Rozdział 26. Isobel
Rankiem Lily obudziła się, słysząc jęk bólu Nan, która przyciągała do siebie kołdrę, już od dawna leżącą na podłodze. Isobel spała twardym snem koło niej, nawet nieprzebrana ze swoich wczorajszych ubrań.
Rudowłosą nie dziwiło nawet to, że obudził ją tak mały dźwięk - jej głowa była wyczulona na każdy, najmniejszy szmer, od razu dając o sobie znać pulsującym bólem w czaszce. Przez chwilę leżała na swoim łóżku, mrugając oczami i starając się przyzwyczaić do światła za oknem, na którym, jakby na złość, ktoś zapomniał zaciągnąć zasłon. Dziewczyna wstała i podeszła do swojego lustra.
Obrazek nie przedstawiał się najlepiej - potargane ubrania, długie włosy sterczące we wszystkie strony i rozmazany makijaż dodawały Lily wyglądu osoby, która musiała nie spać od wieków. Tymczasem Lilce spało się całkiem dobrze - gdy spojrzała na zegarek, widniała tam już godzina jedenasta. Dziewczyna, chcąc nie chcąc, zignorowała ból głowy i uczucie suchości w gardle i poszła się umyć.
Gdy zeszła do kuchni ujrzała tam już wszystkich chłopaków na nogach, siedzących przy stole ze szklankami wody w dłoni. Aidan, opierający głowę na ręce, przymknął oczy i najwyraźniej powstrzymywał się od uśnięcia. Albus, który zazwyczaj był rannym ptaszkiem, niepodobnie do siebie leżał na stole na rękach. James właśnie im opowiadał, jak źle by mieli w drużynie Quidditcha za czasów jego bycia kapitanem - chłopak wstawał o szóstej rano, tylko po to, by przeprowadzić godzinny trening, niezależnie od pogody i humoru innych zawodników.
- Dzień dobry - szepnęła Lily, a jej ton był tak cichy, bo przez suchość w gardle nie mogła wydobyć się na nic innego; zresztą chłopcy chyba również nie chcieli słyszeć żadnych głośniejszych dźwięków.
Dłoń Albusa jedynie lekko drgnęła, Aidan jej leniwie pomachał, a James przywitał ją szerokim uśmiechem.
- Dzień dobry! Kawy? - rzekł, biorąc już do dłoni dzbanek z czarnym napojem.
- Nie. Wody - odparła tylko Lily, podchodząc do kranu w kuchni i wlewając ciecz do szklanki. Następnie zasiadła koło chłopców. - Gdzie mama? I tata?
- Mama na zakupach, tata odsypia nockę - mruknął Albus, podnosząc się na chwilę i popijając wodę. Lily zauważyła szare półkręgi pod jego oczami.
- Dziewczęta śpią? - zapytał James, upijając łyka swojej mocnej kawy.
- Tak.
- I mam nadzieję, że szybko nie wstaną - wtrącił cicho Aidan. - Ten wariat chce nas zabrać na jakąś wycieczkę po Dolinie Godryka!
- Od razu wariat! Ja chcę zadbać o waszą kondycję - odparł oburzony James.
- Chłopie, nogi mi wchodzą do dupy, przyjechałem tu odpocząć, po to są wakacje - stwierdził niezadowolony Aidan. - Nigdzie nie idę.
- Wyciągnę cię siłą.
- Uparci Gryfoni! - zawołał zirytowany do granic możliwości Ślizgon i nie widząc sensu w dalszej dyskusji, zamknął swoje oczy.
- Co ty o tym myślisz, Lilka?
- Nie wiem. Może później. Chcę spać. - Dziewczyna nie mogła się wysilić w takim stanie na nic innego. Głos Jamesa zdawał się być teraz niezwykle irytujący.
- To jest jasne tak - odparł tylko James, uśmiechając się szeroko. Albus westchnął.
Przez chwilę zapadła cisza, podczas której dało się słyszeć jedynie pochrapywanie Albusa i Aidana oraz siorbanie Jamesa. Lily powoli przysypiała na stole, kiedy do jadalni w końcu zeszły dziewczyny.
Wyglądały dziś jakoś szczególnie ładnie: Isobel zostawiła swoje blond włosy rozpuszczone (Lily nawet się zdawało, że były nieco pofalowane) i wyglądała kompletnie niewinnie w cieniutkim, białym golfie i jasnych spodniach. Nan (może tak było na co dzień; Lily nie chciała tego przyznać) ją jednak całkowicie przyćmiewała, w fioletowej sukience, spiętymi włosami, z kilkoma kosmykami wysuniętymi na przód, kroczyła tak dumnym i lekkim krokiem, jakby chodziła po chmurze.
Aidan i Albus na odgłos ich kroków natychmiast się ocknęli i uśmiechnęli do siebie dziwnie, jakby to im się podobało. James na chwilę zawiesił wzrok na Nan, ale zaraz później wrócił oczami do swojej kawy. Dziewczyny usiadły przy stole.
- Długo spałyście - zauważył Al. - My niestety nie mogliśmy tego zaznać. - Posłał Jamesowi gniewny wzrok.
- Nie spałyśmy, obudziłyśmy się niedługo po Lily. Ale po wczorajszej nocy z wami niełatwo było się szybko doprowadzić do porządku - rzekła Nan, a kiedy jej włosy zafalowały, gdy siadała, Lily poczuła niemałą zazdrość do jej urody - ona sama nie nałożyła na siebie ani grama makijażu, a ubrała się w zwykłe dresy i koszulkę.
- Tak właściwie to gdzie Scorpius? Myślałam, że śpi, ale tak długo? - zapytała Lilka, starając się odciągnąć jakoś spojrzenia chłopców od Nancy.
- Och, wyszedł na dwór - odparła rozbawiona Nan. - Dla niego na kaca najlepszy jest sport.
- Moja krew... jedyny mądry... - powiedział z dumą w głosie James, a Nan pokręciła głową zdumiona, że komuś w ogóle chciałoby się rano ćwiczyć.
- Jakie plany na dziś? - zapytała nieśmiało Isobel.
- Idziemy na wycieczkę po Dolinie Godryka - odparł wesoło James.
- Właściwie to James idzie na tą wycieczkę sam, bo nikomu innemu się nie chce - wtrącił Albus.
- Ha, mów za siebie! Ja chętnie się wybiorę - rzekła Nan, a James uśmiechnął się do niej szeroko.
- Ja także mogę się wybrać - dodała z małym uśmiechem Isobel.
- No i Scorpius na pewno będzie chętny... - wtrąciła swoje trzy grosze Lily.
- Widzicie? Przegłosowani! - zawołał triumfalnie James, a Albus i Aidan jęknęli jednocześnie.
Zapowiada się wspaniały dzień, pomyślała Lily, kiedy wróciła do swojego pokoju, by się przebrać w sukienkę.
Wybrali się na pobliskie wzgórze, tam, gdzie kiedyś Lily była wraz z ciocią Hermioną, wujkiem Ronem, rodzicami, braćmi oraz kuzynami. I oczywiście ze Scorpiusem. Dziewczyna od razu postanowiła, że będzie musiała przejść się wzdłuż rzeki, do której niegdyś wpadła, a Scorpius ją z niej uratował. Wstydziła się nieco swojej niezdarności, ale przecież to to wydarzenie rozpoczęło między nimi tą piękną relację.
- Nie czujesz się zmęczona? Strasznie tu stromo - rzekła do Lily Isobel, łapczywie pijąc wodę ze swojej plastikowej butelki.
- Przyzwyczajenie. - Lily wzruszyła ramionami. - Często tu przychodziłam z Albusem i Jamesem. Jeśli jesteś zmęczona możemy odpocząć...
- Och, nie, nie! - Isobel od razu odmówiła. - Nie trzeba, przecież chwilę temu zatrzymaliśmy się z powodu Nan.
Obie dziewczyny odwróciły się w stronę wspomnianej dziewczyny, która śmiała się z czegoś wraz z chłopakami.
- Mało co, a Albus i Aidan nieśliby ją na rękach na to wzgórze - powiedziała Isobel, nie z rozbawieniem, ale też nie ze smutkiem - jakby ukrywała swoje emocje co do zachowania przyjaciółki.
- Nan to chyba lubi - odparła Lily. - Bycie w uwadze chłopców.
- Chyba tak - poparła ją Isobel, a po chwili ciszy rzekła coś, co wydawało się, że chciała od dawna powiedzieć Lily: - Chyba podoba jej się James.
- James? Och. - Tylko na to mogła się wysilić Lily, kiedy dziewczyna jej to powiedziała.
Lily wiedziała, że Nan to naprawdę bezpretensjonalna osoba - zawsze mówiła to, co myślała, była śmiała i szczera aż do bólu. Ale nie uważała, że jej nagła uwaga Jamesem była dobra - w końcu to ona pomogła mu znaleźć jego ukochaną dziewczynę i doskonale zdawała sobie sprawę, że James był w niej na zabój zakochany.
- Ale... przecież ona wie, że James kocha Alice... - powiedziała Lily, chcąc pociągnąć trochę Isobel za język i wyciągnąć więcej informacji.
- O tak, wie! Nan się tym nie przejmuje, ale nie wydaje mi się, żeby coś zepsuła. Nigdy nie robi pierwszego kroku; zawsze czeka, by to druga osoba dała jakiś znak. Może to z powodu jej dumy.
- Jak ty się tego dowiedziałaś? Nan ci powiedziała?
- Wczoraj, gdy wróciłyśmy do twojego pokoju, dość dużo o nim mówiła. Może nie wydaje ci się być to czymś wyjątkowym, ale naprawdę jestem zdziwiona, gdy Nan mówi o kimś innym niż tylko o sobie - odparła Isobel, spoglądając na Nancy. - James ją zauważa, ale w platoniczny sposób. To jej chyba wystarcza.
Lily zamilkła, przetwarzając w głowie te wszystkie informacje. Cóż, Isobel zawsze może się to wszystko tylko wydawać, i Nan po prostu, po raz kolejny, uwielbia być w centrum uwagi. W każdym razie słowa blondynki o dumie Nan uspokoiły Lilkę, bo wydawały się być jak najbardziej prawdopodobne - Ślizgonka była jak najbardziej osobą, która nie ukazywała swoich uczuć pierwsza.
Przez resztę drogi rozmawiała już prawie tylko z Isobel, która zdobyła przychylność Lilki. Rudowłosa od razu poczuła, że są do siebie nieco podobne i łączy je więcej, niż Nan i Lily. Była wpierw nieśmiała i mówiła głównie o innych, ale gdy popchnęło się ją w dobrą stronę, zaczynała być bardziej otwarta. Isobel, jako osoba półkrwi, z mamą mugolką, wiedziała też trochę o mugolskim świecie, czym bardzo pozytywnie zaskoczyła dziewczynę - Potter przywykła do tego, że czarodzieje nie rozumieli połowy słów z tego, co mówiła o mugolach.
Isobel okazała się również wielką fanką starszych zespołów, wokalistów i piosenek, czym od razu zyskała miejsce w sercu Lily. Właśnie kiedy obmawiały ostatni album ABBY z osiemdziesiątego pierwszego, zrównał z nimi kroku Scorpius, który przed nimi rozmawiał z Jamesem o Quidditchu (Lily aż zaczęła się zastanawiać, czy w Hogwarcie chłopcy rozmawiają tylko o tym sporcie; dopiero później Nan wyjaśniła jej, że to tylko jej brat i chłopak mają fioła na punkcie tej magicznej gry, a obie przyjaciółki po prostu nie lubiały sportu).
- Liluś, widzisz ten las? - Scorpius objął ramieniem Lilkę i palcem wskazał na las, koło którego przechodzili.
- Widzę i wiem, co ci się z nim kojarzy, ale nawet nie waż się opowiadać o tym twoim przyjaciołom - odparła Lily, a Scorpius zaśmiał się.
- Co tu się stało? Opowiedzcie, proszę! - prosiła ich Nan, niezwykle ciekawa. - Albus, James, wy wiecie. Powiedzcie!
Bracia jedynie ze śmiechem pokiwali przecząco głowami.
- No co to za jakaś wielka tajemnica? I tak się tego dowiem! - zawołała dumnie Nan, a następnie, by pociągnąć ich za język, zaczęła zgadywać: - Wasz pierwszy pocałunek? A nie, to były święta. Nie wiem, poznaliście się w tym lesie? Nieco dziwne miejsce jak na spotkanie, ale nie oceniam.
- Nan, później ci opowiem - rzekł Scorpius, wywracając oczami. Nan zdawała się być tym usatysfakcjonowana, bo powróciła do rozmowy z Albusem i Aidanem.
W końcu doszli na wzgórze, gdzie rozłożyli koc zapożyczony z domu i wyjęli z plecaków przekąski (oraz, oczywiście, piwo kremowe). Żółta sukienka Lily rozłożyła się na trawie niczym pole kwiatków, kiedy ta położyła się głową na kocu i przymknęła oczy pod promieniami słońca.
- Hej, Lily, a może poszlibyśmy nazbierać orzechów? - zapytał Scorpius ze swoim ślizgońskim uśmiechem, chcąc jej zapewne przypomnieć o jej wypadku nad rzeką.
- Tym razem pójdzie Al - odparła Lily, nie otwierając oczu.
- Och, czyli nie będzie powtórki z rozrywki? Żadnego wpadania do lodowatych rzek? - pytał, patrząc się z rozbawieniem na Lily.
- Jeśli chcesz, to możemy tam pójść i sama cię w tej rzece utopię, Malfoy.
- I kto wtedy będzie ratować damę z opresji, Potter?
- Sama się uratuję. Zresztą umiem już pływać!
- To gratuluję. - Scorpius zaśmiał się, a Lily zdzieliła go lekko w ramię. - Czyli co, idziemy po te orzechy?
- Możemy iść. - Rudowłosa podniosła się z trawy.
- Tylko nikt nikogo nie topi, jasne?
- Jeszcze pomyślę, Malfoy. - Lilka zaśmiała się, a Scorpius z uśmiechem wywrócił oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top