[Tom 1] #5#

24 Sierpnia 2020

Siedział na łóżku, wpatrując się w szkolny mundurek wiszący na szafie. Od przyjścia znajomych z klasy minął kolejny nic niewnoszący tydzień w domu. Atmosfera zaszczucia, zaczęła go dusić tak bardzo, że nie umiał skupić myśli nad przepisywaniem lekcji od Bakugo. W poniedziałek kolejnego tygodnia w końcu nie wytrzymał i powiedział swojej rodzicielce, co sądzi o trzymaniu go następne dwa tygodnie w domu, zwłaszcza, że za cztery miały być wakacje. Nie obyło się od płaczu i zapewnień z jej strony, że przecież nie musi wracać jeszcze do szkoły i zajmie się nim najlepiej jak będzie potrafiła. Ona się starała, a on odpuścił dawno, to ich poróżniło w nieznacznym stopniu i tak minął kolejny tydzień, w którym w końcu wrócił do szkoły. Z mamą zamieniał mniej słów niż wcześniej. Wiedział, że była na niego zła i rozżalona, ale też martwiła się, że znów coś sobie zrobi.


Spojrzał na telefon w ręku. Przez te ostatnie dwa tygodnie, zaczął odczytywać wiadomości, a nie tylko je odhaczać. Nie chciał kolejnej niespodzianki bez „zapowiedzi", bo coś pominął. Czuł jak Aizawa go obserwuje uważniej niż kiedykolwiek. Czyżby też zauważył, że coś z nim było nie tak? Asui wiedziała, nawet próbowała go podtrzymywać na duchu, ale to nic nie dawało. Kompletnie nic się nie zmieniało. Od wypadku na dachu minęło w sumie pięć tygodni, w których dopiero od zeszłego zaczął chodzić do szkoły i jakkolwiek prosperować.


Podniósł rękę, z której niedawno zdjęto gips, a teraz znów się w nim znalazła i gdyby powiedział, że to All Might mu ją złamał, to pewnie każdy by go wyśmiał na miejscu. Właściwie to było pół prawdy, bo kiedy do tego doszło, mieli trening bohaterów. All Might robił za złoczyńcę i chwycił go za rękę, próbując powstrzymać przed ucieczką. Nikt, nawet on sam nie spodziewał się zareagować tak jak w tamtej jednej chwili. Nie czuł bólu oprócz ucisku na ręce, więc niewiele myśląc obrócił się gwałtownie i kopnął All Might'a w twarz z buta. Słyszał trzask, a krew chlusnęła wprost na twarz zielonowłosego, ale sądził, że to pro bohater oberwał. Usłyszał wrzask Bakugo, który wyzywał go od pierdolonych masochistów i popaprańców, po czym złapał za fraki i pociągnął za sobą, przebiegając przez bramki. All Might ich nie zatrzymał, co zaskoczyło wówczas Deku, bo widział kątem oka, że wygląda dość słabo. Dopiero, gdy stracił na chwilę równowagę i poczuł jak coś uciska go w ręce przed łokciem, zrozumiał o co chodziło. Miał złamaną rękę w pół, a kość przebiła skórę i wychodziła na zewnątrz. Krew ciekła małymi strumykami z rany. Patrzył jak Bakugo uciska ranę własną dłonią, po czym bez namysłu rozerwał kawałek materiału z peleryny All Might'a i zatamował krwotok. Nie wiedział czemu tak panikowali, skoro nic go nie bolało. Mogli to tłumaczyć nadmiarem adrenaliny, ale Deku powoli zaczął rozumieć, co się z nim dzieje, i choć sądził, że to nie możliwe, to w jakimś stopniu czuł się złamany po raz drugi. Miał ochotę płakać, ale łzy nie miały zamiaru popłynąć. Chciał krzyczeć, ale byłby on całkowicie pusty... Czy on był zepsuty w jakiś sposób, którego nawet lekarze nie zauważyli?


- Izuku, możemy porozmawiać?


Podniósł oczy na wejście do pokoju, gdzie stała jego matka. Znów płakała, widział to po jej czerwonych oczach. Zawiódł jej zaufanie i znów zrobił sobie krzywdę, a zapewniał, że wszystko będzie dobrze...


- Przepraszam... - Wymamrotał, a ona usiadła na łóżku obok niego. - Okłamałem ciebie, że nie zrobię sobie krzywdy, a wyszło jak zawsze... Przepraszam, że znów musiałaś się o mnie martwić i płakać, ale naprawdę chcę chodzić do szkoły. Nie musi to być U.A. jeżeli o to chodzi, ale nie zmienisz mojego zdania i zostanę bohaterem, a takie sytuacje będą się pewnie powtarzać, więc nie próbuj mnie namawiać do zmiany zdania.


Milczała. Wysłuchała go do końca, nie przerywała. Wcześniej rozmawiała z All Might'em, który również ją gorąco przepraszał i obiecał poświęcić życie dla jej dziecka. Wówczas powiedziała, żeby nie tracił tego życia, a czy wypisze Izuku, to odpowie dnia następnego. Niestety minęły już dwa, a ona nic nie odpowiedziała. Tego było dla niej o wiele za dużo.


- Chciałabym ciebie zamknąć na klucz w domu i nie wypuszczać, być dla ciebie bohaterem, ale nie potrafię nawet tego... - Uśmiechnęła się smutno. - Ty nigdy się nie poddawałeś, nawet kiedy wyszła sytuacja z byciem Quirkless, a później z oczami, wciąż brnąłeś do przodu, bez zatrzymywania się czy oglądania, zostawiając mnie w tyle. Jak mogę znów puścić ciebie do szkoły, z której kolejny raz wróciłeś pokiereszowany. Moje serce tego nie wytrzymuje już Izuku...


- Przepraszam, poniosło mnie podczas treningu i... - Westchnął, po czym otulił matkę ramionami na tyle ile był wstanie ze złamaną ręką. - Przepraszam, że nie dotrzymałem słowa. Jestem okropnym synem i przyszłym bohaterem... Każdy z nauczycieli mi to powtarza „Przestań się okaleczać, Midoriya", ale to dzieje się bez mojej woli. Nie potrafię nie ruszyć komuś na pomoc, nie dać się zranić, żeby ocalić cudze życie. Niby tak powinni postępować bohaterowie, kładąc na szali swoje życie i zdrowie, ale ja dawno przekroczyłem tą granicę i za to przepraszam mamo, nie gniewaj się na mnie... Przysięgam ci, że od teraz, będę starać się nie stracić życia i wyjść cało z każdej sytuacji, nieważne jak byłaby beznadziejna i zacznę słuchać, co chcesz mi powiedzieć. Przepraszam, że ignorowałem twoje uczucia, mamo...


- Szkoła nie zmieni tego kim chcesz się stać, prawda? - Wydusiła, roniąc łzy. - Błagam, Izuku, nie krzywdź siebie więcej, nie dam sobie bez ciebie rady...


Siedzieli w ciszy przerywanej jedynie cichym pochlipywaniem kobiety. Ignorował tak długo uczucia swojej mamy, że w końcu nie wytrzymała. Nie winił jej za to, sam był na siebie za coś takiego zły. Od teraz będzie się starać być dużo silniejszy, lepszy dla niej.


- Muszę poinformować All Might'a, że nie wypiszę cię ze szkoły. - Odsunęła się, wycierając oczy. - Jeżeli cokolwiek znów się stanie, to...


- Obiecuje, że powiadomię cię jeżeli zajdzie taka sytuacja, ale również postaram się wyjść bez szwanku. - Zapewnił, na co lekko się uśmiechnęła. - Nie chcę widzieć twoich łez z mojego powodu, mamo, dlatego postaram się jeszcze bardziej nie zawieźć twoich oczekiwań i nie zrobić już nic tak nieodpowiedzialnego.


- Wiem, Izuku. Dziękuję... - Przeczesała mu włosy palcami dłoni. - Jesteś moim dzielnym mężczyzną, ale nigdy nie zmieni się to, że będę się martwić, taka rola matki. - Uśmiechnęła się ciepło. - Już nie mogę być twoim bohaterem, ale teraz ty będziesz nim dla mnie.


- Tak. - Spojrzał na telefon, który zaczął błyskać. - Hm, mamo? Nie powinnaś już wyjść, jeżeli chcecie zdążyć z wujostwem przed korkami.


- Aaa! Zapomniałam kompletnie! - Spanikowana, niemalże wybiegła potykając się o własne nogi. - A właśnie, Izuku? - Zajrzała do pokoju. - Nie zapomnij o jutrzejszej wizycie u psychologa, dobrze?


- Spokojnie, pamiętam. - Wyłączył alarm w telefonie i sprawdził wiadomości. - Jutro ostatnia wizyta w tym miesiącu, resztę przejmie szkoła, więc nie martw się o to. - Wyszedł z pokoju, patrząc wciąż w ekran. - Hm, Kacchan zaraz się zjawi z rodzicami, więc... - Podniósł wzrok w górę i zamrugał kilka krotnie. - Masz źle zapiętą koszulę i spódnicę na odwrót.


- Aaa! Rzeczywiście! - Zaczęła szybko odpinać guziki, niemal je wyrywając. - Zaraz się spóźnię!


- Spokojnie, popraw spódnicę, a ja guziki.


Szybko poprawiła spódnicę, a Deku zapięcia guzików jej koszuli. Chwilę później zjawił się Katsuki. Pomógł Inko zanieść walizkę do samochodu, gdzie czekali już jego rodzice.


- I pamiętaj, żeby dzwonić! Ja też będę dzwonić! Katsuki, błagam przypilnuj go, żeby już nic sobie nie zrobił! - Inko trajkotała dłuższą chwilę. - Wrócimy za cztery dni, więc błagam, nie zrób sobie krzywdy, Izuku!


- Przypilnuje tego kretyna, żeby nie zabił się nawet na prostej drodze! - Zapewnił Katsuki, kładąc dłoń na głowie Izuku. - Ma pani moje zapewnienie, że prędzej sam go zamorduje niż dam mu znowu coś głupiego odwalić!


- Kacchan, wcale jej nie uspokajasz takim gadaniem... - Mruknął.


- Daj spokój Inko! - Zakrzyknęła Mitsuki. - Katsuki zajmie się nim, w końcu pilnuje go w szkole, co nie?


Deku i Bakugo zerknęli na siebie ukradkiem. Nie chcieli tego przyznać, ale Kacchan nie był jedyną osobą pilnującą Izuku, bo robiła to cała klasa w tym nauczyciele. Oczywiście nic nie mówili, bo wiedzieli jaką jest straszną panikarą mama zielonowłosego, ale jeżeli chciała wierzyć, że Katsuki jako jedyny to robił i, żeby mogła w końcu wyjechać na krótki urlop do uzdrowiska, to milczeli jak zaklęci. W końcu nie chcieli sprowadzania tu całej klasy czy nauczycieli tylko dla jednej osoby, co nie oznaczało, że Katsuki tymczasowo nie zamieszka z Izuku na ten czas. Wrócili do mieszkania, a Deku podszedł do lodówki i wyjął karton soku.


- Chcesz soku, Kacchan?


- Nie ma tu naszych matek, więc nie musisz się wysilać, nerdzie. - Prychnął, siadając na kanapie. - Ostatnio dałeś mi dogłębnie do zrozumienia, że to moja wina.


- Byłeś współwinny temu, ale nie głównym winowajcą. - Odparł, nalewając soku.


- I co z tego?! - Warknął Bakugo. - Pieprzyłeś już większe głupoty, jak próbujesz wpierdolić się na moje poczucie winy, to lepiej zamknij mordę gówniany nerdzie!


- Chodziło mi bardziej o to, że... - Izuku zamyślił się na chwilę. - Miałem problem już kiedy skończyłem cztery lata. Bycie Quirkless dobijało mnie, a kolejnym kopnięciem leżącego była sprawa z moimi oczami... - Nalał soku do drugiej szklanki, po czym schował go do lodówki. - Wiem, że martwiłeś się na swój sposób i próbowałeś mnie odwieźć od pomysłu zostania bohaterem, ale wciąż chciałem mieć te złudne nadzieje. Kiedy wyrzuciłeś w gimnazjum mój zeszyt, uprzednio niszcząc, to coś we mnie pękło, wiesz? - Podał szklankę Bakugo, którą ten niechętnie wziął. - Już wtedy chciałem skoczyć, ale nie odważyłem się, aż do niedawna...


- Taaa, nadal uważam, że to było chujowe z twojej strony... - Mruknął, upijając kilka łyków. - Zamiast kurwa tłamsić wszystko w sobie, trzeba było z kimś o tym pogadać bezpośrednio palancie, a nie!


- Wiem, ale chociaż raz chciałem być samolubny i nie wyszło... - Westchnął, patrząc na własne odbicie w szklance. - Ostatnio też zauważyłem, że... - Zacisnął dłonie na szklance. - Nieważne...


- Skoro tak twierdzisz.


Reszta dnia minęła im niemalże w martwej ciszy. Nie umieli ze sobą rozmawiać już wcześniej, a po wypadku i uprzedniej rozmowie sprzed dwóch tygodni, wszystko zaczęło się między nimi sypać i tylko czekali na deszcz, żeby piasek zamókł i scalił ich na nowo.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top