Rozdział #1
Jennifer
Właśnie mój partner życiowy wyprowadził mnie z równowagi, a może doprowadził do szewskiej pasji? Nieważne. W każdym razie jestem zła, że mam ochotę rzucać naczyniami, które właśnie myję. A ja nienawidzę myć naczyń. Mamy zmywarkę, ale stoi ona od tygodnia niepodłączona, bo mój facet „nie ma czasu".
Przed chwilą odpowiedziałam mu, żeby kupił sobie wózek zawczasu.
Obraził się na mnie, rzucając w moją stronę słowami, że on ciężko pracuje.
Zaśmiałam się mu w twarz.
Ja też c i ę ż k o pracuję! Jestem pełnoetatową mamusią pewnego małego słodkiego ptysia o imieniu Derek i pieprzoną kurą domową, która chce mieć pieprzoną zmywarkę, bo kura ma dość zmywania naczyń. I wielu innych rzeczy też.
Płuczę dłonie i słyszę za plecami trzaśnięcie drzwi. Podskakuję z wrażenia, a ptyś włącza syrenę alarmową.
Zaciskam pięści, mając wielką ochotę pobiec za tym dupkiem i wypluć mu w twarz, że obudził mi szefa. Ale nie robię tego, idę uspokoić te pięć kilogramów szczęścia, które krzyczy z łóżeczka.
Biorę głęboki oddech, aby uspokoić nerwy szalejące w trzewiach, Derek je wyczuje i rozbeczy się jeszcze głośniej. A wtedy mogę zapomnieć o kąpieli, a marzę o niej od rana, od momentu, kiedy to mój syn zwrócił na moją bluzkę sporo mleka, bo mu się odbiło akurat w momencie, gdy brałam go z łóżeczka, żeby zmienić mu pieluchę.
Przecież ja ciężko nie pracuję. Leżę i pachnę.
Siadam na kanapie i wystawiam cycka, by szef mógł się napoić i uspokoić zarazem. Zajmie mu to jakieś - przy dobrych wiatrach - dziesięć minut. Sięgam po telefon, leżący na stole i piszę do swojego faceta, gdzie go wywiało.
Moja dziesięć minut może więcej i Derek śpi, więc odkładam go do łóżeczka. Moja komórka milczy. Piszę ponownie SMS-a.
Wracasz na noc? Masz klucze?
Zastanawiam się czy nadusić „wyślij", ale w ostatniej chwili dochodzę do wniosku, że jeśli za każdym razem trzaska drzwiami i wychodzi, a potem wraca późno w nocy lub nad ranem, niech tym razem pocałuje klamkę i ma za swoje. Odkładam aparat i idę zamknąć drzwi.
Chwilami nie mam pojęcia co się między nami popsuło. Jeszcze kilka lat temu nie mogliśmy się od siebie oderwać, rozumieliśmy się bez słów, a miesiąc po porodzie, czyli dwa miesiące temu zaczęło się coś psuć. I za cholerę nie wiem co. Nie wyglądam po ciąży jakoś strasznie. Brzuch jeszcze trochę potrzebuje, żeby się wciągnął, cycki mam większe o dwa, jak nie o trzy rozmiary i tryska z nich mleko, przy najmniejszym dotknięciu. Okej, to akurat nie jest atrakcyjne. Nie mam rozstępów nigdzie na ciele, pupa nadal prezentuje się kusząco, więc naprawdę nie wiem o co Johnowi chodzi. Może o seks, bo no cóż, tu jest gorzej. I w cale nie chodzi o to, że nie mam na swojego mężczyznę ochoty, jestem po prostu zmęczona, bo nasz syn przechodzi pierwszy - a może drugi - etap rozwojowy i jest marudny, ciekawy świata, i domaga się ciągle mamusi. A John przychodzi z pracy, kąpię się, zjada obiad lub kolację, siada na kanapie i ogląda telewizję. Jak Derek ma dobry humor, razem oglądają tv, a jak marudzi to John wciska go mnie, mimo że w kuchni i w całym mieszkaniu szaleje tornado.
Tak właśnie wygląda moja rzeczywistość. Nie jest kolorowo, ale kocham swoich chłopców i daję radę, choć chwilami już nie mam siły.
Wchodzę do łazienki i puszczam wodę do wanny. Zamierzam wziąć relaksującą kąpiel, mając nadzieję, że Derek się nie zbudzi.
Wznoszę oczy do nieba i proszę w myślach Boga, by syn przespał czas, kiedy ja będę się relaksować.
Wchodzę do wanny pełnej rozkosznie ciepłej wody i pozwalam sobie na łzy. Staram się nie dawać upustu emocją przy Dereku, nie chcę by moje dziecko widziało chwilę słabości swojej matki, ale coraz częściej mam tego dość. Myślałam, że będziemy kochającą się rodziną i będziemy się wspierać. John zapewniał mnie, że będzie mi pomagać, że będzie wstawać w nocy do Dereka i czuwać, gdy zajdzie taka potrzeba. Niestety wszystko robię sama. Moje sielankowe wyobrażenie macierzyństwa legło w gruzach bardzo szybko. I nie wiem dlaczego. Przecież dziecko było w naszych planach, oboje tego chcieliśmy, a gdy już Derek przyszedł na świat, coś się zmieniło.
John, mam wrażenie, iż potrzebuje mnie tylko w łóżku. Nawet gdy źle się czuję lub gdy jestem chora. Bierze sobie mnie nawet w nocy, bo akurat ogarnia go niewyobrażalna chęć zanurzenia swojego fiuta we mnie. Czasem płaczę, kiedy się tak zachowuje, ponieważ nie liczy się dla niego to, czego ja chcę lub czego ja potrzebuję. Jego potrzeby są ważniejsze. I to łamie mi serce.
Ciepła woda powoduje, że robi mi się przyjemnie, a powieki same opadają. Walczę z nimi, by nie zasnąć, lecz idzie mi coraz gorzej, powoli przegrywam tę walkę, więc wychodzę z wanny, bojąc się, że zasnę i nie usłyszę płaczu syna.
Owijam się ręcznikiem, na głowie robię sobie turban, wyciągam korek z odpływu i spłukuję wannę, gdy kończę słyszę pomruki Dereka. Wiem, co to oznacza.
Idę do pokoju i podchodzę do łóżeczka. Mój syn śpi niespokojnie i wydaje z siebie dźwięki przez sen, co niekoniecznie jest dobre. Głaskam go po główce, by się uspokoił, ale wyczuwam, że jest zbyt ciepły. Dotykam czółka i czuję, że jest rozpalony. Biorę głęboki wdech i biegnę do kuchni, żeby sprawdzić czy paracetamol na zbicie gorączki ma jeszcze ważną datę ważności.
Nie ma.
Kurwa!
I co teraz?
Wracam do pokoju i łapię za telefon. Dzwonię do Johna. Nie odbiera.
Kolejna kurwa wydobywa się z moich ust.
Co robić?
Próbuję jeszcze raz. To samo. Sygnał oczekiwania i nic.
Nada.
Kurwa!
Muszę się uspokoić, wszak w panice niczego nie wymyślę. Do głowy przychodzi mi myśl. Wyciągam z szafki w kuchni czysty ręcznik kuchenny i moczę go w ziemnej wodzie. Wykręcam i biegnę do syna. Przykładam materiał do czoła Dereka i myślę.
Mogę zadzwonić i poprosić o pomoc Milesa, ale przez ostatnich pięć lat, tego nie robiłam. Nie wiem czy odbierze ode mnie telefon. Nie wiem czy wciąż ma ten sam numer telefonu, nie wiem, co właśnie robi, nie wiem czy mi pomoże, ale muszę spróbować, bo na Johna nie mam, co liczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top