Rozdział #5
JENNIFER
Cichutki odgłos zamykanych drzwi, to ostatnie co słyszę. Zamykam oczy, dogłębnie czując, jak moje serce, jak moje popieprzone serce odrywa się od drugiej połowy. Słyszę, jak upada na ziemię z hukiem i rozpada się w drobny mak.
Upadam na kolana, ale nie po to, aby je pozbierać - ono nigdy już nie będzie całe - ale dlatego, że nie mam siły utrzymać się na nogach, gdy szloch z napierającą siłą chce wydostać się z mojego gardła i ryknąć przez usta.
Boli, tak bardzo to boli.
I choć niewyobrażalnie mocno chciałam zatrzymać Milesa, nie mogłam tego zrobić. Wybrałam pięć lat temu, odrzuciłam go i on powinien definitywnie zrobić ze mną to samo. Nie zważając na to czy jestem szczęśliwa, silna, czy słaba. Nie mogłam go zatrzymać, ponieważ muszę pozwolić mu żyć swoim własnym życiem, beze mnie. Poza tym, kocham Johna. Zawsze go kochałam, problem jednak leży nie w mojej głowie, lecz w moim sercu, to ono kocha, jak na ironię losu, obaj braci. I nieważne, jak bardzo chciałabym, abyśmy wszyscy wyszli z tego cało, ktoś zawsze będzie cierpiał. Teraz tym kimś, muszę być ja.
Zakrywam usta dłonią, by stłumić szloch, wmawiając sobie, że mi przejdzie, że ujrzę Johna i dwie godziny spędzone z Milesem, przejdą do historii. A potem wspomnienia jego pocałunków, dotyku, szeptu, zamknę w sejfie i nigdy więcej nie pozwolę im z niego wyjść.
Nie mogę tego zrobić!
Ciepłe stróżki łez zdobią moje policzki, coraz szybciej. Ból w piersi nie ustępuje wręcz przeciwnie nasila się z każdą sekundą, aż słyszę dźwięk zamykanych frontowych drzwi mieszkania. Zamieram. Nie oddycham i boję się ruszyć. Tętno pulsuje coraz szybciej i czuję to w skroniach, wraz z nasilającym się bólem głowy. Jestem zmęczona psychicznie i fizycznie, a brak tlenu w płucach, nasila wszystkie sygnały, jakie wysyła mi organizm.
Zamykam oczy i czekam, aż poczuje ciepłe dłonie Milesa na swoich ramionach.
- Jenny! - słyszę dobrze znajomy głos i wcale jego właścicielem nie jest Miles. Dreszcze przechodzą mi po kręgosłupie, stawiając mnie do pionu.
Pospiesznie usuwam dłońmi łzy, po czym wycieram je w szarawe spodnie od dresu. Biorę głęboki wdech, czując się cholernie źle, przecież zdradziłam Johna. Nie zrobiłam tego ciałem - no dobra, jedną dziesiątą - jednak dopuściłam się na pewno zdrady duszą, aczkolwiek nie oddałam się Milesowi cała. Podarowałam mu jedynie pocałunek, może dwa, okej, pięć albo i więcej, lecz to wszystko. I nie zmienia to faktu, że gryzie mnie sumienie, czuję się potwornie winna i z ogromną chęcią cofnęłabym czas.
I nie prosiła Milesa o pomoc!
Czasu już nie jestem w stanie cofnąć, mogę jedynie być lepszą wersją siebie dla Johna. Dźwignąć to, co między nami się psuje i poukładać brakujące cegiełki, które jakimś cudem wysunęły się z fundamentu naszego związku.
Zakładam na twarz uśmiech i kieruję się do korytarza, gdzie John lekko się chwiejąc ściąga właśnie buty. Lustruję jego sylwetkę od góry do dołu, zatrzymując wzrok na jego twarzy.
- John - szepczę i zmniejszam między nami odległość. Staję przed nim z przerażeniem w oczach, czując, jak ciarki głaskają moje ciało. - Co ci się do cholery stało? Kto ci to zrobił? - pytam, z mocno bijącym sercem, drżąc z nerwów. Wyciągam dłoń, by dotknąć rozciętej wargi, ale John ją odgania.
- Nic mi nie jest - mamrocze. - Lepiej mi powiedz co tu, kurwa, robił Miles? - syczy wściekły.
Przełykam nerwowo ślinę, ponieważ ogarnia mnie strach. Nawet nie skojarzyłam, że minęła tylko chwila odkąd Miles opuścił mieszkanie, a pojawił się w nim John. Spojrzenie mojego faceta jest zimne, mroczne i zdecydowanie nie takie, jakie chciałabym teraz widzieć.
- Poprosiłam go, by pojechał do apteki po paracetamol dla Dereka, bo miał wysoką gorączkę. Do ciebie nie mogłam się dodzwonić - rzucam z wyrzutem i krzyżuję ramiona na piersi.
John wyciąga telefon z kieszeni spodni dżinsowych. Przesuwa energicznie palcem po ekranie i wzdycha. Przeczesuje dłonią swoje włosy i przenosi na mnie skruszone spojrzenie.
- Faktycznie. Przepraszam, Jenny. Nie słyszałem, że dzwonisz - szepcze z wyraźną skruchą i przyciąga mnie do siebie.
Obejmuję go ramionami spragniona jego bliskości. Przytulam policzek do jego torsu i zaciągam się jego zapachem, zamykając oczy. Sztywnieję, a serce zaczyna coraz szybciej bić. Szumi mi w uszach. W trzewiach rozlewa się dziwne uczucie, którego nie jestem w stanie określić, ale z pewnością nie jest przyjemne. Wciągam ponownie woń przez nozdrza, czując jak uginają się pode mną nogi. Odsuwam się od Johna i przyglądam mu się z szeroko otwartymi oczyma. Ręce mi się trzęsą, oddech się rwie, kręci w głowie.
To nie możliwe!
- Gdzie byłeś, John?
Boję się odpowiedzi.
Chwyta się za kark i spuszcza wzrok, ale szybko się reflektuje i twardo patrzy mi w oczy, zaciskając szczękę.
- Z kolegą na piwie - pada z jego ust pewnie, choć dostrzegam, jak zaciska pięści. Denerwuje się. Nie mówi mi prawdy. Wiem to, zresztą damskie perfumy, jakimi przesiąkła jego koszulka, mówią mi dostatecznie wiele, bym widziała, że John patrzy mi w oczy i obłudnie kłamie.
- Czyżby? - Unoszę sceptycznie brwi i krzyżuję ramiona na piersi. Lustruję go od góry do pasa i jego postawa mówi mi, że nie do końca to jest prawda. Poza tym jeśli dodam dwa do dwóch, czyli damskie perfumy na jego koszulce, co świadczy o tym, że jakaś pinda się do niego kleiła i rozciętą wargę, wychodzi mi równanie - John dostał w facjatę, bo jakiemuś facetowi nie spodobało się, że obłapia jego kobietę.
Nie mogę w to uwierzyć.
On by mi tego nie zrobił. Nigdy. Jestem pewna.
- To za co dostałeś? Może za uroczy uśmiech? - prycham i walczę z głosami w mojej głowie, czekając na wyjaśnienia.
John wzdycha, jakby nie miał do mnie siły i jakbym działała mu na nerwy. Cóż, z pewnością go denerwuję, bo zadaję niewygodne pytania.
- Właściwie to za nic - wzrusza ramionami - jakiś facet się do mnie doczepił o nic. Bełkotał coś, że nie mam się na niego krzywo patrzeć, a gdy go ignorowałem zaczął się rzucać, więc... Trochę się poszarpaliśmy
Trochę?
- Aha, i to cała historia? - drążę, chcąc poznać prawdę.
- Tak, Jenny. Stęskniłem się za tobą - mruczy, łapie moje biodra i przyciąga mnie do siebie. Nachyla się, by mnie pocałować, ale odwracam głowę w bok, unikając ty samym zetknięcia naszych ust.
- Było trzeba o tym pomyśleć, gdy opuszczałeś mieszkanie. Dziękuj Bogu, że Derek nie trafił do szpitala - fukam, rozczarowana jego zachowaniem, wpatrując się w punkt za jego plecami.
- Jenny, skarbie. Przepraszam. Wybacz mi, przecież wiesz, że kocham cię na zabój - mówi i nosem muska mój policzek.
Zamykam oczy, chłonę delikatny dotyk, jakim częstuje mnie mój mężczyzna, czując delikatnie mrowienie na ciele. Biorę głęboki wdech, chcąc uspokoić huragan panujący w moim wnętrzu i znowu czuję woń damskich perfum. Nie byle jakich, nie jest to zapach tanich mieszanek, które śmierdzą na mile. To subtelny i bardzo kobiecy perfum, który działa trzeźwiąco na moje myśli.
Nie jestem pewna, czy John kocha mnie tak, jak właśnie zapewnia. Jednakże, chcąc nie chcąc, zdaję sobie sprawę, że nie mogę zrobić mu awantury, nie mając dowodów. Poza tym, bez Johna przestanę istnieć, ponieważ on jest moim wszystkim, mimo że to Mailes króluje w moim sercu.
Co za kanał.
Nie chcę wierzyć w to, że John był lub nadal jest, zdolny do zdrady. Zawsze powtarza mi, jak bardzo mnie kocha i jak ważna dla niego jestem. Że liczę się tylko ja, nikt więcej.
No właśnie. NIKT WIĘCEJ.
Derek nie jest jego wszystkim. Nie jest na pierwszym miejscu, jak w moim przypadku i kompletnie nie wiem, dlaczego. Ta świadomość boleśnie ściska mnie w środku.
- Mogłeś pomyśleć, gdy dawałeś temu pojebowi w mordę, że za tydzień t w ó j syn ma chrzciny. Jak będziesz wyglądał? Co pomyśli sobie proboszcz. Twoja matka i ojciec? - rzucam sfrustrowana, zmieniając temat. John nie lubi moich tyrad, często się po tym kłócimy.
Wzdycha sfrustrowany i znika w kuchni. Idę za nim. Mam ogromną ochotę dać sobie z tym spokój i iść spać, ponieważ trzewia palą mnie bólem i pragnę przestać czuć. Chociażby na chwilę. Nie będę ukrywać, że ten dzień zbyt mocno obfituje we wrażenia, a moje rozemocjonowanie nie pomaga mi w racjonalnym myśleniu. I wiem, że jutro będzie gorzej.
John siada na krześle przy stole i niespodziewanie łapie mnie za nadgarstek, gdy chcę oprzeć się plecami o ścianę po jego prawej stronie. Łapie mnie za biodra, chcąc bym usiadła na niego okrakiem. Waham się, stoję jak wryta w ziemię i mam wrażenie, że jakaś bariera nas rozdziela, która odpycha mnie od Johna. Patrząc mi w oczy, zaciska dłonie na mojej talii i sadza sobie na kolanach, gwałtownie przywierając policzkiem do mojej piersi.
- Przepraszam, Jenny. Tak wyszło, nie chciałem dać mu mordę. Przepraszam - szepcze zbolałym głosem, nawet nie pytając, co z naszym synem.
Uświadamiam sobie, że od momentu, gdy powiedziałam, że Derek miał wysoką gorączkę, John nie zainteresował się, jak on się czuje.
Boli mnie to.
Wpatruję się tępo w ścianę, po moich policzkach spływają pojedyncze łzy.
Co się z nami stało?
Jeden dzień, jeden moment, jedno wydarzenie, mogą zmienić nasze życie, całe lub po części. Nie wiem, jak bardzo zmienia się moje, ale jestem pewna, że już nie będzie takie, jak było.
Wizyta Milesa, jego usta, jego dłonie, woń kobiecych perfum na koszulce Johna i Derek. Trzech mężczyzn w moim życiu, których kocham, a którzy zmienili mój byt, nawet o tym nie wiedząc.
John przyciska się do mnie coraz mocniej, odbierając mi oddech. Zabawne, naprawdę, kurwa, bardzo zabawne. Ciekawe czy tak samo mocno trzymał w ramionach tę zdzirę, pachnącą drogimi perfumami. Pewnie była wymuskana, seksowna i zgrabna, wyglądała jak milion dolarów. Nie to co ja. Zasrana kura domowa, z rozczochranymi włosami, połamanymi paznokciami i rozciągniętą skórą na brzuchu. Tak, nadal mam pozostałości po ciąży i często nie mogę patrzeć na siebie w lustrze.
- Kocham cię, Jenny. Tak bardzo cię kocham - mamrocze John, unosząc głowę, by spojrzeć mi w oczy. Nasze usta dzieli jedynie kilka milimetrów, co jest powodem, że czuję odór alkoholu w oddechu Johna.
Patrzę mu w oczy, próbując wyczytać, czy jego słowa mają jakikolwiek sens, czy są prawdziwe. Nie mam zbyt dużo czasu na zilustrowanie jego duszy, bo nagle wargi Johna łączą się z moimi i mogę przekonać się, jaki trunek spożywał dzisiejszego wieczoru. Whisky. John nie przepada za wódką, woli alkohol z wyższej półki. Panna od eleganckich perfum zapewne też nie gustuje w taniej wódce.
Żołądek skręca mi się w supeł, gdy pomyślę, że język John pieścił inny kobiecy język. Szloch dławi mnie w gardle, bo znalazłam się w bardzo popieprzonej sytuacji. Pomimo tego, że niedawno całowałam Milesa i czułam się w niebie i piekle zarazem, początkowo opieram się, mając istny chaos w głowie, ale już po chwili bastuję, bo na swój pojebany sposób kocham Johna i nie mogę oprzeć się temu, co ze mną wyprawia. Jakaś część mnie łaknie jego czułości, bliskości i potrzeby bycia wyjątkową, bo gdy trzyma mnie w ramionach, właśnie tak się czuję. Wyjątkowo.
Ostatecznie poddaję się i odwzajemniam pocałunek, zapominając o wszelkich sprawach. Przenoszę się w świat, w którym jestem tylko ja i John. Nic więcej.
John całuje mnie żarliwie, zachłannie, chaotycznie, zupełnie nie tak, jak zwykł całować mnie przez ostatnich pięć lat. Nie poznaję go, nie potrafię zgrać się z jego rytmem. Nasze języki zamiast się łączyć, smakować, urządzają jakąś niezrozumiałą bitwę, pogoń za czymś, co nie jest w ich zasięgu.
Miles.
Odrywam się od warg Johna, próbując złapać oddech, którego zabrakło mi w momencie, gdy w moim umyśle pojawi się obraz Milesa, klękającego przede mną, niespełna godzinę temu.
Serce bije w mojej piersi z zawrotną prędkością, próbuję wyrównać oddech, ale odnoszę wrażenie, że się duszę. Duszę się wyrzutami sumienia i zapachem drogich, damskich perfum, które zakotwiczyły się w moich nozdrzach i za cholerę nie chcą opuścić moich zmysłów.
- Jennifer - sapie John. - Chodź do łóżka - mruczy, muskając nosem zagłębienie między szyją a ramieniem. Przechodzi mnie dreszcz i na nowo odczuwam pewien rodzaj pożądania i rozkoszy, czując między nogami wbijającą się w moją kobiecość męskość Johna.
Chcę zapomnieć o Milesie, o wybryku Johna, o dzisiejszym wieczorze, o tym, że jestem rozdarta i że wizyta Milesa tylko namieszała mi w głowie, a woń pieprzonych perfum, obudziła podejrzenia, których się boję.
John by mnie nie zdradził.
Jestem pewna, przecież nie dałam mu powodu. Może nie zawsze jest między nami dobrze, ale kochamy się, jesteśmy rodziną. John by tego nie zepsuł.
Łapie mnie za pośladki i unosi, mimowolnie oplatam jego talię nogami i pozwalam, by zaniósł mnie do łóżka. Przeniósł do naszego świata, gdzie ponownie w jego drzwiach widzę Milesa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top