[Tom 1] #3#

30 Lipca 2020

Kolejne dwa tygodnie spędził w szpitalu na kurowaniu i obserwacji. Według rozeznania lekarzy, ledwie udało się go odratować, ale jedyne co pozostało z pamiętnej operacji przebitego płuca i złamanych żeber, to długa szrama wzdłuż mostka. W dniu wypisu mama przyszła go odebrać w towarzystwie Mitsuki, mamy Bakugo oraz jego samego, bo mieli samochód. Katsuki pomógł mu się przebrać z szpitalnych ciuchów, a kobiety czekały na zewnątrz. Nie narzekał w przeciwieństwie do blondyna, który burczał coś o kretynie, którego musi niańczyć i pomagać w ubraniu się, bo połamał sobie rękę. Co prawda pomógł Deku tylko z koszulą, bo spodnie sam dał radę założyć, ale nie omieszkał rzucić kilkoma kąśliwymi epitetami w stronę zielonowłosego.


- Ty mnie w ogóle słuchasz, palancie?! - Warknął rozjuszony Bakugo.


Deku podniósł głowę, zostawiając na sekundę w spokoju pasek od spodni, z którym się właśnie szarpał. Kacchan zdawał się zirytowaną całą sytuacją, ale on nie czuł niczego takiego. Odpowiadał krótko i zwięźle, bo nie widział logicznego sensu w wdrążaniu się do rozmowy, w której blondyn jedynie warczał głównie pod nosem, co prawda na jego osobę, ale przywykł już do tego. Czyżby nie usłyszał czegoś ważniejszego? A może jego powarkiwania pod nosem, miały być jednak skierowane do niego i oczekujące odpowiedzi?


- Słucham, ale kiedy mamroczesz pod nosem, to nie do końca rozumiem. - Przyznał, po czym wrócił do zapinania paska. - All Might wie o moich oczach.


- Ta, i co?


- Nic.


Bakugo patrzył na niego jakoś dziwnie, po czym warknął coś mało przyjemnego pod nosem.


- I co powiedział?


- Że nie zrezygnuje ze mnie i to nie problem, a on coś wymyśli. - Odpowiedział po chwili milczenia. Przymknął nieznacznie powieki. - Chyba powinienem się cieszyć, ale sam nie wiem...


- Bo jesteś kretynem, więc nawet nie wiesz jak pokazać teraz radość, co? - Prychnął Katsuki, wywracając oczami. - Skończyłeś? To wychodzimy, ja wezmę twoją torbę, bo połamany nie możesz dźwiga, a zresztą stara wiedźma by mnie zabiła, gdybym tego nie zrobił, wredne babsko...


Skinął krótko głową, po czym wyszli. Niemal całą drogę powrotną do domu milczał, obserwując przesuwający się krajobraz za oknem. Widział idących ludzi, bawiące się dzieci, biegające psy... Wszyscy potrafili się cieszyć tym jakże słonecznym dniem, a on nie umiał zrobić nawet tego. Nie rozumiał, co się zmieniło. Nie czuł się jakoś wybitnie źle, ale też w żadnym wypadku dobrze, po prostu nie czuł nic, jak pusta muszla pozostawiona na brzegu. Niby słyszysz wciąż szum morza, gdy przyłożyć ją do ucha, ale pozostawiona sama sobie jest po prostu pusta, nietknięta. Znów spojrzał na swoją rękę w gipsie i przejechał palcem drugiej wzdłuż i powrotnie. Powtarzał ten ruch bezwiednie, bez większego celu czy sensu. Nie wiedział właściwie skąd się to wzięło, ale jak tylko obudził się w szpitalu, zaczął tak robić jakby próbował wykreować coś na nowo, co jego umysł stracił bezpowrotnie, tylko, co?


- Deku!


Odwrócił głowę od okna i spojrzał na Bakugo. Patrzyli sobie prosto w oczy i choć w zielonych była pustka, to w czerwonych tliła się irytacja. Czyżby znowu nie słuchał, przez własne rozmyślania, co do niego mówi? A może nie?


- Przestań szurać tym pieprzonym paluchem po gipsie, to wkurwiające... - Warknął ostatecznie Katsuki, wbijając wzrok w szybkę obok siebie. - Chyba wolałem twoje natarczywe mamrotanie niż to cholerne szuranie.


- Postaram się, wybacz.


- Jesteśmy na miejscu! - Zakrzyknęła Mitsuki. - Katsuki weź torbę Izuku i zanieś do jego pokoju, wiesz, że nie może dźwigać!


- Może zechcecie wejść na chwilę? - Zagadnęła Inko, pomagając wyjść synowi. - Zrobię herbaty i kawy. Nie dajcie się prosić, chociaż tak chcę podziękować Katsuki'emu za pilnowanie Izuku w szpitalu i bycie takim dobrym przyjacielem dla niego.


- Kacchan ma dużo lekcji na głowie, więc raczej nie będzie miał czasu, mamo. - Wtrącił Deku, nim blondyn wypowiedział słowo. - Po za tym jest trochę późno.


- Daj spokój Izuku! - Zakrzyknęła Mitsuki. - Katsuki nadrobi lekcje później, a kilka minut na herbatę nikomu nie zrobi krzywdy. Ruszaj się Katsuki!


- Nie drzyj się babo! - Warknął w odpowiedzi.


Nie miał zamiaru wchodzić do tego pieprzonego domu. Wcale nie chciał zostawać tu dłużej niż to konieczne. Już wystarczająco się kurwa czuł źle z poczuciem, że to przez jego cholerne słowa ten idiota skoczył z dachu. Widać było, że nawet on sam nie chciał go ugościć u siebie, skoro próbował namówić własną matkę do odpuszczenia. Co za cholerny dzień...


Zaszedł z Izuku do jego pokoju, gdzie zielonowłosy wskazał łóżko, więc zrzucił tam torbę ze szpitala. Usiadł tuż obok i rozejrzał się dookoła z namysłem. Nie było go tu od początku podstawówki, gdy zerwali bliższe kontakty i musiał przyznać, że nic się nie zmieniło. Nie wliczając tysiąca rzeczy z All Might'em. Dostał nagłego tiku nerwowego brwi. Czuł się kurewsko osaczony, jak ten zjeb może spać bez problemów?!


- Kacchan, coś się stało?


- Tak, po cholerę masz tyle tych jebanych figurek?! - Wskazał oskarżycielsko na półkę z wymienionymi przedmiotami. - Są kurwa identyczne i mam wrażenie, że się na mnie gapią!


- Mają pewne różnice... - Wymamrotał cicho.


- NIBY JAKIE??!!


- Przepraszam Kacchan... - Izuku spojrzał na szpitalną torbę. - Wiem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, w sumie chyba nimi nigdy nie byliśmy, ale... Przepraszam, że musiałeś się zmusić do udawania, że nadal nimi jesteśmy i za pilnowanie mnie w szpitalu, wniesienie mi torby... Wiem, jakie to dla ciebie denerwujące, przepraszam...


- Co ty pieprzysz? Nigdy nie mówiłem, że zrywam z tobą przyjaźń. - Prychnął, czym zwrócił na siebie spojrzenie chłopaka. - Nie wkurwiało mnie, że jesteś Quirkless ani twoje pierdolone podejście do ratowania kogokolwiek. Przestałem zwracać na ciebie uwagę, bo zrobiłeś ze mnie pierdolonego słabego gnojka na oczach kumpli. - Wstał i zmniejszył niewielką odległość między nimi. - Postanowiłem ciebie gnoić, żeby dać ci do zrozumienia, że nigdy nie będę potrzebować czyjejkolwiek pomocy, zwłaszcza kogoś słabszego ode mnie. Nienawidziłem twojego pierdolonego podejścia, twojego uśmiechania się, mimo, że wiedziałeś o swoich oczach i byciu Quirkless. Pierdoliłeś na okrągło, że zostaniesz bohaterem i to mnie najbardziej w tobie wkurwiało! - Patrzył w puste zielone oczy, w których tyle razy widział blask, a teraz nawet on zniknął. - Wiedziałem, że masz kurewski problem! Gnoiłem cię, żebyś przestał pieprzyć o spełnieniu nierealnego marzenia, a ty i tak zrobiłeś po swojemu, więc powiedz mi! Co się kurwa nagle zmieniło, że postanowiłeś skończyć ze sobą w tak chujowy sposób?!


Deku opuścił głowę, patrząc na rękę w gipsie. On naprawdę tego nie widział? Nie wiedział? Co się zmieniło, huh? Zabawne...


- „Bez szans. Ktoś taki byłby tylko utrapieniem i wrzodem na dupie, aż w końcu zdechłby przy pierwszej okazji." - Podniósł znów wzrok na chłopaka. - „Taka osoba mogłaby stanowić zagrożenie dla siebie i innych, bo nie byłaby wstanie dobrze ocenić sytuacji."


Bakugo zacisnął pięści, patrząc w twarz zielonowłosego, z której nie można było wyczytać zupełnie niczego. Wyglądał jak człowiek, którego dusza została wydarta z piersi i zdeptana jak nic niewarty śmieć. Słowa, które przytoczył... On je powiedział, on oraz Iida tuż przed tragedią. Owszem, doskonale wiedział, że Deku nie mówił wcale hipotetycznie, tylko pieprzył całkowicie poważnie o samym sobie, ale nigdy nie sądził...


- Każde drzewo w końcu przestaje się uginać pod wpływem wiatru i grzmotów, żeby zostać złamane w pół, przestać istnieć. - Odparł spokojnie. - Pytasz, co się zmieniło? Czemu skoczyłem? Zabawne, bo właściwie nic się nie zmieniło i tu tkwi problem. Kompletnie nic się nie zmieniło... Już w gimnazjum miałem zamiar wykorzystać twoją dobrą radę... - Katsuki otworzył szeroko oczy. Nie, on nie mógł?! - Nawet stałem już na krawędzi dachu, czułem jak wiatr porywa moje włosy i ubranie, jakby chciał mnie zachęcić. Widziałem jak wychodzisz ze szkoły i nawet zacząłem się uśmiechać z myślą, że byłoby zabawnie spaść ci prosto pod nogi, żebyś miał prawdziwy dowód na pozbycie się mnie ze swojego życia, ale...


„Jeżeli chcesz skoczyć, to tu jest za nisko, nie zabijesz się i za szybko cię odratują... [...] Też uważasz, że z tego dachu jest ładny widok na świat? To moje ulubione miejsce do siedzenia..."


- Już wtedy mnie złamałeś w pół, ale tak jak drzewo, które trzyma przy życiu swoje ostanie liście i owoce, dając im resztki sił, tak i ja próbowałem podnieść się, choć było to bezcelowe. - Podniósł zabandażowaną rękę, patrząc na nią z namysłem. - Kiedy stałem na dachu szkoły, pomyślałem sobie „Jest znacznie wyżej niż w gimnazjum...", a gdy wreszcie zrobiłem krok i zacząłem spadać, widziałem na ułamek sekundy jak patrzysz znudzony w telefon. Uśmiechnąłem się i pomyślałem „Wreszcie się mnie pozbędziesz Kacchan, na pewno się ucieszysz". - Westchnął, odwracając spojrzenie na to, co działo się za oknem. - Byłeś w końcu wolny, więc powiedz mi szczerze... Dlaczego musiałeś wyrwać mnie ze światła? Dlaczego w tamtej jednej sekundzie, gdy poddałem się i mogłem wreszcie zniknąć, ty zabroniłeś mi umierać? Czy aż tak bardzo mnie nienawidzisz, że nie chcesz pozwolić odejść takiemu nic jak ja? A może miałeś wyrzuty sumienia, bo w końcu posłuchałem twojej rady?


- Deku...


- Dzieci herbata na stole! - W pokoju pojawiła się pulchna kobieta. - Przygotowałam również ciasto, Katsuki mam nadzieje, że nadal lubisz sernik, osobiście piekłam!


- Już idziemy, mamo. - Odpowiedział Izuku i nie czekając na chłopaka sam wyszedł. - Czemu moja herbata nie jest w kubku z All Might'em?


- Raz wytrzymasz piciem z zastawy, Izuku. - Zaśmiała się Inko. - Mamy gości, nie wypada pić z bohaterskiego kubka.


- Racja, przepraszam...


- Co ten Katsuki tam jeszcze robi? - Zagadnęła Mitsuki.


- Pomagał mi wypakowywał rzeczy. - Wtrącił Izuku, nim kobieta postanowiła wstać. - Zaraz przyjdzie.


Bakugo stał w miejscu, zaciskając pięści i zęby. Ten cholerny Deku... Żeby mówić coś takiego, a potem wyjść, jakby nigdy nic się kurwa nie stało! Nie potrafił odpowiedzieć. Chciał go tylko zniechęcić, odsunąć od bohaterstwa, do którego się kurewsko nie nadawał jako Quirkless i jeszcze z postępującą zaćmą. Nie chciał go niszczyć, a tylko zatrzymać. Czyżby jednak mimo wszystko przeciągnął strunę i ona pękła?


- Kurwa...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top