Rozdział 21. Rankiem
Lily obudziła się około dziesiątej. Na początku nie mogła w ogóle otworzyć oczu - jakby nie miała na to siły albo jak gdyby ktoś nie pozwalał jej tego zrobić. Następnie poczuła narastające pulsowanie w jej głowie, które obudziło ją tak, jakby wylano na nią kubeł zimnej wody. Mimo tego, że była już w pełni wzbudzona, ból w mięśniach po spaniu na niewygodnym materacu wraz z Dominique nie zachęcał ją do wstania.
No właśnie, Dominique. Już wcześniej ustalono, że na materacach będą spały po dwie dziewczyny. I chociaż taki układ był normalny, bo materace były wystarczająco duże by pomieścić dwie osoby, Dom chyba wzięła sobie za wyzwanie by zająć jak najwięcej miejsca. Lily, gdy się obudziła, jedną rękę i nogę miała na podłodze, reszta ciała za to ledwo utrzymywała się na powierzchni tymczasowego posłania kuzynek.
Nie mając nic lepszego do roboty, zaczęła wspominać wczorajszą (a może lepiej powiedzieć dzisiejszą, bo kuzynostwo bawiło się głównie po północy) noc. Pamiętała, że po opróżnieniu Ognistej Whisky jeszcze przez długi okres czasu rozmawiano w pokoju Roxanne. Później jeszcze raz na scenę weszła whisky, a potem Lily pamiętała już tylko niektóre fragmenty, które zdawały jej się być tak odległe i zamazane, jakby w ogóle ich nie przeżywała.
Dziewczyna zerknęła kątem okna na swoje lewo, starając się jak najmniej poruszać wciąż bolącą głową. Leżała tam Rose, z zamkniętymi oczami i lekko uchylonymi ustami. Jej ciemnorude włosy były w kompletnym nieładzie, lecz zdawać by się mogło, że była to jedyna rzecz, która była tam nieschludna - Granger-Weasley, w przeciwieństwie do Lily, spała w normalnej pozycji, z normalnie ułożoną kołdrą i poduszkami.
Nie było przy niej Molly, z którą miała spać, jednak Lilka się tym nie przejęła, bo wiedziała, że kuzynka jest rannym ptaszkiem i zapewne już ogarnia się w łazience. Zazdrościła Rose pod tym względem, że trafiło jej się spać z tak spokojną osobą - Dominique po jej prawej właśnie zaczęła coś mamrotać przed sen (z czego zrozumiała tylko imię Alex - o mój Merlinie, czy Dom śniła o swoim byłym chłopaku?) co niezwykle irytowało Lily.
- Moja droga, dlaczego wstałaś tak wcześnie? - zapytała Molly swoim troskliwym głosem, wchodząc do pokoju wraz z kubkiem herbaty. - Gdybym wiedziała, tobie też zrobiłabym coś ciepłego. Czy wrócić się do kuchni?
- Nie trzeba, Molly - rzekła Lily, uśmiechając się przez opiekuńczość starszej kuzynki i wstając do pozycji wpół siedzącej. - Obudził mnie ból głowy.
- Mnie też, i mogę się założyć, że wszystkie inne dziewczęta obudzą się przez dokładnie ten sam problem. Ale ja mam coś, co mogłoby zaradzić - stwierdziła Molly i wyciągnęła z kieszeni spodni fiolkę z fioletowym, mieniącym się i błyszczącym płynem.
- Eliksir na kaca? Spodziewałam się wszystkiego, jedynie nie tego, że akurat ty go będziesz posiadać - rzekła Lily z uśmiechem.
- Czasem ratuję nim Lucy z opresji. Czy możesz go przyjąć?
- Oczywiście, że tak, dlaczego bym nie mogła?
- No wiesz... - zaczęła Molly, a jej policzki lekko zaróżowiały ze wstydu. - Nie wiem, czy zadziała na ciebie tak samo, jak zadziałałby na czarodzieja...
- Raczej nie będzie żadnej różnicy. Cóż innego nam pozostaje, niż spróbować?
- No dobrze - rzekła tylko Molly i podała fiolkę Lily. Ta od razu zażyła nieco eliksiru i z wielką ulgą stwierdziła, że ból znikł prawie od razu.
- Dziękuję, jest mi już zdecydowanie lepiej - wyznała Lilka z wdzięcznym uśmiechem i oddała jej fiolkę. Molly odpłaciła się jej tym samym, ciepłym uśmiechem. - Nie musisz się już więcej niepokoić co do tych eliksirów, bo mogę je spożywać, choć nie tak często, jak czarodzieje.
- To pewnie jest dla ciebie ułatwienie: choć nie jesteś czarownicą, możesz dalej mieć dostęp do magicznych dóbr.
- Owszem, jednak staram się jak najmniej z nich korzystać. Skoro mój los skazuje mnie na życie bez magii, ja nie będę się mu wcale sprzeciwiać. Choć muszę przyznać, że eliksirowi na kaca w takich sytuacjach nie odmówię - rzekła Potter z uśmiechem, a Molly zaśmiała się cicho.
- Podziwiam cię za to, że tak dobrze sobie radzisz.
- A może wcale sobie nie radzę? Może wypłakuje sobie oczy po nocach przez mój bezmagiczny los? - zapytała Lily, choć widać było, że mówi nieprawdę.
- Znam cię za dobrze, by wiedzieć, że tak nie jest. Jesteś za silna, by nie zmierzyć się ze swoim losem i za bardzo zdeterminowana, by nie chcieć zauważyć w tym bezmagicznym świecie żadnych oznak szczęścia.
- Cóż, twe słowa wcale nie odbiegają od prawdy. Choć przyznać muszę, że do czarodziejskiego świata jestem przywiązana i mam do niego sentyment.
- Nie trudno to zauważyć, skoro twój chłopak to czarodziej - powiedziała Molly z przebiegłym uśmieszkiem, a Lily, na jej szczęście, od odpowiedzi uratowała Lucy:
- Merlinie, moja głowa pęka... - mruknęła, mrugając oczami. - Na Jowisza, dziś dwudziesty piąty! Prezenty!
Dziewczyna natychmiast zerwała się z łóżka, przez co jęknęła i złapała się za głowę.
- Molly, moja ulubiona siostro, czy masz może przy sobie eliksir zbawienia?
Lily zaśmiała się, kiedy usłyszała, jak Lucy nazywa eliksir na kaca.
- Jestem twoją jedyną siostrą - zauważyła Molly, podając siostrze fiolkę, którą ta od razu przysunęła do ust.
- Ale też ulubioną! - odparła Lucy, uśmiechając się.
Chwilę później i reszta dziewczyn wywlokła się z łóżka. Po spożyciu eliksiru każda z nich zaczęła przygotowywanie do świątecznego śniadania (które było tak naprawdę bardzo późnym śniadaniem, bo zaczynać się miało o jedenastej). Choć chłopcy, dokładnie jak dziewczyny, również nie byli chętni do wstania z łóżka, ostatecznie wszyscy kilka minut przed jedenastą byli gotowi do posiłku.
Do domu aportowali się wujek George i ciocia Angelina, którzy po szybkim przeglądzie, czy dom na pewno nie ucierpiał podczas nocowania kuzynostwa ich dzieci, teleportowali się do Nory. Wszyscy użyli aportacji łącznej, bo James, Dominique oraz Fred umieli się już teleportować, a pomagali jeszcze wujek i ciocia.
Dotarli przed Norę dokładnie na jedenastą. Już z daleka w oknie dało się zauważyć krzątających się dorosłych, a Lily z uśmiechem zauważyła białe włosy Scorpiusa.
Babcia Molly, zauważając nadchodzących wnuków i wnuczki stanęła w progu i każdego z nich przytuliła i wycałowała. Mimo, że kobieta liczyła sobie już siedemdziesiąt cztery lata, wcale nie traciła na wigoru co do okazywania miłości swojej rodzinie, tym bardziej, że straciła jej już zdecydowanie zbyt wiele.
W Norze znajdowała się również ciocia Andromeda. Rodzina Weasley-Potter tak naprawdę przygarnęła ją do siebie, kiedy ona straciła tą własną - oczywiście z wyjątkiem Scorpiusa oraz Narcyzy. Pani Tonks była bardzo lubiana i szanowana przez rodzinę rudzielców, gdyż dobrze wiedzieli, jakie katorgi przeżywała kobieta podczas obu wojen.
- Roxanne, Lucy, Dominique, czyście się nie wyspały? Wyglądacie, jakbyście całą noc nie spały! - zawołała zmartwiona babcia Molly, kiedy zauważyła worki pod oczami dziewcząt.
- To nic takiego babciu. Sen wcale nie jest ważniejszy od dobrej zabawy, która nam wczoraj towarzyszyła - odparła Dom, uśmiechając się do babci.
Niedługo później wszyscy zasiedli do stołu, a Lily zauważyła to, że babcia Molly specjalnie usadowiła ją przy Scorpiusie. Wcale temu nie protestowała, wręcz przeciwnie, cieszyła się, tym bardziej, że przez zgiełk panujący w rodzinnym ledwo mogła przywitać się ze Scorpiusem, jednak było to nieco krępujące dla nieśmiałej Lilki, kiedy James i tata posyłali im niezadowolone, Roxanne i Lucy wymowne, a Ginny ucieszone spojrzenia.
- Długa noc, czyż nie? - zapytał ją Scorpius, zauważając, że dziewczyna również nie była w pełni wyspana.
- Przy dobrej zabawie czas leci szybko - odparła szybko Lily, nieco zawstydzona tym, że tyle wczoraj wypiła, wstając po dzbanek z herbatą i nalewając sobie napoju do filiżanki.
- To zdecydowanie musiała być dobra zabawa, skoro musiałaś po niej aż zażyć eliksir na kaca - stwierdził rozbawiony Scorpius.
- A ty skąd niby o tym wiesz? - spytała Lily, udając urażoną.
- Słyszałem, jak Roxanne i Lucy o tym mówiły. Prawdziwe gaduły, czyż nie?
- Mhm - odparła tylko Lily, rumieniąc się ze wstydu i kodując sobie w głowie, że musi przeprowadzić poważną rozmowę z kuzynkami na temat zbyt głośnego gadania.
- Niezła sumka tych prezentów się zebrała - rzekł po chwili Scorpius, patrząc na stos paczek zapakowanych w kolorowe papiery ozdobne pod choinką. Oczywiście wszystkie się tam nie zmieściły, przez co kolorowe paczki walały się prawie wszędzie na podłodze przy świątecznym drzewku.
- Mogło by ich tu być znacznie więcej, jednak panuje u nas taka zasada, że dorośli kupują prezent dorosłym, a młodzież młodzieży. Oczywiście wyjątkiem są rodzice, którzy kupują prezenty swoim dzieciom, oraz Victoire, Roxanne, James, Fred, Dominique i Teddy, którzy, choć już skończyli siedemnaście lat, dalej kupują prezenty dla nas.
Scorpius pokiwał tylko głową, nieco markotniejąc.
- Nie martw się, dla ciebie też są prezenty. Może nie od wszystkich, ale babcia, mama, Albus i ja postaraliśmy się o coś dla ciebie - rzekła Lily z uśmiechem.
- Cóż, ja już dostałem od ciebie swój prezent i był on najlepszy, jaki mogłem dostać - odparł Scorpius, uśmiechając się do Lily, przez co na jej policzki wstąpił rumieniec, co starała się ukryć, nakładając sobie na talerz swoją porcję śniadania.
- Twój tata dalej się na nas gapi - szepnął Scorpius do Lily, przez co dziewczyna uniosła wzrok na ojca, którzy rzeczywiście, rozmawiając z ciocią Hermioną, patrzył ukradkowo na nich.
- Może chce z tobą przeprowadzić kolejną rozmowę ,,jeśli skrzywdzisz moją córkę..." - zachichotała Lily, a Scorpius aż się wzdrygnął.
- Wybacz, nie chciałbym słyszeć tego drugi raz. Może lepiej będzie się stąd zmyć...
- Ani mi się waż. Co ja bym bez ciebie tu zrobiła?
- Plotkowałabyś z Roxanne i Lucy na mój temat - odparł Scorpius z wyszczerzem.
- Wcale że nie. Wczoraj ani słówka nie pisnęłam na twój temat.
- Och, wstydziłaś się? To urocze...
- Malfoy! - rzekła Lily urażona, choć tak naprawdę była tą sytuacją bardzo rozbawiona.
- Cóż, wiedziałem, że podoba ci się moje nazwisko, ale że aż tak..
- Po prostu zajmij się swoją jajecznicą i przestań na chwilkę mówić - przerwała mu Lily, prawie cała czerwona na twarzy przez chłopaka koło niej.
- Myślałem, że mój głos też ci się podoba... Dobra, dobra, już nic nie mówię - rzekł Scorpius, zauważając mordercze spojrzenie Lily.
Przez całe śniadanie wszyscy miło gawędzili i czas minął w przyjemnej atmosferze, choć wszyscy (głównie ci młodsi) wyczekiwali otwarcia prezentów. I w końcu, po ponad półgodzinnym śniadaniu dziadek Artur oznajmił, że można przystąpić do otwierania prezentów. Młodzież jak jeden mąż odsunęli krzesła i podeszli do choinki, szukając paczek z karteczką ze swoim imieniem.
Lily bardzo to wszystko się podobało, nie tylko dlatego, że wszystkie prezenty przypadały jej do gustu, ale też dlatego, że słyszenie takich słów jak ,,dziękuję", ,,trafiłaś w dziesiątkę!" i ,,bardzo mi się podoba" rozczulały jej serce. Po rozpakowaniu nowego swetra od babci Molly, jasnożółtego z brązową literką L, od razu go na siebie nałożyła, a w jej ślady poszli pozostali kuzynowie.
Nagle poczuła, jak ktoś dotyka ją w lewe ramię. Odwróciła się i ujrzała Scorpiusa, również przebranego w sweter od pani Weasley, ciemnoniebieskiego z białą literką S. W swoich dłoniach trzymał mały, biały pakunek.
- Mam nadzieję, że nie pomyślałaś, że nie dam ci prezentu? - zapytał, a na twarz Lily wstąpił mały uśmiech.
- Nie śmiałabym. Jak się podobał ten ode mnie?
- Był wspaniały. Kiedy tylko znów nastanie nad nami rozłąka, będę się wpatrywał w nasze zdjęcia godzinami. Podobno patrzenie się na osobę, do której żywi się uczucia poprawia humor, choć i tak zdecydowanie bardziej wolę realistyczną wersję ciebie - rzekł Scorpius, a przez jego słowa uśmiech na twarzy Lilki jeszcze bardziej się poszerzył. - Mam nadzieję, że ci się spodoba - powiedział chłopak po chwili, dając Lily swój prezent, zapakowany w białe pudełeczko z fioletową wstążką.
Potter nieco drżącymi dłońmi otworzyła go, a jej oczom ukazał się złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie gałęzi bzu. W świetle bijącym z choinki z tyłu Lilki mienił się i błyszczał, jakby słońce rzucało swoje promienie z nieba. Lily natychmiast napłynęły łzy wzruszenia do oczu. ,,To musiał być drogi prezent" - myślała dziewczyna, oglądając wisiorek. - ,,A jednak on i tak mi go podarował..."
Lily dłużej nie myśląc, rzuciła się chłopakowi na szyję, pozwalając, by kilka łez spłynęło na jego sweter. Scorpius objął Lilkę ramionami, całując ją w czubek jej głowy.
- To najwspanialszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję - szepnęła Lily, patrząc na Scorpiusa.
- Dla ciebie wszystko - odrzekł Scorpius, uśmiechając się delikatnie. - Czy mogę? - zapytał, wskazując na naszyjnik, który dalej znajdował się w pudełeczku.
- Oczywiście - odparła tylko Lily, po czym odwróciła się do niego tyłem i odgarnęła włosy, by mógł zapiąć wisiorek na jej szyi. Kiedy dłonie Scorpiusa dotknęły jej skóry, chcąc zapiąć naszyjnik, poczuła przyjemne dreszcze rozpływające się po jej ciele.
- Dziękuję - szepnęła, kiedy skończył, odwracając się do niego i ku pozytywnemu zadziwieniu całej rodziny, przybliżyła się do niego i stojąc na palcach pocałowała go delikatnie w usta.
Usłyszeli, jak Roxanne i Lucy gwiżdżą i wiwatują, jakby właśnie zobaczyły jakiegoś sławnego piosenkarza, którego były fankami; jednak Lily i Scorpius słyszeli to wszystko jakby przez szybę, bo byli i liczyli się dla nich tylko oni sami. Nie zauważali nikogo, oprócz nich samych, ciesząc się szczęściem i uczuciami, które razem dzielili.
~
O drogi Merlinie, ponad 2100 słów! Moją normą jest jakieś 1700, tak więc jestem zdziwiona samą sobą, że tyle napisałam. To zapewne przez ten rozczulający moment Lily i Scorpiusa, przez który dostawałam jednocześnie ataki wzruszenia i fan girlu, tym bardziej, że cały czas słuchałam piosenek Mr Loverman oraz Line Without a Hook od Ricky'ego Montgomery, które dodawały mi nastroju do tej drugiej części rozdziału. Dla takich momentów Lilki i Scorpa mogłabym pisać Bez magii dniami i nocami, jednak szkoła mi na to nie pozwala, tym bardziej, że przez ostatnie dni byłam chora i teraz muszą nadrabiać wiele lekcji. Jak zwykle, mam nadzieję, że wy się dobrze trzymacie i nie chorujecie. Do następnego! <33
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top