Rozdział 6 END
Obudziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Przeciągnąłem się i mój wzrok powędrował w stronę zegara. Czternasta. Co?! Jakim cudem?! Wiem, że późno zasnąłem, ale żeby spać prawie jedenaście godzin?! Chyba jeszcze nigdy tak długo nie spałem. Wstałem wziąłem szybki prysznic i udałem się do kuchni zjeść śniadanie. Kiedy skończyłem dotarło do mnie, że nie widziałem dzisiaj Masamiego. Zaniosłem brudne naczynia do zlewy i ruszyłem w stronę pokoju Masamiego. Stałem chwilę przed nimi zastanawiając się czy wejść przez nie do pokoju, czy lepiej zostawić go w spokoju. Wiem, że na pewno tam był, ponieważ w korytarzy na ścianie wisiała bluza, a dzisiejsza pogoda nie pozwalała się nigdzie ruszyć, bez jakiejś cieplejszej bluzy.
W końcu zebrałem się w sobie i postanowiłem zapukać. Nikt nie odpowiadał. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem drzwi. Spojrzałem w stronę łóżka, w poszukiwaniu na nim czarnookiego. Był tam. Leżał zwinięty w kłębek i starannie otulony kołdrą. Spał. Już chciałem wychodzić, kiedy zauważyłem, że ciało mojego współlokatora lekko drży. Z początku nie wiedziałem co o tym myśleć, lecz po chwili do głowy przyszedł mi mało prawdopodobny pomysł, który najprawdopodobniej był prawdą. Czy on, on... płakał?!
- Masami- powiedziałem cicho, zbliżając się w jego stronę.
Słysząc mój głos zesztywniał. Chyba dopiero zdał sobie sprawę z mojej obecności.
- Wyjdź- powiedział krótko, ale pewnie.
- Co się...?
- Wyjdź stąd natychmiast!- Krzyknął przeraźliwie.
Natychmiast się wycofałem i opuściłem pokój. Co mu się stało? Nie wiedziałem i nie wiem czy chciałem poznać odpowiedź. Podczas krótkiego pobytu tutaj dowiedziałem się, że na niektóre pytania lepiej nie znać odpowiedzi. Prawdopodobnie była to sprawka Kenty, ale tylko tyle mogłem się domyślić.
Siedziałem w salonie i oglądałem telewizję, kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Masami. Po chwili zobaczyłem jak idzie opleciony własnymi ramionami do kuchni. Miał na sobie za dużą koszulkę z logo jakiegoś zespołu na przedzie. Tylko to. Miałem nadzieję, że chociaż zadał sobie trud założenia bielizny.
Po pewnym czasie zjawił się w salonie. Wszedł, usiadł na kanapie podwijając kolana pod brodę i zaczął wpatrywać się w podłogę. Czułem się dość niezręcznie. Wiedziałem, że powinienem spytać się go jak się czuje, czy coś w tym stylu, ale byłem niema pewien, że on tego nie chce.
- Masami...
Nie spojrzał się na mnie. Nadal wpatrywał się tępo w dywan.
- Mogę się ciebie o coś spytać?
Jego wzrok powędrował na mnie. Z jego wyrazy twarzy nie dało się nic odczytać. Nie wiedziałem w jakim jest nastroju. Muszę zadać najpierw jakieś w miarę bezpieczne pytanie. Później zapytam się co się działo w nocy.
- Mówiłeś, że się leczysz. Na co dokładnie?
Zaśmiał się cicho. Wziął głęboki wdech i poprawił się na kanapie.
- Zależy o co pytasz.
- Co? Nie za bardzo rozumiem.
- Zależy czy pytasz o leczenie dolegliwości psychicznych czy fizycznych.
- A na które się leczysz?
- Na oba- odpowiedział beznamiętnie.
Co?! Ma problemy psychiczne i zdrowotne? Z początku myślałem, że leki tylko jakimś dziwnym trafem się one tu znalazły, a tu okazuje się, że one należą do niego. No, nie pewności, przecież nie przyznał, że są jego.
- Słuchaj, a te tabletki, to one są...
- Moje- wtrącił.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Masami choruje na serce?! Młody mężczyzna z chorobą serca i problemami psychicznymi. Tego się nie spodziewałem.
- Mam wrodzoną wadę serca, przez co występuje duże prawdopodobieństwo zawałów. W sumie to mój imprezowo-pijacki styl życia temu jakoś specjalnie nie sprzyja, ale nie przejmuję się tym.
- Nie wiedziałem...
- Skąd miałeś wiedzieć. A jeśli chodzi o problemy psychiczne trochę ich jest. Większość spowodowana jest przez towarzystwo w jakiś się trzymałem. Sam widzisz. To byli ludzie podobnie do Kenty. Teraz staram się ich unikać, ale oni sami mnie znajdują... Mam czasami różnego rodzaju nerwice i problemy z snem.
Wsłuchiwałem się uważnie w każde jego słowo.
- W sumie to rodzice też mieszali w tym palce. Rozpieszczali mnie, ale to nie tylko o to chodzi. Ojciec mnie molestował, ale matka nie miała o tym zielonego pojęcia. Chyba nadal o tym nie wie... Chyba przez niego stałem się taki.
Nastała chwila ciszy.
- Słuchaj, a co się działo dzisiaj w nocy?
- Mógłbyś chociaż okazać tyle wdzięczności i nie pytać.
Rzeczywiście. Nie wiem co tam się działo, ale pewnie nie było to zbyt miłe.
- Ja po prostu chciałem...
- Chcesz wiedzieć?!- Wybuchnął. Jego spojrzenie nagle się zmieniło.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chciałem poznać odpowiedź, ale z drugiej strony nie byłem tego taki do końca pewien. Masami wstał z kanapy i zaczął powoli podchodzić w moją stronę. Nie podobało mi się to. Nie podobało mi się to, w jaki sposób jego czarne oczy na mnie patrzą. Wstałem i zacząłem się odsuwać.
- Chcesz wiedzieć?!
- Przepraszam, nie powinienem pytać- zacząłem jąkać.
- Nie, chcesz wiedzieć?!
Wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie to zaraz moje plecy spotkają się za ścianą i nie będę miał jak od niego uciec.
- Słuchaj mnie uważnie!- Zaczął nie przestając się do mnie zbliżać.
W tym momencie napotkałem za sobą ścianę. No super!
- Powiem ci coś. Kenta to pieprzony sadysta! Nie tylko to, on zawsze dominuje, chociaż dominuje to mało powiedziane!
- Masami, ja nie chciałem...
Żałowałem, że w ogóle pomyślałem o tym, żeby go o to zapytać.
- Nie!- Jego oddech był przyśpieszony i ciężki.
Nagle chwycił za brzegi koszulki i jednym zwinnym uchem zrzucił ją z siebie. Gdy to robił modliłem się, żeby miał na sobie bieliznę, lecz kiedy to zrobił przestało mnie to interesować. Oczywiście miał na sobie bokserki, ale moją uwagę przykuło coś innego. Na ciele Masamiego rozciągały się różowe pręgi, w niektórych miejscach przechodziły w czerwień. Gdzieniegdzie można było znaleźć kilka fioletowych lub zielonych plam. Nie wiedziałem co powiedzieć. W sumie to co miałem powiedzieć... Stałem jak posąg nie mogą uwierzyć własnym oczom. Czarnooki zaczął nerwowo przechadzać się po pokoju, cały czas nie oddalając się ode mnie zbytnio. Kiedy tak chodził mogłem dostrzec plecy, w które były w jeszcze gorszym stanie.
- Ja nie...
- Zamknij się! To wszystko przez ciebie! Myślisz, że to strasznie wygląda?! Nie widziałeś mnie poprzedniego razu! Byłem niemal skatowany! Opierałem się wtedy do końca. Tym razem wiedziałem, że nie warto. Na początku liczyłem, że jednak uda mi się jakoś z tej sytuacji wydostać. Kiedy byliśmy w pokoju zacząłem się stawiać. Po pewnym czasie przestałem, ale on nie przestał. Tłukł mnie przez jeszcze jakiś czas!
- Przepraszam- szepnąłem pod nosem.
- Przepraszasz?!- Nagle zatrzymał się tuż przede mną.- To mogłeś być ty! Nie uważasz, że coś mi się należy w zamian?
Jego ręka powędrowała na mój pasek od spodni. Chwyciłem jego nadgarstek chcąc go zatrzymać. On jednak bez problemu wyrwał mi się.
- Zostaw mnie!
- Nie ma mowy! Po tym co wczoraj przeszedłem należy mi się chwila przyjemności.- Jego ręka powróciła do moich spodni.
- Zostaw!
Nim się obejrzałem, moja ręka kierowała się w stronę jego twarzy. Czarnooki zatrzymał ją dosłownie kilka milimetrów przed swoim policzkiem. Jego oczy pociemniały jeszcze bardziej.
- Teraz to nie masz co liczyć na taryfę ulgową!- Powiedział coraz mocniej ściskając mój nadgarstek.
Próbowałem się wyrwać, lecz na nic. Zaczął mnie ciągnąć do swojej jaskini. Wepchnął mnie do środka i szybko zamknął za sobą drzwi. Nim zdążyłem się pozbierać był przy mnie z powrotem. Chwycił za brzegi mojej koszulki i zaczął mi ją ściągać. Próbowałem jakoś się mu wyrwać, lecz wyszło na to, że tylko ułatwiłem mu ściągnięcie jej ze mnie. Szarpiąc się ze sobą powoli kierowaliśmy się w stronę łóżka. Kiedy byliśmy przy nim pchnął mnie na nie, a sam szybko sięgnął po coś do szafeczki stojącej przy łóżku. O nie! Nim zdążyłem coś zrobić on już klęczał na pościeli o odwracał mnie na brzuch. Następnie chwycił moje ręce i podciągnął je nad moją głowę. Po chwili poczułem jak zaciskają się na nich zimne, metalowe kajdanki. Każda ręka była oddzielnie przyczepiona do metalowej ramy łóżka.
- Zostaw mnie! Proszę!
- Nie sprawiaj problemów to szybciej skończymy.
- Ja nie chcę! Wypuść mnie i zostaw mnie w spokoju!
- Ja też wczoraj nie chciałem. W życiu nie zawsze dostajemy to czego chcemy.
Zimne ręce Masamiego chwyciły mnie za biodra i lekko obrócił na bok by ułatwić sobie pozbycie się moich spodni. Rozpiął pasek, następnie rozporek i zaczął je ze mnie zsuwać wraz z bokserkami.
- Rozluźnij się.
Serce waliło mi jak młotem. Wiedziałem, że to nie będzie przyjemne. Mogłem się tylko pocieszać, że nie pobije mnie tak jak Kenta jego. Taką przynajmniej miałem nadzieję, ale nawet to mnie nie pocieszało.
Czułem jak zimne ręce Masamiego chwytają pewnie moje biodra i unoszą do góry. Leżałem teraz wypięty w jego stronę. Zacząłem się wiercić i wyrywać, lecz jego dłonie mocno zaciskały się na moich biodrach unieruchamiając mnie.
- Proszę, nie- łkałem.
- Nie!- Powiedział gładząc mnie po pośladkach.
Przybliżył do mnie swoją męskość. Zamknąłem oczy i zacisnąłem pięści. Gwałtownie wszedł we mnie i nie czekając zaczął się we mnie poruszać. Ból. Krzyknąłem, a z oczy popłynęły mi łzy. Poruszał się we mnie, a ja błagałem by przestał. Próbowałem się jakoś wyrwać, ale było jeszcze gorzej. Z czasem zaczęły do mnie dochodzić jęki i westchnienia Masamiego. Czarnooki przyśpieszył, a chwilę później doszedł we mnie z głośnym jękiem zadowolenia. Wyszedł ze mnie, a ja opadłem obolały na łóżko.
Miałem tego dość, miałem dość tego wszystkiego od samego początku. Oczy miałem opuchnięte od płaczu, a gardło zdarte od krzyku. Masami dysząc ciężko pochylił się nade mną i uwolnił moje ręce z kajdanek. Czując, że moje nadgarstki są już wolne zwinąłem się w kłębek. Pocierałem czerwone i obolałe dłonie. Oplatając się ramionami cicho łkałem.
- Osamu, wszystko w porządku?- Spytał troskliwie kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Nie. Zostaw mnie.- Strąciłem jego dłoń z siebie.
Kątem oka obserwowałem go. Chciałem, żeby mnie zostawił, żeby otworzył mi drzwi i pozwolił odejść.
- Ja... ja, przepraszam.- Wyglądał na dość przygnębionego, jakby naprawdę żałował.
Mógł najpierw pomyśleć, później działać. Jego ręka powoli powędrowała w stronę mojego członka. Rany! Czy u niego wszystko musi sprowadzać się do seksu?! Nagroda, kara, pocieszenie, wszystko u niego prowadziło do jednego.
- Zostaw mnie!
- Ale...
- Zostaw!
Zabrał rękę i uklęknął przy mnie na łóżku. Naciągnąłem pościel na siebie i zwinąłem się w jeszcze ciaśniejszy kłębek.
- Ubrałbyś się- burknąłem.
Wstał, chwilę pokręcił się gdzieś za moimi plecami i wrócił na łóżko.
- Chcę się stąd wynieść.
- Nie pozwolę, a poza tym nie chciałbyś.
- Hmm?- Co on miał na myśli?
- Grzebałeś w szafka, prawda?
Nic nie odpowiedziałem. Skąd wiedział?!
- Nie zajrzałeś do ostatniej szuflady w szafeczce nocnej, co nie?
- Nie.- Nie chciałem wiedzieć co w niej jest.
- Nie chciałbyś, żeby jej zawartość wyciekła do Internetu
- Co?!
- Takie małe ubezpieczenie.
- Co w niej jest?!- Pytałem zestresowany.
- Nagrywałem nas dwa dni temu. Po tym jak przegoniłem Akiego.
- Co?! Jak mogłeś?!
- Nie wściekaj się tak. Nic z tym nie zrobię dopóki nie przyjdzie ci na myśl, stąd uciec. Poza tym i tak nie pozwolę ci odejść- dodał po chwili.
- Dlaczego?
Nastała chwila ciszy. Widziałem, że Masami się stresuje. Tylko czym? Odpowiedzią?
- Kocham cię- wyszeptał nieśmiało.
Co?! Gdybym właśnie stał i trzymał w rękach jakiś talerz czy szklankę na pewno w tym momencie zleciłaby na podłego roztrzaskując się na miliony kawałków. Tymczasem leżałem zszokowany jego słowami. Nie wierzyłem własnym uszom. Że co?! Kocha? Mnie?
- Powiedz coś- odezwał się cicho.
Milczałem.
- Powiedz coś- powtórzył.
- Nie- tylko na tyle było mnie stać w tej chwili.
- Dlaczego?
- Co ty sobie, kurwa myślisz?! Cały czas mnie krzywdzisz, więzisz tutaj i tak dalej.
- Ale...
- Nie odzywaj się! Nie chcę cię już słyszeć!
Odwróciłem się do niego plecami i naciągnąłem na siebie pościel, tak, że zakrywała całego mnie. Zostaw mnie, zostaw mnie, zostaw mnie... Powtarzałem to niczym mantrę mając nadzieję, że się spełni i naprawdę da mi spokój.
Nie wiem ile czasu tak czuwałem pod kołdrą, ale na pewno długo. W końcu poczułem jak łóżko lekko się podnosi, gdy Masami zszedł z niego. Nie ruszałem się, tylko nasłuchiwałem. Otworzył drzwi i wyszedł. Odliczyłem do dziesięciu i wypełzłem ze swojego kokonu. Ubrałem się i pośpiesznie opuściłem jaskinię lwa. Wychodząc, rozejrzałem się po korytarzu. Po odgłosach jakie dochodziły z łazienki można było się domyślić, ze mój psychopatyczny współlokator właśnie bierze prysznic. Udałem się w stronę drzwi wejściowych, mając cicho nadzieję, że będą otwarte. Wstrzymałem oddech. Niestety. Moje nadzieje legły w gruzach w momencie, gdy pociągnąłem za klamkę. Zamknięte.
Trzęsąc się jeszcze po przejściach dzisiejszego dnia udałem się do kuchni. Właśnie, która to już godzina? Zerknąłem na zegar wiszący wysoko na ścianie. Dwudziesta?! Już?! Ostatnio cały czas tracę poczucie czasu... Zresztą, to już niedługo nie będzie mnie interesować, jak wiele rzeczy.
Naleśniki. Tak, naszłam mnie właśnie ochota na naleśniki. Z dużą ilością czekolady. O! I jeszcze bananami. Szperając chwilę w szafkach wyciągnąłem wszystko co jest mi potrzebne, chowając część potrzebnych rzeczy na później. Na szczęście, Masami zawsze miał świetnie wyposażoną kuchnię. Zrobiłem taką ilość naleśników, by starczyła tylko dla mnie. Wiem, że to samolubne, ale szczerze, w ogóle mnie to nie obchodziło. Powoli połykałam każdy kęs starając się jak najbardziej rozkoszować każdym z nich. Byłem tak zmęczony, że w sumie nawet nie miałem za bardzo siły, żeby jeść, ale mimo to jadłem z zadowoleniem. To czuwanie u niego w pokoju, bardzo mnie wykończyło. Nie mogłem zasnąć, ponieważ bałem się tego przy nim, a leżenie niemal nieruchomo nie zasypiając nie jest wcale tak łatwe jakby się mogło wydawać. To bardzo męczące. Położyłbym się teraz spać, ale nie. Jeszcze nie.
Skończywszy, rozejrzałem się po domu w poszukiwaniu Masamiego. Był w swoim pokoju. Świetnie! Udałem się więc do skrzynki na klucze. Kluczy do drzwi głównych, mojego pokoju i pokoju Masamiego nadal nie było, ale żaden z nich nie był mi teraz potrzebny. Sięgnąłem po klucz do łazienki i schowałem głęboko w kieszeni. Teraz salon. Wszedłem do niego i podszedłem do barku. Powoli tworzyłem drzwiczki nieruchomiejąc na każde najmniejsze skrzypnięcie zawiasów. Kiedy w końcu udało mi się je otworzyć tak, że okazywały całą zawartość barku wziąłem się do roboty. Po chwili poszukiwań wziąłem dwa alkohole o najwyższej ilości promili i udałem się pośpiesznie do kuchni. Odstawiając na chwilę butelki na blat sięgnąłem po tabletki Masamiego. Jedno pełne opakowanie, drugie w połowie puste.
Z trudem wcisnąłem je do kieszeni i podniosłem butelki z szafki. Niemal biegiem udałem się do łazienki uważając, żeby niczego nie upuścić. Udało mi się wszystko cało donieść na miejsce. Kiedy tylko dotarłem do celu usłyszałem wołającego mnie Masamiego. Podbiegłem do drzwi i zatrzasnąłem je zamykając na klucz. Odetchnąłem z ulgą. Na razie idzie mi nieźle. Wszystko według planu.
- Osamu, dlaczego się zamknąłeś?
Nie odpowiedziałem. Ignorując pytania czarnookiego wróciłem do moich przyniesionych skarbów.
- Osamu, co się dzieje? Otwórz!- Wołała waląc w drzwi.
Po tym nastąpiły dwie minuty przerwy. Ciekawe czy właśnie szuka odpowiedzi na pytanie, co mi chodzi po głowie. Jeśli zgadnie, pewnie zaraz wróci znów krzycząc i waląc w te drzwi.
- Osamu!- O wilku mowa.- Otwórz, natychmiast!- Słychać było, że jest zdenerwowany i przestraszony. Chyba jednak mnie przejrzał.
Usiadłem na podłodze, wygodnie na ile to było możliwe. Otworzyłem butelkę i pociągnąłem z niej dużego łyka. Płyn miał taki średniawy smak. Następnie wysypałem dwie tabletki na ręce i połknąłem.
- Osamu, proszę! Powiedz mi, że ty nie...- Nie był chyba w stanie dokończyć.
Kolejna tabletki i potężny łyka alkoholu.
- Nie rób tego!- Czyli domyślił się co chcę zrobić.- Ja przepraszam! Już nie będę! Obiecuję!
Tabletka, alkohol.
- Błagam! Jak to zrobisz to nie będzie już odwrotu! Przemyśl to jeszcze raz! Porozmawiajmy!
Kilka tabletek i sporawy łyk trunku.
- Nie rób tego! Proszę! Już nie będę! Porozmawiajmy!
Nie chciałem z nim rozmawiać. Nadal byłem zmęczony, ale przecież zaraz będę sobie mógł odpocząć. Tabletki, a następnie alkohol.
- Otwórz te cholerne drzwi albo je rozwalę!
O, chyba postanowił zmienić taktykę, stwierdziłem śmiejąc się cicho pod nosem. Byłem wykończony całym dzisiejszym dniem, że nawet nie chciało mi się za bardzo wysilać na jakiś głośniejszy śmiech rozbawienia. Powinienem być pobudzony, na skutek całej taj akcji, powinna działać na mnie adrenalina, która pobudziłaby mój organizmy do życia. Nie. Ale to raczej nie przez te tabletki, choć może? Zadziałały by tak szybko?
- Otwieraj! Debilu, pomyśl co robisz!
Ciekawe jak długo będę musiał zaczekać, aż to wszystko zacznie działać. Potrząsając opakowaniem, stwierdziłem, że opróżniłem już jedno pudełko. Więc leki uspokajające się skończyły. Mam jeszcze jedno pełne do zużycia, te były na serce. Jedna butelka w sumie też została już pusta. Było zaledwie tyle co w nakrętce. Dobrze, ze wziąłem drugą butelkę.
- Osamu!- Głos mu się załamywał.- Idioto!
Ciekawe, jak długo te drzwi wytrzymają. Momentami, naprawdę mocno się wyginały od jego pchnięć. Tabletki i alkohol. Ten był lepszy w smaku.
- Przestań! Wyjdź stamtąd i porozmawiajmy!
Spojrzałem niepewnie na drzwi, które, chyba naprawdę długo nie wytrzymają. Więcej tabletek i więcej alkoholu.
- Zrobię wszystko co zechcesz tylko tego nie rób!- Mówił drżącym głosem.
Jak się tu dostanie, ciekawe co zrobi w pierwszej kolejności? Nasypałem dużą ilość tabletek i połknąłem je wszystkie po chwili zapijając przezroczystym płynem.
- Osamu! Proszę!
Wysypałem tabletki na rękę. Będzie ich na dwa razy i koniec. Połykanie nie należało do najprzyjemniejszych. Jak się je przez przypadek dłużej potrzymało w ustach to pozostawiały nieprzyjemny posmak. Alkohol też był już na wyczerpaniu.
- Osamu!
Drzwi z wielkim hukiem się otworzyły. Nim zdążyłem połknąć ostatni.ą porcję tabletek, Masami podbiegł do mnie i wytrącił mi je z ręki. Podobnie było z butelką trzymaną w drugiej ręce. Potoczyła się gdzieś zostawiając za sobą mokry ślad z rozlewanego się alkoholu.
- Osamu, coś ty do cholery zrobił!- Mówił, a raczej łkał spoglądając na puste opakowania po lekach i porzuconej w kącie butelce.
Klęknął przede mną. Cały się trząsł. Chwycił moją twarz w swoje ręce i zwrócił ku sobie. Po twarzy spływały mu łzy, a oczy miał napuchnięte od płaczu. Dość śmiesznie wyglądał. Byłem ciekaw co zrobi. W sumie to co może, nic nie może.
- Coś ty zrobił?! Jak mogłeś?! Wiesz, że nie ma już od tego odwrotu?!
Jest minimalna szansa na powrót, ale jesteś chyba za głupi by wpaść na taki pomysł.
- Bez odwrotu- powtórzyłem niczym jakiś fascynujący tytuł.
- Dlaczego? Przepraszam, to wszystko przeze mnie, ale nie musiałeś naprawdę tego robić!
Milczałem. Wiedziałem o tym, ale prawda jest taka, że wolałem uciec od problemów niż się z nimi zmierzyć. Jestem tchórzem. Tchórzem! Ale cóż... Droga, którą wybrałem nie ma drogi powrotnej.
- Kocham cię- szlochał wtulając się we mnie.
W takim momencie człowiek zaczyna się zastanawiać to teraz z nim będzie. Czy istnieje takie miejsce jak niebo czy piekło? Czy może nie ma nic i tkwi się w nicości. W sumie to nieważne. Tak szczerze mówiąc, aż tak bardzo mnie to nie interesuje.
- Masami?
- Tak?
- Zadzwoniłbyś później do mojej byłej dziewczyny i powiedział jej o tym. Pewnie ją to nie interesuje, ale chciałbym, żeby wiedziała. Możliwe, że nawet za bardzo się tym nie przejmie. Jej numer będzie w moim telefonie.
- A rodzice?- Zdziwiło mnie jego pytanie.
- Im nie mów. Nie teraz. To by ich załamało...
- To po co im to zrobiłeś?! Dlaczego zrobiłeś to nam wszystkim?!- Wtrącił.
- Hanako nadal utrzymuje z nimi kontakt. Powie im, kiedy uzna za stosowne.
- To ta twoja była? Nie rozumiem, dlaczego porzuciła kogoś takiego jak ty...
- Ja też nie- odpowiedziałem uśmiechając się.
- Dlaczego to zrobiłeś?- Pytał nie przestając płakać.- Mogliśmy porozmawiać...
- To moja decyzja.- Taka była prawda, to była wyłącznie moja decyzja, a czyimi czynami spowodowana to już inna sprawa.- Masami, chodźmy może gdzieś indziej, bo tak na podłodze to już mi niewygodnie siedzieć.
- Dobrze.
Poczułem jak czarnooki chwyta mnie z tyłu i pod kolanami i unosi niczym królewnę.
- Co ty robisz?
- Pozwól mi.
Nic nie odpowiedziałem. Niech cieszy się tą chwilą. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Położył mnie delikatnie na łóżku i usiadł koło mnie. Zasłoniłem ręką usta ziewając przeciągle. Ułożyłem się wygodnie na poduszce i zamknąłem oczy.
- Osamu!
- Matko! Daj człowiekowi odpocząć. Ten twój popołudniowy gwałcik trochę mnie zmęczył.
- Przepraszam za wszystko.
Pochylił się nade mną i chwycił delikatnie dłonią boją brodę kierując ją w swoją stronę. Widziałem, że patrzy na moje usta.
- Proszę, pozwól mi...
Nie wiedziałem czy tego chcę, ale co mi szkodzi spełnić jego prośbę. W końcu długo się jeszcze mną nie nacieszy. Ciekawe ile potrwa zanim... Może jak się teraz położę spać to będzie szybciej. Może po prostu podczas snu odejdę.
- Dobrze- odpowiedziałem cicho.
Masami złożył na mych ustach delikatny pocałunek. Jego usta były takie miękkie kiedy płakał. Odwzajemniłem pocałunek. Czy mój ostatni wyczyn przed śmiercią to będzie przelizanie się z moim oprawcą? Człowiekiem, przez którego do tego doszło? Jego wargi zachłannie całowały moje. Tak jakby był to ostatni pocałunek w jego życiu. No, w moim na pewno tak. Kiedy oderwał się od moich ust z oczu nadal płynęły mu łzy. Ciekawe dlaczego tak rozpaczał. Powiedział, że mnie kocha, ale pewnie tylko dlatego bym nie próbował uciekać z domu. Ten człowiek znał mnie ledwie ponad tydzień.
- Jestem śpiący- powiedziałem odwracając się do niego tyłem i zamykając zaspane oczy.
- Nie...
Czułem jak czarnookie wtula się we mnie. A co mi tam. Nie obchodziło mnie już nic. Jutrzejsza pogoda, co u moich rodziców, co jutro będzie robił Masami. Nic mnie nie interesowało. Chciałem już tylko zasnąć i się nie obudzić. Kiedy tak do mnie przywierał czułem przy sobie jego nabrzmiałą męskość. Rany! Nawet w takiej chwili?! A może byłem już przewrażliwiony na punkcie jego dotyku. Co z tym człowiekiem jest nie tak. Poza ty, nie jest o uczucie, które chciałbym pamiętać jako ostatnie.
- Masami czy mógłbyś...
- Nie!- Wtrącił i przywarł do mnie jeszcze mocniej.
Cóż. Wziąłem głęboki oddech i próbowałem się wyciszyć. Chciałem już zasnąć. Nie czułem bólu. Nie czułem nic. Po prostu spałem, a w śnie czułem się coraz lepiej, coraz bardziej błogo.
- Kocham cię- mówił głos Hanako.
- Kochamy cię- usłyszałem głos rodziców.
- Kocham cię- mówił pewnym siebie głosem Masami.
To wszystko mi się śni? Nieważne, miło było słyszeć to od nich wszystkich. Dobrze wiedzieć, że komuś na mnie zależało. Przepraszam was za siebie, ale musiałem to zrobić. Będę na was czekał. Mam nadzieję, że zobaczymy się jak najpóźniej. Was czas na Ziemi niech trwa jak najdłużej.
- Kochamy cię!- Usłyszałem głos ich wszystkich- Kochamy cię!- Powtarzali cały czas.
Kocham was! Bardzo was kocham!
Kocham!
___________________________________
No i mamy koniec. Mam nadzieję, że się podobało. Nie wyszło do końca tak jak miało być, jednak cóż... Może następne opowiadanie będzie lepsze. Tym co się podobało i dotrwali do końca zachęcam do pozostawienia po sobie komentarza.
Chcę już zachęcić do nowego opowiadania, które pojawi się na moim profilu 28 października.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top