🗡️ ROZDZIAŁ XXXII 🗡️
— Przestańcie drzeć mordy, bo nas nakryją — syknęła Charlotte, zatrzymując się w połowie drabinki, aby spojrzeć na stojących pod nią nastolatków.
Wszyscy nagle przybrali poważne miny i może udałoby im się utrzymać ten spokój, gdyby Erin nie spojrzała na Sky, która z trudem próbowała zdusić w sobie śmiech. Dziewczyna zadławiła się chichotem, a jej głośne prychnięcie rozniosło się po klatce schodowej.
Diana uderzyła Dantego z całej siły w ramię, ale miała tyle siły, że nawet mucha by ją wyśmiała, gdyby spróbowała ją zabić.
— Mówiłeś, że mamy pozwolenie! — pisnęła, a jej serce przyspieszyło. Adrenalina uderzyła do głowy. Rzadko się zdarzało, aby robiła coś nie do końca zgodnego z prawem, za co mogła mieć kłopoty.
Właściwie to nigdy.
— Bo byś próbowała nas przekonać, żeby zmienić plany. — Dante wywrócił ostentacyjnie oczami, uśmiechając się pod nosem. — Nie chciało mi się po prostu słuchać tego twojego zrzędzenia.
Diana uderzyła go jeszcze raz, ale ten nawet tego nie poczuł.
Aiden szturchnął Nathana, który zapatrzył się na pośladki Charlotte i gestem dłoni wskazał, że nadeszła jego kolej. Nastolatkowie po kolei wspinali się po zielonej, obdrapanej z farby drabince. Diana postanowiła wejść jako ostatnia, ponieważ, jak zawsze zresztą, miała na sobie spódniczkę. Chociaż wszyscy obecni byli dla niej niesamowicie bliscy, wolała oszczędzić im widoku swojego tyłka.
Gdy wdrapali się na samą górę, każdy po kolei wstrzymywał oddech. Kilkoro wydusiło z siebie pojedyncze westchnienie, gdy zobaczyli rozpościerający się przed nimi widok. San Francisco nocą wyglądało nieziemsko. Pięknie oświetlone wieżowce, czubki biurowców i majaczący w oddali Golden Gate Bridge odebrały wszystkim mowę na najbliższe dwie minuty.
Dante podszedł do Erin, która oniemiała zachwycała się widokiem, po czym objął ją. Położył podbródek na jej głowie, a do jego nozdrzy od razu dotarł zapach jej perfum — kawy i karmelu. Woń kojarząca mu się już tylko i wyłącznie z wolnością. Odsunął ją od siebie, kiedy usłyszał, że pociąga nosem.
— Płaczesz? — zapytał rozbawiony, po czym spojrzał na jej twarz. W jej oczach iskrzyły łzy odbijające światła miasta.
— Nie — odparła, wydymając dolną wargę. — Mocno tu wieje.
Pociągnęła nosem jeszcze raz, a Dante prychnął jedynie i przycisnął ją do swojej klatki piersiowej.
— Też bym się wzruszył tym widokiem, ale wyczerpałem już limit łez do końca roku.
Erin odsunęła się tak, aby móc z dołu spojrzeć na twarz chłopaka. Miał nieodgadniony wyraz, ale jednocześnie widziała, że gdzieś w jego oczach czaiły się wesołe świetliki.
— Płakałeś? — wydukała, zanim jej głos się załamał.
— No jasne, że tak. — Odgarnął jej włosy z twarzy, które rozwiał wiatr. Odkąd były krótkie, nie pozwalały się opanować w takich warunkach pogodowych. — Przez większość czasu myślałem, że cię zabiłem. Jakbyś teraz umarła, to miałbym już za sobą żałobę i mógłbym od razu przejść do łyknięcia słoika nasion.
Erin uderzyła go pięścią w klatkę piersiową, aż zadudniło.
— Palant. — Zdmuchnęła kosmyk, który przykleił się jej do błyszczyka. Redfield ujął jej twarz, nie pozwalając, aby włosy jej przeszkadzały. — Nie mów tak.
Nachylił się do niej i delikatnie musnął jej wargi swoimi, posyłając elektryzującą falę wgłąb jej ciała. Dziewczyna zacisnęła palce na jego bluzie i przyciągnęła go do siebie, pogłębiając pocałunek. Wciąż nie potrafiła się nim nacieszyć. Wciąż chciała więcej i nie mogła się nasycić.
Było idealnie.
Dopóki Sky nie wyraziła swojego obrzydzenia, symulując niezwykle głośny odruch wymiotny.
Dante westchnął i wywrócił oczami, przenosząc swoje spojrzenie na Davis. Dziewczyna oparła dłonie na kolanach i wyginała kręgosłup, udając wymiotującego kota. Wyglądało to całkiem wiarygodnie.
— Oszczędźcie mi tych widoków i bądźcie szczęśliwie zakochani gdzie indziej, okej? — fuknęła, po czym dołączyła do reszty.
Nathan i Aiden właśnie rozkładali koc na betonie, a Charlotte i Diana rozdawały wszystkim po puszce piwa, które ruda wcześniej wyniosła na dach. Obawiała się, że przy takiej ilości osób, narobią znacznie więcej hałasu, jeśli będą musieli cokolwiek transportować. Oczami wyobraźni widziała, jak puszki turlają się po całej klatce schodowej, wprowadzając w stan alarmowy cały blok. Każdemu przysługiwały dwie sztuki, gdyż chciała mieć pewność, że nikt nie da rady się upić tak małą ilością alkoholu. Byłoby to zbyt niebezpieczne, w końcu znajdowali się kilkadziesiąt metrów nad ziemią.
Dante i Erin podeszli bliżej, trzymając się za ręce. Kiedy dotarli do grupy, rozdzielili się — Freeman złapała Dianę w objęcia, z kolei Redfield stanął przy balustradzie, która była jedyną barierą chroniącą przed upadkiem. Zerknął w dół, a od wysokości zakręciło mu się w głowie.
Aiden złapał za barierkę i wychylił się nieznacznie, na co Dante od razu złapał go za kaptur bluzy i pociągnął do tyłu. Kiedy Prince spojrzał na niego rozbawiony, został brutalnie spiorunowany wzrokiem.
— Co by się stało, gdybyś skoczył? — zapytał zaciekawiony. — Zrobiłbyś dziurę w ziemi?
— Nie wiem. — Dante wzruszył ramionami. — Skok z budynku nie był na mojej liście rzeczy do zrobienia.
— Czyli teraz jest?
— Można powiedzieć, że twoja teoria mnie zaciekawiła.
Nathan otworzył puszkę z piwem i siorbiąc, spił pianę, która próbowała się wydostać na zewnątrz. Podszedł do chłopaków, wcisnął się pomiędzy nich i tak jak oni spojrzał w dół.
— Mogłeś skoczyć z budynku, jak chciałeś powiedzieć Erin — rozejrzał się, aby się upewnić, że Sky i Charlotte nie mogą go usłyszeć — o wirusie. Poudawałbyś, że chcesz się zabić czy coś.
Dante otworzył usta i zaraz je zamknął.
— I mógłby zadzwonić, jak dotarłby na ziemię! — Aiden zaśmiał się głośno.
— Twój mózg na bieżąco wpada na takie idiotyczne pomysły czy je sobie gdzieś zapisujesz? — zapytał Dante, stukając palcem najpierw w czoło kuzyna, a następnie przyjaciela. — Straumatyzowałbym ją i nigdy w życiu by się już do mnie nie odezwała.
— Przesadzasz. — Nathan klepnął go w plecy. — Byłoby śmiesznie.
Nie byłoby. Wypominałaby mu to do końca życia przy każdej kłótni.
— Koniec tych konspiracji! — zawołała Charlotte, siadając na kocu. Beton był okropnie niewygodny, dlatego oparła się plecami o barierkę, aby chociaż odrobinę odciążyć plecy. — Chodźcie już do nas!
Wszyscy zajęli miejsca na kocu. Nie zdążyli jeszcze dobrze się usadowić, a Sky już zaczęła narzekać, że jest głodna.
— Zamówmy sushi — jęknęła. — Pomyślcie sobie! Jeść sushi na dachu z widokiem na San Francisco.
Diana spotkała się spojrzeniem z Aidenem i już wiedziała, że chłopak nie miał zamiaru w żaden sposób zainterweniować.
— Może lepiej pizzę albo kebaba? — zaproponowała Redfieldówna, wygładzając palcami kosmyk włosów. — Aiden nie lubi sushi.
Nathan zmarszczył brwi zaskoczony.
— Nie lubisz sushi?!
Prince przytaknął.
— Chyba kiedyś o tym wspominałem. Nigdy nie lubiłem.
— Na pewno nie ostatnio, kiedy jadłeś razem ze mną! — oburzył się, wracając wspomnieniami do ich ostatniego spotkania.
— Wybierałem te bez ryby. — Zaśmiał się, drapiąc po karku. — Tak bardzo chciałeś zjeść sushi, że nie miałem serca ci uświadomić, że go nie lubię.
— To brzmi, jakby Diana wstąpiła w twoje ciało. — Charlotte zachichotała. — Dante to jednak miał rację, że idealnie do siebie pasujecie.
— Boże, myślałam, że ty jedyna jesteś normalna. — Redfieldówna schowała twarz w dłoniach, aby ukryć zażenowanie.
— Diana, tutaj nikt nie jest normalny — prychnął Dante. — Myślisz, że dobierałem sobie znajomych z przypadku? Błagam cię, tu wszystko było dokładnie zaplanowane. Wybrałem najlepszych ludzi do tego fachu.
— Jeśli o fachu mowa, to ja dalej nie dostałam przelewu za moją robotę — wtrąciła się Erin, szturchając chłopaka w żebro. Posłał jej rozbawione spojrzenie, unosząc jedną brew ku górze. — Chyba nie myślałeś, że przejmę twoje obowiązki za darmo. Niedoczekanie twoje!
— Myślałem, że zrobisz to z czystej miłości do mnie i chęci pomocy. — Złapał się za klatkę piersiową, jakby jej żarty naprawdę go uraziły. Otarł wyimaginowaną łzę ze swojego policzka.
— Niedoczekanie twoje — prychnęła. — Nie dam się wykorzystywać!
Sky podśmiechiwała się pod nosem z ich wymiany zdań, a jednocześnie patrzyła Charlotte przez ramię, gdy ta szukała lokalu, z którego mogliby zamówić coś do jedzenia.
— Później sobie to jakoś rozwiążecie. — Nathan machnął ręką, przerywając Erin patrzenie się na Dantego morderczym wzrokiem. Dzięki temu nie byli świadkami jej kapitulacji, gdy z rozbawienia nie mogła już utrzymać poważnej miny. — Wynagrodzi ci to w naturze.
Diana na te słowa zrobiła odruch wymiotny i zasłoniła usta dłonią.
— Wolałabym pieniądze. — Zachichotała.
Gdy dziewczyny zamówiły jedzenie, do brzuchów wszystkich dookoła doszło, jak bardzo głodni byli. Dante i Erin mogli bez problemu usłyszeć intensywnie pracujące żołądki wszystkich dookoła, dlatego desperacko szukali sposobu, aby odwrócić własną uwagę od tych dźwięków. Inni z kolei chcieli w jakiś sposób zabić czas, żeby prawie godzina oczekiwania na pizzę minęła im w jak najmniejszych bólach.
— Ej — powiedział Aiden, przypominając sobie nagle o czymś. Sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej wygniecione pudełeczko po przejściach. — Wziąłem karty.
— W co gramy? — zaszczebiotała Sky, sięgając po talię. Wyciągnęła ją ostrożnie z opakowania i zaczęła tasować karty.
— Ja umiem grać tylko w UNO. — Diana skrzywiła się.
— Dawajcie w pokera — zaproponował Aiden, a gdy zobaczył przerażoną minę Diany, dodał: — Nauczę cię grać, nie bój się.
Redfiedówna ucieszyła się.
— Rozbieranego? — zapytał Nathan, poruszając sugestywnie brwiami w kierunku Charlotte, która w odpowiedzi wywróciła jedynie oczami. — Będzie wam zimno, dziewczyny, jak już was ogram.
Sky, której mania rywalizacji odpalała się tylko wtedy, gdy Redfield otwierał usta, już miała na języku gotową odpowiedź.
— O nas się nie martw — prychnęła. — Mam nadzieję, że wyrzuciłeś te dziurawe gacie i założyłeś dzisiaj nowe.
Nathan otworzył szeroko oczy i usta, marszcząc przy tym brwi. Zamknął je zaraz z cichym klapnięciem.
— Taka jesteś pewna siebie? — Zmrużył oczy i zaśmiał się gardłowo. — Może każdy element ubrania będziemy zrzucać z dachu?
Sky była już gotowa, aby przyjąć to wyzwanie, pewna swojej wygranej.
— Nie chcemy oglądać waszych gołych tyłków — wtrącił się Dante.
— Jesteś pewien? — Erin zachichotała. — Sky ma zajebisty tyłek.
Ostatecznie nastolatkowie zdecydowali się zrezygnować z dotychczasowego pomysłu, co nie oznaczało, że ich topór wojenny został zakopany. Mieli zamiar zrujnować się wzajemnie w normalnej odmianie gry. W prawdzie nie mieli wystarczającej ilości gotówki, aby móc walczyć o pieniądze, ale chrupiące kulki w czekoladzie całkiem nieźle sprawdzały się w postaci żetonów. Zdawało się, jakby pozostali przeciwnicy poza Nathanem i Sky nie mieli dla nich znaczenia. Najważniejsza nie była wygrana ze wszystkimi, a bycie lepszym od drugiej strony.
Dante i Erin stanęli sobie przy barierce i przyglądali się rywalizacji z góry, skąd mieli lepszy widok. Oboje nie potrafili grać, więc uznali, że najłatwiej załapią zasady, gdy będą uważnie przyglądać się rozgrywce. Z twarzy Charlotte nie dało się absolutnie nic wyczytać, z kolei Diana bez przerwy wyglądała na zagubioną. Mogłaby mieć w zanadrzu samego pokera królewskiego, a nawet by tego nie zauważyła bez pomocy Aidena.
— Boże, tęskniłem za tym. — Dante westchnął, wychylając się do tyłu przez barierkę. Wziął głęboki wdech nocnego powietrza, słysząc gdzieś niżej tętniące życiem miasto.
Odsunęli się odrobinę od grupy, aby móc swobodnie porozmawiać. Mimo to wydawało się, jakby mogli poruszać najmroczniejsze sekrety Redfieldów i wirusa, a Sky i Charlotte nie zwróciłyby na to uwagi. Były zbyt zajęte grą.
— Nawróciłeś się w tym laboratorium? — Erin oparła się łokciami o chłodny metal.
Dante zmarszczył brwi, analizując, co przed sekundą powiedział.
— Tak mi się wymsknęło.
— Tak mi się właśnie wydawało. — Freeman uśmiechnęła się pod nosem. — Bo Boga tutaj z nami nie ma.
Redfield zaśmiał się krótko i objął dziewczynę, która oparła głowę na jego klatce piersiowej. Pośladkami oparła się o barierkę. Naciągnęła rękawy bluzy na dłonie i owinęła ramiona wokół talii Dantego.
— To mój tekst — fuknął. — Można go używać tylko w jednej sytuacji.
Pocałował ją w czoło, gdy podniosła głowę, aby móc na niego spojrzeć. Mruknęła zadowolona, zamykając oczy.
— Kocham cię — powiedziała, gdy ponownie podniosła powieki, wlepiając w niego metaliczne spojrzenie. — Chyba nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
— Ja ciebie też — odparł od razu, sunąc palcami wzdłuż jej krótkich włosów. Kciukiem potarł linię jej szczęki, śledząc jej kształt. — I potrafię sobie wyobrazić.
Uśmiech sam wypełzł na jego twarz, nie potrafił go opanować. Nie musiał sobie wyobrażać, ponieważ doskonale wiedział, jakich rozmiarów sięgała jej miłość. Sam kochał ją dokładnie tak samo.
Gdy ich usta spotkały się w przedłużonym, czułym pocałunku, myśli Dantego wędrowały gdzieś w przestrzeni. Jakiś czas temu Erin powiedziała mu, że zjawił się w jej życiu w idealnym momencie. Uratował ją, a ona później ona uratowała jego. Znowu i znowu.
Była przy nim, gdy czuł się bez kontroli. Pozostawiła go bez wyjścia, gdy umierała w jego ramionach.
Poszła za nim w sam środek piekielnych płomieni.
Bez strachu.
KONIEC TRYLOGII „REDFIELD"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top