Rozdział 28

Aizawa odłożył na biurko telefon, odchylając się leniwie na krześle. W pokoju nauczycielskim nie było nikogo poza nim i Cementosem, ale ten był całkowicie zajęty swoimi sprawami. Ponad godzinę temu Aizawa obserwował z okna pokoju jak autobus z klacą 1-C odjeżdża, a razem z nim Hitoshi i Inori. Ta druga ciągle kradła mu sen z powiek. Czuł się, jakby do jego dziwacznej rodziny dołączył kolejny element. To już nie była rodzina jego i Haruny, gdzie Eri została ich adoptowaną córką, a Hitoshi'ego traktowała jak starszego brata. W tym wszystkim pojawiła się także Inori. Jej rodzice powierzyli mu nad nią opiekę, a ten ją wielokrotnie zawiódł. Dobrze, że Kirie była nauczycielem wspomagającym. Chociaż do całego wyjazdu... miał naprawdę złe przeczucia.

Obserwatorium znajdowało się dwie godziny drogi autobusem. Uczniowie zajmowali się rozmowami, śpiewaniem, bawiąc się naprawdę świetnie. Za wyjątkiem upartej dwójki, zerkającej na siebie ukradkiem, ale ignorując siebie. Kirie, początkowo zajmowała miejsce przy Inori, by móc się z nią łatwiej komunikować, tak teraz dostrzegła napiętą atmosferę między nastolatkami. Jako że Hitoshi również siedział sam, domagając się spokoju, próbował spać ze słuchawkami w uszach. Haruna usiadła obok niego po cichu, a jednak go wybudzając, pokazując, jak lekki miał sen. Chłopak posłał krótkie spojrzenie nauczycielce i zignorował ją.

— Hitoshi, możemy porozmawiać? — spytała cicho Kirie.

Chłopak wzruszył ramionami, choć w głębi serca czuł, że nie będzie to przyjemna rozmowa.

— Wiem, że coś się wydarzyło między tobą a Inori. Czuję to w powietrzu. Jako opiekunka na tym wyjeździe i jako nauczycielka chcę, żebyście oboje czuli się dobrze. Więc co się stało? — zapytała, przyglądając się mu uważnie.

Hitoshi spuścił wzrok na swoje dłonie, nie wiedząc, od czego zacząć. Zastanawiał się, czy jest sens opowiadać o swoich uczuciach do Inori, o zazdrości i bólu, które odczuwał, czy lepiej przemilczeć to wszystko.

— Nic, po prostu pokłóciliśmy się — odpowiedział wymijająco, wiedząc, że to nie jest pełna prawda.

Kirie uniosła brew, dając mu do zrozumienia, że nie uwierzyła w to jedno słowo.

— Słuchaj, Hitoshi, wiem, że masz swoje powody, ale jeśli nie będziecie potrafili się porozumieć, to ten wyjazd będzie dla was obu tylko bardziej stresujący. Czasem trzeba przełknąć dumę i spróbować naprawić relację. Szczególnie jeśli ta osoba jest dla ciebie ważna — powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.

Hitoshi westchnął, cicho przyznając kobiecie rację. Nie zamierzał zdradzać, że to trawiąca go od środka zazdrość pchnęła go do wypowiedzenia słów, których szybko pożałował. Nigdy nie chciał zranić Inori. Po prostu zakochał się beznadziejnie, pierwszy raz... i tak boleśnie. Ale czy miał szansę rywalizować z kimś takim jak Kirishima? Charyzmatyczny, otwarty, przyjazny wobec wszystkich, istny wzór cnót, najlepszy kandydat dla Ayuzawy, a ona przecież zasługiwała na to, co najlepsze. 

Gdy nauczycielka wróciła na swoje miejsce u boku Inori, Hitoshi wbił wzrok w dziewczynę. Przypatrywał jej się tak długo, jak tylko mógł. Przeprosi ją, obiecywał sobie. Jeśli tylko nadarzy się okazja, by móc porozmawiać w cztery oczy, powie jej wszystko. Nie chciał skończyć jak Aizawa i Kirie, którzy nigdy nie wyznali sobie uczuć, rozdzielając się na czternaście lat, a wystarczyło, by powiedzieć pewne słowa... Hitoshi używał ich rzadko i tylko w stosunku do matki, później prawdopodobnie zapomniał, jak one brzmiały, jak się je wymawia.

Autobus w końcu dotarł do celu — obserwatorium, które znajdowało się na szczycie łagodnie wznoszącego się wzgórza. Budynek wyglądał imponująco w blasku słońca. Była to nowoczesna konstrukcja, ze szklanymi ścianami, które pozwalały na podziwianie panoramy okolicznych lasów i gór. Na dachu znajdowała się wielka kopuła, w której umieszczono teleskop, duma całego obserwatorium.

Uczniowie wysiedli z autobusu, podekscytowani i pełni energii po długiej podróży. Inori i Hitoshi schodzili powoli, każde z nich pogrążone we własnych myślach. Kirie szybko przeliczyła wszystkich, upewniając się, że nikt nie został w pojeździe, i poprowadziła grupę w kierunku wejścia.

W środku obserwatorium panowała atmosfera powagi i spokoju. Przestronne foyer z wysokim sufitem było ozdobione plakatami przedstawiającymi różne konstelacje i galaktyki. Na środku stała makieta Układu Słonecznego, która przyciągała uwagę każdego nowo przybyłego. Z boku znajdowało się kilka gablot z eksponatami, w tym fragmenty meteorytów oraz modele teleskopów, które kiedyś były używane do badania nieba. Kirie zaprowadziła uczniów do głównej sali wykładowej, gdzie czekał na nich astronom, który miał przeprowadzić pierwszą część zajęć. Sala była przestronna, z wygodnymi krzesłami ustawionymi w półkolu wokół podwyższonego podium. Na ścianach wisiały mapy gwiezdne, a w rogu stał nowoczesny projektor, który miał za chwilę wyświetlić fascynujące obrazy kosmosu.

Haruna, która usiadła obok Hitoshiego, cicho zachęciła go do skupienia się na wykładzie. Chłopak, chociaż nieco niechętnie, przystał na to. Inori, siedząca kilka rzędów dalej, co jakiś czas zerkała w jego stronę, nie mogąc się skupić na słowach astronoma.

W trakcie wykładu, Hitoshi czuł, jak napięcie między nim a Inori wciąż rośnie. Próbował skupić się na słowach prowadzącego, ale myśli nieustannie wracały do niej. Inori wyglądała na zmartwioną, co sprawiało, że Hitoshi czuł się jeszcze gorzej. Wiedział, że musi ją przeprosić, że musi wyjaśnić, co naprawdę czuje. Ale jak to zrobić, kiedy każde słowo wydawało się zbyt trudne do wypowiedzenia?

Wykład powoli dobiegał końca, a prowadzący wraz z Midnight i Kirie zezwolili uczniom na samodzielne zwiedzanie miejsca, z zastrzeżeniem, aby nie używać darów oraz niczego nie dotykać. Hitoshi postanowił wykorzystać tę szansę, więc ruszył od razu w kierunku Inori. Stała do niego plecami, podziwiając jakąś soczewkę ukrytą za przeźroczystą szybą gabloty. 

— Oi... Ayuzawa... — wydukał, ale wtedy wydarzyły się dwie rzeczy.

Pierwsza, Inori odwróciła się w jego stronę, a z kącików ust wypływały dwie strużki krwi. Hitoshi miał znów przed oczami obraz dziewczyny wymiotującej krwią pomieszaną z płatkami kwiatów wiśni. 

Druga sprawa, ziemia nienaturalnie zadrżała i nastąpił wybuch w cetrum obserwatorium.

Chaos wybuchł natychmiast. Uczniowie krzyczeli, a szkło gabloty, którą podziwiała Inori, rozsypało się na tysiące kawałków. Hitoshi odruchowo rzucił się w stronę dziewczyny, zasłaniając ją przed odłamkami.

— Inori, wszystko w porządku?! — zapytał spanikowany, starając się dostrzec, czy jest poważnie ranna.

Ale nie reagowała. Nie spoglądała nawet na niego. Wpatrywała się w jakiś punkt nad nimi wszystkimi. Hitoshi powiódł za nią wzrokiem, a potem sam zamarł. Tuż nad zniszczoną kopułą unosiła mu się znajoma sylwetka. Mężczyzna unoszący się nad nimi nosił elegancką, bordową koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami przy szyi.  Jasne włosy, starannie zaczesane do tyłu, kontrastowały z ciemnymi, przenikliwymi oczami, tak jak Hitoshi zapamiętał. Aczkolwiek miał wrażenie, że przed nim unosi się duch. Przecież Aizawa wyraźnie mówił, że znaleziono sześć ciał, czyżby bandziorów było tam więcej, a Jason umknął bohaterom?

Złośliwy chichot przypomniał Shinsou jeszcze jedną osobę, kroczącą ku niemu. Hitoshi zasłonił swoim ciałem Inori, tak na wszelki wypadek.

— Yo! Bachorze! Pamiętasz nas? — parsknął Choche. — Bo my ciebie aż za dobrze.

— Nie ruszać się, bo wszyscy zginiecie, tym razem Mara nas hojnie obdarzyła, byleby zdobyć użytkownika daru Kwiatów Wiśni, także ty, gówniaro, oddaj, coś zajebała!

Faktycznie do budynku wpadło wielu uzbrojonych w broń palną i swe dary złoczyńców. Hitoshi czuł, jak adrenalina zaczyna napływać do jego żył. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Złoczyńcy otoczyli grupę uczniów, a ich oczy płonęły żądzą zemsty i chciwości. Choche, złośliwie się uśmiechając, zaczął powoli zbliżać się do Hitoshiego i Inori.

— Odsuń się, chłopaczku. Nie masz pojęcia, z kim zadzierasz — wycedził, wyciągając rękę w stronę Inori. — Już wiem, jak działa twój dar... dlatego mam to. — Wskazał palcem na swoje uszy, z których wystawały czarne zatyczki. — Wystarczy, że ci nie odpowiem i cię nie usłyszę, a wtedy nie zrobisz mi prania mózgu... Czy wiesz gnoju, jakie przez ciebie miewam koszmary?!

— Choche... — ostrzegł go Jason.

Ale Choche nie słuchał, natychmiast doskoczył do Shinsou i uderzył go mocno pięścią w szczękę, aż ten zatoczył się do tyłu. Inori chciała do niego dobiec, by sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale Choche chwycił ją mocno za ramię, boleśnie wbijając w nie palce.

— A złodziejka, gdzie się wybiera? — sapnął rozbawiony złoczyńca.

Mimo posiadania w swym zasięgu Inori i tak musiał ją wypuścić, by uniknąć przecięcia białą kartką, która skutecznie oddzieliła go od jego celu. Wściekły powiódł wzrokiem ku kobiecie o jagodowych włosach, której ręka właśnie rozkładała się na pojedyncze kartki.

— Wara od moich dzieci — syknęła jadowicie, mordując wzrokiem Choche.

Jason, który do tej pory spoglądał na wszystko z góry, wypuścił z ust powietrze i zszedł do parteru, przystając obok swego wspólnika. Popatrzył krytycznie na waleczną kobietę, a potem rozejrzał się po reszcie dzieciaków z U.A., to nie był profil bohaterski, a oni nie byli szkoleni na bohaterów, nie każdego dar nadawał się do walki. Nim zaplanowali całą tę akcję, przeprowadzili porządne dochodzenie, by odkryć tożsamość chłopaka z magazynu, złodziejki daru, ich klasy, nauczycieli. Dzięki temu byli przygotowani. Shigaraki i All For One powinni żałować, że zrezygnowali z nich, ale nie Mara. Mara wciąż przy nich trwała.

— Zawrzyjmy układ, złodziejko — zwrócił się do Inori, kompletnie ignorując Kirie. — Twoje życie za życie ich wszystkich.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top