[Seria II] #5#
30 Lipca 2021
Kolejny raz tego dnia zniknął z oczu Bakugo, a kiedy wrócił do klasy miał całą buzię w plastrach, co niesamowicie rozjuszyło blondyna. Nie mógł niestety nic zrobić teraz, bo nauczyciel wszedł i kazał wszystkim zasiąść.
- Policzymy się po lekcjach, Deku.
Zielonowłosy przełknął ciężko ślinę. Wiedział, że znowu zdenerwował Katsuki'ego, ale nie umiał nic na to poradzić. Widział białego kota, który utknął na drzewie i chciał pomóc, a że przy tym sam spadł na ziemię, to przecież nic takiego, prawda? Tylko sobie podrapał twarz i kolano, nic się nie stało. Był przez kilka sekund bohaterem dla słabszego stworzenia. Ignorował okrzyki radości klasy, kiedy nauczyciel wspomniał o ich marzeniu bycia pro bohaterami. On zaś milczał, skrobiąc dalej rysunek MT.Lady z tego poranka. Znikomy uśmiech rozjaśnił jego twarz i zaraz znikł, gdy usłyszał słowa nauczyciela:
- Ah, oprócz ciebie Bakugo, Midoriya też złożył podanie do U.A., hm, interesujące.
Jego serce zaczęło bić szybciej, a dłonie drżały. Chciał zniknąć w tamtej chwili. Stać się znów cieniem, którego nikt nie dostrzega. Miętosił ołówek w rękach, czekając do końca zajęć. Chciał już być w domu. Ołówek pękł w chwili, gdy ostatni dzwonek tego dnia dał o sobie znać.
- Deku, ty zasrańcu!
Chłopak spiął się gwałtownie i podniósł nieśmiało oczy w górę. Widział wściekłe, lśniące rządzą mordu oczy barwy krwi, a ich właściciel szarpnął go za kołnierz, przyciągając do siebie.
- Co to za chory pomysł, że niby chcesz dostać się do U.A., co?! - Warknął rozjuszony. - I czemu znowu masz mordę pokiereszowaną?! Gdzieś ty się kurwa znowu szlajał, ha?!
- Ja tylko... - Izuku opuścił oczy w dół. - Nie chciałem, przepraszam... Po... Pomyślałem, że... że też mógłbym s-spróbować...
Poczuł znów krzesło pod sobą, gdy został brutalnie odrzucony przez Bakugo. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, gdy zobaczył jak blondyn bierze w dłoń jego czternasty zeszyt.
- K-Kacchan, nie-!
Katsuki niezrażony krzykiem Izuku, położył zeszyt pomiędzy dłonie i stworzył niewielki wybuch, niszcząc go doszczętnie. Prychnął zdegustowany i wyrzucił przedmiot przez okno, po czym wyminął skamieniałego zielonowłosego.
Patrzył pustymi oczami w okno, z których pierwszy raz od dawna nie popłynęły łzy...
- Jeżeli tak bardzo chcesz mieć Quirk i stać się wartościowym bohaterem, to skocz z dachu i zabij się, to przestanę próbować ratować twoje kurewskie dupsko! Może w następnym życiu dostaniesz Quirk i przestaniesz bredzić.
...przestając się łudzić, że jest jeszcze coś wart dla przyjaciela.
Dwa tysiące szesnasta szpilka wbita w serce...
Zarzucił żółty plecak na ramię i wyminął rozbawionych uczniów na korytarzu, którzy powoli zbierali się do domu. Stanął u podnóża schodów prowadzących na ostatnie piętro i dach.
"Skocz z dachu"
Zacisnął mocniej wargi, a nogi same ruszyły na schody. Patrzył na stopnie pod swoimi stopami, a kiedy się skończyły dostrzegł czarne drzwi. Pchnął drzwi, które bez oporu przepuściły go. Odetchnął głęboko, rozkoszując się zapachem letniego wiatru. Stanął na krawędzi. Obserwował horyzont, próbując wypatrzeć swój dom. Uśmiechnął się słabo, gdy go nie dostrzegł.
- Przynajmniej mama nie zobaczy jak słabego ma syna...
Spojrzał mimowolnie w dół. Widział jak Kacchan wychodzi ze szkoły, dyskutując o czymś zawzięcie z Miroku i Souji'm. Uśmiechnął się ciepło, gdy pomyślał, że jakby spadł pod nogi Kacchan'a, to miałby prawdziwy dowód na pozbycia się go ze swojego życia. Katsuki Bakugo byłby wreszcie wolny od obowiązku pilnowania kogoś tak wybrakowanego jak Izuku Midoriya.
Zamknął oczy, rozkoszując się ciepłym wiatrem, który porwał w taniec włosy i ubranie, jakby zachęcał do zatańczenia w zaświatach. Dzielił go tylko jeden krok. Wysunął nogę na przód i...
- Jeżeli chcesz skoczyć, to tu jest za nisko, nie zabijesz się i za szybko cię odratują...
Zamachał rozpaczliwe rękami i wykonał krok w tył, a żółty plecak zsunął się z jego ramienia i spadł w dół bez niego. Rozejrzał się spłoszony, aż natrafił na przenikliwe złote oczy, które niczym słońce błyszczały. Dziewczyna miała długie do ramion blond włosy i mundurek z liceum ogólnego, które znajdowało się trzy przecznice dalej. Podeszła do krawędzi i usiadła, opuszczając nogi w dół, którymi zaraz zamachała wesoło. Zimny dreszcz przebiegł po jego plecach, gdy uświadomił sobie, że właśnie stracił szansę na zniknięcie z tego świata i pozwolenie, żeby to Katsuki spełnił ich wspólne marzenie. Świat znów go wykpił...
- Też uważasz, że z tego dachu jest ładny widok na świat? - Podniósł zaskoczony oczy na blondynkę. - To moje ulubione miejsce do siedzenia...
Patrzyła na niego z uśmiechem pełnym fałszu, jakby wyuczonym niczym idealna maska. Pustka w jej błyszczących oczach była tak podobna do jego własnej, że nie mógł oderwać spojrzenia, rozważając, czemu jest smutna i udaje szczęście, tak jak on?
Słowa, które wypowiadała były jak zachęta do towarzyszenia jej. Nieśmiało i z dużą ostrożnością usiadł obok, podkulając do siebie nogi. Czuł się jakby ona doskonale rozumiała, co czuł, a jednak była przecież taka wesoła. Znów spojrzał na nią zielenią swoich oczu, których barwa odbijała się w złocie należącym do niej.
- Jesteś uroczy, gdy się tak boisz. Przypominasz chomika. - Zaśmiała się dźwięcznie. - Czemu chciałeś skoczyć?
- Jestem wybrakowany... - Wymamrotał, obejmując mocniej dłońmi kolana. - Po co ktoś taki jak ja potrzebny światu?
- Ja mam Quirk, które wszystkich przeraża, więc robię na złość światu i egzystuje nadal, udając, że wszystko jest dobrze. - Podniósł zaskoczone oczy. Czy ona właśnie... - Nie chcę, żeby rodzice byli smutni, więc uśmiecham się dla nich każdego dnia.
Patrzył z zafascynowaniem jak wiatr rozwiewa jej jasne włosy, a w błyszczących oczach barwy złota, widział pustynię myśli. Ona też dusiła się we własnym ciele, ukrywała przed światem prawdziwą twarz.
- Też jestem wybrakowana.
- To w sumie jest nas dwoje... - Parsknął lekko.
Widział ciepły uśmiech, który zakwitł na jej twarzy i iskierki szczęścia, w których wciąż odbijał się kolor nieba. Pierwszy raz dostrzegł jej prawdziwy uśmiech, a nie ten, którym obdarowała go z samego początku. Tamten był fałszem, pokazywany światu, żeby ukryć swoje cierpienie i nie pozwolić nikomu na zrobienie krzywdy.
- To moje ulubione miejsce do siedzenia... - Powtórzyła nie odrywając oczu z horyzontu. - Jedyne prawdziwe w moim życiu. Też masz takie? Jestem Toga Himiko.
- Midoriya Izuku.
- A więc, Midoriya Izuku, chyba czas na ciebie, nie sądzisz? - Zagadnęła i wskazała w dół. - Skaczesz?
- Nie, chyba nie dziś... - Uśmiechnął się słabo.
Zaśmiała się ciepło i potarmosiła mu włosy dłonią, znów wpatrując się w dal. Rozumiał ją i nie chciał, żeby to ulubione miejsce z pięknym widokiem, które wywoływało ten jeden szczery i prawdziwy uśmiech, został zniszczony przez jego nieszczęśliwe życie i chęć skończenia ze sobą. Nie zrobił tego dla niej. Nie umiał być samolubny, a to wszystko było jej winą.
- Też masz takie miejsce, gdzie możesz uciec od świata?
- To chyba będzie moim ulubionym.
- Dobry wybór, Izuku~!
Widok uśmiechniętej blondynki, która kryła prawdziwą siebie przed światem, zupełnie jak on sprawiało, że czuł ciepło zrozumienia w sercu.
Trzydziesty czwarty promyk nadziei...
- Dziękuję, Himiko...
- Zawsze, Izuku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top