One shot-lodowa miłość

W królestwie Arendelle trwała mroźna zima. Poddani chwali się w domach, palili w kominach, okrywali się szczelnie kocami. Nie liczni przygotowywali się do rozpoczęcia nowego roku, który miał nadejść za trzy dni. W zamku nie było lepiej. Księżniczka Alya razem ze swoim chłopakiem, Nino, pomagali jak tylko mogli. Zresztą nie tylko oni. Olaf biegał tam i z powrotem, nosząc koce i ciepłe ubrania. Plagg, renifer Nina i jednocześnie jego najlepszy przyjaciel, ciągną sanie z kupą drewna na opał. Tylko królowa Marinette siedziała zamknięta w swojej komnacie.

Od kilku ładnych dni dostawała listy z prośbami, błaganiami, a nawet z groźbami! Wszystkie od swoich poddanych, którzy oskarżali ją o stan pogodowy. Granatowłosa najchętniej zatrzymałaby tą zimę... ale tym razem to nie zależało od niej. Wprawdzie z każdą zimą jej nadprzyrodzone moce stawały się coraz potężniejsze, ale za każdym razem umiała nad nimi panować. Teraz nie było inaczej. Przynajmniej tak jej się zdawało. Powolnym krokiem podeszła do okna. Może jednak mogłaby coś na to poradzić? Wyciągnęła ręce przed siebie. Z otwartych dłoni zaczęły się unosić drobne płatki śniegu. Skupiła się na uczuciu do swojej młodszej siostry. Jedynej rodziny jaką miała. Jej starania sprawiły jedynie, że śnieg przestał padać. Nie zadowolona Marinette, szybkim krokiem, skierowała się do drzwi. Otworzyła je. Na korytarzy czekały na nią dwie służące. Na jej widok dygnęły lekko.

-Ogłoście mieszkańcom o zebraniu, które odbędzie się jutro, w sali balowej-rozkazała miłym, ale stanowczym głosem-obecność obowiązkowa.

***
Adrien Mróz leciał w kierunku domu świętego Mikołaja. Zorze na niebie oznaczały potrzebę spotkania strażników marzeń. Był jednym z nich od ponad roku. Wkurzał wszystkich na okrągło, ale jakoś specjalnie się tym nie przejmował. Uwielbiał to robić. Z głupowatym uśmieszkiem wylądował na czerwonych dachówkach.

-Na bombę!-krzykną i wskoczył, przez otwarte okno w dachu, do pomieszczenia.

Wylądował na modelu kuli ziemskiej. Był to wielki globus, oznaczony różnymi kolorami oraz małymi żarówkami. Pojedyncze światełka, które lśniły jasnym blaskiem, oznaczały dzieci, które w nich wierzyły. Było ich dosyć sporo. Nagle chłopak usłyszał czyjeś kroki. Uśmiechną się szeroko, pokazując szereg białych zębów. On już dobrze wiedział kto przyszedł. Jakby nigdy nic wszedł odrobinę wyżej. Stał tam przez chwilę. Gdy kroki ustały, skoczył. Zrobił salto w tył i wylądowała na plecach zająca.

-Siemasz króliku.-zaśmiał się i zakrył mu oczy.

-Jestem zającem! Ile razy mam Ci to mówić?-warkną i zrzucił go na ziemię.

Adrien wstał i teatralnie otrzepał się z kurzu. Chciał coś powiedzieć, ale w tej chwili pojawił się księżyc. Smugi światła były inne niż zazwyczaj. Błękitne z białymi elementami. Zdziwieni dwaj strażnicy zerknęli w stronę, gdzie jego promienie dotykały ziemi. W podłodze był wyrzeźbiony złoty płatek śniegu. Zawsze zlewał się z tłem. Teraz jednak był widoczny nawet z odległości 5 mil. Adrien popatrzył zdziwiony na zająca.

-Trzeba powiedzieć...

-Już wiemy-usłyszeli gruby i poważny głos Mikołaja.

Odwrócili się gwałtownie. Koło wysokiego mężczyzny latała Wróżka Zębuszka oraz Piaskowy Ludek. Miny mieli poważne, co oznaczało tylko jedno... kłopoty.

***
Królowa razem z siostrą stały na zamkowym balkonie. Marinette myślała długo. Nie spała całą noc, ale w końcu podjęła decyzję. Nie mówiła o niej nikomu. Teraz miała to wyjawić przed poddanymi, którzy stali na dziedzińcu. Granatowłosa wzięła głęboki wdech i podeszła do mikrofonu.

-Witajcie. Zapewne wiecie, czemu tu dziś jesteście-zaczęła swoją przemowę niepewnym głosem-Tegoroczna zima jest o wiele groźniejsza niż zawsze. Niestety nie mam na nią wpływu.-przez tłum przeszły ciche szepty-W związku z tym wszyscy, którzy będą mieli problem z czymkolwiek, zapraszam do zamku-wskazała ręką ceglaną budowlę-brama będzie dla was otwarta. Jest jeszcze jedna sprawa. Moja moc staje się coraz silniejsza. Z każdym dniem coraz trudniej mi ją kontrolować-jakby na potwierdzenie tych słów, barierka, którą cały czas dotykała, zaczęła zamarzać. Przestraszona Marinette cofnęła gwałtownie ręce.-Boje się, że będę mogła wam coś zrobić-oznajmiła, a przestraszone dzieci przytuliły się do swoich rodziców-lecz nie martwcie się. Za kilka minut wyruszam w góry. Tam będę próbować rozwiązać problem pogodowy, oraz mój własny.-pod jej stopą utworzyła się lodowa śnieżka-Do tego czasu, Alya obejmie władze w królestwie.-Zaszokowana szatynka stanęła obok siostry-Będziecie mogli na niej polegać, jak na własnej siostrze, wiem co mówię.-zapewniła odwracając głowę w stronę Aly-To tyle. Dziękuję i szczęśliwego nowego roku.-zakończyła i skierowała się do wyjścia z balkonu.

Zaszokowani ludzie wpatrywali się w oddalającą się postać. Nagle jeden z nich krzyknął tchórz. Potem coraz więcej osób zaczęło skandować to słowo. Zdezorientowana Alya wbiegła do pałacu w poszukiwaniu siostry. Jednak było już za późno. Marinette wszystko słyszała. Biegła ona przez korytarze, aż dotarła do wyjścia, które prowadziło do morza. Nie zwlekając ani chwili, ze łzami w oczach, wbiegła na wodę. Tak jak przewidywała, zaczął się tworzyć lód. Gdy dotarła na drugi brzeg, zatrzymała się gwałtownie. Czy to aby na pewno dobre wyjście, ucieczka? Zastanawiała się nad tym, czy nie lepiej by było zostać. Jednak tłum ludzi, wyzywających ją od dziwolągów, zmienił jej plany. Resztkami zdrowego rozsądku, roztopiła lód na morzu. W ten sposób miała pewność, że nikt do niej nie przyjdzie. Do tego powstrzymała powstanie sytuacji z przed trzech lat. Znów zaczęła biec w dobrze znaną jej stronę. Chciał wrócić do miejsca, gdzie mogła być sama. Jednak dobrze wiedziała, że prędzej czy później, ktoś po nią przyjdzie. Łzy zmieniały się w kawałeczki lodu, które zsuwały się z jej policzków i kruszyły się w kontakcie ze śniegiem oraz ziemią. Po godzinnej wędrówce dotarła nad przepaść. Tu kiedyś były schody, które prowadziły do jej pałacu. Jednak wszystko uległo zniszczeniu. Czemu? Bo obiecała sobie nie wracać tam już nigdy więcej. Zaistniała sytuacja skutecznie zmieniła jej plany. Z jej dłoni wyleciał promień śniegu, który szybko zmienił się w lód. Bez pośpiechu weszła, po nowych schodach, na górną półkę skalną. Chcąc zmienić bieg wydarzeń, jednym ruchem ręki, zniszczyła nowo powstane dzieło. Odwróciła się plecami do głębokiej przepaści. Była teraz wolna. Nie ograniczało ją nic. Postanowiła więc wejść jeszcze wyżej. Tak też zrobiła. Wiatr łaskotał jej twarz, tym samym psując lekko jej warkocz. Peleryna zaczęła lekko falować. Gdy udało jej się wejść na sam szczyt, usiadła wyczerpana na skale. Widok zapierał dech w piersiach, ale nie dla niej. Miała dość widoku pogrążonego w śniegu Arendelle. Zacisnęła dłonie w pięści i zaczęła wyklinać swój dar. Gdyby go nie posiadała, nic by się nie stało. Zdenerwowana Marinette stanęła na równe nogi. Z pod jej stóp zaczął tworzyć się lód. Ręce uniosła do góry, a lodowe ściany zaczęły wychodzić z podziemi. W mgnieniu oka powstał pałac z prawdziwego zdarzenia. Był większy od poprzedniego i o wiele ładniejszy. Zadowolona dziewczyna opuściła ręce i zaczęła iść w stronę swojego pokoju. Mimo, iż było ledwo po 13, miała wielką ochotę się przespać. 

***

Blond włosy chłopak patrzył nie pewnie na nowo powstały portal. Dostał misje. Sprawdzenie, dlaczego w królestwie Arendelle dzieci są zagrożone. Tak pokazywała mapa. Ostatni raz zerkną na Mikołaja. Wziął głęboki wdech i z zamkniętymi oczami wskoczył do magicznego przejścia. Kurczowo trzymał się swojej drewnianej laski. Podróżował tak nie raz, ale nie lubił tego sposobu transportu. Po chwili poczuł, jak jego twarz spotyka się z czymś zimnym. Jego ciało przeszedł dreszcz. Znalazł się w śniegu. Podniósł się i otrzepał. Policzki miał lekko czerwone, przez kontakt z ziemią. Pierwsze co zobaczył, to kamienny zamek. Obok niego wioska. Z daleka było widać ludzi, którzy chodzili w różne strony z kocami i termosami. 

~To pewnie tu~szepną sam do siebie.

Okręcił się w około, by zobaczyć okolicę. Nagle coś mu błysnęło przed oczami. Swój wzrok skierował na góry, za nim. Wielkie, pokryte białym puchem, miejscami dało się zobaczyć szare skały, oraz... zamek? Nie no, tego jeszcze nie było. Kto budował by zamek, na samym środku góry? Nie wiedzieć czemu, Adrien bardzo chciał tam pójść. Dostał by się tam błyskawicznie, bo w końcu umie latać, ale miał misję do spełnienia. Po długiej analizie za i przeciw postanowił pójść w góry. Nie był by sobą, gdyby nie postąpił według własnego widzi mi się. Wzbił się w powietrze. Zaczął skakać z drzewa na drzewo. Jednak po kilku minutach to mu się znudziło. Więc zawisł w powietrzu i skierował swój tor lotu na sam szczyt góry. Po niespełna trzydziestu minutach znalazł się u celu. Z bliska pałac wyglądał jeszcze lepiej niż z dołu. Lód mienił się na różne kolory. Ozdobne balkony oraz kolumny dawały niesamowity efekt. Nie wiedząc co dalej ma zrobić podszedł do jednych z drzwi. Zastukał w nie i ze zdziwieniem stwierdził, że są otwarte. Pchną więc je mocniej. Szczęka wylądowała mu na podłodze, gdy ujrzał wnętrze budowli. Lodowe schody, fontanna ze śniegu oraz wielki płatek śniegu, który zdobił podłogę. 

-Halo? Jest tu kto?-jego krzyk rozniósł się echem po pomieszczeniu.

Marinette słysząc czyjeś wołanie, zbladła gwałtownie. Przecież wszystko zniszczyła! Nerwowym krokiem wyszła z salonu. Im bliżej była wyjścia, tym bardziej wyczuwała czyjąś obecność. Jak ten ktoś się tu dostał i czego tu chciał? W końcu doszła do schodów. Zbiegła po nich i zatrzymała się na pół piętrze. Jej oczom ukazała się blondyn o niesamowitych zielonych oczach. Miał na sobie granatową bluzę z kapturem oraz spodnie 3/4. Zdziwił ją fakt, że był bez butów. Środek zimy, a on na boso lata? Marinette spojrzała mu głęboko w oczy.

Adrien w tej chwili dostał palpitacji serca. Co taka piękna dziewczyna, o nienaturalnych fiołkowych oczach, robiła tu sama? W dodatku na samym szczycie góry. Zlustrował ją jeszcze raz wzrokiem. Piękna, długa sukienka w kolorze nieba, z tego samego koloru peleryną. Włosy ułożone w krótkiego warkocza i lekki makijaż. Nie, to zdecydowanie nie miejsce dla takiej dziewczyny.

-Co ty tu robisz?-jej słodki, a zarazem groźny, głos wyrwał go z zamyśleń. Podrapał się nerwowo po karku.

-Jestem Adrien. Adrien Mróz, jeden ze strażników marzeń.-odpowiedział uśmiechając się lekko-dostałem misję i dlatego tu jestem.

-Jaka znowu misja?-zdziwiła się dziewczyna.

-W Arendelle dzieci zaczęły się panicznie czegoś bać-oznajmił i zrobił jeden krok w jej stronę-misja polega na tym, by uspokoić je i dowiedzieć się co jest powodem ich strachu.

-W takim razie, gratuluję-dziewczyna zaczęła powoli schodzić ze schodów-właśnie je znalazłeś.

-C-co?-spytał ze zdziwieniem.

-Ja, Marinette, królowa Arendelle, jestem obiektem strachu od dobrych trzech godzin. Wiesz czemu?-spytała teoretycznie schodząc z ostatniego stopnia schodów-bo mam coś, czego nie ma nikt inny.

Wyciągnęła do niego dłoń. Od razu zaczęły z niej lecieć drobne płatki śniegu. Chłopak patrzył na to ze zdziwieniem. Czyli nie był jedyny. Ona też, tak jak on, posiadała moc lodu. Adrien również wyciągną swoją dłoń. Tak samo, jak w przypadku dziewczyny, wyleciał śnieg. Obie moce zetknęły się ze sobą. Marinette ze zdziwieniem spojrzała na blondyna.

-Ty... też?-spytała cicho kładąc swoją dłoń na jego.

-Widzisz?-szepną i ścisną jej zimną rękę-jesteśmy tacy sami.

Do końca tego dnia chodzili po całym pałacu. Rozmawiali o sobie i o ich życiach. O tym jak otrzymali moce i jak się nauczyli nad nimi panować. Czasami też się śmiali tak naprawdę z niczego. Zachowywali się tak, jakby znali się od zawsze. Ale co się dziwić? Byli do siebie okropnie podobni.

Następnego dnia obudzili się dosyć późno, bo o 10. Zjedli razem śniadanie i zabrali się za przygotowania do sylwestra. Szczerze mówiąc oboje stracili rozumy. Marinette zapomniała o poddanych oraz o siostrze, która teraz pełniła rolę królowej. Adrien natomiast zapomniał o swojej misji. Zresztą... ona została w połowie zrobiona. Znalazł przyczynę strachu dzieci? Znalazł. (No i gitara, siema xD-A) Więc na wolne mógł sobie pozwolić. W końcu zbliżała się godzina 12.

-Adrien!-usłyszał rozbawiony krzyk granatowłosej.

-Tak, my lady?-spytał zaglądając do kuchni.

-Ile ty już kanapek z nutellą zjadłeś?-odwróciła się w jego stronę z pustym słoikiem.

-Yyy.. ze dwie, lub... pięć?-odparł, a dziewczyna zachichotała.

-To miało być na 12!

-Ale za pięć minut jest 12, Mari.

Granatowłosa uśmiechnęła się promiennie i złapała go za rękę. Adrien spłonął rumieńcem. Zaprowadziła go do wielkiego okna. Przez nie można było zobaczyć panoramę królestwa. Jednak tym razem bardziej było widać niebo, które za kilka sekund miało rozbłysnąć kolorowymi światłami. Stanęli tuż przy szybie, na samym środku. Jakaś niewidzialna siła kazała blondynowi objąć swoją przyjaciółkę. Tak też i zrobił. Marinette w odpowiedzi położyła dłonie na jego ramionach i wtuliła się w jego klatkę piersiową. Zaczęło się odliczanie.

10
9
8
7
6
5
4
3
2
1

-Szczęśliwego Nowego Roku.-powiedzieli w tym samym czasie.

Marinette uniosła głowę. Spłonęła rumieńcem, gdy zobaczyła oczy Adriena, które intensywnie wpatrywały się w jej twarz. Mimo to nadal utrzymywała z nim kontakt wzrokowy. Ręce chłopaka przeniosły się na jej policzki. Blondyn pochylił się i musną jej usta swoimi. Marinette lekko zdziwiona zarzuciła ręce na jego szyję i zamknęła oczy. Całowali się delikatnie, niepewnie i z uczuciem. Po kilku chwilach oderwali się od siebie.

-Może i znamy się krótko, ale...-zaczą chłopak opierając swoje czoło o jej-Kocham Cię, Marinette.

-Ja ciebie też, Adrien-usłyszał w odpowiedzi i ponownie złączył ich usta w pocałunku.

KONIEC

Oto obiecany one-shot na 1K wyświetleń. Mam nadzieje, że się spodobał.

Do napisania 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top