła słodkie oczy. - Być tylko twoim Aniołkiem... I to ona chce być taka malutka, eh...
- Znam to uczucie... - odparł, dalej ją przytulając.
- A Anieliczka ma większość władzy nad tym ciałem i jestem bardziej nią, dlatego tak wyglądam i dlatego jestem tutaj z tobą... - uśmiechnęła się uroczo. Przytuliła się do niego znowu, patrząc na niego chwilę swoimi, wciąż słodkimi, oczami. - Czasy w których byłam Demonicą niestety się skończyły. - westchnęła.
-,, Ale... Może to i dobrze?" - pomyślała. -,,Będę jego aniołkiem... jego dziewczyną... Będę mogła zrobić dla niego wszystko... Już na zawsze będę przy nim." - wtuliła się w niego znowu i otuliła go swoimi skrzydłami.
- Nie martw się... - przytulił ją i zrobił to samo ze swoimi skrzydłami. Chwilę się obejmowali w ten sposób, potem Ay powiedziała cichutko:
- Mam nadzieję, że polubisz Anioły... - i pocałowała go w usta.
Rozdział z perspektywy: ~Zakapturzona Autorka (Zakapturzonaautorka)
Edytowała: ~ Sally The Startist (LiliannaTheStartist)
Od Kapturzeła: Kolejne dwa rozdziały będą napisane przez Lili, cieszycie się? Ja tak, ona zajebiście pisze i gdyby nie ona, "moje"rozdziały nie byłyby tak... Emmm... No byłyby bardziej zjebane niż teraz, ona by to dużo lepiej napisała. Życzę miłej lektury!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top